Ta historia to jedna z tych najczarniejszych kart brytyjskiej piłki. Okazuje się, że korupcja w futbolu na Wyspach też nie jest obca. Gdy rankiem 12 kwietnia 1964 roku popularny wtedy tygodnik Sunday People opublikował wywiad z emerytowanym już wówczas piłkarzem, którym był Jimmy Gauld, w Anglii wybuchł skandal o ogromnych rozmiarach. Rozmowa ta zapisała się na kartach piłki nożnej jako jedna z najbardziej szokujących, a zarazem absurdalnych. Trudno wskazać drugą taką, w której to były zawodnik czołowych klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej przyznaje się w ogólnokrajowej prasie do trwającego kilka lat skoordynowanego i systematycznego ustawiania meczów. A jednak te zdarzenia miały miejsce naprawdę, a przewodził im nasz główny bohater.

Od zera do bohatera

Jimmy, a właściwie James Gauld urodził się 9 maja 1931 roku w szkockim Aberdeen. To właśnie w swoim rodzinnym mieście stawiał pierwsze piłkarskie kroki, dołączając w 1948 roku jako nastolatek do jednej z drużyn młodzieżowych The Dons. W barwach klubu z Pittodrie Stadium spędził dwa lata, ale nie zdołał przebić się na stałe do seniorskiej ekipy. W 1950 roku został zwolniony, nie zaliczając nawet debiutu na poziomie dorosłego futbolu. Gauld przez następne lata pogrywał sobie półprofesjonalnie w amatorskiej Highland Football League (piąty poziom rozgrywkowy w Szkocji). Przez ten czas reprezentował barwy takich klubów jak Huntly i Elgin City, zanim przeniósł się do irlandzkiego Waterford w 1954 roku.

Przeprowadzka na zieloną wyspę ewidentnie służyła napastnikowi. Razem ze swoją drużyną wywalczył wicemistrzostwo, plasując się jedynie 3 punkty za mistrzami z Saint Patrick’s Athletic. Sam zawodnik miał wyśmienity sezon, z 70 bramek zespołu w całym sezonie, aż 30 było jego dziełem. To osiągnięcie do dzisiaj pozostaje rekordem, jeśli chodzi o liczbę trafień w jednych rozgrywkach League of Ireland Premier Division. Doskonała dyspozycja pozwoliła mu w zaledwie rok zapracować na transfer do Charltonu Athletic, który wówczas występował w angielskiej ekstraklasie (wtedy pod szyldem First Division). Lokalne media w Anglii powątpiewały, czy 24-letni snajper poradzi sobie w zdecydowanie bardziej wymagającej lidze.

Jimmy Gauld udzielił jednak stanowczej odpowiedzi niedowiarkom, zachwycając swoją formą. W kampanii 1955/1956 w 47 meczach trafił do bramki rywala 21 razy, a po jego usługi zgłosił się Everton. The Toffees w tamtym okresie przechodzili lekki kryzys, ale cały czas pozostawali jedną z najbardziej prestiżowych drużyn w Anglii. Spora suma transferowa w tamtych czasach – 10 500 funtów, którą zapłacił klub z Merseyside, jak i wysokie oczekiwania co do jego osoby, przeciążyły 26-latka. Napastnik zatracił swoją skuteczność, kończąc sezon 1956/1957 z zaledwie 7 trafieniami.

Pierwsze podejrzenia

Słaba dyspozycja w rozgrywkach spowodowała, że latem piłkarz musiał zmienić drużynę. Jego kolejną przystanią zostało trzecioligowe Plymouth Argyle. W Theatre of Greens pograł najdłużej w karierze, bo aż dwa sezony (1957 – 1959) i pomógł jej awansować do Second Division. Po epizodzie w The Pilgrims został za 6 500 funtów kupiony przez Swindon Town, jednocześnie wracając do trzeciej ligi. Tam ponownie doszedł do niezłej dyspozycji (15 goli w 40 meczach), ale pod koniec sezonu 1959/1960 klub rozwiązał z nim umowę. Nie było to wszakże spowodowane problemami piłkarskimi.

Swindon we wspomnianych tu rozgrywkach zajęło w lidze 16 miejsce, które spokojnie zagwarantowało im utrzymanie. W sumie zdobyli oni 46 punktów, tyle samo co Port Vale. Z tą różnicą, że mieli gorszą średnią bramek na mecz, przez co zespół z Burslem zajął na koniec wyższe miejsce. Dlatego niezwykle zaskakujące był fakt, że w bezpośrednim spotkaniu obu ekip Port Vale wygrało aż 6:0. Zarząd zaczął podejrzewać, że niektórzy piłkarze mogli podłożyć się w ciągu tamtych 90 minut.

