Wieczory z Ligą Mistrzów na Anfield – rzucił Danny Ings zapytany o jego ulubione momenty w futbolu. Anglik zaliczył w tych elitarnych rozgrywkach skromne 54 minuty w barwach Liverpoolu przed wypożyczeniem, a następnie definitywnym transferem do Southampton w 2019 roku. Dziś 28-latek chciałby wrócić na salony.

O tym, że Danny Ings może być za mocny na średniaka Premier League najgłośniej zaczęło się robić w poprzednim sezonie. Zaczął go dość niemrawo, strzelając tylko 1 bramkę w pierwszych 6 spotkaniach. Z czasem imponował coraz bardziej i do zakończenia rozgrywek 2019/20, w których Święci uplasowali się na 12. miejscu, uzbierał 22 trafienia. Dość znaczące, że kolejny w tej klasyfikacji zawodnik w drużynie – Stuart Armstrong – strzelił biedne 5 goli.

Nic więc dziwnego, że wiele osób wpycha go do wyższej jakości klubu. Sam zawodnik też liczy, że przed 30. urodzinami uda mu się pograć w Champions League, o czym pierwszy donosił Sam Wallace. Jeżeli jednak wierzyć niektórym źródłom w to, na jakich warunkach Danny Ings chce szukać swojej szansy, jego opcje robią się dość ograniczone.

Klub idealny na odejście

Southampton niezależnie od sytuacji, nie będzie robić problemów swojemu najlepszemu napastnikowi. To drużyna, która tworzy świetnych piłkarzy, dostarczając jednocześnie jakość lepszym od siebie. Kiedy Sadio Mane osiągnął już poziom przewyższający ekipę z St Mary’s, nie musiał wykłócać się o transfer do Liverpoolu. Tak samo było zresztą w przypadku Virgila van Dijka. Pierre-Emile Hojbjerg otwarcie mówił o chęci postawienia kolejnego kroku w karierze i na transfer do Tottenhamu czekaliśmy tylko kilka tygodni. Święci wiedzą, że dla piłkarzy z ambicjami walki o najwyższe cele są tylko przystankiem. Kupując ich za niskie kwoty i rozwijając, klub bez problemów utrzymuje się w elicie i zarabia duże pieniądze.

I choć Danny Ings był dla Ralpha Hassenhuttla w poprzednim sezonie postacią absolutnie kluczową, ten wydaje się rozumieć jego sytuację. Oczywiście, że Austriak chciałby zatrzymać go pod swoimi skrzydłami. Nic jednak nie poradzi na marzenia 28-latka. O ciągle trwających negocjacjach na temat nowego kontraktu menedżer mówił podczas zimowego okna transferowego. Najpierw stwierdził, że Ligę Mistrzów napastnik może wywalczyć z obecnym klubem, strzelając w tym sezonie kolejne 15 goli. Z perspektywy czasu brzmi to jak żart.

To, że jest pogodzony z losem drużyny tracącej swoich najlepszych piłkarzy dowodzi jego wypowiedź z kilku dni wstecz. Zapytany o negocjacje z Anglikiem odpowiedział: mam nadzieję, że znajdziemy wyjście i dojdziemy do porozumienia. Jeśli nie – życie będzie toczyć się dalej, Southampton będzie trwać”.

Możliwe więc, że rosnące znaczenie Che Adamsa i Nathana Redmonda z przodu, a także szanse Nathana Telli to obrazek, do którego powinniśmy się coraz bardziej przyzwyczajać.

Danny Ings chce walczyć w Lidze Mistrzów, nie o Ligę Mistrzów

We wcześniej wspomnianych doniesieniach The Athletic, Dan Sheldon pisze o ambicjach Ingsa. Według dziennikarza skupionego wokół Southampton, Anglik nie ma zamiaru przenosić się do drużyny dopiero walczącej o udział w Lidze Mistrzów. Odpadają więc opcje typu West Ham, Leicester czy Everton. 28-latek chce wybrać klub, który już teraz jest realnym kandydatem do udziału w tych rozgrywkach co sezon.

Jedyną ekipą w Premier League, o której z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że zagrają tam za rok, jest Manchester City. Bezpieczniej byłoby więc wziąć pod uwagę po prostu big six, chociaż niejedna osoba wytknie mi teraz obecną tabelę.

Ze względu na ostatnie zakupy, z miejsca wykluczyć możemy przenosiny na Stamford Bridge. Również czerwona część Londynu wydaje się opcją mało prawdopodobną – Alexandre Lacazette to typ dość podobny, Pierre-Emerick Aubameyang podpisał niedawno długi kontrakt, a Arsenalowi i tak do Ligi Mistrzów najdalej. Za to Tottenham to realna opcja tylko pod jednym warunkiem – Harry Kane wreszcie poszuka sukcesów gdzie indziej. Na razie się na to nie zanosi.

Jest jeszcze Liverpool, który ostatnio zmaga się z dużymi problemami. Jurgen Klopp nie wydaje się jednak kimś, kto chciałby obecnie zaburzyć harmonię trójki Sadio Mane – Roberto Firmino – Mohamed Salah. Do tego doszedł niedawno Diogo Jota. Jeśli jednak napastnicy The Reds nie wrócą do seryjnego wykorzystywania swoich okazji, możliwe, że Danny Ings byłby dla niemieckiego menedżera zbawieniem. To w końcu gość, który potrafi strzelić gola z niczego. Nie marnuje wielu szans i nie potrzebuje ich dziesięciu, aby choć raz trafił do siatki.

