Przykuc przy linii bocznej, poprawianie okularów, energiczne pokrzyki, czy kubek z gorącym napojem w rękach – Marcelo Bielsa w pigułce. Nie minął jeszcze jego pełen sezon w Premier League, a wymienione wyżej elementy kojarzy każdy. A przynajmniej ten, kto chociaż trochę interesuje się rozgrywkami na Wyspach. Nie ma jednak pewności, że w następnej kampanii zobaczymy Argentyńczyka w roli trenera Leeds, bowiem jego umowa wygasa w czerwcu. Argentyński dziennik La Nacion podał ostatnio informację, że 65-latek jest blisko podpisania nowego kontraktu, ale on sam zaprzeczył od razu tym doniesieniom.

Leeds w obecnym sezonie Premier League spisuje się więcej niż dobrze. Po meczu z Manchesterem City wskoczyli na 10. miejsce i w zasadzie mało kto pamięta, że to wciąż beniaminek. Architektem całego projektu jest oczywiście Marcelo Bielsa i ciężko sobie wyobrazić kogoś innego przy linii bocznej. Szkoleniowiec od samego początku jasno mówił, że do rozmów odnośnie jego przyszłości z właścicielami klubu zasiądzie dopiero po zakończeniu rozgrywek. Mimo to, jego ostatnie stanowcze deklaracje po informacjach dziennika La Nacion mogą dawać do myślenia. Ale czy fani muszą się tym na prawdę przejmować? No właśnie, nie do końca.

Człowiek, którego pokochało Elland Road

Historia, kiedy ojciec jednego z fanów Pawi wracając sobie spokojnie pewnego dnia do domu autobusem, spotkał w nim Marcelo Bielse i zrobił mu zdjęcie, jest powszechnie znana. Argentyńczyk w komunikacji miejskiej siedział i oglądał na laptopie spotkanie Fulham. To przykład, który najlepiej obrazuje, za co fani kochają swojego trenera. Traktują go jak swego. Mieszka nad sklepem w Wetherby skąd ma kilka minut do ośrodka treningowego. Jest autentyczny i jedyny w swoim rodzaju. To geniusz, który obsesyjnie myśli o piłce, ale mimo tego ma w sobie pierwiastek człowieczeństwa. Nigdy nie odmawia autografu czy zdjęcia, a gdy kibice śpiewali przyśpiewki na jego cześć, wpadał po prostu w zakłopotanie.

65-latek przeprowadził również rewolucję w samym klubie. Zmienił nawyki piłkarzy, ich podejście do treningu i diety. W drużynie każdy wie, że grać będą tylko ci, którzy na to ciężko zapracują. Nauczył piłkarzy funkcjonować w sławnej taktyce „Murderball”, jednocześnie kupując sobie miłość lokalnych kibiców. Każdy taki smaczek powoduje tylko, że uczucie do niego wzrasta. Zresztą murale w miastach nie powstają na cześć byle kogo. Na taki gest trzeba po prostu sobie zasłużyć.

Leeds to przecież miasto, które futbol ma w swoim DNA. Nie może bez niego żyć. Mieszkańcy odczuwali niesamowity ból, kiedy ich ukochany klub w ostatnich latach tułał się po niższych ligach. Dlatego tak wielką sympatią darzą człowieka, który sprawił, że na nowo wrócili do wielkiego świata piłki. Marcelo Bielsie często zarzuca się, że nie zdobył wielu trofeów. Zwraca się też uwagę na to, że nigdy żaden większy klub po niego nie sięgnął. Najlepiej jednak ujął to jeden z kibiców z Elland Road w tekście poświęconym dziewięciu powodom, przez które argentyńskiego trenera pokochano w hrabstwie West Yorkshire.

Leeds United jest obecnie w Premier League, a myśleliśmy, że może się to nigdy więcej nie powtórzyć. Krytycy Bielsy zarzucają mu brak trofeów w jego karierze, ale czym jest blaszany puchar w porównaniu z pozornie niemożliwym wskrzeszeniem tak przeklętego klubu?

Tylko na własnych zasadach

Od samego początku, kiedy Leeds zapewniło sobie awans do Premier League, było wiadomo, że liga zyska nowe barwy. W końcu Marcelo Bielsa jest zawsze wierny swojej filozofii i w tym aspekcie nic się nie zmieniło. Ma to swoje plusy i minusy oczywiście. Pawie szczególnie w pierwszej części sezonu strzelały bardzo dużo bramek, ale równie sporo traciły. Kiedy Manchester United wciskał im kolejne gole (skończyło się na sześciu), ich styl gry i tak się nie zmieniał.

