Pep Guardiola od zawsze kojarzy się z charakterystycznym ubiorem. Przeważnie na ławce mogliśmy oglądać go w szarym swetrze albo czarnej kurtce. W ostatnich miesiącach się to jednak zmieniło. Tradycyjny outfit Hiszpana zastąpiła szara bluza z czerwonym napisem “open arms”. Nie jest to przypadek. Menedżer Manchesteru City chce bowiem zwrócić uwagę na problem ginących uchodźców na Morzu Śródziemnym.

Znanym postaciom pracującym w klubach w Premier League nie jest łatwo zabrać głos w publicznych sprawach. Od razu bowiem pojawiają się głosy krytyki. Ludzie zaczynają mówić, że mają zająć się tym, co potrafią robić najlepiej, czyli kopaniem piłki. Nie każdy jednak idzie na łatwiznę. Takiej drogi nie obrał również Pep Guardiola. Od kilku miesięcy w trakcie spotkań Manchesteru City nosi on bluzę organizacji Open Arms. Warto jednak zagłębić się w ten temat i rzucić okiem, dlaczego Hiszpan zdecydował się na taki ruch.

Geneza Open Arms 

Nie od dziś wiadomo, że uchodźcy z Afryki i Bliskiego Wschodu, uciekają ze swoich rodzinnych stron z powodów konfliktów. Proces ten szczególnie nasilił się w 2010, kiedy to wojna w Syrii przybrała na sile. Wtedy to tysiące ludzi podjęło decyzję o ucieczce w poszukiwaniu lepszego i nowego życia. Cel był prosty. Dostać się do Europy. Trudniejsza była jednak realizacja tego pomysłu. Problem zasadniczo był bowiem jeden. Chętnych do ucieczki nie brakowało, a statki, czy w gorszych przypadkach pontony, oczywiście miały ograniczoną liczbę miejsc. Nie mogły pomieścić wszystkich, ale i tak mało kto przejmował się tymi zasadami, a to miało przerażające skutki.

Przepełnione statki i pontony często nie były w stanie bezpiecznie dryfować po wodzie. Coraz zaczęto przytaczać historię ludzi, którzy swoją drogę po lepsze życie kończyli, topiąc się w Morzu Śródziemnym. Na wybrzeżach między innymi Turcji pojawiać zaczęły się ciała dorosłych ludzi, ale i wielu dzieci. Temu wszystkiemu z niepokojem przyglądał się kataloński przedsiębiorca, ratownik i aktywista Òscar Camps. Impulsem, który zmotywował go do działania była historia Alana Kurdiego.

2 września 2015 roku wyruszył on ze swoim pięcioletnim bratem Ghalibem i matką Rehaną z Bodrum w Turcji na grecką wyspę Kos. Na pontonie znajdowało się 16 osób, oczywiście nikt nie miał nawet kamizelki ratunkowej, a pokład mógł pomieścić maksymalnie osiem osób. Niedługo po wypłynięciu na morze, nastąpił wypadek, w którym rodzina Alana Kurdiego zginęła. Òscar Camps zdecydował się wtedy powołać do życia organizację o nazwie Open Arms, która miała ratować uchodźców na Morzu Śródziemnym. 

Sytuacja była przytłaczająca – mówiła Laura Lanuza, dyrektorka Open Arms Tysiące ludzi uciekających przed wojną w Syrii i innych krajach, takich jak Irak i Afganistan, każdego dnia ryzykowało życie. Stajemy się organizacją, która chce chronić życie bezbronnych na Morzu Egejskim i Środkowym.

Na samym początku Open Arms miało tylko jedną łódź. Z czasem jednak wszystko zaczęło się rozwijać. Organizację pochwalił nawet Papież Franciszek, a wsparcia finansowe płynęło od wielu osób, w tym również ze świata sportowego.

Pep Guardiola i hojne wsparcie

Organizacja Open Arms stawała się coraz bardziej popularna w Katalonii. Zaczęło ją wspierać coraz więcej osób ze środowiska piłkarskiego. Pierwszy zainteresował się Xavi Hernandez, a później Carles Puyol, Andres Iniesta i Ernesto Valverde. Nie uszyło to również uwadze Pepa Guardioli. Hiszpan postanowił bardziej zgłębić temat i dowiedzieć się, na czym polega praca całego przedsięwzięcia.

