4 lutego 2021 roku, 36. minuta spotkania Tottenhamu z Chelsea. Lider defensywy The Blues, Thiago Silva, pada na murawę, a po chwili fizjoterapeuci sugerują, że to koniec spotkania dla doświadczonego Brazylijczyka. Na boisku w jego miejsce pojawia się Andreas Christensen. Rzesza fanów (w tym ja) mogła pomyśleć sobie, że nadciągają problemy. Christensen nie popełnił jednak żadnego błędu, a w kolejnych spotkaniach Chelsea wręcz błyszczał. Trzeba więc zadać pytanie – jak doszło do odrodzenia Duńczyka w barwach The Blues?

Wielki powrót Christensena

Mecz z Tottenhamem był pierwszym ligowym spotkaniem Duńczyka od 28 grudnia, gdy zagrał 90 minut w zremisowanym 1:1 starciu z Aston Villą. Wówczas na Christensena spadła ogromna fala krytyki, gdy po zderzeniu z rywalem nie podniósł się z murawy, a The Villains zdobyli wyrównującą bramkę.

Chociaż piłkarz doznał przy okazji kontuzji, to w social mediach nie było przebacz. Był to też niejako ostateczny dowód, że obrońca ze Stamford Bridge jest po prostu zbyt miękki na warunki Premier League.

W początkowej fazie sezonu Frank Lampard dał mu szansę, ale w zasadzie po czerwonej kartce w meczu trzeciej kolejki z Liverpoolem, Duńczyk został przyspawany do ławki. Thomas Tuchel został natomiast niejako zmuszony, żeby już na początku swojej pracy zaufać wychowankowi akademii The Blues. Niemiec tego wyboru żałować jednak nie musiał. Zwłaszcza spotkania z zespołami z Liverpoolu mogły zapaść kibicom w pamięci.

Christensen był pewny w swoich interwencjach, doskonale asekurował partnerów i bezbłędnie wyprowadzał piłkę z linii defensywy, sprytnie przenosząc grę w inne sektory boiska.

Duńczyk błyszczał także w spotkaniu z Evertonem i przedłużająca się absencja Thiago Silvy nie martwiła już nikogo. Piłkarza nie mógł się nachwalić również Thomas Tuchel, który nie ma z nim takich problemów, jak z Timo Wernerem.

Andreas stanął na wysokości zadania w meczu z Tottenhamem, wchodząc w czasie pierwszej połowy na boisko i zagrał znakomicie. Niełatwo jest wejść z marszu do gry, a on to zrobił.

Jest odważny, dobrze radzi sobie w pojedynkach jeden na jeden, doskonale wyprowadza piłkę. Jestem dumny z jego postawy w ostatnich meczach. Ma bardzo duży wkład w osiągane przez nas rezultaty.

Co zmieniło się w grze Christensena?

W tym momencie kibice Chelsea mogą zadać sobie pytanie – w jaki sposób Andreas Christensen przypomniał sobie, jak grać w piłkę na najwyższym poziomie? Czy Thomas Tuchel ma jakąś czarodziejską różdżkę, którą przywrócił obrońcę futbolowi? Patrząc na grę zawodnika, nic z tego nie nastąpiło. Natomiast z pewnością przyczyniła się do tego zmiana taktyki na grę trójką z tyłu.

Najlepsze cechy 24-latka są po prostu wyeksponowane w tym ustawieniu. Świetne czytanie gry, eleganckie wyprowadzenie piłki, umiejętność dokładnego przewidzenia zagrożenia – to charakterystyka piłkarza ukształtowanego w akademii The Blues. Wystarczy spojrzeć na jego rolę w taktyce Niemca, żeby zauważyć, jak łatwo jest mu się wpasować.

To jego zadaniem jest wietrzenie powstającego pod bramką zagrożenia – stąd wysoka liczba przechwytów i wybić. Christensen nie musi też angażować się w pojedynki siłowe z rywalami, co robią za niego zdecydowanie częściej Azpilicueta czy Rudiger. Gdy któryś z nich popełni błąd, na posterunku jest już Duńczyk.

Christensen zapytany o swój powrót do gry w barwach Chelsea mówił:

Dobrze było wrócić na boisko. I zdecydowanie łatwiej, gdy zespołowi idzie tak dobrze jak teraz, a ty długo nie grałeś. Mamy bardzo solidną strukturę w defensywie, co pomaga też piłkarzom w ofensywie się wykazać. Wciąż musisz jednak pracować, aby grać jeszcze lepiej.

