Niedzielne spotkanie pomiędzy Aston Villą, a Tottenhamem nie było wielkim widowiskiem. Drużyna Jose Mourinho w pierwszej połowie musiała w głównej mierze odpierać ataki The Villans, ale po golu Carlosa Viniciusa wyszła na prowadzenie. Jednak to akcja z drugiej połowy miała w tym meczu szczególne znaczenie. Harry Kane wykorzystując rzut karny, zaliczył jednocześnie swoją 160 bramkę w rozgrywkach Premier League. Tym samym 28-letni zawodnik Tottenhamu jest już tylko równo 100 trafień za napastnikiem Srok – Alanem Shearerem. To zaostrza w Anglii dyskusję czy 27-letni zawodnik jest w stanie przebić osiągnięcie legendarnego snajpera Srok, by stać się najlepszym strzelcem w historii angielskiej ekstraklasy. Pozostaje pytanie, czy Anglik jest w stanie dokonać tego przed końcem kariery i czy nie poświęci rekordu w imię wyższych celów.

Długofalowy cel

To mnóstwo bramek i wciąż przede mną bardzo długa droga” – tak na pytanie o ewentualne przebicie granicy ustanowionej przez 63-krotnego reprezentanta Synów Albionu Harry Kane odpowiedział przed kamerami Sky Sports w 2016 roku. Wtedy tez niektórzy eksperci po raz pierwszy zaczęli upatrywać w zawodniku z północnego Londynu kandydata do przebicia osiągnięcia byłego piłkarza Blackburn Rovers i Newcastle United. A jeszcze nie tak dawno Anglik był przez nich uznawany za tzw. „one season wonder”, kiedy w rozgrywkach 14/15 objawił się jako wyborowy strzelec w talii Mauricio Pochettino.

Miał być kolejnym zawodnikiem w stylu Michu, który zaliczy wspaniały sezon, a potem równie spektakularnie spuści z tonu. Wcześniej Kane zaliczał bardzo przeciętne wypożyczenia. Czy to do Norwich, czy do Leicester. Tim Sherwood, który jako pierwszy prowadził zawodnika i dał mu szansę debiutu na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, opowiedział ostatnio o tym, że wielokrotnie słyszał opinie w samym klubie czy od innych trenerów, że z Harry’ego nic nie będzie.

Wiele osób w Tottenhamie mówiło mi, że nie ma szans na grę w Premier League. Był na wypożyczeniach w League One i Championship. Każdy menedżer powtarzał mi, że nie będzie on graczem na poziom angielskiej ekstraklasy.

Argentyński szkoleniowiec jednak nie tylko uczynił z rosłego napastnika pierwszoplanową postać, odważnie na niego stawiając od swojego przyjścia do klubu, ale przede wszystkim regularnego łowcę bramek. Kane na przestrzeni następnych sezonów pod jego wodzą stał się piłkarzem, którego zapragnął mieć u siebie każdy czołowy klub na świecie. Wychowanek Kogutów dwukrotnie zdobywał Złotego Buta, strzelając 19 i 30 goli w dwóch kolejnych rozgrywkach. Stał się też czołową postacią wracającej na światowe salony reprezentacji Anglii. Pochettino pozwolił mu marzyć, że granica bramek Shearera jest rzeczywiście osiągalna.

Jak Harry Kane wypada na tle Shearera?

Napastników od siebie zdecydowanie różni styl gry. Alan na przestrzeni swojej kariery był uważany za klasycznego, walecznego angielskiego napastnika. Odznaczał się, poza charakterystyczną cieszynką, świetnym instynktem mając przy okazji chirurgiczne wykończenie akcji. Snajper Srok zdobywał mnóstwo tzw. nudnych goli, bo doskonale wiedział, gdzie znajdzie się futbolówka. Kane to zupełnie inna bajka. Wychowanek Spurs to mieszanka klasycznej 9 i 10. Zawodnik o znakomitej technice, niejednokrotnie schodzący głębiej, by podłączyć się do rozegrania i tworzyć sytuacje kolegom z drużyny. Świadczy o tym aż 13 asyst w tegorocznych rozgrywkach.

