Nieco ponad tydzień temu były piłkarz Sheffield i Boston United, Lee Thompson, siedział z żoną oraz dziećmi przed telewizorem, oglądając mecz FA Cup między Sheffield Wednesday a Exeter. Mimo przeszłości związanej z Sheffield United, w 91. minucie wystrzelił w powietrze z okrzykiem „YES, GET IN, GO ON BOY!”. Chwilę później zalał się łzami. Na boisko wchodził jego syn, Declan Thompson. I co w tym takiego wyjątkowego?

Musimy cofnąć się aż do dziecięcych lat Declana, by zrozumieć radość i wzruszenie jego ojca. Chociaż teraz wszystko jest na najlepszej drodze, by Thompson stał się solidnym obrońcą na miarę Football League, jeszcze dobrych kilka lat temu ani on, ani rodzina nie pomyśleliby, że znajdzie się w tym miejscu. Wszystko przez zdiagnozowaną w dzieciństwie chorobę Perthesa.

Czym jest choroba Perthesa?

Dzieciństwo Declana zaczęło się tak, jak można było się spodziewać. Jego ojcem był profesjonalnym piłkarzem – co prawda grał głównie w niższych ligach – więc zainteresowanie piłką nożną zaszczepił w nim od najmłodszego. W wieku 5 lat młody Declan miał już za sobą pierwsze kroki w szkółce Sheffield United. W pewnym momencie zaczął podczas treningów lekko utykać. Z każdym treningiem było to co raz bardziej widoczne.

W końcu zaczęło to być naprawdę bolesne, praktycznie nie mogłem biegać. Kilka miesięcy się w ten sposób męczyłem, aż w końcu rodzice zabrali mnie do szpitala, nie można było tego zignorować.

Po kilku badaniach diagnoza była jasna. To choroba Perthesa. Jest to jałowa martwica głowy kości udowej. Występuje głównie u dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym. Choć to rzadka choroba, rocznie w największych ośrodkach ortopedycznych w Europie przybywa od 10 do 20 dzieci, u których dopiero wykryto chorobę Perthesa. Są oczywiście różne odmiany tej choroby. Te najłagodniejsze da się wyleczyć długotrwałymi rehabilitacjami, które zapobiegają rozwojowi schorzenia i m.in. gniciu kości udowej. Niestety dla Declana, u niego była to poważniejsza sytuacja.

Mieliśmy dwie opcje operacji. Każda z nich, według lekarzy, mocno wpływała nie tylko na przyszłą grę w piłkę, ale też na chodzenie. Nie wiedzieliśmy, czy będę mógł normalnie się poruszać.

A więc w wieku 5 lat, Declan musiał poddać się operacji, by móc w przyszłości normalnie chodzić. I kolejnej. I kolejnej. I jeszcze kolejnej.

Thompson vs wózek inwalidzki

Jak można się domyślić, rodzice Declana byli zdruzgotani. Rzeczywistość, w której ich ukochany chłopiec nie będzie w stanie nie tylko grać w piłkę, ale też normalnie chodzić, była przerażająca. Zamiast kontynuować treningi i dobrze bawić się razem z innymi dziećmi, Declan przechodził kolejne operacje, a w jego biodro wmontowywano śruby oraz szyny.

Kiedy słyszysz jako 5-latek, że nigdy nie zagrasz już w piłkę… To najgorsze co wówczas można sobie wyobrazić. Sam moment zabiegu… Pamiętam to jak dziś. Siedziałem na brzegu łóżka już po zamontowaniu śrub i po prostu płakałem z bólu. Do tej pory uważam, że to był najgorszy ból, jakiego doznałem i nie życzę podobnego nikomu.

Nie można się dziwić chłopakowi – w tym wieku piłka nożna może być rzeczywiście najważniejszą rzeczą. Zwłaszcza, jeśli tata grał profesjonalnie, a potem trenował lokalną drużynę. Po serii tych wszystkich operacji, Declan na 18 miesięcy wylądował na wózku. Jego biodro po prostu nie było stabilne i silne na tyle, by mógł bezpiecznie chodzić.

Jeśli myśleliście, że 5-letni dzieciak kochający piłkę nożną będzie powstrzymany przez wózek, to się myliliście. Declan po powrocie do szkoły, na przekór nauczycielom i przestrogom rodziców, jeździł na wózku pomiędzy kolegami na przerwie i próbował kopać piłkę razem z nimi. Jak wspomina Thompson, wszyscy jego znajomi i bliscy mocno go wspierali, traktowali jak równego sobie, starając się włączać go we wszystkie normalne aktywności. Nie zawsze jednak było tak kolorowo.