Nieoceniony jest też w wyprowadzaniu piłki z defensywy. Grając trójką z tyłu może niepokojony wyszukać odpowiednią opcję, aby zagrać progresywne podanie. Do tego nie należy zapominać, że jest to dość szybki zawodnik, więc pokonanie go w pojedynku biegowym nie jest łatwą sprawą. W spotkaniu z Leeds The Blues rozpoczęli mecz w ustawieniu 4-2-3-1 i choć nie był to zły występ Duńczyka, to jednak zdarzył mu się spory błąd, a jego wpływ na grę był zdecydowanie mniejszy.

Swoje zrobiły też zapewne niskie oczekiwania względem piłkarza. Nikt nie spodziewał się po nim aż tak dobrej formy. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewano się… niczego. Facet już wielokrotnie zawodził i poza dobrą rundą pod okiem Antonio Conte, systematycznie nie spełniał pokładanych w nich nadziei. Tymczasem ten brak oczekiwań i jasna struktura zespołu, która nie wpływa na pozostawienie obrońców samych sobie, wyzwoliła w nim nowe pokłady energii i umiejętności.

Dlaczego było tak źle?

A wydawało się, że kariera Christensena na Stamford Bridge jest już skończona. Regularnie zawodzący zawodnik, uważany za co najwyżej przeciętnego piłkarza i trzymany ze względu na status wychowanka. Jego kontrakt wygasa w 2022 roku i nie było nawet mowy o żadnych rozmowach w sprawie przedłużenia umowy. Realnym scenariuszem był letni transfer do nieco słabszego zespołu, w którym oczekiwania nie przerosłyby sympatycznego i skromnego Duńczyka.

Pod wodzą Antonio Conte zaczęło się naprawdę dobrze. Andreas wrócił z niezwykle udanego wypożyczenia do Borussii Mönchengladbach i szybko wygryzł Davida Luiza z pierwszego składu. W pierwszych miesiącach imponował formą, lecz najpierw zawiódł w starciu z Manchesterem United, a następnie Barceloną. Gdy trenerem zespołu został Maurizio Sarri, jego sytuacja znacząco się pogorszyła. W sezonie 18/19 podstawową parą stoperów byli David Luiz i Antonio Rüdiger, a Christensen zagrał raptem 8 razy w Premier League w koszulce Chelsea.

Christensen Conte Chelsea

Frank Lampard dał mu szansę na odmianę swojej pozycji w zespole. 21 ligowych występów i powtarzające się problemy– dobre występy przeplatane sporymi wpadkami. Po czerwonej kartce otrzymanej na początku sezonu do momentu zmiany trenera z ławki już w Premier League nie wstał.

Jego problemem przez cały czas była niestabilna forma i reputacja gracza nieprzystającego do fizyczności Premier League. U Sarriego i Lamparda przy grze czwórką z tyłu miał z tego tytułu tzw. ciężary.

Jaka przyszłość czeka Christensena w Chelsea?

Wciąż nie wiadomo co stanie się w najbliższych tygodniach z defensorem. Po powrocie Thiago Silvy do zdrowia prawdopodobne jest, że znów zawędruje na ławkę. Tym razem jednak w roli wygranego. Piłkarza, który udowodnił swoją wartość i pokazał, że można na niego liczyć w ważnych momentach. Być może okaże się to być dobrą kartą przetargową latem, gdy Chelsea będzie musiała podjąć decyzję co do jego przyszłości.

A ta wciąż jest niepewna. Niektóre źródła podawały, że nowa oferta kontraktu czeka już na stole. Jednak osoby będące blisko klubu sugerują, że ani Christensen, ani Rüdiger ofert nowych kontraktów od Chelsea jeszcze nie otrzymali. Być może dojdzie do tego dopiero pod koniec sezonu. Na ten moment nie można wykluczyć, że to pozostałe mecze to okno wystawowe dla obu piłkarzy.

A zawodnik ma swoje wady. Nigdy nie będzie liderem defensywy ani piłkarzem, który siłą fizyczną będzie w stanie dominować nad rywalami. Jednak jego spryt i umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie dla wielu trenerów mogą być nieocenione. Pytanie czy to wystarczy, żeby przekonać włodarzy Chelsea.

Jeśli Thomas Tuchel zdecyduje, że jego zespół w przyszłości również powinien grać trzema obrońcami, jednego doskonałego kandydata w zespole już ma.