2 maja po ostatnim gwizdku przedziwnego spotkania między Sassuolo i Atalantą oficjalnie ukazał się nowy mistrz Włoch. Inter dotknął niebios, a cała reszta, z Juventusem na czele, mogła porzucić wszelką nadzieję. Oto człowiek, który wsadził Starą Damę na tron, wrócił i z pełnym impetem ją z niego strącił. Znowu czyniąc cuda z graczami pokroju Younga i Darmiana, i znowu bezlitośnie zdzierając gardło. Wszystko po to, aby w momencie, kiedy w Polsce witali majową jutrzenkę, nad Italią brzmiało donośne „Pazza Inter”.

Z Kolarovem w kadrze. Z Sanchezem z ławki. Okazjonalnie z wahadłami Young-Darmian. Ten sam menadżer wygrał Premier League Davidem Luizem, Marcosem Alonso i Victorem Mosesem. W Londynie zawiodła jednak jedna z podstawowych zasad Conte. O ile z flagowego 3-5-2 zrezygnował na rzecz 3-4-3, wymagania bezwarunkowego podporządkowania się piłkarzy nie odpuścił. I był cyrk. A przecież jego genialny sezon był punktowo w minionej dekadzie najlepszym dla Chelsea. Dodatkowo był to drugi najlepszy wynik The Blues w erze Premier League.

Wcześniej z siódmego miejsca w rok dźwignął Juve na szczyt ligi, przez cały sezon nie przegrywając. Kampanię później przekraczał już próg 100 punktów, żeby niedługo oddać Allegriemu fabrykę scudetto do użytku. Wybitne rzeczy. Genialnie radzi sobie również w Interze, wracając do juventusowego 3-5-2. Wskrzesza też graczy, o których inni woleliby zapomnieć, jak ma w zwyczaju zresztą.

Recykling

Alexis Sanchez wspominał, że odejść z Manchesteru United chciał już po pierwszym treningu. Jako clou swoich niepowodzeń w tamtej ekipie wskazywał presję i atmosferę, która za kadencji Mourinho wręcz nie pozwalała oddychać w szatni. Pobyt na Old Trafford nie miał sensu. Zastanawiało jednak, jak Chilijczyk odnajdzie się w klubie, za którego sterami stoi kolejny apatyczny wódz. Conte, podobnie jak Mourinho, wyróżnia się raczej bezpardonowym podejściem do relacji z zawodnikami i niezbyt dobrze znosi jakikolwiek sprzeciw. Zaskakująco, włoski rygor podszedł napastnikowi. Nowy styl gry również… znaczy, można tak powiedzieć.

Bo nie jest już kluczowym zawodnikiem zespołu. Nie stanowi podstawowej części ataku jak w Barcelonie ani nie ciągnie za sobą reszty jak w Arsenalu. Pobyt w Manchesterze miał przytłoczyć go ogromem presji, której pierwszy raz od dawna się pozbył. W Interze pełni funkcję super-zmiennika. Nie oczekuje się od niego niebywałych wyników. W grze widać natomiast luz, którego tak bardzo brakowało w poprzednim klubie. Rola zmiennika wydaje się współgrać z Sanchezem. Wprowadzenie go na boisko nie jest tylko symbolicznym aktem trenera, dającym sygnał do ataku, ale realnym wpłynięciem na jakość przedniej formacji. (Erik Lamela left the chat).

Inter na wszystko co złe

Porównując Sancheza do wszystkich napastników wielkiej piątki lig przez ostatni rok, wypada on niespodziewanie dobrze. Żaden inny nie zalicza tak wielu asyst w przełożeniu na 90 minut. Chilijczyk jest najlepszy także pod względem kluczowych podań (na mecz) i goli wykreowanych przez podanie z gry (również na 90 minut). Ponadto znajduje się w najlepszych 2% napastników w statystyce celnych długich podań oraz w najlepszym 1% podań progresywnych i w pole karne, a także w wykreowanych sytuacjach strzeleckich (przez drybling, strzał, podanie czy faul). W czołówce wśród innych atakujących figuruje też pod znakiem przechwytów, kontaktów w ofensywnej tercji czy rajdów z piłką. Wszystko w przełożeniu na 90 minut.