W latach sześćdziesiątych zarobki zawodników były stosunkowo niskie. Pokusa, by zarobić trochę dodatkowej gotówki na nowy samochód lub telewizor albo spełnić skryte, drogie marzenie była ogromna. Gauld miał świadomość, że takie rzeczy uchodzą często płazem. Kilka tygodni wcześniej dostał cynk, że paru piłkarzy z Mansfield Town przyjęło sporą łapówkę za odpuszczenie meczu z Tranmere Rovers. Zasugerowano mu, by zrobił dokładnie to samo. Napastnik dał się zwieść. Po krótkim dochodzeniu władze klubu oskarżyły Jimmy’ego o ustawienie wyniku i zwolniły go dyscyplinarnie z klubu. Zresztą sam zawodnik przyznał się do winy po karierze.

Ze Swindon byliśmy wygodnie w środku stawki, nie mając nic do wygrania lub przegrania, więc nie wydawało się to takie straszne.

To nie przeszkodziło mu w znalezieniu nowego pracodawcy. Na jego usługi skusił się najpierw szkocki St. Johnstone, a w 1961 roku jeszcze raz wrócił do Anglii i zasilił szeregi… Mansfield. Mimo niezłego startu i 3 goli w 4 meczach, w drugi dzień Bożego Narodzenia złamał nogę. Uraz był na tyle poważny, że napastnik został zmuszony do zakończenia kariery.

Zaczyna się zabawa

Pomyśl sobie. Jesteś 30-letnim napastnikiem, ale przedwcześnie zawieszasz buty na kołku. Jakie masz opcje, jeśli chcesz pozostać blisko futbolu? Spokojnie możesz przyjąć jakąś rolę przy klubie czy to asystenta, czy trenera drużyny młodzieżowej, tudzież skauta. Możesz spróbować swoich sił jako telewizyjny ekspert albo dziennikarz. Masz kontakty wyrobione w ciągu kariery, więc zawsze będziesz mieć jakieś intrygujące wieści dla czytelników. Jimmy Gauld wpadł jednak na inny pomysł.

Były już wówczas zawodnik zdecydował, że swój czas i wysiłki skoncentruje na „naprawianiu” wyników spotkań. Jego pierwszym celem był mecz z sezonu 1962/1963 pomiędzy Sheffield Wednesday a Ipswich Town. Gauld skontaktował się z byłym kolegą z zespołu Swindon, Davidem Laynem, który grał wówczas w pierwszym z wymienionych tu klubów. Sowy radziły sobie znakomicie w tamtych rozgrywkach First Division, jednakże to nie zniechęciło Layne’a przed przystąpieniem do spisku. Obaj panowie spotkali się dwa tygodnie wcześniej na wieczornym drinku. Jimmy przedstawił swój plan koledze, ale, aby go udanie zrealizować potrzebował zwerbować jeszcze kilku piłkarzy z Sheffield.

Piłkarz ekipy z Hillsborough wciągnął w zmowę dwóch innych kolegów z drużyny, Tony’ego Kay’a i Petera Swana. Mimo że byli to zawodnicy z dużą renomą, aktualni reprezentanci kraju, przystąpili do przedsięwzięcia skuszeni przez oferowane pieniądze. Gauld obiecał im aż po 50 funtów za oddanie meczu, podczas gdy obaj wtedy zarabiali jedynie 60 funtów tygodniowo. Była to więc pokaźna premia. Honorarium zostało dostarczone graczom trzy dni przed meczem, a Jimmy z pomocą swoich ludzi postawił serię zakładów u bukmacherów. Ostatecznie Sheffield przegrało spotkanie 2:0. Po latach wywiadu dla The Times udzielił Peter Swan, w którym opowiedział o tej potyczce.

Przegraliśmy ten mecz uczciwie, ale nadal nie wiem, co bym zrobił, gdybyśmy wygrywali. Czy sprokurowałbym wtedy karnego albo strzelił samobója? Kto wie?

Biznes na dobre

Mecz nie wzbudził żadnych podejrzeń. Sheffield liderowało wtedy w tabeli, ale Ipswich, choć w słabej formie, było obrońcą tytułu. Jednak to nie jedyne ustawione spotkanie tego dnia. By cała akcja miała sens, potrzeba było czegoś więcej. Bukmacherzy w tamtych czasach nie zawierali zakładów na pojedyncze potyczki. Jimmy Gauld ustawił jeszcze mecze Lincoln City z Brentford oraz Oldham Athletic z York City. W pierwszym spotkaniu górą mieli być gospodarze, a w drugim goście. Wszystko poszło zgodnie z planem, bo w pierwszej grze padł wynik 1:3, a w drugiej 3:2.

Jednego tylko pomysłodawca nie przewidział. W związku ze wzmożoną aktywnością na podane mecze, niektórzy właściciele zakładów odmówili mu zapłaty. W wyniku tego znacząco spadły oczekiwane przez wszystkich zainteresowanych zyski z transakcji. Były król strzelców ligi irlandzkiej wysłał do swojego kolegi Layne’a jedynie połowę z obiecanych 150 funtów. Gracze z Yorku i Oldham dostali więcej, bo odpowiednio w sumie 180 i 600 funtów, jednak były to mecze zdecydowanie trudniejsze do kontroli.

