Crystal Palace po wznowieniu rozgrywek w czerwcu zeszłego roku nie musiało przesadnie bić się o utrzymanie w elicie, więc Roy Hodgson mógł przetestować różne warianty taktyczne i zaczął wystawiać Wilfrieda Zahę na pozycji środkowego napastnika. Pomimo słabych wyników, wiekowy już Anglik nie zrezygnował ze swojego pomysłu i postanowił kontynuować ten manewr w następnych rozgrywkach. Dlatego na lewym skrzydle pojawiła się luka, którą trzeba było uzupełnić. Wybór popularnych Orłów padł na jedno z największych objawień zeszłego roku w Championship. Eberechi Eze, bo to o nim tu mowa, podobnie jak czarował kibiców swoją grą w Queens Park Rangers, zaczyna rozkręcać się na poziomie Premier League. Do tego stopnia, że 22-letni skrzydłowy mógłby aspirować do jedenastki najlepszych transferów sezonu dolnej części tabeli angielskiej ekstraklasy.

Technika szlifowana w klatce

Eberechi urodził się i wychowywał się w biedniejszej części londyńskiego Greenwich. Podobnie jak wielu chłopaków z tamtych okolic, większość swojego wolnego czasu spędzał w tzw. „klatce”. Zaraz po zajęciach w szkole, biegnąc wzdłuż głównych ulic i luksusowych apartamentów, docierali oni do niewielkiego rozmiarami, ogrodzonego płotem boiska do koszykówki, na którym jednak stały dwie blaszane bramki. Turnieje przeciągające się do późnych godzin wieczornych, w tym bijącym sercu osiedla komunalnego, były dla niego pierwszą szkoła fachu piłkarskiego. Tak o swoich pierwszych krokach w piłce mówił pod koniec roku w wywiadzie dla BBC Sport:

Grasz ze starszymi chłopakami. Musisz być silny i od nich lepszy. Taka była mentalność. Jeśli byłeś niski i młody, starałeś się być najlepszy z piłką przy nodze. To ukształtowało nas, aby być takimi, jakimi jesteśmy obecnie jako piłkarze.

Eze nabrał tam zarówno muskulatury, jak i odporności psychicznej. Nauczył się również, jak to bywa w przypadku częstej gry na małej przestrzeni, nienagannego prowadzenia piłki i sztuki dryblingu. Zamiłowanie do zakładania siatek oraz kręcenia kółek wokół zbliżających się do niego obrońców pozostało jego znakiem firmowym do dzisiaj. Jednak nie od razu trenerzy poznali się na jego talencie. W wieku 14 lat ze swojej szkółki pozbył się go Arsenal. Następnie próbował jeszcze swoich sił w drużynach młodzieżowych Fulham, Reading i Millwall, ale żaden z klubów nie zdecydował się pozostawić go na dłużej w swoich szeregach.

QPR wyciąga pomocną dłoń

Po zwolnieniu z The Lions, Eberechi był bliski podjęcia decyzji o częściowym rozbracie z ukochaną dyscypliną. Do tego stopnia, że zaczął przygotowywać się do życia z dala od piłki nożnej. Jednak latem 2016 roku nastąpił nagły zwrot akcji. Pojawiła się oferta z Queens Park Rangers, a kariera mającego nigeryjskie pochodzenie zawodnika nabrała rozpędu. Zaledwie pięć miesięcy po podpisaniu kontraktu, Anglik dostał szansę w Pucharze Anglii przeciwko Blackburn Rovers. Seniorski debiut okupił kontuzją już w 18 minucie spotkania, ale na następne okazje do gry nie musiał długo czekać.

