Jeszcze daleko do tego, bym mógł śmiało wykrzyknąć „a nie mówiłem”, gdy broniłem Fulham przed wszechobecnym zwiastowaniem spadku. Jednak The Cottagers się, kolokwialnie mówiąc, ogarnęli i mają serię 4 meczów bez porażki. Jeśli chodzi o samą grę, to test oka przechodzą bardzo dobrze – wyglądają lepiej niż Burnley, Sheffield, West Brom czy nawet Crystal Palace i Newcastle. Nadal brakuje zwycięstw, ale widać poprawę w grze ekipy Parkera. Ogromną rolę w tym odgrywają Andre-Frank Zambo Anguissa oraz Ademola Olajade Alade Aylola Lookman. 

Są tacy piłkarze w Premier League, którzy mają naprawdę dużo jakości, a ich gra ewidentnie wyróżnia się na tle zespołu – z reguły takiego ze średniej półki. Yves Bissouma w Brighton, Wilfried Zaha w Palace, Kalvin Phillips w Leeds, McNeil w Burnley to tylko kilka przykładów. Zawodnicy mający to „coś”, a jednocześnie nie do końca jeszcze na poziomie klubów z czołowej szóstki. Takimi zawodnikami w Fulham wydają się być właśnie Anguissa i Lookman.

Łączy ich nie tylko skomplikowane i trudne do wyrecytowania nazwisko. Obaj wydawali się skazani na przeciętność lub przyszłość poza Anglią. Tymczasem obecny sezon właśnie ich wskazuje jako główne szanse na utrzymanie Fulham.

Lookman i jego trudne początki w wielkiej piłce

W styczniu 2017 roku Everton ogłosił transfer 19-latka z Charltonu. Anonimowy wówczas dla większości fanów Premier League Lookman był wschodzącą gwiazdą w League One – w pół roku strzelił 7 bramek i zdecydowanie wyróżniał się na tle reszty ligowców. Szokowała także nieco suma, bowiem zapłacono za niego aż 7,5 miliona funtów. Był co prawda młodzieżowym reprezentantem Anglii, ale dopiero co zaczął grywać w seniorskiej piłce na trzecim poziomie rozgrywkowym. Koeman pewnie liczył, że będzie to szczęśliwy traf niczym transfer Dele Allego do Spurs za 5 milionów funtów.

I początek wskazywał na strzał w dziesiątkę, bo Lookmanowi wystarczyły zaledwie 4 minuty w debiucie przeciwko Manchesterowi City, by wpisać się na listę strzelców (w słynnym ligowym zwycięstwie 4-0). Potem jednak było tylko gorzej. W następnym sezonie Koeman stracił pracę po serii słabych wyników. Zatrudniony w jego miejsce Allardyce nie widział dla Lookmana miejsca w składzie – młodzieniec był dość wątłym zawodnikiem, skłonnym raczej do gry kombinacyjnej, a nie defensywnego stylu AllardyceBall. Marco Silva dawał Lookmanowi szanse, ale ten wykazywał się brakiem dyscypliny taktycznej. Jak mówił sam Silva: „jest w nim nieoszlifowany diament, ale trzeba też pracować nad nim na treningach”. Zaległości treningowe i swego rodzaju nieobliczalność Lookmana odbierały mu szansę na grę w pierwszym składzie kosztem Walcotta. W końcu trafił na wypożyczenie – kierunkiem miało być Derby County, ale Lookman nalegał na… RB Lipsk. I tam trafił.

Znów wszystko wyglądało świetnie od pierwszego meczu – wszedł na boisko w meczu przeciw Monchengladbach i strzelił zwycięskiego gola. Zaliczył całkiem udane pół roku w Lipsku, w 11 meczach strzelił 5 goli. Niemcy uznali, że trafiła im się perełka i postanowili go wykupić z Evertonu. W poprzednim letnim okienku przeszedł na stałe za 22 miliony funtów do RB Lipsk. I… znów z czasem zaczęły się jego problemy.