Wśród przedstawionych na grafice napastników xG niższe od 28-latka ma tylko Martial. Mimo to nikt oprócz Kane’a nie strzelił większej liczby bramek na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów. Do tego, wbrew temu co rysuje się w bieżącej kampanii, wcale nie łapie urazów tak często, jak reszta stawki. Pod tym względem na lepszą ocenę zasłużył tylko Firmino.

 

 

Wszystkie drogi prowadzą do Manchesteru

W ekipie Pepa Guardioli może zaraz zabraknąć Sergio Aguero, który odchodzi już od jakichś pięciu sezonów. Z całym szacunkiem, ale Gabriel Jesus nie jest nawet w połowie tak dobry, jak Argentyńczyk. Moim zdaniem do Ingsa też sporo mu pod wieloma względami brakuje. I choć przez ostatnie miesiące wymienność pozycji Gundogana, Sterlinga i de Bruyne wyglądała znakomicie, ciężko sobie wyobrazić, aby hiszpański menedżer chciał zostać z samym Jesusem na pokładzie. Szczególnie, że obrona wydaje się już perfekcyjna, a wyżej wspomniani zawodnicy z pomocą Torresa, Rodriego, Bernardo i Mahreza zabezpieczą pomoc na lata. Jedyne, czego brakuje mu do układanki idealnej, to bramkostrzelna dziewiątka.

Po drugiej stronie, na Old Trafford, pojawia się coraz więcej plotek o Edinsonie Cavanim. Urugwajczyk jeszcze się dobrze w czerwonej koszulce nie rozpędził, a zaraz może go już tam nie być. Najnowsze wieści mówią o tym, że po sezonie przeniesie się do Boca Juniors. Jego wkład w grę w obecnych rozgrywkach jest spory, ale problem w tym, że rzadko w ogóle na boisku przebywa. Dodajmy do tego jego wiek i po znaku równości raczej nie wyjdzie nam, że to przyszłościowa opcja na następne kilka sezonów.

Anthony Martial za to nadal nie ma „tego czegoś”. Zapewnia +/- 15 trafień na sezon, ale dublet przeplata meczami, w których kompletnie znika. Lub co gorsza jest najsłabszy na murawie, co w tym sezonie zdarzało mu się bardzo często. Od 5 lat kibice Czerwonych Diabłów czekają, aż jego forma wystrzeli w górę. A on jakby osiągnął już swój sufit. Często gra dobrze, ale nie potrafi wziąć odpowiedzialności za grę, nie zapewni bramek, kiedy całej drużynie nie idzie. Danny Ings to potrafi.

 

Liga Mistrzów chce Danny’ego Ingsa?

Szansą Anglika jest obecny rynek. Klasowych i zarazem dostępnych napastników nie ma wcale tak wielu, a kluby nie będą chciały ich sprzedawać bez pewnego zastępstwa. Wyjątkiem mogą być ci z finansowymi kłopotami, jak Borussia Dortmund, skąd zapewne uda się wyciągnąć Erlinga Haalanda. I choć byłby to eksperyment bardzo ciekawy, nie może on grać dla wszystkich w Premier League w tym samym czasie. Jeśli zdecyduje się na ligę angielską, najbliżej mu raczej do Manchesteru City. Niewykluczone jednak, że wybierze miejsce poza Wyspami.

Patrząc na to, jacy piłkarze potrafią dochodzić nawet do finału Ligi Mistrzów, odpowiedź na pytanie z nagłówka musi być twierdząca. Każdy klub z big six może mieć do Anglika jakieś „ale”, a tym głównym wydaje się powracający uraz kolana. Nie wszystkie kluby są jednak w tak komfortowej sytuacji jak Manchester City i przed następnym sezonem mogą potrzebować wzmocnień jak tlenu.

Łącząc wszystkie aspekty do kupy, Ings nie powinien mieć większych problemów ze znalezieniem miejsca w którymś z klubów big six. Zależy to zapewne nie tylko od tego, czy Obywatele ruszą po Haalanda. Znaczenie dla Anglika będzie mieć to, jaką rolę będzie odgrywał w przyszłym klubie. Nie odszedł z Liverpoolu bez powodu i po popisach w Southampton musi mieć świadomość, że jego miejsce nie jest na ławce rezerwowych.

Manchester United może bez wątpienia zaoferować mu pewne miejsce w 1. składzie. Pep Guardiola może tak mówić, ale zapewne wtedy musiałby kłamać. Ole Gunnar Solskjaer lubi przy okazji ruszyć po zawodnika sprawdzonego w Premier League, lub przynajmniej w Anglii. Sprowadzeni przez niego zawodnicy, którzy odgrywają kluczową lub ważną rolę w drużynie – Harry Maguire, Aaron Wan-Bissaka, Daniel James – to wszystko goście stąd. Wyjątkiem jest Bruno Fernandes. Kupnem Ingsa nie tylko potwierdziłby swoją myśl szkoleniową, ale również dałby jasny sygnał, że chce walczyć o trofea. Sam Ings zapewne marzy o grze dla obecnego Manchesteru City czy Liverpoolu z zeszłej kampanii, ale przy swoim urazie, wieku i braku sukcesów nie może wybrzydzać aż tak, żeby w razie czego odrzucić ofertę z Old Trafford.