W sierpniu 2017 roku został wypożyczony na pół roku do czwartoligowego wówczas Wycombe Wanderers, gdzie z miejsca stał się zawodnikiem pierwszej jedenastki. O jego początkach w klubie z hrabstwa Buckinghamshire wypowiedział się dla Sky Sports były klubowy kolega, Craig Mackail-Smith:

Oczywiście, schodząc do niższej ligi i widząc, jak gra Wycombe – nie ukrywajmy, nie byliśmy najbardziej atrakcyjni piłkarsko, głównie skupiając się na odbiorze piłki i długim, wysokim zagraniu do Adebayo Akinfenwy – myślę, że mógł pomyśleć „w co ja wchodzę?”. Zamiast tego, pokornie wziął się do pracy, a w trakcie gierek treningowych i spotkań powoli pokazywał swoje umiejętności. A jego potencjał był do prawdy porażający.

Eze znacząco przyczynił się do późniejszego awansu klubu do League One, ale nie został tam na całe rozgrywki. Przyciągające uwagę występy zawodnika sprawiły, że macierzysty klub postanowił skrócić jego wypożyczenie. Zarówno ówczesny trener – Ian Holloway, jak i dyrektor sportowy – Les Ferdinand uznali, że jest już gotowy by zostać pełnoprawnym członkiem pierwszego zespołu. Po powrocie na Loftus Road, Eze dostał szansę w 18 spotkaniach, w których strzelił 2 gole. W następnym sezonie, już pod wodzą Steve’a McClarena, zaczął być regularnym starterem, zbierając cenne doświadczenie pomimo chwiejnej formy.

Krok w stronę świateł reflektorów

W lecie 2019 roku na stanowisku szkoleniowca Queens Park ponownie doszło do zmiany. Zespół objął Mark Warburton, który jeszcze mocniej postawił na młodego zawodnika. Ten za powierzone zaufanie odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. Drugi pełny sezon w barwach The Superhoops to już eksplozja talentu ofensywnego pomocnika. Eze ciągnął na swoich barkach drużynę, stając się jednym z najbardziej wyróżniających się graczy Championship. Znakomita dyspozycja znalazła odzwierciedlenie w liczbach, dorobek 14 goli i 8 asyst w 46 występach był jak na 20-latka wynikiem nie do przecenienia. W nagrodę Eberechi otrzymał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Anglii U21 oraz tytuł piłkarza roku w klubie. Warburton opisał ostatnio pracę ze swoim byłym podopiecznym.

Widać było, że mamy do czynienia z niezwykle utalentowanym zawodnikiem. Ma ogromny potencjał i wiele możliwości, by przeć cały czas do przodu. Mecz otwierający sezon ze Stoke, a on odbiera piłkę, przebiega 40 czy 50 jardów i pakuje piłkę do siatki. Potrafi wręcz szybować z futbolówką, bez wysiłku mijać ludzi i wpływać na grę w znaczący sposób.

Taki sezon przełożył się na pokaźne zainteresowanie, jakie Eze wywierał najpierw zimą, a potem latem zeszłego roku. Oprócz Orłów, w grze o jednego z najlepszych zawodników zaplecza angielskiej ekstraklasy, były chociażby West Brom oraz West Ham. Dlatego też jego transfer nie był tani. Cena podstawowa, jaką zapłacił londyński klub, oscylowała w granicy aż 17 milionów funtów i musiała od razu zostać przelana w całości na konto poprzedniego klubu. Tym samym Anglik został jednocześnie najdrożej sprzedanym piłkarzem QPR w historii, jak i najdrożej kupionym graczem za kadencji Roya Hodgsona w Crystal Palace.

Pod skrzydłami starszego kolegi

U byłego selekcjonera reprezentacji Synów Albionu Eberechi zmienił pozycję z klasycznej dziesiątki na lewego skrzydłowego i już od trzeciej kolejki zapewnił sobie pewny plac gry. Młody pomocnik w angielskiej elicie pokazuje dokładnie to, z czego był znany wcześniej i to, czego nauczył się grając w klatkach. Lubi brać grę i rozgrywanie na siebie, często schodzi do środka ze skrzydła i wypracowuje sobie przestrzeń sztuczkami technicznymi i dryblingiem. Doskonałym przykładem tu jest jego solowy gol z Sheffield United. Eze otrzymał podanie od Jamesa McArthura na własnej połowie, zabrał się z piłką przez pół boiska, po drodze wyminął kolejnych obrońców jak tyczki i technicznie strzelił po ziemi przy długim słupku.

