Po spadku w ubiegłym sezonie Eddie Howe pożegnał się z Bournemouth i udał się na zasłużony odpoczynek. Część fanów mogła zapomnieć, że ktoś taki jak Anglik jeszcze istnieje. W końcu słuch po nim zaginął. Do wywiadów się nie spieszył, nie komentował plotek. Od momentu jego zwolnienia pojawiały się pojedyncze doniesienia, łączące go z różnymi drużynami. Prawdziwa lawina spekulacji nastąpiła jednak w ostatnim miesiącu. Nazwisko 43-latka wymienia się w kontekście kilku ekip i wydaje się, że były menedżer Wisienek wróci wkrótce do gry.

Eddie Howe – kiedyś uznawany za jednego z najbardziej uzdolnionych angielskich szkoleniowców, a dzisiaj? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jego nazwisko wielokrotnie przewijało się w kontekście dużych klubów, takich jak Arsenal, Tottenham, czy Everton. Z tym że żaden z nich nigdy po niego nie sięgnął. Dobrze czuł się w swoim ukochanym Bournemouth, któremu przyzwoicie wiodło się w Premier League pod jego wodzą. Ale po zeszłorocznym spadku w ekstraklasie nie pozostał ślad ani po nim, ani po jego podopiecznych.

Romantyczna historia bez happy endu

Bournemouth Eddiego Howe’a nigdy nie było potężną farmą pieniędzy i gwiazd. Zawsze występowali w niej piłkarze po kroju Steve’a Cooka, Harry’ego Artera, czy Calluma Wilsona. Wisienki skazywano od początku na pożarcie. Zdaniem ekspertów drużyna była po prostu za słaba, ale realia okazały się zupełnie inne. W pierwszym sezonie na poziomie Premier League udało się zająć 16. lokatę, a rok później nawet 9. Zespół angielskiego szkoleniowca grał ładny dla oka futbol. Nie pękał przed nikim i nie martwiło ją to, że tracił dużo goli. Nawet gdy do oczu zaczęło zaglądać widmo zagoszczenia w strefie spadkowej, nikt nie panikował. Właściciele wiedzieli, że na miejscu znajduje się właściwy człowiek, który zażegna każdy kryzys.

Sezon 2019/2020 okazał się jednak dla piłkarzy z Dean Court brutalny. Pojawiło się mnóstwo kontuzji. Każdy piłkarz z przynajmniej jednym  ligowym występem, również opuszczał co najmniej jedno z powodu urazu. Do tego zdobywanie punktów nie przychodziło już z taką łatwością jak jeszcze w poprzednich latach. Również kwoty, które zaczęto wydawać na zawodników, w żaden sposób nie przekładały się na jakość prezentowaną na boisku, a Dominic Solanke czy Jordon Ibe kupieni za łączną kwotę 34 milionów funtów, byli najlepszymi tego przykładami. To wszystko skumulowane razem okazało się zabójcze dla Wisienek.

To był również koniec dla Eddiego Howe’a, który kilka dni po spotkaniu pieczętującym spadek jego drużyny, rozwiązał umowę z klubem za porozumieniem stron. Piękna historia w końcu napisała swój ostatni rozdział i bynajmniej próżno było w nim szukać szczęśliwego zakończenia. Mimo to w mediach społecznościowych od razu pojawiły się wpisy z hasztagiem „ThankYouEddie”. Smutek wśród kibiców był, ale nikt nie złościł się na szkoleniowca. On był po prostu jednym z nich. Kilkanaście lat wcześniej reprezentował barwy Wisienek w trzeciej lidze, a dekadę później wprowadził je do Premier League. W końcu nadszedł jednak koniec i trzeba było się z tym pogodzić.

