W czwartek między słupkami Czerwonych Diabłów stanął Dean Henderson. Był to 13. występ Anglika w tym sezonie. Tylko 2 razy — z derbowym rywalem w Carabao Cup oraz Başakşehirem w Lidze Mistrzów — Manchester United z 23-latkiem na boisku przegrał. Z Davidem ge Geą tworzą chyba najsilniejszy duet bramkarski w całej lidze, ale ta przyszłościowa wizja powoli się kończy.

Część gazet w Wielkiej Brytanii rozpisywała się ostatnio o tym, że Manchester United spróbuje sprowadzić Gianluigiego Donnarummę. To mrzonka, ale faktem jest, że klub będzie latem szukał bramkarza. Brzmi to śmiesznie, biorąc pod uwagę obecną kadrę. Czerwone Diabły mają teoretycznie 4 golkiperów, z czego 3 znalazłoby miejsce w wyjściowej jedenastce niejednego klubu Premier League.

20-krotni mistrzowie Anglii kolejny raz wykazali się jednak nieprzygotowaniem, tak jak miało to miejsce na przykład przy przebudowie zespołu po odejściu sir Aleksa Fergusona. Tym razem klub nie pozwolił na wypożyczenie potencjalnego numeru jeden, zostawiając przy tym w klubie obecnego podstawowego golkipera, bez zamiaru konkretnej rotacji. Brak minut działa na rozwój Anglika jak zaciągnięty ręczny hamulec. Za to jego starszy kolega odczułby zadrę na dumie po ewentualnej stracie minut.  No i zrodził się mały konflikt interesów.

Obaj bowiem dobrze wiedzą, że umiejętnościami zasługują na grę w pierwszym składzie. Jeden od kilku lat udowadnia swoją wartość na boisku. Drugi jest uznawany za wielki talent i w zeszłym sezonie pokazał, że jest gotów do gry w Premier League.

Choć obecnie Ole Gunnar Solskjaer może czuć się na tle ligowych rywali komfortowo, już po sezonie prawdopodobnie zostanie z jednym golkiperem na burcie. Musi więc szukać nie tylko następnego bramkarza, ale wręcz jakościowego zmiennika. Nie może to być transfer na podobieństwo Lee Granta.

Manchester United ma dwie „jedynki”…

Kiedy Dean Henderson był ściągany z Sheffield United i nie zgodzono się na kolejne wypożyczenie, przekaz był jasny. Anglik miał dostać swoje szanse i rywalizować z Davidem de Geą o miejsce w wyjściowej jedenastce.

Granie niemalże tylko w pucharach to żadna walka o skład. Tym bardziej że międzynarodowej piłki zasmakował on dopiero po odpadnięciu z Champions League, gdzie wystąpił tylko w 1 spotkaniu. W FA Cup czy Carabao grają wszyscy rezerwowi bramkarze Premier League. Większe pole do popisu ma, chociażby Robin Olsen w Evertonie — już teraz wybiegł na murawę w lidze więcej razy od Anglika.  23-latek może czuć się tak samo, jak w poprzednich sezonach Sergio Romero.

Jest jednak jeden kłopot — zawodnik z Whitehaven jest na zupełnie innym etapie kariery i ma zgoła odmienne podejście od Argentyńczyka. On nie pogodzi się z rolą zmiennika. Wie, że prezentował w ekipie Szabli bardzo wysoki poziom i nie zmarnuje początku poważnej przygody na ławce. Poza tym raczej nie zdecydowałby się na pozostanie na Old Trafford, gdyby wcześniej nie dostał choćby znaku o możliwości wygryzienia 30-latka ze składu.

De Gea tym bardziej nie ma zamiaru oglądać zespołu z boku, po tym, jak przez lata był jego najlepszym piłkarzem. Żeby na kolejny sezon obaj zostali w kadrze, sytuacja musiałaby nabrać bardzo dziwnego obrotu, zakrawającego o piłkarski cud. Norweski menedżer musi wybierać. Zaufać młodszemu, który na razie z najlepszej strony pokazał się tylko w innym klubie czy niezmiennie stawiać na sprawdzonego Hiszpana i zaryzykować stratę wielkiego talentu.

… i żadnego rezerwowego

To, który z dwójki de Gea/Henderson odejdzie, rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Wiadomym jest za to, że zarówno Grant, jak i Romero po sezonie rozstaną się z Old Trafford. No, może przynajmniej z rolą zawodnika, bo 38-letni Anglik już teraz jest bardziej trenerem niż realną opcją do składu. Po kampanii 2020/21 ma całkowicie poświęcić się tym obowiązkom.

„Dość” powiedział też Romero. On akurat był bliski odejścia już w styczniu, wszak kilka tygodni spędził w Argentynie. Wcześniej chciało go chociażby Leeds, a przed podpisaniem kontraktu z Emiliano Martinezem, rozważała też Aston Villa. 34-latek, wraz z odejściem kogoś z dwójki podstawowych golkiperów, mógłby teoretycznie zostać. Jednak ze względu na wiek i chęć dokończenia kariery na murawie, od razu po zakończeniu kontraktu ma wrócić do ojczyzny.

Tak źle i tak niedobrze

Brak szans dawanych Romero czy później Hendersonowi podczas słabszych momentów de Gei było błędem. Zaproponowanie Hiszpanowi długiego i bardzo kosztownego kontraktu w momencie, kiedy wręcz naciskał na transfer, też było błędem. Największą pomyłką było to, że Manchester United odmówił podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Henderson mógł iść na wypożyczenie i dalej się ogrywać lub powoli wchodzić w buty starszego Hiszpana, przygotowywanego na transfer. Wybrano trzecią opcję: Anglik ani się nie rozwija gdzie indziej, ani nie gra na Old Trafford.

Manchester United, a raczej jego akademia, może przez długi czas nie wykształcić tak jakościowego bramkarza. Joel Pereira był niezły, Sam Johnstone dobrze radzi sobie w WBA, ale Henderson to wyższa półka. Posuchę na golkiperskim rynku i wysoki poziom Anglika niech potwierdza fakt, że już teraz pojawiają się słowa o zainteresowaniu jego osobą ze strony Chelsea, Tottenhamu czy Borussii Dortmund.

Ciężko o naprawdę wiarygodne źródła związane z Czerwonymi Diabłami, ale brak jakichkolwiek doniesień o de Gei, przy jednoczesnym napływie nowych informacji o jego konkurencie mówi samo za siebie. Młodszy już nie będzie, a do tego odstrasza jego ogromna tygodniówka. Szansę na wielki transfer do Realu Madryt przegapił przez spóźniony faks, a druga taka okazja może się już nie nadarzyć.

Dlatego większe szanse na sprzedaż daje się Hendersonowi, który swojej szansy tak naprawdę jeszcze nie dostał. Cokolwiek postanowią na Old Trafford, jedno jest pewne — na decyzję jest już w oczach wielu kibiców za późno. W przypadku pierwszego kryzysu klubowi wytykany będzie bowiem błąd, jakim było pozbycie się któregoś z bramkarzy. Nie ma tu już znaczenia, który z tej dwójki to będzie.

Bo kiedy Czerwone Diabły zaczną przegrywać, wina po części spadnie zapewne na golkipera. Wtedy Ole Gunnar Solskjaer oberwie za to, że pozbył się zasłużonego de Gei, niejednokrotnie ratującego klub przed pośmiewiskiem. Albo że wypchnął z klubu diament, jakim był Henderson i postawił na starzejącego się Hiszpana.