Pamiętam, jak pojechaliśmy na świąteczny pokaz światełek. Jacyś obcy ludzie, grupka starszej młodzieży i dorosłych, patrzyli się na mnie, pokazywali palcem i śmiali. To jedna z rzeczy, którą zapamiętam do końca życia, która naprawdę zabolała.

Gdy lekarze uznali, że kość udowa i biodro są w na tyle dobrym stanie, by Thompson podniósł się z wózka, założono mu szyny.

Oczywiście to był tylko kolejny krok w naprawie zniszczonego biodra. Lekarze nadal nie byli pewni, czy Declan będzie normalnie chodził, a granie w piłkę leżało poza sferą marzeń. Co robił ten śmiały dzieciak w szkole, gdy tylko wstał z wózka? Próbował biegać i grać w piłkę po kryjomu. Po kryjomu, bo jak tylko raz przyłapano go na tym, rodzice polecili nauczycielom nie spuszczać z niego oka. Za każdym razem, gdy mały Thompson próbował aktywności fizycznej z rówieśnikami i nauczyciele go na tym przyłapali, dostawał karę i zgłaszano to rodzicom.

Ale on nigdy nie przestawał, bo zbyt mocno kochał kopanie piłki, nawet jeśli groziło mu kalectwo. Jako bardziej świadomi, bardziej dorośli ludzie uznamy to z pewnością za lekkomyślne. Jednak gdy tylko postawimy się na miejscu tego dzieciaka, od razu futbolowy romantyzm przejmie kontrolę. I choć sam z reguły uznaję słowa Shankly’ego o tym, czym jest futbol, za zdecydowaną przesadę… To jestem w stanie zrozumieć Declana i to, dlaczego ryzykował kalectwem, by kopać piłkę.

Nie ma jednej słusznej drogi do celu

Thompson ostatecznie po wielu operacjach, wózku i szynach ortopedycznych, był w stanie normalnie funkcjonować i grać w piłkę. Samo to było dla niego niesamowitym darem i można było przypuszczać, że zrobi wszystko, by wycisnąć z kariery jak najwięcej. Talent odziedziczył po tacie i bez problemu odnalazł się w akademii Sheffield Wednesday. W ostatnich 2 dekadach angielskiego futbolu wyklarowała się ta „słuszna” ścieżka zrównoważonego rozwoju młodego piłkarza. Przewiduje ona szkolenie w klubach akademii do późnych lat nastoletnich, grę w zespołach juniorskich przez te wszystkie lata, a później wejście do pierwszej drużyny lub wypożyczenie do słabszego klubu, by złapać doświadczenie.

Declan Thompson zrobił coś, czego nie spodziewał się nikt. Gdy poradził sobie z chorobą Perthesa i trenował w Wednesday… Zdecydował zrobić sobie przerwę od treningów i gry na tak wysokim poziomie. W wieku 14 lat odszedł z akademii Wednesday i poświęcił się szkole. Brylował na wszystkich zawodach szkolnych, ale nie zwycięstwa i bycie najlepszym były dla niego najważniejsze.

Uwielbiałem każdą minutę gry z przyjaciółmi ze szkoły. Dalej za tym tęsknię – zawsze grałem z nieco starszymi chłopakami, ale się wyróżniałem. Po prostu cieszyliśmy się grą.

Wraz ze szkolną drużyną Thompson pojechał na turniej międzynarodowy do Stanów Zjednoczonych. 15-letni wówczas chłopak tak zachwycił wszystkich w Arizonie, że wygrał nagrodę dla MVP turnieju. Turnieju, podkreślmy to, dla zawodników U-18, czyli starszych o kilka lat od Declana. Posypały się dla niego oferty z najlepszych uniwersytetów w USA, gotowi byli rzucać w niego najlepszymi stypendiami sportowymi. Co zrobił Thompson?

Jak zwykle po swojemu. Nie dał się ponieść emocjom (a może powinien był), wrócił do Anglii i nadal grywał w młodzieżowych drużynach szkolnych. Wkrótce dołączył do ojca, który był asystentem trenera w Stocksbridge Park Steels. Klubik występował (i nadal występuje) w Northern Premier League, na 7. szczeblu rozgrywkowym w Anglii.

Chciałem od razu wejść do gry. Byłem nastolatkiem, ale się nie bałem. Wiadomo, na tym poziomie rozgrywkowym piłka jest bardzo fizyczna, a wślizgi zdarzają się co sekundę.