Pep dowiedział o naszej pracy z mediów i skontaktował się z nami, oferując pomoc. Był poruszony kryzysem humanitarnym na Morzu Egejskim i Morzu Śródziemnym, gdzie w ciągu ostatnich pięciu lat zginęło ponad 20 000 osób, którzy próbowali dotrzeć do Europy. Wierzył, że nasze wartości, którymi się kierujemy, pasują do jego światopoglądu – stwierdziła również cytowana już Laura Lanuza  Wspierał nas, nie tylko finansując nasze misje i potrzeby, kiedy było to najbardziej potrzebne, ale także dając nam rozgłos.

Po rozmowie z dyrektorem Open Arms Òscarem Campsen Guardiola zdecydował się przekazać 150 tysięcy euro z własnej kieszenie na ten cel. Cała kwota od razu została przeznaczona na naprawę łodzi o nazwie Proactiva, która przez problemy techniczne nie mogła wydostać się z sycylijskiego portu i ruszyć dalej. Dzięki wsparciu Hiszpana szybko udało naprawić się maszynę i sprawić, że była wstanie ponownie wypłynąć na wody.

Praca, którą wykonuje Open Arms, jest niezwykła, ponieważ pomaga chronić najbardziej potrzebujących ludzi powiedział Pep Guardiola w rozmowie z „The Athletic” Tak wielu z tych, którzy szukają schronienia przed wojną, ubóstwem i prześladowaniami, nadal znajduje się w niewyobrażalnie trudnych sytuacjach. Często cierpią z powodu chorób, rozłąki z rodziną, a w wielu przypadkach ryzykują utratę życia.

Pep Guardiola bardzo mocno zaangażował się w pomoc organizacji. W ostatnich miesiącach nosi on szarą bluzę z czerwonym napisem „open arms”, ale to nie wszystko. Jeszcze wcześniej doszło nawet do tego, że na zaproszenie Hiszpana, Òscar Camps, prezes Open Arms przyjechał na spotkanie z piłkarzami oraz sztabem Manchesteru City.

Zostaliśmy zaproszeni do szatni, gdzie wygłosiliśmy przemówienie i prezentację dla graczy City mówił Òscar Camps o swojej wizycie w Manchesterze Pokazaliśmy graczom film z misji ratunkowej na morzu. Wielu zawodników miało łzy w oczach. Był jeden gracz, pochodzący ze środowiska imigracyjnego, którego ogromnie to dotknęło.

Dalsze plany

Oczywiście odkąd Pep Guardiola zaczął na każde spotkanie zakładać bluzę z napisem „open arms”, popularność i zasięgi organizacji ciągle rosną. To symboliczny gest, ale bardzo ważny. Òscar Camps, dyrektor Open Arms bardzo to docenia. Powód jest prosty. Po ostatnim incydencie nie każdy zdecydowałby się na taki gest. Hiszpański trener jakiś czas temu został bowiem ukarany przez angielską federacją kwotą 20 tysięcy funtów, za noszenie żółtej wstążki na rzecz proniepodległościowych polityków, którzy zostali uwięzieni w Katalonii.

Tym razem zważywszy na to, że Open Arms to organizacja pozarządowa, Pep Guardiola może śmiało zakładać swoją bluzę na każde spotkanie. Hiszpan chce jednak dalej pomagać. Nie tylko materialnie i symbolicznie, ale również na morzu. Na taki wyraz wsparcia zdecydował się już wcześniej Marc Gasol, koszykarz Los Angeles Lakers. 36-latek spędził tydzień na jednym z okrętów Open Arms. Udało mu się nawet uratować Kamerunkę Josefę. Prędzej czy później na pewno, więc na morzu zobaczymy również i Guardiolę. W końcu jak sam mówi, Open Arms to drużyna, która codziennie gra w finale. A Hiszpan uwielbia w nich grać i co najważniejsze nienawidzi w nich przegrywać.