Kurz bitewny opadł, emocje trochę się uspokoiły, baner na Stamford Bridge głoszący „In Frank We Trust”, został zdjęty, a Thomas Tuchel pracuje już z zespołem – tak wygląda sytuacja w Chelsea pięć dni po informacji, że Frank Lampard został zwolniony z funkcji trenera. Jego pożegnanie z klubem wywołało sporo kontrowersji, które również podzieliły kibiców The Blues. Powodów tej decyzji zarządu nie ma sensu tutaj przywoływać, bo każdy doskonale zdaje sobie z nich sprawę. Jest to natomiast czas podziękowań, na które Frank Lampard zwyczajnie zasłużył.

Nowe otwarcie

Będzie emocjonalnie. Gdy z klubem żegna się jego legenda, nie może być inaczej. A trzeba zacząć od rzeczy najważniejszej – Frank Lampard sprawił, że w Chelsea można było zakochać się na nowo. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że dla fanów, którzy doskonale pamiętają czasy, gdy Anglik był wiodącym piłkarzem świata i tworzył szkielet Chelsea wraz z Didierem Drogbą i Johnem Terrym, jego powrót był wyczekiwany jak żaden. I to z wielu powodów.

Przez ostatnie lata The Blues znacząco cierpieli na brak tożsamości. Wybierano trenerów niekompatybilnych z wysokimi wymaganiami zarządu, jak Maurizio Sarri. Nic do Włocha nie mam, osiągnął z klubem świetny rezultat w swoim jedynym sezonie pracy na Stamford Bridge. Jednak oprócz pojedynczych radosnych momentów, których przyczynkiem w tamtym sezonie był Ruben Loftus-Cheek, był to zespół, który nie wzbudzał żadnych emocji. Przyjście Franka Lamparda zmieniło to o 180 stopni. Był to wyraźny sygnał – chcemy, żeby Chelsea znów stała się klubem, z którym chcesz się utożsamiać. W którym kierunek jest jasno określony.

Eksperci i kibice nie wróżyli Chelsea niczego wielkiego. Niedoświadczony trener, zakaz transferowy, sprzedaż Edena Hazarda – z jednej strony to wiele powodów, żeby być pesymistą. Z drugiej wielu widziało, że jest to szansa na wprowadzenie do zespołu wychowanków. Nadania wspomnianej tożsamości właśnie. I nie tylko dobrych piłkarzy z jednej z najlepszych akademii w Anglii, ale też ludzi związanych z klubem od małego. Zawodników, którzy nawet gdy zabraknie umiejętności, zostawią całe swoje serce na boisku.

Chodzi o emocje

Kibice byli skłonni pogodzić się z gorszym sezonem, bo u steru był najlepszy strzelec w historii klubu. Prawdziwa legenda. Człowiek, z którym po prostu się utożsamiasz. Stamford Bridge ożyło i pokochało swój zespół na nowo. A Frank Lampard nie dość, że osiągnął dobre wyniki, podparte ofensywną grą, to dokonał tego z pomocą wychowanków. Do każdego meczu sezonu 2019/2020 człowiek zasiadał z wypiekami na twarzy. Patrzenie na to, jak grają i jednocześnie rozwijają się pod okiem sztabu Lamparda tacy zawodnicy jak Mason Mount, Reece James, Tammy Abraham czy Fikayo Tomori, było czystą przyjemnością.

Wiadomo jednak, że w Chelsea wymagane są trofea. Więc rozwój młodych piłkarzy nigdy nie był celem samym w sobie, a po prostu elementem budowy klubu walczącego o trofea, którego rdzeń oparty byłby o zawodników wywodzących się ze szkółki. Sam Franka Lampard wielokrotnie podkreślał, że jego celem na Stamford Bridge jest wygrywanie trofeów. Bo takie jest DNA klubu. I wymóg Romana Abramowicza oczywiście, o czym sam dobitnie się przekonał.

Lampard to niezwykle inteligentny facet, który łatwo potrafił sprawić, że ta młoda drużyna chciała za nim podążyć. Dodatkowo rozpoczął tak potrzebną przebudowę, pozbywając się zbędnych już i starzejących się piłkarzy, jak David Luiz czy Willian. Co więcej, potrafił on sprawić, że najbardziej pożądane nazwiska na rynku transferowym spojrzały na projekt Chelsea i pomyślały, że tworzy się tam coś ekscytującego. Coś, w czym warto wziąć udział.

