Bruno Penaldes i Penchester United. Jak każdy żart tego typu, ten też został już zużyty do cna i teraz budzi tylko uśmiech politowania. Mimo to stojąca za nim myśl to ciągle argument, który często jest wykorzystywany w dyskusjach o Czerwonych Diabłach. Użył go też ostatnio Juergen Klopp, choć akurat w tym wypadku wątek był inny. Manchester United i Liverpool zmierzą się po raz pierwszy w tym sezonie już za kilkanaście dni, lecz Niemiec to starcie rozpoczyna nadzwyczaj szybko.

Daleko mi do teorii, że Czerwone Diabły są faworytem do zdobycia mistrzostwa. Jest im do niego tak blisko, jak myszy chcącej najeść się serem tkwiącym w pułapce. Niby jest na wyciągnięcie ręki, ale każdy zbyt gwałtowny ruch może sprawić, że w czerwonej części miasta od razu pożałują podjęcia ryzyka. Jeżeli jednak Ole Gunnar Solskjaer myśli o podniesieniu statuetki, kluczowym momentem sezonu może okazać się nadchodzące spotkanie na Anfield.

Zaczynamy psychologiczny taniec

Ciężko mi więc wytłumaczyć słowa 53-latka w inny sposób, niż małe mindgames na rozgrzewkę. Nikt nie pytał go ani o Manchester United, ani o zbliżający się mecz, a i tak postanowił wbić w przeciwników małą szpileczkę. Menedżer The Reds mógł być wzburzony brakiem podyktowania rzutu karnego w spotkaniu z Southampton. Okej, ale co wspólnego mają z tym ludzie z Old Trafford?

No nic, ale stwierdzenie, że zespół Norwega dostał więcej karnych w 2 lata, niż drużyna Kloppa w 5, z dodaniem kilku słów w stylu nie wiem, jak to jest możliwe, stawia Manchester United w świetle szczęśliwców, ulubieńców sędziów. Do słuszności dyktowanych na korzyść United stałych fragmentów jeszcze przejdziemy.

Solskjaer wysnuł nawet teorię, że lider Premier League może wpłynąć na decyzje podejmowane w bezpośrednim pojedynku. Przywołał on sytuację z Frankiem Lampardem, gdy ten w podobny sposób narzekał na to samo przed półfinałem w FA Cup. Później arbiter miał nie odgwizdać faulu w obrębie szesnastki The Blues. I choć uważam teorie spiskowe za ciekawe, takich wniosków nie mam zamiaru z tej wypowiedzi wyciągać.

Nie podlega jednak wątpliwości, że był to przemyślany cios. Dlaczego bowiem Klopp nie miał tego samego problemu w poprzedniej kampanii? Bo Manchester United w żaden sposób nie zagrażał jego pierwszemu miejscu. Nie jest przecież tak, że to obecnie ta statystyka w przypadku Czerwonych Diabłów szybuje w górę. Sezon 2020/21 dał im ledwie o jedną jedenastkę więcej niż Liverpoolowi, za to aż o 4 mniej niż Leicester City. Oczywiście o Lisach menedżer The Reds nie wspomni. Są niżej w tabeli, a na King Power wybiera się on dopiero w połowie lutego. A tak przy okazji, to właśnie oni dostali najwięcej karnych od momentu rozpoczęcia pracy Jurgena Kloppa w Liverpoolu.

Uwaga, szok – następstwem faulu w szesnastce jest rzut karny

Czy w meczu z Aston Villą Paul Pogba sam się kopnął, przez co upadł na ziemię? Tak. Czy zrobiłby to, gdyby nie wytrącenie z równowagi i kontakt z nogą Douglasa Luiza pół sekundy wcześniej? Nie. I dla mnie to jest koniec dyskusji. Spotkanie na Old Trafford przy okazji obaliło tezę, że na korzyść Czerwonych Diabłów gwiżdże się każdy, najmniejszy nawet kontakt. Kiedy Tyrone Mings nie interesował się piłką, a po zderzeniu z jego łokciem Pogba leżał na murawie, krwawiąc, Bruno Fernandes nie podszedł do jedenastki. A powinien.

Francuza z tego starcia zapamiętano z jeszcze jednej sytuacji. Viralem stał się filmik, na którym Luke Shaw wbiega w pole karne i traci futbolówkę po walce z obrońcą rywali, a Pogba pokazuje mu, że powinien upaść na ziemie. Przy tylu kamerach może i nie powinien tego robić, ale umówmy się, wszyscy wiemy, jak wyglądają tego typu sytuacje. Klopp burzył się na konferencji, że rzuty karne w spotkaniu ze Świętymi nie zostały podyktowane tylko dlatego, że Sadio Mane trzymał się mocno na nogach. Jednocześnie dziwił się, dlaczego jego zespół nie dostaje tak dużo szans na strzelenie gola z wapna.

Czy nam się to podoba, czy nie, tak wyglądają obecne realia. Kiedy arbiter ma do dyspozycji VAR, łatwiej mu po prostu wskazać na jedenasty metr nawet przy wątpliwym upadku. Nie chodzi o to, aby symulować, przeturlać się kolejne 5 metrów i wyć z bólu, kiedy nic się nie stało. Po prostu każdy kontakt może zostać potraktowany jako faul, a później zostanie to sprawdzone. Sędziom dużo łatwiej zwrócić na to uwagę, kiedy piłkarz się wywróci. Może i 90% kibiców jest przez to wściekła, ale tak po prostu jest. Piłkarze United to rozumieją. Większość zawodników w lidze także, szukając kontaktu lub upadając od razu po nim. A jednak to nadal tych pierwszych się piętnuje i wyśmiewa, co widać chociażby na poniższym tweecie.

Dlaczego Manchester United dostaje tak dużo rzutów karnych?

Od początku poprzedniego sezonu Manchester United dostał aż 20 rzutów karnych. Żeby nie polegać tylko na swojej pamięci, przed napisaniem tego tekstu jeszcze raz obejrzałem wszystkie te sytuacje. Chciałem bronić piłkarzy Solskjaera, ale tak naprawdę nie ma tu czego bronić. Tylko dwie z tych okazji można zaliczyć jako „naciągane”, choć moim zdaniem nadal słuszne decyzje – faul na Bruno w meczu z Aston Villą i faul na Rashfordzie przeciwko Newcastle. Mimo tego, co pisałem w poprzednim akapicie, w tym okresie podopieczni Norwega prawie nigdy nie szukali kontaktu w polu karnym. Wszystkie odgwizdane faule są nie tyle łatwe do wybronienia, co po prostu trudne do podważenia.

W poprzedniej kampanii Czerwone Diabły, szczególnie w końcówce, grały bardzo prostą piłkę. Nawet z drużyną pokroju Bournemouth potrafili się oni głęboko cofać, aby w odpowiednim momencie zaatakować szybką kontrą. Przy ściganiu się z takimi