Wczoraj pisaliśmy o tych, którym poszło. No ale wszystkim pójść nie mogło, bo futbol byłby bez sensu. Jednakże niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 11. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

SAM JOHNSTONE

Była konkurencja w tej kolejce, jeśli idzie o obsadę bramki, oj była. Mógł tutaj trafić Patricio, mógł nawet Mendy, który zawalił gola dla Leeds United. Postawiliśmy jednak na Johnstone’a, który aż pięciokrotnie dał się pokonać zawodnikom Crystal Palace. Gola Anglikowi strzelił nawet Christian Benteke, a on sam w żaden sposób nie uchronił beniaminka przed tak sromotną klęską.

OBROŃCY

DARNELL FURLONG

Mimo czerwonej kartki dla Matheusa Pereiery, w WBA nadal grali obrońcy. Przynajmniej teoretycznie, bo postawa całej pierwszej linii The Baggies zakrawała o żart. Wybrać jednego – tak by zrobić miejsce dla innych gagatków – nie było łatwo. Na szczęście nasze wątpliwości rozwiał prawy obrońca, czy wręcz prawy wahadłowy drużyny Slavena Bilicia. Furlong pracował w defensywie, lecz całe jego starania poszły w niwecz, gdy skierował piłkę do własnej siatki. Wobec tego udało mu się przeskoczyć i Ivanovicia, i Ajayi’ego, mocno walczących o slot w antyjedenastce.

HECTOR BELLERIN

Łajezu. Hiszpan w kilku ostatnich meczach naprawdę nieźle prezentował się na boisku, mimo ogólnej przeciętności Arsenalu. W końcu jednak i ten bastion padł, wszak przeciwko Tottenhamowi Bellerin był jednym z najgorszych piłkarzy na boisku. To on zgubił Sona, którego później nijak nie udało mu się dogonić. To on posyłał kolejne niecelne dośrodkowania (1 na 6!). I to on nie miał ani jednego odbioru, wybicia, bloku, no niczego dobrego Hector ze Spurs nie zrobił. Szkoda.

CONOR COADY

Mecze z drużyną, której jesteś wychowankiem, zwykle są wyjątkowym momentem w życiu piłkarza. Każdy stara zaprezentować się jak najlepiej, wywołując miłe wspomnienia u kibiców, którzy jeszcze nie tak dawno oklaskiwali właśnie ciebie. Coady podążył jednak zupełnie inną drogą. Kapitan Wolverhampton popełnił bardzo kosztowny błąd – de facto rozpoczął on kanonadę Liverpoolu. The Reds wsiedli do pociągu, który Wilki próbowały gonić rowerem. Jakby tego było mało, Coady zaliczył jeszcze okropną symulkę w polu karnym. Padolino najwyższej próby spotkało się z krytyczną reakcją fanów zgromadzonych na Anfield, jak i samego Jordana Hendersona, który ochrzanił kolegę z reprezentacji. Ostatecznie Wolves przyjęli czwórkę i chociaż Conor nie popełnił skandalicznych błędów przy kolejnych trafieniach, to i tak ogólne wrażenie pozostawił raczej żałosne.

TOSIN ADARABIOYO

Jasne, Joachim Andersen sprokurował rzut karny, a Ola Aina miał wielkie problemy na swojej stronie boiska, lecz nas najbardziej urzekł młodziutki Tosin. Obrońca Fulham był nieporadny niemal przy każdym ataku Manchesteru City. A to odpuścił bezpańską piłkę, co nieomal zakończyło się golem Sterlinga. A to między nim a wspomnianym Andersen przebiegł rzeczony angielski skrzydłowy, który w końcu wepchnął piłkę do siatki. A to uciekał mu Kevin De Bruyne, którego tylko jakimś cudem zatrzymał Areola. Ogólne wrażenie po występie wychowanka Manchesteru City? Jeszcze sporo do poprawy.

ALEX TELLES

Miał być Brazylijczyk odpowiedzią na wszelkie urwania głowy, które dostarczał Luke Shaw, a póki co jest bardzo przeciętnie. Brazylijczyk dołożył swoją cegiełkę do odpadnięcia Manchesteru United z Ligi Mistrzów, a przedsmak tego zaprezentował w starciu z West Hamem United. Na swoje szczęście, Czerwone Diabły mecz ten wygrały, lecz to i tak nie rozgrzesza Tellesa. Była asysta, ale była też masa miejsca na jego stronie boiska, co skwapliwie starali się wykorzystywać Coufal i Bowen.

POMOCNICY

THOMAS PARTEY

O ile gol Sona nie jest tyle błędem Parteya, który był już kontuzjowany, to Ghańczyk i tak, i tak grał przeciwko Tottenhamowi bardzo słabo. Jego pozostanie na boisku niczego by pewnie nie zmieniło, wszak sam kilka razy popełnił głupie błędy w rozegraniu. Grał tylko 45 minut, a i tak aż dziewięć razy stracił piłkę.

STUART DALLAS

Najlepiej występ Irlandczyka podsumuje obrazek z Marcelo Bielsy. Pomocnik, który zwykle gra na lewej obronie, a przeciwko Chelsea znowu wystawiony został w środku pola, otrzymał proste podanie. Piłka odskoczyła mu od nogi, poszła kontra i The Blues niemal zdobyli gola. Pogrążony w myślach Argentyńczyk wyskoczył i zaczął wymownie gestykulować. I tak przez cały mecz.

DONNY VAN DE BEEK

Dlaczego Donny tak rzadko gra w pierwszym składzie Manchesteru United? Mecz z West Hamem pokazał odpowiedź na to pytanie. Gdyby Holender nie został zmieniony, Czerwone Diabły pewnie nie miałyby z Młotami najmniejszych szans. Zero wykreowanych sytuacji, zero udanych dryblingów, zero udanych pojedynków! Nic! van de Beeka zmienił Bruno Fernandes i cała gra uległa drastycznemu przeobrażeniu. Nic dziwnego, z dna nie tak trudno się odbić.

MATHEUS PEREIRA

Dostał czerwoną kartkę i zawalił drużynie cały mecz. A szansa była, bo po golu Gallaghera WBA remisowało. Jeśli twoje najważniejsze ogniwa popełniają takie błędy, to o utrzymanie będziesz drżał do samego końca. Tyle.

JACK HARRISON

Co robił skrzydłowy w meczu z Chelsea? Ano nic, poza regularnym irytowaniem. Słabiutki występ Anglika, który dotychczas mógł się nam podobać. Niemniej, z The Blues zupełnie zawiódł. Podejmował złe decyzje, które kosztowały zespół relatywnie mocno. A to zaprzepaścił szansę na kontrę, a to zgubił piłkę, a to oddał niecelny strzał lub posłał niedokładne podanie. Wyglądało to tak, jakby Harrison rozpaczliwie próbował wejść w mecz, lecz przez 90 minut powstrzymywała go jakaś wewnętrzna blokada.

NAPASTNICY

ANTHONY MARTIAL

Żart-mem. Grał 62 minuty i nie zrobił sztycha. Jeden celny strzał, zero udanych dryblingów, jeden wygrany pojedynek (na siedem!), dwa faule i tyleż samo spalonych. Martial ma problem. Pytanie, czy uda mu się go rozwiązać.