Mimo wystąpienia trudności, Jimmy Gauld był usatysfakcjonowany rezultatami, więc postanowił w następnym roku przeprowadzić kolejną taką akcję. W kwietniu 1963 roku skoncentrował swoją uwagę na spotkaniu trzecioligowych Bradford Park Avenue i Bristol Rovers, które toczyły zaciętą walkę o utrzymanie. Anglik na swój celownik wziął dwóch piłkarzy tej drugiej drużyny – bramkarza Esmonda Milliona i napastnika Keitha Williamsa. Skontaktował się z nimi za pośrednictwem swojego kolegi z Mansfield Briana Phillipsa, obiecując im sowitą zapłatę. Plan tym razem jednak nie wypalił. Sam mecz, mimo starań przekupionych zawodników by Bristol przegrał, skończył się remisem 2:2.

Kłopoty, kłopoty…

Spisek nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, ale i tak wykryły go służby. Million, Williams i Phillips zostali ukarani przez sąd wysokimi grzywnami i dożywotnim zakazem gry w piłkę. W prasie zaczęły pojawiać się przypuszczenia, że część meczów w niższych ligach może również być ustawiana. Za tym tropem podążało dwóch dziennikarzy Sunday People – Mike Gabbert i Peter Campling. Przełom nastąpił w sierpniu 1963 roku, kiedy Ken Thomson z Hartlepools United publicznie przyznał się do umowy z Gauldem, że podłożył mecz swojej drużyny na początku roku przeciwko Exeter City, za co spotkała go taka sama kara jak wspomnianej wyżej trójki. Tydzień później gazeta ujawniła, że mózgiem wszystkich operacji był nasz bohater.

Jimmy Gauld widząc, że gra zaczęła mu się wymykać spod kontroli, zdecydował się na ostateczną konfrontację. W poszukiwaniu ostatniej wypłaty za cały proceder postanowił całe przedsięwzięcie w detalach opowiedzieć w specjalnym wywiadzie właśnie dla Sunday People za ponad 7 000 funtów (równowartość dzisiejszych 143 tys.). Wyjawił wszystkie swoje grzechy, to jak działał jego syndyk, które mecze obstawiał, kto mu pomagał. By być jak najbardziej wiarygodnym, Szkot nagrał swoich współpracowników i dał te rozmowy do odsłuchu redaktorom pisma. Nagrania były szczególnie obciążające dla graczy Sheffield Wednesday, którzy mu pomogli w przeprowadzeniu jednej z akcji.

Sprawiedliwości stało się zadość

Po opublikowaniu wywiadu w Anglii wybuchł gigantycznych rozmiarów skandal. Co prawda, już wcześniej dochodziło w historii tamtejszej piłki do ustawiania meczów, ale nigdy nie odbywało się to na taką skalę. Wraz z upływem czasu do wiadomości publicznej przedostawało się coraz więcej nazwisk i spotkań zamieszanych w tę aferę. To pokazywało skalę działania byłego napastnika i to jak bardzo wniknął do szatni niektórych klubów. Ostatecznie w 1965 roku wytoczono mu i innym 10 osobom zaangażowanym w proceder proces przed trybunałem w Nottingham.

Jimmy Gauld jako centralna postać od naprawiania spotkań i spełniania marzeń o łatwych pieniądzach otrzymał najcięższy wyrok. Sąd skazał go aż na 4 lata pozbawienia wolności. Wyroki dla pozostałych osób, w tym np. dla Briana Phillipsa, Petera Swana czy Tony’ego Kay’a wahały się od 4 do 15 miesięcy. Każdy z nich otrzymał również dożywotni zakaz pracy w futbolu na jakiekolwiek stanowisku. Gauld zniszczył po części życie i renomę graczom, których zwerbował. Podkreślał to niejako sędzia, który skazywał Jimmy’ego.

Moim obowiązkiem jest wyjaśnienie złym ludziom we wszystkich gałęziach sportu, jak poważne jest to przestępstwo. Odpowiadasz za zniszczenie kariery znakomitych graczy, takich jak Swan, Layne i Kay.

Wyrok był szczególnie bolesny dla tych dwóch ostatnich. Przez aferę obaj nie otrzymali powołania na mundial w 1966 roku, kiedy Synowie Albionu sięgali po jedyne w swojej historii mistrzostwo świata. Swan był szykowany na partnera Bobby’ego Moore’a na środku defensywy. Z kolei Kay kilka tygodni później po ustawionym meczu z Ipswich (o ironio został najlepszym zawodnikiem tego spotkania) został sprzedany do Evertonu za rekordową wówczas opłatę między brytyjskimi klubami w wysokości 60 000 funtów. Po jego wygnaniu The Toffies sięgnęli po tytuł mistrzowski i Puchar Anglii.

Sama historia była dla Anglików sporą przestrogą. Nigdy później nie doszło do takiego procederu na taką skalę i miejmy nadzieję, że tak pozostanie.