Josh Maja potrzebuje już tylko jednego trafienia, aby zrównać się bramkami z drugim najlepszym strzelcem Fulham w trwającym sezonie. Mecz z Evertonem był jego pierwszym startem w zespole Scotta Parkera, a dobitnie pokazał, czego brakuje w ekipie The Cottagers. Ważniejszym pytaniem nie jest jednak to, czy Nigeryjczyk jest odpowiednim piłkarzem na potrzeby utrzymania, ale czy Fulham w ogóle da się jeszcze uratować.

O ile przy okazji poprzedniego pobytu w Premier League Aleksandar Mitrović radził sobie w kratkę, tak tym razem po prostu nie dojechał na zawody. W 18 meczach ligowych, które przełożyły się na 998 minut, do siatki trafił dwukrotnie. Oba gole zaliczył w drugim meczu kampanii przeciwko Leeds United.

Fulham potrzebuje teraz skutecznego napastnika jak tlenu. Możliwe, że jeśli Josh Maja się takim okaże, jakimś cudem uda się jeszcze wywalczyć utrzymanie. Nie ma sensu przesadnie oceniać go po jednym pełnym spotkaniu, ale na pewno zaszczepił mały promyk nadziei.

W Bordeaux nigdy nie udało mu się wywalczyć stałego miejsca w wyjściowej jedenastce. Ani u Erica Bedoueta, ani u Paulo Sousy, ani u Jeana-Louisa Gasseta. Za to w Sunderlandzie gra opierała się całkowicie na nim i efekty były niesamowite. W Premier League jego przygoda będzie wyglądać podobnie do tego, co miało miejsce na Stadium of Light.

Nastolatek na ratunek

Jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności, Josh Maja przyciągnął uwagę trenera Sunderlandu swoją grą w pucharach młodzieżowych. W 2016/17 roku zanotował 3 bramki i 3 asysty w 5 meczach FA Youth Cup i EFL Trophy. Miał bezpośredni udział przy co najmniej jednym trafieniu w każdym spotkaniu, w którym brał udział. Zaimponował Davidowi Moyesowi na tyle, że na 3 miesiące przed swoją osiemnastką zadebiutował w dorosłej drużynie, gdy Czarne koty pokonywały Queens Park Rangers w Carabao Cup.

Choć nie był to jeszcze czas na szansę w lidze, w dalszej części sezonu 4-krotnie znalazł się na ławce w spotkaniach Premier League. Josh Maja nie pomógł więc w meczach z Chelsea (2x porażka), Liverpoolem (remis) i Stoke City (porażka), a Sunderland spadł do Championship.

Po zwolnieniu szkockiego menedżera, Chris Coleman częściej starał się wykorzystywać 18-latka. W niższej lidze grywał już częściej niż w U23. Podczas ligowego debiutu strzelił gola przeciwko Fulham, lecz do końca kampanii ani razu nie spędził na murawie pełnych 90 minut, a ekipa ze Stadium of Light ponownie zjechała w krajowej hierarchii, dołączając do niechlubnego grona zespołów, które w dwa sezony spadły z krajowej ekstraklasy do League One.

Na trzecim poziomie rozgrywkowym pierwszy raz zrobiło się głośno o młodym chłopaku, bo wciągnął ligę nosem. Trafiał do siatki w każdym z 4 pierwszych spotkań i nie zatrzymał się na dłużej niż 2 mecze aż do momentu transferu. Cała gra Sunderlandu opierała się na jego bramkach. Jack Ross wystawiał go niemal w każdym spotkaniu – powrót do Championship był uzależniony od gry nastoletniego napastnika.

Za dowód tego, jak ważny był dla zespołu niech świadczy fakt, że choć przed 30. kolejką odszedł do Bordeaux, na koniec sezonu i tak był najlepszym strzelcem Czarnych Kotów. W League One zdobył łącznie 15 bramek. Drugi Aiden McGeady miał ich 11.

Młodzian nie miał jednak zamiaru ciągnąć za uszy drużyny z głębokiego zaplecza angielskiej ligi. Kiedy pojawiła się oferta z Ligue 1, postanowił skorzystać z okazji.