Jego styl oraz wpływ na wydarzenia na wskroś przypominają Wilfrida Zahę, który zaopiekował się debiutantem. Tak o Iworyjczyku Eberechi wypowiadał się we wspomnianej już wcześniej rozmowie z BBC:

W pewnym sensie wziął mnie pod swoje skrzydła, co jest dla mnie dobre. Nasze krótkie rozmowy pomogły mi zrozumieć, co oznacza bycie graczem Premier League i Crystal Palace. Uczę się od niego, bo jest naprawdę świetnym piłkarzem o bardzo podobnym profilu. Spoglądam na niego, na jego zagrania i próbuje dodać je do mojego arsenału.

Do niewątpliwych atutów Eze należy również zaliczyć stałe fragmenty. W wygranym 4:1 meczu z Leeds strzelił cudownego gola z rzutu wolnego, pakując piłkę z około 25 metrów pod samo spojenie bramki strzeżonej przez Illana Mesliera. Z kolei w meczu z Newcastle idealnie dośrodkował piłkę na głowę Gary’ego Cahilla. W sumie ma już na swoim koncie 3 gole oraz 3 asysty, co jak na pozycję i aspiracje klubu, w którym występuje, jest wynikiem co najmniej przyzwoitym. Przyczynił się do małej transformacji taktycznej Palace. Orły zaczęły grać odrobinę płynniej i dynamicznej niż w zeszłym sezonie, a przede wszystkim zyskały drugiego lidera na boisku.

Iskierka nadziei

Eberechi Eze to niewątpliwie zawodnik, który, gdyby była obecnie taka możliwość, swoją ofensywną grą wraz z Zahą sprzedawałby bilety na Selhurst Park. Już teraz dobrą postawą zasłużył sobie na uznanie wśród swoich nowych kibiców, którzy na jego cześć wymyślili chwytliwy slogan Eberechi Makes Everthing Look So Eze. Anglik jest nowym diamentem w talii Roya Hodgsona, wyróżnia się efektywnymi zagraniami oraz ciągiem na bramkę rywala. Według badania Europejskiego Obserwatorium Piłki Nożnej (CIES), na chwilę obecną to najbardziej wartościowy gracz Orłów.

Oczywiście, jego talent wymaga jeszcze dokładniejszego oszlifowania. Wciąż są obszary, w których piłkarz zdecydowanie może się poprawić. Sporo do życzenia pozostawia chociażby jego zaangażowanie w grę defensywną, ale także dyscyplina. Na początku stycznia bez wiedzy klubu wybrał się na mecz FA Cup pomiędzy swoją była drużyną – QPR, a Fulham. W dodatku fotoreporterzy uchwycili na zdjęciach, jak w loży dyrektorskiej siedział bez jakiejkolwiek maski ochronnej. W oczy rzucają się jeszcze jego spore wahania formy. Raz zachwyci nas fantastycznym rajdem, by za chwilę zagrać całkowicie bezbarwne spotkanie, za co znalazł się ostatnio w naszej antyjedenastce tygodnia.

Nie będę jednak ukrywał, trzymam mocno za tego chłopaka kciuki. W Crystal Palace w ostatnich latach nie dzieje się za wiele pozytywnych rzeczy. Dlatego ten młodzian, na którym z pewnością warto zawiesić oko, daje szansę londyńskiej ekipie na lepsze jutro. Odpowiadając na tytułowe pytanie – Orły nie zyskały jeszcze drugiego Zahy, ale wreszcie mają materiał, by go ukształtować.