W pewnym sensie pomaga mu fakt, że nie gra regularnie spotkań w pełnym zakresie, ale to, co robi za każdym razem, kiedy pojawia się na boisku, stawia go w czołówce europejskich dziewiątek. Nie jest tym, kogo chciał Mourinho, ale tym, kogo potrzebuje Inter. W momencie, gdy któryś z afiszowego duetu napastników Nerazzurrich nadaje się do zmiany lub musi odpocząć, przeciwnik może być pewny, że zastępca godnie wejdzie w miejsce poprzednika. Potwierdza to 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej zdobywanych średnio co 93 minuty oraz 70 wykreowanych strzałów, czyli jeden na każde 16 minut Chilijczyka na boisku.

Niekochani

Kolejni niechciani z Manchesteru, Ashley Young i Matteo Darmian, nie zaskoczyli co prawda tak bardzo jak Sanchez, ale ich wpływ na mistrzostwo jest zauważalny. Anglik z mema stał się solidnym wahadłowym, a Włoch, będąc szanowanym zapchajdziurą, niedługo po wyrzuceniu do Parmy zostaje mistrzem swojego kraju. That’s how Conte works.

Jest też Christian Eriksen. Wydawało się, że pożegnanie z Interem nadejdzie dla niego mniej więcej tak szybko jak pierwsze „Ciao!”. Duńczyk nie pasuje bowiem do sztandarowej koncepcji pomocnika u nowego trenera. Dodatkowo pozycja, z jaką jest utożsamiany, w systemie Nerazzurrich nie funkcjonuje. Jego walizki były już ponoć spakowane. A tu przełom. Conte wymyślił byłego gracza Tottenhamu jako wariant na mecze, w których zespół częściej będzie kontrolować grę. I Eriksen sprostał. Wielokrotnie jawił się jako wytrych w rozegraniu piłki od obrony, pomagając omijać agresywny pressing lub ustawiając się za dwójką napastników w najbardziej ofensywnych rozwiązaniach. I działa. Chociaż, tak samo jak Sanchez, może zapomnieć o roli kluczowego grajka.

Nowa dieta czołgu

Z całego angielskiego zaciągu do galowej jedenastki Nerazzurrich dostał się jedynie Romelu Lukaku. Ale za to jak się dostał. Kupiony za porządne pieniądze niejako zrzucił kamień z serca kibicom Czerwonych Diabłów. Jego pobyt kojarzy się tam głównie z zarzutami o słabą dyspozycję w ważnych spotkaniach i brak „czegoś ekstra”. Nie można też pominąć nadciągających przy każdym gorszym występie śmieszków z sylwetki Belga. W odróżnieniu od innych nabytków z Wysp ten transfer od zalążka wyglądał obiecująco. W końcu Conte finalnie dostał gracza, o którego tak bardzo zabiegał w Chelsea. Sam zawodnik mówi o wyższym poziomie, na jaki wzniósł go Inter.

Zaczęło się niewinnie. Zmiana diety, nowe role w pozycji. Potem słuchał, co ma mu do powiedzenia nowy szkoleniowiec i rozwinął się taktycznie. Nabrał doświadczenia w grze z nowym partnerem w ataku, rozumiał styl gry. I masz, w tym sezonie ligowym więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej uzbierali tylko Lewandowski, Messi i Kane. Belg przeistoczył się w napastnika kompletnego, zaskakującego na każdej płaszczyźnie.