Tym bardziej zaskakujące (być może godne podziwu) jest zdecydowanie się na grę w Stocksbridge, biorąc pod uwagę przeszłość Thompsona i jego chorobę. To jednak tylko pokazuje, jak mocną psychikę ma ten chłopak, skoro w wieku 16 i 17 lat nie bał się wejść do pierwszego składu zespołu z 7. ligi i być twardym środkowym obrońcą.

Declan i Wednesday znów razem

Jak przyznaje sam bohater tego tekstu, jego krótkie doświadczenie w Stocksbridge bardzo mu pomogło. Grając na pół-amatorskim poziomie, udowodnił samemu sobie, że jest gotów. To był moment, w którym powiedział „okej, czas wziąć piłkę na serio i wykorzystać szansę od losu”. Nie było problemu z powrotem do młodzieżówki Sheffield Wednesday. W młodzieżowych drużynach Sów od razu zyskał solidną pozycję i był ważną częścią drużyny U-18, której udało się w zeszłym sezonie wygrać swoją ligę.

Potem przebiegło to bardziej standardowo. Thompson dostał szansę w U-23, a także zaczął trenować z seniorską kadrą pod okiem Garry’ego Monka. Trudna sytuacja Sheffield Wednesday, częste zmiany menedżerów i zakażenia COVID-19 sprawiły, że dostał tę szansę debiutu w FA Cup. Co to właściwie oznacza?

Tak naprawdę może nic. Thompson ma 18 lat i ciężko powiedzieć coś o jego potencjale, bo w Championship nie dane było mu zagrać. Być może ten debiut był tylko epizodem w jego karierze, a skończy jako solidny stoper w niższych ligach. Wydaje się jednak, że nie to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Declan Thompson może być symbolem dla wszystkich dzieciaków, które kochają piłkę, ale mogą w nią nigdy nie zagrać. Może nie ma tak wielkiej platformy i rozgłosu jak Marcus Rashford, który prowadzi kampanię na skalę ogólnokrajową, ale może pomóc innym. I robi to, mimo zaledwie 18 lat na karku.

Dostałem tysiące wiadomości od ludzi po moim debiucie. Mówią, że jestem inspiracją. Chciałbym się odwdzięczyć za tak miłe słowa. Dorastałem z chorobą Perthesa. Mali chłopcy słyszą od lekarzy, że nigdy nie zagrają w piłkę, a dziewczynki nigdy nie zatańczą. Warto z tym walczyć.

Nigdy się nie poddawajcie – to moja wiadomość. Wiem, że jako dzieciak jest ciężko, bo gdy rodzice mówią „nie”, to z reguły się słuchamy. Ale to siedzi w głowie. Jeżeli wyjdziecie z tej choroby, musicie przekonać siebie samych, że możecie zostać piłkarzem, lekkoatletą, czy tancerką. Nie można się bać.

Co może zrobić osoba, która wyszła z choroby Perthesa i została profesjonalnym piłkarzem? Chyba najlepszym sposobem jest wspieranie innych, którzy przechodzą przez to samo. I to robi Declan. Jest ambasadorem fundacji Steps, która od 40 lat zajmuje się wsparciem młodych osób cierpiących na schorzenia dolnych kończyn. Ostatnio Thompson jest w stałym kontakcie z chłopcem z Wigan, który również boryka się z chorobą Perthesa i podobnie jak Declan, chce zostać piłkarzem.

Moją misją jest pokazać dzieciom i rodzicom, że słowo „nie” wcale nie oznacza końca. Nie jest definitywne. Nie można tracić nadziei, a jeśli będzie wystarczająco dużo wiary, wsparcia, mogą zostać kim chcą.

Declan wciąż nie osiągnął tego co chce. W jego planach na ten sezon jest zostanie regularnym bywalcem pierwszego składu, a także podpisanie nowego kontraktu. Oby w lepszych okolicznościach – gdy podpisywał pierwszą profesjonalną umowę z Sheffield, stał za płotem domu swoich dziadków i krzyczał im przez łzy, że został profesjonalnym piłkarzem. Nie chciał ryzykować zakażenia rodziny w czasie lockdownu. I tacy ludzie w piłce nożnej są potrzebni. Tacy, którzy gdy otrzymają coś pozytywnego od losu, chcą zadbać o innych i odwdzięczyć się jak najlepiej. Fanem Sheffield Wednesday nie zostanę, ale z pewnością sprawdzę kilka razy skład Sów, by zobaczyć, jak sobie radzi „chłopiec, który wstał z wózka”.

Fragmenty wypowiedzi pochodzą z wywiadów udzielonych serwisowi The Athletic oraz Daily Mail.