Eddie Howe i podchody szkockiego giganta

Długo o byłym szkoleniowcu Wisienek nie było głośno, ale w końcu pojawił się temat i to nie byle jaki, bo Celticu, dla którego obecny sezon jest pełen porażek. Mimo że w lidze zajmują drugie miejsce, do liderujących Rangersów tracą 20 punktów, mających już zaklepane pierwsze miejsce. A przecież cel był oczywisty – zdobyć 10 z rzędu mistrzostwo Szkocji. Dla wszystkich kibiców i pracowników jest to ogromne rozczarowanie. Frustracja rosła właściwie z każdą kolejną kolejką, aż w końcu z posadą menedżera pierwszego zespołu musiał pożegnać się Neil Lennon, którego zastąpił tymczasowo John Kennedy, były piłkarz Celtów. Już teraz jednak mówi się, że długo na tym stanowisku nie zagości, bo w całym klubie ma dojść do dużych zmian.

Najważniejszą z nich będzie z pewnością ta na stanowisku prezesa. Peter Lawwell swoją kadencję kończy w czerwcu, a zastąpi go Dominic McKay. Zmiany będą sięgać dalej i dotkną bezpośrednio kadry pierwszego zespołu. W przyszłym sezonie nie zobaczymy chociażby wieloletniego kapitana i prawdziwego weterana – Scotta Browna. Za przyszły projekt mają być odpowiedzialne głównie dwie osoby – nowy trener oraz pierwszy w historii dyrektor sportowy. Już od dłuższego czasu trwają spekulację, kim w końcu zostaną obsadzone te dwa stanowiska.

Na Celtic Park bardzo chcą, aby nowym menedżerem został właśnie Eddie Howe. Problem polega na tym, że on na Celtic Park chciałby zabrać ze sobą swojego starego znajomego – Richarda Hughesa, który obecnie jest dyrektorem sportowym Wisienek. Obu panom bardzo dobrze współpracowało się na Dean Court. Włodarze Celtów sceptycznie jednak podchodzą do tej kwestii. Z jeden strony zatrudnienie takiej dwójki dawałoby gwarancję budowy czegoś zupełnie nowego. Ale druga strona medalu jest jednak taka, że to rozwiązanie nie daje pewności w perspektywie długofalowej. W klubie zresztą wiedzą o tym najlepiej. W końcu nie tak dawno Brendan Rodgers, kiedy odchodził do Leicester City, zabrał ze sobą znaczną część sztabu oraz szefa skautingu – Lee Congertona.

Chętnych wielu, ale…

Jeśli nie Celtic, to kto? Takie pytanie w kontekście Eddiego Howe’a można zadać. Chętnych jego usługami jest kilka klubów. Ostatnio pojawił się nawet temat Tottenhamu, gdzie po zwolnieniu Jose Mourinho rozpoczęły się poszukiwania nowego menedżera. Ale czy ten kierunek jest prawdopodobny? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Trzeba jednak powiedzieć, że na liście kandydatów wyżej z pewnością są takie postaci jak chociażby Brendan Rodgers. Na korzyść byłego menedżera Bournemouth przemawia fakt, że potrafi pracować z młodymi piłkarzami, a do tego nie ma problemu, gdy w klubowej kasie brakuje pieniędzy na transfery.

Nazwisko Anglika wymienia się również często w kontekście Newcastle United oraz Crystal Palace. Orły latem czeka bardzo duża przebudowa, a przyszłość Roya Hodgsona wciąż jest nieznana. Podobną sytuację mamy na St. James’ Park, gdzie pozycja Steve’a Bruce’a jest poważnie zagrożona. Dla obu drużyn taki menedżer byłby sporym powiewem świeżości. Dostałby latem czas, aby ze spokojem przyjrzeć się piłkarzom i przygotować ich na następny sezon.

Ale Eddie Howe ma jeden problem. Nie figuruje na żadnej liście jako cel numer jeden. Jeśli chodzi o Tottenham, to wiadomo, w grę wchodzą trenerzy ze światowego topu. Jednak nawet w kontekście Crystal Palace czy Newcastle wyżej w notowaniach prezesów znajdują się takie nazwiska jak Frank Lampard czy Sean Dyche. Dla Anglika poczucie, że w najbliższej przyszłości będzie mógł przebierać w ofertach, może okazać się złudne. A przynajmniej jeśli chodzi o kluby z poziomu Premier League albo właśnie Celticu. Z karuzeli trenerskiej na najwyższym poziomie łatwo jest wypaść. Potem jednak ciężko na nią wrócić, a były menedżer Wisienek może się o tym boleśnie przekonać.