Francuskie perypetie

I z perspektywy czasu można powiedzieć, że był to błąd. Sunderland gra w League One do dziś, ale kto wie, czy z Nigeryjczykiem nie udałoby się wywalczyć wtedy awansu. A wtedy może i transferu do Premier League, bo już przed wylotem do Francji chociażby Northern Echo informowało o zainteresowaniu jego osobą ze strony Tottenhamu, Newcastle, Manchesteru City czy Southampton. Ale to już tylko gdybanie.

Po 3 porażkach z rzędu, które nowy nabytek spędził na ławce, Eric Bedouet wystawił go w pierwszym składzie. Nie zdobył gola, ale Bordeaux wygrało. W następnych meczach zagrał łącznie kilkadziesiąt minut, a kiedy drużynę przejął Paulo Sousa, Josh Maja 3 kolejne spotkania oglądał z ławki rezerwowych. W swoim 7. występie we francuskiej ekstraklasie wreszcie trafił do siatki. Starcia z Nimes nie może jednak nazwać szczęśliwym. Żyrondyści przegrali 1:2, a on nabawił się kontuzji kolana, co definitywnie skończyło jego sezon.

W kolejnych rozgrywkach Josh Maja nadal nie potrafił zdobyć zaufania portugalskiego menedżera. Sousa używał go jako zmiennika, a pełne 90 minut zaliczył dopiero w 14. kolejce. W kolejnych 3 meczach zdobył 4 gole i 3 asysty, raz kompletując nawet hattricka. W mediach społecznościowych wzbudziło to poruszenie, ale sytuacja Nigeryjczyka nie uległa zmianie.

W komentarzach fani Sunderlandu prosili go o powrót, a trener posadził go na ławce. Kiedy jego koledzy grali z Marsylią czy Lyonem, on zdobywał gole i asysty przeciwko Le Mans, Pau FC i Dijon w krajowych pucharach. W marcu sezon Ligue 1 został przedwcześnie skończony z powodu szalejącej pandemii. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, Maja zakończył go jako ex aequo najlepszy snajper zespołu, zaliczając gola lub asystę co 81 minut.

W trwających obecnie rozgrywkach, już pod wodzą Jeana-Louisa Gasseta, nadal nie był podstawowym zawodnikiem. Po 808 minutach i 2 golach w Ligue 1, Josh Maja udał się na wypożyczenie do Fulham. Wrócił do Anglii. Tam, gdzie najpierw noszono go na rękach, później wyzywano od zdrajców, a jeszcze później proszono o powrót.

Sunderland Til’ I Die

No właśnie, jak to było z tym netfliksowym serialem? Siłą rzeczy przez sporą część programu Josh Maja był centralną postacią wydarzeń. Podczas trwania tamtego sezonu Nigeryjczyk miał dopiero 19 lat. Mógł czuć się nieco zagubiony, a nakładana na niego presja mogła być za duża. To jednak nie on zawinił najbardziej, jeżeli zawinił w ogóle.

Sunderland Til’ I Die przedstawiło go w świetle tego złego, który zostawia drużynę, kiedy najbardziej był jej potrzebny. Nikt zdaje się tam nie pamiętać, że gdyby nie Maja, Czarne Koty o powrocie do Championship mogłyby jedynie pomarzyć. Wraz z agentem, który ponoć chciał ugrać sobie bonusy za transfer zagranicę, nie zachował się idealnie. Klub musiał go sprzedać, bo była to ostatnia okazja, aby cokolwiek zarobić. Po sezonie mógł odejść za darmo.

Nie pomógł też jednak jeden z właścicieli, Stewart Donald. Jego w serialu było najwięcej, był bardzo zaangażowany w życie klubu. Nie można odebrać mu ambicji i dobrych chęci, ale nie do końca rozumiał chyba jak niektóre rzeczy działają w futbolu. Obiecywał fanom wielkie transfery, utrzymanie i awanse. Zapewniał też, że Maja zostanie w zespole. Żadnej z tych obietnic nie mógł tak naprawdę spełnić.