Wrażenie robi jego gra bez piłki. Lukaku przyznawał, że w systemie Conte najważniejsze jest wiedzieć, gdzie w danym momencie stać. Sam robi to doskonale. Często schodzi na skrzydło lub zbliża się do piłki, a duża część kontrataków zespołu rozpoczyna się od podania do świetnie ustawionego Belga. Każdy taki manewr jest do tego rozgrywany w symbiozie z Lautaro Martinezem. Czyni to z pary Nerazzurrich najgroźniejszy duet napastników w Europie. Co oczywiste, świetnie wykorzystuje swoje warunki fizyczne i szybkość. Dobrze odnajduje się w konstruowaniu akcji, grając często z dala od pola karnego. Chociaż w jedenastce też jest bezkompromisowy. W Serie A i Interze Lukaku odnalazł się perfekcyjnie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Conte dobrał się do niego już w Chelsea.

Włoski Michał Piela

Realizowanie pełni potencjału posiadanych zawodników nie przebiega bez efektów ubocznych. Reżim treningowy u włoskiego menadżera owiany jest mroczną legendą. Tylko jeśli zawodnik poświęci się dla myśli szkoleniowej, cały proces ma sens. Dlatego Conte z taką łatwością odsuwa graczy od pierwszego składu; nie padasz ze zmęczenia? Nie grasz. Celnie wskazał to Giorgio Chiellini, wieloletni podopieczny byłego trenera Juve i selekcjonera kadry Włoch:

Conte nie jest taki tylko na meczach. To trwa cały czas, przez każdy trening. Jest jak policjant. Czuliśmy z nim szczególną atmosferę, w Juventusie, a potem w reprezentacji. Kiedy kończysz sesję treningową, jesteś martwy. Nie zmęczony – martwy. I możesz to zrobić tylko dlatego, że wierzysz w to, co on robi. Spędziliśmy z nim 40 dni we Francji. To było jak wejście do innego świata. Musisz być w 100% z nim. Tworzy atmosferę, w której każdy przekazuje sobie energię. Na pewno jest jedynym z najlepszych w tym, co robi.

Pazza Inter

Kolejnym znakiem rozpoznawczym szkoleniowca jest formacja 3-5-2. Mimo że jest do niej dosyć przywiązany, nie można odmówić mu mobilności taktycznej. Zresztą kluczowy ruch w partii o scudetto polegał właśnie na radykalnej zmianie bronienia przez Inter. Portal L’Ultimo Uomo jako przełomowy wskazał pierwszy mecz z Sassuolo, wygrany 3-0. Nerazzurri bronili dotychczas bardzo wysoko, pozwalając rywalom na najmniejszą liczbę podań między odbiorami w całej lidze. Jednocześnie obrona nie prezentowała się najlepiej. Licząc od wspomnianego meczu, Inter stał się 18. ekipą jeśli chodzi o intensywność pressingu. Częściej wyczekiwali rywala na własnej połowie, oddając inicjatywę. Wraz z tym w dół poszybowało podejmowane ryzyko. W rezultacie w 27 meczach „po Sassuolo” drużyna straciła 18 bramek, a w dziewięciu „przed” 13.

Włoch perfekcyjnie dopasował zawodników do swojego systemu, głównie przez trafione transfery. Za te odpowiada akurat Piero Ausilio, człowiek z najdłuższym stażem w klubie spośród działu managementu. Trzeba przyznać, że ściągając do klubu Lukaku, Martineza, Barellę, Vidala i De Vrija w 3 okienka zbudował menadżerowi świetne środowisko pracy. Łącząc to z fundamentalnym w zamyśle Conte zaufaniem od zespołu i trafioną decyzyjnością, we Włoszech zburzono mury, których od lat bronił Juventus. Te same, które obecny zdobywca zresztą postawił.

Interowa czwórka z United jest świetnym obrazem tego, na czym polega praca Antonio Conte. Krzyk. Potoczne krew, pot i łzy. Cykliczne rozbijanie przeciwników. I niemijające nienasycenie. Troszku tylko boli, że nie zabawił w Premier League dłużej.