Patrząc jednak na liczby i różnego rodzaju statystyki, obaj panowie wypadają bardzo podobnie. Shearer swoją 160 bramkę w Premier League zdobył, mając 28 lat pod koniec 1999 roku – tymczasem 28 urodziny Kane’a przypadają na czerwiec. Legendarnemu snajperowi Srok osiągnięcie takiego wyniku zajęło 10 meczów mniej, bo 224 spotkania do 234 piłkarza Tottenhamu. Różnica jest tu więc niewielka i po części spowodowana nieudanym wypożyczeniem Harry’ego do Norwich City w sezonie 12/13. Mimo rozegrania większej ilości spotkań Kane na zdobywa bramkę średnio co 122 minut. Shearer na przestrzeni swojej kariery potrzebował aż 25 minut więcej.

Trochę inaczej obaj snajperzy rozdzielają swoje bramki. Zawodnik stołecznej ekipy zdecydowanie więcej goli zdobywa swoją lewą stopą (21% do 7%), ale mniej głową (10% do 17%). Mniejszy udział mają też u niego trafienia z 11 metrów (15% do 21%). Co ciekawe, obaj strzelili identyczną liczbę goli z obrębu pola karnego (87%) i poza nim (13%). Spora różnica pojawia się jednakże w tym, gdzie strzelają. Shearer był królem własnego boiska, trafiając tam aż 67% swoich goli, podczas gdy Kane’owi jest to nad wyraz obojętne (49% u siebie do 51% na wyjeździe).

Zabójcze tempo jednego, jak i drugiego

Kapitan reprezentacji Anglii po trafieniu z Aston Villą jest już tylko o 2 trafienia za Jermainem Defoe, a o 3 za Robbie Flowerem w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Premier League. Wydaje się, że obu bez najmniejszego problemu przeskoczy jeszcze w tym sezonie. Spurs zostało do końca rozgrywek 9 spotkań, z czego jedynie 2 z zespołami z Top 6 ligi. Przy dobrych wiatrach na zakończenie przyszłych rozgrywek, powinien już się znaleźć tuż podium, bo do Andrew Cole’a traci 27 trafień. Chyba że plany pokrzyżuje mu Kun Agüero, ale wydaje się, że Argentyńczyk pożegna się latem z Anglią.

Tempo Shearera w zdobywaniu kolejnych 100 goli było całkiem przyzwoite i mniej więcej równe. Do osiągnięcia granicy 175 goli wychowanek Southampton potrzebował następnych 26 meczów, do przekroczenia 200 kolejnych – 56 spotkań. Bariera 225 goli pękła po 42 spotkaniach od strzelenia wspomnianych 200, a 250 po następnych 49 ligowych potyczek. Na swoją ostatnią, okrągłą 260 bramkę w rozgrywkach angielskiej ekstraklasy, 63-krotny reprezentant Anglii czekał 44 mecze. Zdobył ją pewnie, wykonując jedenastkę w wygranej 4:1 pod koniec kampanii 05/06 na Stadium Of Light ze zdegradowanym już wcześniej Sunderlandem. W podanych tu okresach Alan Shearer wykręcał znakomite średnie gola na mecz (odpowiednio 0.58, 0.44, 0.60, 0.51, i 0.23). Poza tymi ostatnimi 10 trafieniami, które uzbierał już pod koniec swojej piłkarskiej, zmagając się z kontuzjami, jego liczby robią ogromne wrażenie.

„Harry Kane urodził się by strzelać”. Problemem kontuzje

Według angielskich komentatorów Harry Kane bez cienia wątpliwości jest w stanie się zbliżyć do podanych wyżej cyfr. Wielu z nich już teraz otwarcie powtarza, że zapisze się on w historii złotymi zgłoskami jako ten, który pobije – wydawać by się mogło – nieśmiertelny rekord legendy Srok. Głos w tej sprawie zabrał po meczu z Aston Villą wieloletni pomocnik Liverpoolu, a teraz ekspert Sky Sports – Jamie Redknapp, który mocno wierzy w lidera zespołu Jose Mourinho.

Tak długo, jak tylko zostanie w kraju, ma szanse pobić osiągnięcie Shearera. Po prostu musi zdobywać po 25 goli w następnych czterech sezonach. On ma 27 lat i wszystko składa się na to, by nadal trafiał. Urodził się, by strzelać. Prześcignie Alana, nie widzę innej możliwości. To kwestia czasu.