Takie zapewnienia kibice przyjęli bardzo poważnie, więc kiedy odszedł do Bordeaux, Maja stał się ogólnym wrogiem na Stadium of Light. Był w oczach wielu oszustem goniącym za sławą i pieniędzmi. A on po prostu bardzo dobrze grał w piłkę i chciał wzbić się na wyższy poziom.

Dużo osób po wypuszczeniu Sunderland Til’ I Die twierdziło, że miał on na celu wybielenie wizerunku inwestorów. Miał on przedstawić ich w dobrym świetle, tak aby nikt nie winił ich za niepowodzenie klubu. Sam Maja w wywiadzie dla Independent wspominał, że ma co do niego mieszane uczucia. Okres w Sunderlandzie ocenia jako „słodko-gorzki”.

Nigeryjczyk nie mógł być chyba taki zły, skoro jego ówczesny menedżer, Jack Ross, mówił wtedy, że mimo niechęci do podpisania nowego kontraktu, nadal będzie wystawiał go w składzie ze względu nie tylko na formę, ale i zbudowane relacje z trenerem i resztą zespołu. Po transferze do Fulham na łamach BBC ponownie określił go zresztą jako wspaniałego człowieka.

Josh Maja powraca

Josh Maja powraca nie tylko do Anglii, ale i po prostu do Fulham. To tam stawiał pierwsze kroki zanim przeniósł się do Manchesteru City, a stamtąd do Sunderlandu. Teraz Scott Parker koniecznie potrzebował w zimowym okienku sprowadzić bramkostrzelnego napastnika. Podobno w klubie nastawiano się na Joshuę Kinga, ale tego zgarnął Everton. I to właśnie ostatni pojedynek z The Toffees pokazał, dlaczego londyńczycy mogli zrobić krok w stronę normalności. I to nie tylko dlatego, że Maja zdobył dwa gole, a King zszedł do szatni bez niczego.

Gra defensywna The Cottagers od jakiegoś czasu wygląda całkiem dobrze. Mimo dopiero 18. miejsca, Fulham straciło tyle samo goli co wicelider. W całej lidze aż 10 zespołów więcej razy wyciągało piłkę z siatki. W ostatnich 5 spotkaniach 3-krotnie zachowali czyste konto. Oprócz dość solidnej obrony, Alphonse Areola w porównaniu do początku sezonu gra bardzo dobrze i równo.

Problem występuje z przodu. Ademola Lookman, Ruben Loftus-Cheek czy Bobby Decordova-Reid to zawodnicy, którzy zrobili w tym sezonie ogromne postępy. Z biegiem sezonu ich gra wygląda coraz bardziej obiecująco, ale brakuje im liczb. Ten ostatni może się pochwalić 7 bramkami, później, aż do 3 goli, jest przepaść. Na Goodison Park każdy z nich miał swoje okazje, ale żaden nie wpisał się na listę strzelców. Możliwe, że gdyby nie Maja, tego spotkania by nie wygrali. A ten, jeśli strzeli jeszcze raz, od razu zrówna się z drugim pod względem bramek zawodnikiem na Craven Cottage.

Bordeaux, mimo tamtejszych problemów z obsadzeniem pozycji numer 9, nigdy nie zwojował. Zarzuca mu się zbyt częste przechodzenie obok meczu, odcięcie się od gry reszty zespołu. Możliwe, że to po prostu typ stworzony pod Anglię. W Sunderlandzie szło mu znakomicie, w Fulham może jeszcze lepiej.

Klub ma wielu utalentowanych zawodników i wygląda na to, że właśnie dołączył do nich kolejny. Ich spadek może być stratą dla ligi, a ewentualny powrót Nigeryjczyka do Francji (Maja trafił na wypożyczenie z opcją wykupu) stratą dla kibiców. Do bezpiecznego miejsca brakuje im obecnie 7 punktów, lecz jeśli wygrają zaległy mecz z Burnley, strata do Newcastle stopnieje do 4 oczek.