Lookman miał „pecha”, bo Rangnick, u którego tak dobrze spisywał się na wypożyczeniu, przyjął rolę dyrektora sportowego w klubie, a trenerem został Julian Nagelsmann. Powodów słabej gry Lookmana było wiele: grał z reguły na środku ataku (ostatni raz występował tam w Charltonie), większe wymagania taktyczne i dużo strat, kiepska pracowitość w defensywie. Ademola zagrał przez cały sezon w zaledwie 13 spotkaniach, nie strzelił żadnej bramki.

lookman

Fulham jak terapia

Wydawało się, że kariera Lookmana wyhamuje. W Lipsku go nie chciano, a chętnych na Anglika nie było wielu. Zgłosiło się Fulham, a ten ruch został porównany do panicznych wypożyczeń i transferów dokonanych 2 lata temu. Parker postanowił na piłkarzy szukających odbudowy. Bo jak inaczej nazwać Lookmana po beznadziejnym sezonie w Niemczech czy Loftusa-Cheeka, niepotrafiącego odzyskać formy (i składu) po kontuzji?

Właściwie od początku Lookman stał się zawodnikiem kluczowym. Tylko raz zaczął z ławki – w swoim debiucie. Co sprawiło, że tak szybko wkradł się w łaski Parkera? Po prostu jakość piłkarska i umiejętność do podejmowania pojedynków. Fulham jako zespół niejednokrotnie broni się głęboko, ataki wyprowadzane są mniejszą liczbą zawodników. By stworzyć różnicę potrzebną do stworzenia okazji, zawodnik musi mieć umiejętność gry 1 na 1, nie tylko skrzydłowy. Jednak Lookman jako lewy pomocnik bryluje w tym względzie.

Zalicza on w Fulham średnio 2,9 dryblingu na mecz – wyprzedzają go tylko Grealish (3), Anguissa (3,3), Adama Traore (3,6) i Saint-Maximin (3,9). Jednak jego dryblingi różnią się trochę od tych wykonywanych przez wymienionych piłkarzy (może prócz Traore). Są bowiem bardzo bezpośrednie i zyskuje nimi sporo przestrzeni. Drybluje też na dobrej skuteczności – aż 60%. Podobnym wynikiem mogą się pochwalić m.in. Daniel Podence, McNeil czy wspomniany już Saint-Maximin. Jego nisko zawieszony środek ciężkości sprawia rywalom dużo kłopotu, co widzieliśmy chociażby na Anfield, gdzie wrzucał raz po raz na karuzelę Trenta Alexandra-Arnolda. A to przecież jeden z najlepszych prawych obrońców w lidze.

Ale nie cyfry, pokazujące jak groźny jest Lookman w tym sezonie, są najważniejsze. Zabrzmi to trochę pretensjonalnie, lecz chodzi po prostu o głowę, która w końcu dojechała. Dlaczego można tak stwierdzić? W meczu z West Hamem skrzydłowy Fulham znów robił dużo wiatru, a jego zespół nie był wcale słabszą drużyną. Mieli idealną okazję do remisu, gdy w 96. minucie podyktowano dla nich karnego. Do piłki – o dziwo – podszedł Lookman. Pewny siebie spróbował uderzenia Panenką, które wszyscy widzieliśmy. Po tak fatalnie spudłowanej jedenastce i stracie punktów, przyszła także publiczna krytyka ze strony Parkera. „Ademola musi wziąć odpowiedzialność, dorosnąć”.

Lookman pokazał, że „nie boi się petard”. Po takiej jeździe, jaka miała miejsce w social mediach (i pewnie jego głowie), nie stracił ani grama pewności siebie i w meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi znów rządził na boisku. Zaliczył nawet asystę. A od tamtej pory strzelił jeszcze jedną bramkę i dołożył kolejne ostatnie podanie. Fulham zaliczyło ostatnio 4 remisy, a Lookman nie wpisał się w protokół meczowy, ale to nic nie zmienia – to jest kluczowa postać tej drużyny, to on napędza te szybkie ataki wspólnie z Cavaleiro i Decordovą-Reidem. I jeśli utrzyma taką formę przez cały sezon, to można być pewnym dwóch rzeczy – Cottagers się utrzymają, a po niego zgłosi się większy klub.

Anguissa i hiszpańskie odrodzenie

Tutaj historia jest krótsza i odrobinę mniej ciekawa. Anguissa przyszedł do Fulham w feralnym okienku przed spadkiem z Premier League. I ludzie mieli pełne prawo wskazywać go jako jeden z tych przestrzelonych transferów. Marsylia dostała za niego wówczas… 30 milionów funtów. Jak na beniaminka to ogromna kwota, a Anguissa nie był specjalnie znany (prócz fanów francuskiej piłki). Pamiętam, że już wtedy łapałem się za głowę, słysząc Andre-Frank Zambo Anguissa i 30 milionów funtów w jednym zdaniu. Kto to jest?!

