Championship ma to do siebie, że potrafi zaskakiwać. Nie inaczej jest w tym sezonie. Mało kto przewidywał, że wśród klubów walczących o awans znajdzie się… Barnsley. Drużyna Valeriena Ismaela to bez wątpienia największa niespodzianka trwających rozgrywek.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że na zapleczu panuje niesamowity ścisk i do ostatnich kolejek nie możemy być niczego pewni. Z tych zasad skrzętnie skorzystało Barnsley. Wystarczyło, że The Reds wygrali siedem spotkań z rzędu i w niecały miesiąc ze środka stawki przesunęli się na miejsca dające możliwość gry w play-offach. Remisując z Derby i pokonując Bournemouth tylko umocnili się na szóstej lokacie w tabeli. Wielki udział ma w tym oczywiście Michał Helik, który w nagrodę otrzymał debiutanckie powołanie do reprezentacji Polski. Barnsley jednak jako całość jest znakomicie funkcjonującym organizmem, któremu z pewnością należy się bliżej przyjrzeć.

Co zmienił nowy menedżer?

Peany pochwalne powinniśmy zacząć od postaci menedżera. Przygoda Valeriena Ismaela z Oakwell Stadium zaczęła się w październiku 2020 roku. Francuski szkoleniowiec zastąpił Gerharda Strubera, który zdecydował się zamienić Barnsley na Nowy Jork i przeniósł się do MLS. Struber został wyjęty przez włodarzy klubu z austriackiego Wolfsbergera i podobnym kluczem sugerowali się w ubiegłym roku przy zatrudnieniu Ismaela. 45-latek kilka miesięcy wcześniej został zwolniony z LASK Linz. Jego piłkarskie oraz trenerskie CV robiło jednak całkiem niezłe wrażenie i można było przypuszczać, że Barnsley będzie patrzeć bardziej w górę tabeli niż w kierunku strefy spadkowej. Mało kto spodziewał się jednak, że po pięciu miesiącach będą realnie bić się o awans do Premier League.

Poprawa gry The Reds może dziwić tym bardziej, że Ismael nie dokonał żadnej rewolucji taktycznej. Używa on tego samego ustawienia, jakie preferował Struber, czyli 3-5-2. Styl gry także pozostał oparty głównie na grze z kontrataku. Rękę nowego szkoleniowca widać jednak w grze obronnej oraz pracy przy stałych fragmentach gry. Barnsley w zeszłym sezonie strzeliło najmniej bramek po rzutach rożnych, a w tym należy do ścisłej czołówki. Duża w tym zasługa Michała Helika, który stanowi potężne zagrożenie pod bramką rywala nie tylko podczas kornerów, ale również wyrzutów z autu. Skompletował już pięć bramek w lidze i jedną w Pucharze Anglii.

Pozostając w temacie Polaka należy zwrócić uwagę na to jak znakomicie spisuje się blok defensywny. Helik jest centralną jej postacią, ale świetne wrażenie robi także Mads Andersen. Może się to wydawać komiczne, ponieważ jeszcze w tym sezonie, pod sterami Strubera, przytrafił się mecz z Reading, w którym obaj ci obrońcy otrzymali czerwone kartki. Teraz znajdują się w czołówce prawie każdej defensywnej statystyki Championship. Tercet obrońców dopełnia 30-letni Michael Sollbauer lub o wiele młodszy Toby Sibbick. Znakomicie funkcjonują także wahadła, a najlepszym tego potwierdzeniem nagroda młodego piłkarza miesiąca dla Calluma Stylesa.

Szansa na powrót po ponad dwóch dekadach

Potencjalny awans Barnsley do Premier League będzie ich powrotem do elity po 23 latach nieobecności. Przez ostatnie dwadzieścia lat drużyna z Oakwell nie była tak blisko awansu jak jest teraz. Kojarzyliśmy ją głównie z dolnych rejonów tabeli Championship lub gry na trzecim poziomie rozgrywek. Jak to najczęściej bywa w takich przypadkach, wszystko zaczęło się zmieniać wraz z roszadą właścicielską.

W grudniu 2017 roku w South Yorkshire zawitał chińsko-amerykański biznesmen Chien Lee. Kupno Barnsley było dla niego czwartym podejściem przejęcia jakiegokolwiek klubu w Anglii. Wcześniej składał oferty kupna Hull City, Middlesbrough oraz Brentford. Lee dogadał się dopiero z Patrickiem Cryne’em, który był tu właścicielem przez blisko 13 lat. Ważną rolę w tej transakcji odegrał Billy Beane, czyli baseballowy geniusz, o którym powstał film „Moneyball”. On także stał się udziałowcem Barnsley, po raz pierwszy tym samym inwestując w klub piłkarski.

Doświadczenie Chiena Lee jako właściciela kilku europejskich klubów takich jak OGC Nice czy FC Thun wraz z technikami Billy’ego Beana właśnie zaczęły przynosić efekty. Barnsley to jeden z tych klubów Championship, który stara się monitorować setki tysięcy piłkarzy poza granicami Wielkiej Brytanii. W taki sposób do klubu trafił nie tylko Michał Helik. Czerwoni obserwują bardzo dokładnie ten rejon Europy i udowodnili to transferami także z Austrii, Niemiec oraz Belgii. W ten sposób oszczędzają mnóstwo pieniędzy, a każdy cel transferowy jest przez nich obserwowany przynajmniej kilka miesięcy.

Wszystko w rękach Barnsley

Sytuacja w tabeli Championship nie może układać się lepiej dla Ismaela i jego podopiecznych. Zwycięstwem 3-2 nad Bournemouth powiększyli swoją przewagę nad Wisienkami do pięciu punktów, a następne w tabeli Cardiff traci już siedem oczek. Wiele wskazuje zatem na to, że Barnsley jest na dobrej drodze by w maju zagrać w play-offach. Tam już wszystko się może zdarzyć, a po serii dziewięciu meczów bez porażki nikt nie jest im straszny – nawet Swansea, Watford czy Brentford.

Pierwsze odpowiedzi poznamy już niedługo, bo na początku kwietnia przyjdzie im zmierzyć się z Reading, które również znajduje się w gronie kandydatów do awansu i w tym momencie ma tyle samo punktów co Barnsley. Oprócz tego spotkania czeka ich seria meczów z bardzo łatwymi rywalami takimi jak Wycombe czy Sheffield Wednesday. Jest to niepowtarzalna okazja dla Helika i spółki, by udowodnić swój potencjał i umocnić się na miejscu barażowym. Już niedługo przekonamy się czy stać ich na historyczny wyczyn.