Ten sezon Premier League obfituje nam w niespodziewane powroty zza światów i zwyżki formy zawodników schowanych głęboko do szuflady trenera. Fantastycznie w ostatnich tygodniach spisuje się w Leicester Kelechi Iheanacho. Brendan Rodgers tchnął w Nigeryjczyka drugie życie, a ten raz za razem pakuje piłkę do sieci rywali. Pep Guardiola przywrócił do życia, wydawać by się mogło, skończonego w barwach Obywateli Johna Stonesa. Anglik wrócił do takiej dyspozycji, że pod koniec marca po ponad półtora roku przerwy ponownie zagrał w narodowych barwach. Robert Sanchez zaczynał sezon jako piąty w hierarchii bramkarz Brighton, a teraz od 18 spotkań nieprzerwanie stoi w bramce Mew. Jednak wydaje się, że wszystkich przebił Jesse Lingard. Na tyle, że jego redemption stawia przed sporym dylematem na letnie okienko jego macierzysty klub.
Ach ten Bruno…
29 stycznia 2020 roku. Manchester United oficjalnie finalizuje transfer Bruno Fernandesa, którego chciał ściągnąć już w poprzednim okienku. Dla Jessiego Lingarda, wychowanka Czerwonych Diabłów, przyjście portugalskiego maestro było niczym gwóźdź do trumny. Jesse nie imponował formą w kampanii 19/20, często był (słusznie) krytykowany za marginalny wkład w grę zespołu. Dyspozycja, jaką czarował całą Anglię pod wodzą Jose Mourinho, pozostawała tylko pięknym wspomnieniem.
Przez 19 spotkań nie zanotował żadnej bramki ani asysty. Nie muszę mówić, że jak na ofensywnego pomocnika, jest to osiągnięciem wołającym o pomstę do nieba. Jedynym występem, gdzie zagrał na miarę oczekiwań, była derbowa wygrana na Etihad Stadium. To jednak zdecydowanie za mało. Najlepszym podsumowaniem tego okresu była zmarnowana setka w potyczce ze słabiutkim Watfordem, gdy popisał się takim oto lobem.
Lingarda po części tłumaczą jego poważne problemy w życiu prywatnym. Matka piłkarza od dłuższego czasu zmagała się z depresją. Sam zawodnik wziął wtedy odpowiedzialność za wychowywanie swojego młodszego brata i siostry. Cała sytuacja wpłynęła w negatywny sposób na pomocnika do tego stopnia, że zastanawiał się, czy nie zrobić sobie przerwę od futbolu na jakiś czas.
Nie chciałem grać, w ogóle nie potrafiłem się skupić. Myślałem o innych rzeczach i oczywiście wszystko to w sobie dusiłem. Próbując grać w piłkę nożną, nie możesz tego zrobić.
Dlatego dopiero co ściągnięty gwiazdor Sportingu, od pierwszej chwili wskoczył do podstawowego składu. Wpływ, jaki wywarł na zespół, był imponujący i przerósł nawet najśmielsze oczekiwania fanów Czerwonych Diabłów. Bruno w 14 swoich występach zanotował 8 goli i 7 asyst, pozwalając United stopniowo piąć się w górę tabeli, a w ostateczności zająć trzecie miejsce na koniec rozgrywek. Kto wie, czy nie ratując posadę Ole Gunnara Solskjaera. Sam Portugalczyk, mimo że w Anglii zagrał pół sezonu, został nagrodzony wyborem do jedenastki roku. Oczywiste jest, że przy takiej dyspozycji szanse Anglika na grę były minimalne.
Wyczekiwane wypożyczenie
Dlatego latem rozgorzała dyskusja na temat jego dalszej przyszłości. Zainteresowanie piłkarzem było nie tylko z Anglii, ale również zza granicy. Wypożyczenie gracza sondowało chociażby Porto. Koniec końców ofensywny pomocnik nie opuścił Old Trafford, mimo że jego sytuacja tylko się pogorszyła. Do czerwonej części Manchesteru zawitał Donny Van de Beek, a 28-latek spadł jeszcze niżej w hierarchii Solskjaera. To znów odbiło się na boiskowych minutach. Jedynie szanse gry otrzymał w starciach z Luton w Carabao Cup i Watfordem w Pucharze Anglii.
W grudniu jakby tego było mało, Manchester United wykorzystał jedną z klauzul w kontrakcie piłkarza i przedłużył jego umowę o kolejny rok, by nie stracić go za darmo. Po Nowym Roku Lingard dostał jednak zgodę na rozmowy w sprawie wypożyczenia, by szukać upragnionych minut i powalczyć jeszcze o miejsce w składzie reprezentacji Garetha Southgate’a na zbliżające się wielkimi krokami Euro 2020. Bardzo zainteresowane wychowankiem United było chociażby walczące o życie w angielskiej elicie Sheffield.
Najbardziej konkretny w rozmowach z macierzystym klubem okazał się jednak West Ham i pomocnik trafił pod skrzydła Davida Moyesa. Trenera, który niegdyś z nim pracował i jako pierwszy zabrał, jeszcze wtedy nastoletniego piłkarza, najpierw na przedsezonowe tournée do Azji, a następnie do kadry meczowej (w spotkaniu ze Swansea). Zresztą sam piłkarz wspominał ostatnio, że przejście do zespołu Młotów traktuje niejako w postaci spłaty długu wdzięczności dla byłego menedżera.
Moyes był naprawdę dobry, znałem go z czasów spędzonych w Man United. Ja i moja rodzin