Na to pytanie odpowiedź otrzymaliśmy dopiero w tym sezonie. Co prawda Anguissa już u Slavisy Jokanovicia grał w pierwszym składzie, ale wraz z innym nowym nabytkiem, Jeanem Michelem Serim oraz Tomem Cairneyem, spisywali się słabo. Fulham przegrywało mecz za meczem, a w tym czasie Anguissie przytrafiła się kontuzja kostki, która w sumie wyeliminowała go z 12 spotkań. Gdy wrócił do gry, było już po musztardzie, a jego drużyna grała właściwie o nic. Oczywiście po spadku Fulham musiało trochę zejść z budżetu płacowego, więc desperacko szukało chętnych na swoje letnie zakupy.

Padło także na Anguissę, który zarabiał 70 tysięcy funtów tygodniowo, a nie był wówczas niezbędnym elementem do wywalczenia awansu w Championship. W zupełności Fulham wystarczył Cairney, Reed, Onomah i wsparcie McDonalda czy Johansena. Sytuacją win-win można określić dla Anguissy wypożyczenie do La Ligi – zgłosił się po niego Javier Calleja, menedżer Villareal.

Nie jestem ekspertem od ligi hiszpańskiej. Można jednak stwierdzić, że Anguissa wszedł jak do siebie i ustawiał większość środkowych pomocników w lidze wedle własnego uznania. Villareal z drużyny walczącej o utrzymanie, stało się ekipą realnie myślącą o europejskich pucharach, a spadkowicz z Fulham miał przy tym ogromną zasługę. Do tego stopnia, że po sezonie zaczął interesować się nim Real Madryt. Anguissa błyszczał w Hiszpanii głównie odbiorami (ponad 2,2 na mecz), przechwytami (ponad 1,2 na mecz) i wysoką skutecznością podań. Wraz z Vicente Iborrą – tak, tym z Leicester – tworzył cudownie stabilny duet w środku pola.

Drybling, czyli co Anguissa lubi najbardziej

Jednak to, czym się wyróżniał zarówno w Villareal, i co teraz przysparza mu coraz więcej fanów to drybling. Anguissa ani w Marsylii, ani w Fulham, ani w Villareal nie notował asyst czy bramek, a jednak na jego grę można patrzyć godzinami. Jeśli miałbym porównać go do jakiegoś zawodnika, to najbliżej mu chyba do byłego piłkarza Fulham – Mousy Dembele. Doskonały balans ciała, zastawka, fenomenalne prowadzenie piłki i umiejętność wyjścia prostym dryblingiem z tłoku w środku pola. Do tego dobra kontrola tempa gry, wysokie boiskowe IQ.

Jest trzeci pod względem udanych dryblingów na mecz w Premier League, jako środkowy pomocnik, grający bliżej swojej bramki niż tej przeciwnika. To dosyć istotna umiejętność, gdy futbolówka często odzyskiwana jest przez Fulham na własnej połowie, wśród wielu zawodników przeciwnika. Anguissa potrafi się przy niej utrzymać, wyjść dryblingiem i rozprowadzić akcję do Lookmana, Cavaleiro czy Robinsona.

Nie można też pominąć jednego z najważniejszych aspektów współczesnego środkowego pomocnika (zwłaszcza tego grającego na pozycji 6 lub 8), czyli odbiór piłki. Anguissa jest w czołówce wykonanych prób odbioru na mecz (średnio 3 na spotkanie, wyżej są tylko Bissouma, Gallagher, Aurier, Allan i Romeu). W samym meczu z Southampton miał na koncie 32 pojedynki, z czego wygrał 22 (wliczając powietrzne i te na ziemi).

Wniosek jest jeden. Andre-Frank Zambo Anguissa to w potocznym słownictwie „baller”. Kiedyś tak wyglądał jego partner z pomocy, Mario Lemina. Tak zaczyna również wyglądać Yves Bissouma. A jednak Anguissa wydaje się tym najbardziej efektownym i zdziwiony będę, jeżeli za niego oraz Lookmana nie wezmą się kluby z czołówki, lub te do niej aspirujące. Ta dwójka, ich jakość oraz stabilna forma pozwalają Parkerowi z optymizmem patrzeć w kierunku Ziemi Obiecanej – utrzymania w Premier League.

A do tego Anguissa ma… styl.