Wtórował mu w dużej części dziennikarz Michael Bridge w programie Pitch to Post Review. Zwrócił on jednak także uwagę na kontuzje trapiące Anglika w ostatnich sezonach.

Myślę, że pobije rekord. Jest fenomenalny. Sposób, w jaki dostosował swoją grę w tym sezonie – czasami grając tak głęboko, przypomina mi Kevina De Bruyne’a. Jedynym powodem, który może spowodować, że to się nie zdarzy, będą kontuzje. W zeszłych rozgrywkach zerwał ścięgno podkolanowe. W ciągu ostatnich pięciu lat Kane także zawsze łapał kontuzję więzadła stawu skokowego.

Styl gry Kane’a, który ewoluował na przestrzeni lat, a szczególnie za kadencji portugalskiego szkoleniowca, stał się bardzo obciążający. Na przestrzeni całej kariery Anglik opuszczał średnio 5.66 meczów w ciągu jednej kampanii. To mniej niż Shearer, ale wraz z kolejnymi latami ta statystyka będzie raczej systematycznie rosnąć. Dlatego te obawy wydają się jak najbardziej uzasadnione. Byłoby bardzo szkoda, gdyby to właśnie przez względy zdrowotne nie udałoby się pobić tego rekordu.

Tylko czy zostanie on w Tottenhamie?

Przy tych wszystkich rozważaniach czy Harry Kane jest w stanie pobić ten magiczny rekord Alana Shearera, pojawia się pewien haczyk. Napastnik Tottenhamu w tym roku będzie obchodził swoje 28 urodziny, a do tej pory nie podniósł żadnego trofeum. Trudno jest na ten moment powiedzieć, czy jest to w stanie zrobić, będąc zawodnikiem Kogutów. Co prawda Spurs mogą tego dokonać nawet w tym sezonie, jeśli ograją Manchester City w finale Carabao Cup, ale odpadli już z Pucharu Anglii, Ligi Europy, a w lidze tracą aż 23 punkty do pierwszej pozycji. Ambicje piłkarza sięgają jednak wyżej niż Puchar Ligi. Ostatnio w tej sprawie wypowiedział się David Ornstein z The Athletic.

Rozmawiam z wieloma ludźmi w piłce nożnej i wniosek jest taki, że Harry Kane chciałby opuścić Tottenham, ale nie może tego powiedzieć publicznie. To kapitan Spurs i jest bardzo zaangażowany za każdym razem, kiedy gra, ale chce odejść, by zdobywać trofea. Mówił to wielokrotnie i bardzo jasno dał do zrozumienia, że ​​chce ich wygrać jak najwięcej. Nie wygląda na to, żeby był w stanie to zrobić w Tottenhamie, więc myślę, że byłby otwarty na transfer.

Obecna umowa 27-letniego Anglika kończy się latem 2024 roku, więc londyńska drużyna ma silną pozycję przetargową. Nie od dziś wiadomo, jak twardym negocjatorem potrafi być właściciel Spurs – Daniel Levy. Za każdym razem próbuje on wycisnąć ostatnie soki z klubu, który przyszedł z ofertą za jego zawodnika. Media w Anglii donoszą, że za swojego asa w talii może zażądać nawet około 120 milionów funtów. W przeszłości o snajpera pytali kilkukrotnie choćby Królewscy, ale trudno sobie wyobrazić by któryś z topowych klubów pozwolił sobie na taki wydatek w czasach pandemii.

To by było coś absolutnie wyjątkowego

Osobiście z całych swoich sił kibicuje Harremu Kane’owi, by pobił rekord bramek Alana Shearera. Roboty ma jeszcze od groma, bo strzelenie kolejnych 100 goli to piekielnie wyzwanie. Jednak prime time Anglika, jak zwykło się mówić w NBA, będzie jeszcze trwać przez kilka najbliższych lat. Bez wątpienia byłaby to wspaniała historia, jak jeden z najlepszych snajperów w historii Synów Albionu bije, wydawałoby się, nieśmiertelne osiągniecie. W dodatku grając całą karierę na chwałę jednej drużyny – takie rzeczy raczej już się nie zdarzają. Dlatego tym bardziej życzę sobie i Wam, jako kibicom Premier League, by to się ziściło. Tyle że pokusa trofeów dla naszego bohatera może w ostateczności okazać zbyt ekscytująca, żeby móc się jej oprzeć.