Jeśli skończysz sezon na 8 miejscu, grając brzydko, to dla mnie to jest gorsze niż zajęcie 12 pozycji, ale z dobrą grą.

Styl gry zespołu z Elland Road jest znany. Nieustanny pressing, krycie indywidualne na całym boisku, ogromna intensywność i atak za wszelką cenę. Nie jest to oczywiście nic odkrywczego, ale zawsze w tym miejscu warto przytoczyć kilka statystyk. W tym sezonie w Premier League nie ma drużyny, która częściej ruszałaby do pressingu i zaliczyła więcej odbiorów piłki. To z liczb defensywnych, a w ataku jest równie dobrze. Ich współczynnik xG w przeliczeniu na 90 minut jest piątym najwyższym w lidze. Taką samą pozycję zajmują również w klasyfikacji kreowanych sytuacji w trakcie jednego spotkania.

Leeds po znakomitym meczu z Manchesterem City, w którym kluczową rolę odegrał Stuart Dallas, wskoczyło na 10. miejsce w Premier League. To znakomity wynik jak na beniaminka. Sheffield w zeszłym roku na tym etapie sezonu miało jeden punkt mniej od drużyny Bielsy.  Wolves natomiast, kiedy awansowali do ekstraklasy, po 31 spotkaniach posiadali dwa oczka więcej. To tylko pokazuje, jak znakomicie układa się obecna kampania dla Pawi. A mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby nie głupio potracone punkty, chociażby w meczach z Crystal Palace czy Brighton. W tym miejscu od razu cisną się na usta słowa, że w następnej kampanii będzie jeszcze lepiej. Ale właśnie, czy argentyński szkoleniowiec w ogóle doczeka kolejnej w obecnych barwach?

To jak z tą przyszłością?

Z upływem kolejnych miesięcy fani Leeds mogli zadawać sobie pytanie, czy Marcelo Bielsa zdecyduje się na podpisanie nowego kontraktu, czy nie. On sam jasno deklarował, że do rozmów odnośnie jego umowy zasiądzie dopiero po rozegraniu wszystkich 38 spotkań w Premier League. Chciał ze spokojem poprowadzić zespół do końca sezonu, a nie zajmować się niepotrzebnymi sprawami. Jednak stanowcze zaprzeczenie na informację, którą podał dziennik La Nacion, mogły wzbudzić niepokój w sercach kibiców. W końcu już w trakcie rozgrywek pojawiały się informację, że Argentyńczyk jest już powoli zmęczony pracą w Anglii i chciałby powrócić do rodzinnych stron.

Warto jednak zwrócić uwagę, jak odbyło się ostatnie przedłużenie umowy przez Marcelo Bielse i kiedy ono nastąpiło. Argentyńczyk bowiem swój obecny kontrakt podpisał dopiero na dzień przed pierwszym meczem sezonu z Liverpoolem. Mimo awansu Pawi do Premier League, ich szkoleniowiec dopiero na konferencji przed spotkaniem z The Reds potwierdził, że poprowadzi drużynę w nadchodzących rozgrywkach. Sami właściciele oczywiście wiedzieli o tym już od dłuższego czasu.

Problem polega jednak na tym, że negocjacje z samym menedżerem nie należą, mówiąc delikatnie, do najłatwiejszych. Rzecz w tym, że 65-latek podpisuje umowę i na jej mocy otrzymuje wynagrodzenie, które dzieli pomiędzy wszystkich swoich pracowników. Szacuje się, że dla klubu jest to wydatek rzędu 6 milionów funtów. Dlatego rozmowy ciągną się czasami długimi tygodniami. Do tego dochodzą również różne klauzule, na przykład odnoście poufności, a całość jest później tłumaczona z angielskiego na hiszpański i na odwrót.

Cały proces jest więc bardzo długi i skomplikowany. Nie ma więc w tym nic nadzwyczajnego, że trener zespołu z Elland Road od razu ucina spekulacje na ten temat. Najpierw jest bowiem praca do wykonania, dopiero potem sprawy kontraktowe. Normalne jest również to, że właściciele klubu mają listę ewentualnych następców. Sam Marcelo Bielsa powiedział, że zdaje sobie z tego sprawę i nie ma nic przeciwko temu. Na razie żadnej opcji nie można wykluczyć, ale jedno jest pewne. Jeśli sam 65-latek wykaże chęć pozostania w zespole, to na pewno tak się stanie. A czy podpis złoży od razu po zakończeniu sezonu, czy na dzień przed startem kolejnego, to już inna sprawa.