Ole Gunnar Solskjær powiedział, że to następca Michaela Carricka. W wieku dziewiętnastu lat zadebiutował w seniorskiej drużynie Manchesteru United a do tego otrzymał nominację do nagrody Golden Boy. James Garner, bo o nim mowa, mimo młodego wieku uchodzi za jedną z największych nadziei Czerwonych Diabłów oraz całej angielskiej piłki. Na razie zbiera doświadczenie na zapleczu, w Championship. Obserwując jednak jego grę i umiejętności, można dojść do wniosku, że długo tam nie pozostanie.
Manchester United słynie ze szkolenia znakomitej młodzieży. Na Old Trafford chcą wychowywać najlepszych piłkarzy ale i znakomite osobowości. A James Garner ma wszystko, aby spełnić wszystkie te kryteria. Do znakomitych umiejętności dokłada spokój, chłodną głowę i entuzjastyczne podejście do życia. Sodówka to dla niego pojęcie zupełnie obce. Liczy się przede wszystkim radość z gry i spełnianie marzeń. W Championship stuknie mu niedługo 40 występów i wszystko wskazuje na to, że nadchodzi czas, aby zrobić kolejny krok. Prawdopodobnie na wyższym szczeblu, w Premier League. To będzie dla niego prawdziwa weryfikacja, ale również i kolejny fantastyczny moment w jego karierze, która zaczęła się od przyjścia na trening akademii Czerwonych Diabłów.
James Garner – Czerwony Diabeł z krwi i kości
James Garner urodził się w Brikenhead, mieście położonym bardzo blisko Liverpoolu. Od małego kochał kopać piłkę, więc w wieku ośmiu lat rodzice zaprowadzili go na trening akademii Manchesteru United. Zrobił znakomite pierwsze wrażenie na trenerach. Po latach Eamon Mulvey, który w pierwszych latach pracował z nim wspominał, że od samego początku dało się wyczuć od tego małego chłopca niesamowite, entuzjastyczne uczucie, jakim obdarzał piłkę. Dodał również, że to, co imponowało już w kolejnych latach, to wielka determinacja, wytrwałość oraz chęć rywalizacji. To właśnie ta ostatnia cecha napędzała go w rozwoju, a swoje najlepsze umiejętności pokazywał właśnie w bezpośrednich starciach z rówieśnikami z innych drużyn.
Niektóre dzieci mówią: „Chcę grać z numerem 10!” lub „Chcę grać na tej pozycji!” – wskazał Eamon Mulvey – a Jimmy po prostu kochał tę grę i powtarzał: „Nie obchodzi mnie, gdzie gram, chcę po prostu to robić i wygrywać”.
Obecny piłkarz Nottingham nie zaczynał jednak swojej przygody z futbolem w środku pomocy, gdzie występuje dzisiaj. Początkowo, trenerzy ustawiali go bowiem na pozycji stopera. Z czasem jednak przesunięto go wyżej, do drugiej linii. W czerwonej części Manchesteru jest to naturalny proces. Trenerzy często decydują się na taki ruch, aby zawodnik stawał się wszechstronny, rozumiał lepiej grę i się rozwijał. Garner nie mógł narzekać na taki obrót spraw. Dzięki temu bowiem piął się po kolejnych szczeblach akademii Czerwonych Diabłów, a w 2017 roku otrzymał stypendium.
James Garner captained England U18's to a 4-1 win over Japan today. Ethan Laird also started #mulive pic.twitter.com/ZXNO2DsrTz
— utdreport (@utdreport) March 20, 2019
Dalej sprawy potoczyły się w bardzo dobrym kierunku. W wieku 17-tu lat zaczął otrzymywać regularne szanse w drużynie U-18. Natomiast w sezonie 2017/2018 stał się jej kluczowym piłkarzem. Razem z młodzieżówką Czerwonych Diabłów wywalczył mistrzostwo Premier League North. W całych rozgrywkach zaliczył 24 występy, w których zdobył 4 bramki. Dobra forma poskutkowała powołaniem na Mistrzostwa Europy U-17 w 2018 roku. Następnie otrzymał szansę debiutu w zespole U-19, a w klubie doceniono jego ciężką pracę i zaoferowano mu profesjonalny kontrakt.
„To dopiero początek”
Jamesowi Garnerowi wszystko układało się wzorcowo. Przechodził kolejne szczeble akademii, podpisał nowy kontrakt. To właśnie wtedy powiedział, że to dopiero początek. I tak też się stało, gdyż Manchester United przed rozpoczęciem rozgrywek 2018/2019 udał się na tournée po Stanach Zjednoczonych, a ówczesny trener drużyny – Jose Mourinho wziął go ze sobą wraz z innymi juniorami. Szansę debiutu otrzymał w spotkaniu z San Jose Earthquakes. Po powrocie z USA dalej grał w zespołach młodzieżowych, czekając na okazję, aby zadebiutować w oficjalnym meczu.
Dwa razy było naprawdę blisko. W grudniu dostał powołanie na ostatnie starcie grupowe Ligi Mistrzów z Valencią, ale nie pojawił się na boisku. Podobna sytuacja miała miejsce niecały miesiąc później. Wraz z Czerwonymi Diabłami, piątego stycznia pojechał na mecz z Reading w ramach trzeciej rundy Pucharu Anglii, ale i tam nie podniósł się z ławki. W końcu jednak oficjalny debiut w seniorskiej drużynie stał się faktem. W lutym 2019 roku, już za kadencji Ole Gunnara Solskjaera, w starciu z Crystal Palace utalentowany pomocnik zmienił Freda w trakcie meczu. Brazylijczyk zresztą jakiś czas później powiedział, że z absolwentów akademii, to właśnie Garner zrobił na nim największe wrażenie.
Kolejne rozgrywki dla wychowanka z Old Trafford nie były jednak owocne, jeśli chodzi o występy w pierwszym zespole. Nie otrzymywał wielu szans, więc latem zdecydował się poszukać regularnych minut w Championship. Ofert było kilka i ostatecznie padło na Watford. Wejście do zespołu Szerszeni miał przyzwoite, a Vladimir Ivić, ówczesny menedżer, bardzo chwalił swojego podopiecznego.
To jeden z najbardziej utalentowanych graczy w Anglii. Jest zawodnikiem, który pokazuje niesamowitą jakość, kiedy znajduje się przy piłce. Wie, jak sprawnie poruszać się z nią. Myśli szybko, co jest też bardzo ważne.
Problemy zaczęły się jednak w momencie, kiedy na Vicarage Road doszło do zmiany menedżera. W klubie pojawi