Wiele pisze się, że Havertz czy Werner to nie były transfery, których chciał sam Lampard. Trzeba pamiętać jednak, że odegrał on ogromną rolę w przekonaniu tej dwójki, że warto przywdziać niebieską koszulkę. Wernera kusił przecież Liverpool. Niemiec początkowo nawet skłonny był poczekać na ofertę zespołu Juergena Kloppa. Do gry wkroczyła jednak Chelsea i Frank Lampard. To również Anglik był orędownikiem transferów Ziyecha i Chilwella, którzy błyskawicznie wkomponowali się w drużynę.

Niedokończona przebudowa

Z drugiej strony jest też świadomość, że nie udało się przebudowy drużyny dokończyć. I to właśnie takie osoby jak Rudiger, Jorginho czy Alonso, czyli piłkarze, którzy usłyszeli, że nie ma dla nich miejsca na Stamford Bridge, przyczyniły się ostatecznie do zmiany trenera. To właśnie jedna z tych najbardziej rozczarowujących rzeczy – nie dano Lampardowi dokończyć tego, co zaczął. Zapowiadano trzyletni projekt, skończyło się na osiemnastu miesiącach i zwolnieniu przy pierwszym poważniejszym kryzysie.

Zwłaszcza, że władze Chelsea musiały zdawać sobie sprawę, że zatrudnienia menedżera w zasadzie bez doświadczenia wiążę się z nauką. Nie tylko jego piłkarzy, ale też i jego. W ostatnich tygodniach pracy Lampard popełniał błędy, ale kto nie liczył, że dostanie on czas, aby je naprawić? Zdobywanie trofeów przez zespół prowadzony przez legendę klubu, oparty na wychowankach, byłby tym szczytowym punktem tego okresu. Spełnieniem marzeń każdego kibica. Lampard został jednak zwolniony i tak się nie stanie.

Sprawy pożegnania nie ułatwiło też oświadczenie Chelsea i pożegnalne słowa Romana Abramowicza. Rosjanin po raz pierwszy zabrał głos o powodach zmiany i ciężkim sercu, z jakim podejmuje taką decyzję:

„To bardzo trudna decyzja dla każdego w klubie. Nie tylko z powodu tego, że mam dla Franka ogromny szacunek i mamy znakomite relacje. Jest on niezwykle prawym i pracowitym człowiekiem.

Chciałbym mu z całego serca podziękować w imieniu swoim i całego klubu za jego pracę. To wielka ikona Chelsea i nic tego nie zmieni. Zawsze będzie mile widzianym gościem na Stamford Bridge”.

Lampard zwolniony. Coś się kończy, coś się zaczyna

Thomas Tuchel na konferencji prasowej po zatrudnieniu przyznał, że Lampard pogratulował mu sms-em nowej posady. Anglik wyraził też życzenie, aby spotkać się z nowym menedżerem w niedalekiej przyszłości. Również takim zachowaniem o status legendy martwić się nie musi.

John Terry wrzucił na swojego Instagrama wymowne i smutne jednocześnie zdjęcie, wzorowane na wojowniczych żółwiach ninja. Oświadczenie Franka Lamparda i zwłaszcza Jody’ego Morrisa, jego asystenta, też pokazują, jak wiele znaczył dla nich ten czas pracy w klubie. To po prostu była wielka, emocjonalna przygoda, której kibicom Chelsea brakowało przez wiele lat. I której nikt już nie odbierze.

Frank Lampard wlał nadzieję w serca kibiców The Blues. Postawił też fundamenty dla projektu, który zapowiada się wyśmienicie. Co prawda nie dane będzie mu dokończyć tej budowy, ale pamiętać o tym, co zrobił dla klubu w trudnym okresie po prostu trzeba. Pamiętając o wzajemnej estymie na linii Frank – Chelsea, absolutnie nie mówię „żegnaj”. Wypada powiedzieć „do zobaczenia”, bo przeczucie podpowiada, że zwolniony z Chelsea Frank Lampard, trochę odpocznie i podejmie się zbierania kolejnych doświadczeń trenerskich. A ten bardziej zaprawiony w bojach w pracy trenerskiej 42-latek na Stamford Bridge jeszcze wróci.

I da przeżyć fanom kolejną ekscytującą przygodę.