Ostatnio poddawałem pod rozwagę to, jakie problemy ma Lampard i Chelsea, a także w jaką stronę idzie jego proces budowy drużyny. Klub rzeczywiście skupił się na silnej obronie. Bardzo dobre noty zbiera nie tylko Edouard Mendy, ale też Thiago Silva, Reece James, Kurt Zouma czy Ben Chilwell.

Wygrany 3-0 mecz z Rennes w Lidze Mistrzów był dowodem na to, że Chelsea w końcu się „ogarnęła” defensywnie. To był 5 mecz z czystym kontem z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Widok tak bardzo niespodziewany za kadencji Lamparda, a jakże upragniony. Aby uświadomić sobie, jak duże jest to osiągnięcie dla ekipy Chelsea, sprawdźmy kiedy ostatni raz dokonali takiego wyczynu. Długo byśmy musieli przewijać kalendarze na komputerze, bo 5 czystych kont z rzędu klub ze Stamford Bridge zaliczył poprzednio w… 2010 roku. Menedżerem wówczas był Carlo Ancelotti (dziś prowadzący dość udanie Everton), a jego drużyna była świeżo upieczonym mistrzem, który skończył sezon ze 103 golami strzelonymi na koncie.

Kolejny sezon skończył się dla Chelsea rozczarowaniem – 2. miejsce w lidze i zwolnienie Carlo Ancelottiego, które miało miejsce w… tunelu na Goodison Park (o ironio) po ostatnim meczu ligowym. Nie zmienia to faktu, że początek kampanii należał do udanych, a Chelsea jak walec przejeżdżała się po rywalach, notując efektowne zwycięstwa jak 6-0 z West Bromem i Wigan. Wówczas w okresie od 28 września do 30 października nie stracili bramki w meczach z Marsylią (2:0), Arsenalem (2:0), Aston Villą (0:0), Spartakiem Moskwa (2:0) oraz Wolverhampton (2:0). Sprawdźmy więc, kto wtedy odpowiadał za ostatnie czyste konto w tej serii i czym się dzisiaj ci zawodnicy zajmują.

Petr Cech – ostatni grający w Chelsea

Tego gościa nie trzeba przedstawiać. Prawdziwa legenda Chelsea i najlepszy bramkarz w XXI wieku (jeśli nie w historii, ale pamiętajmy o Peterze Bonettim). I co najzabawniejsze… Jedyny zawodnik z tamtej drużyny, który nadal jest technicznie piłkarzem Chelsea. I jednocześnie dyrektorem sportowym. I trenerem bramkarzy. I bramkarzem hokejowym. I perkusistą. Tak, Petr Cech to człowiek orkiestra. Mimo, że niedawno zakończył karierę i został dyrektorem sportowym The Blues, wciąż jest w dobrej formie fizycznej i ciągle trenuje. Dlatego Frank Lampard zgłosił go jako 4. bramkarza, na wypadek gdyby wszyscy golkiperzy w klubie się pochorowali w czasie pandemii.

Jose Bosingwa – znany głównie z pojedynczej brwi

Cóż to był za gagatek. Chyba najmniej pewny z wymienianej właśnie obrony, ale miał swoje momenty. Głównie pamiętamy go za szaleństwo po wygranym finale Ligi Mistrzów, gdy zachowywał się jakby był głównym bohaterem tego meczu. Bosingwa jednak był sympatycznym gościem i nie żywimy do niego urazy. Co teraz porabia?

Cóż, po Chelsea zaliczył jeszcze niezbyt udany epizod w QPR. Potem opuścił Londyn i obrał kierunek popularny wśród uznanych na zachodzie graczy. W Turcji przywdział barwy Trabzonsporu i po kilku sezonach, w 2016 roku zakończył karierę. Nie wiadomo nic o tym, czy planuje kontynuować przygodę z piłką w jakikolwiek sposób.

Branislav Ivanović – serbska skała

Potężny i charakterny Serb to drugi z graczy w zestawieniu, który nadal jest zawodnikiem klubu z Premier League. Po kilku latach spędzonych w Zenicie, Brana wrócił w tym sezonie do Anglii. W West Bromwich Albion mimo 36 lat na karku od razu stał się podstawowym środkowym obrońcą. Chociaż nie wróżymy jemu i The Baggies pozostania w lidze.

John Terry – legendarny kapitan Chelsea

Kapitan, Lider, Legenda. John Terry zakończył karierę w Chelsea w pięknym stylu, zdobywając mistrzostwo pod wodzą Antonio Conte. To nie był koniec jego gry – przez rok kontynuował ją w Aston Villi, będąc o włos od wprowadzenia ich do Premier League. Wówczas zawiesił buty na kołku, ale nie odszedł z Villa Stadium. Pozostał tam jako asystent trenera i po dziś dzień wspomaga Deana Smitha w prowadzeniu klubu. Mówiło się o jego przejściu do Chelsea i roli asystenta Lamparda. Wydaje się jednak, że Terry spróbuje niedługo swoich sił jako samodzielny menedżer.

Ashley Cole – nadal w Chelsea, tylko w innym charakterze

Trzeba sobie powiedzieć, że te legendy Chelsea chętnie zostają w futbolu i wiążą z nim przyszłość. Lampard prowadzi swój ukochany klub, Terry jest asystentem w innej ekipie Premier League, Petr Cech – jak wyżej – a Ashley Cole jest obecnie trenerem Akademii Chelsea. Prowadzi grupę U-15, współpracując blisko z innymi trenerami, by utrzymać poziom młodzianów The Blues na takim poziomie, jak dotychczas. To dopiero będzie historia – Ashley Cole wytrenuje Frankowi Lampardowi zawodnika, który przebije się do pierwszej drużyny!

Mikel John Obi – zmiana nazwiska i Championship

A ten jegomość, nie dość że od tamtego pamiętnego czystego konta zmienił imię i nazwisko na Mikel John Obi, to jeszcze wciąż gra w piłkę. Dość głośno było o Mikelu, gdy rozwiązał kontrakt z Trabzonsporem w tym roku. Nieoficjalnie powodem była pandemia – klub i liga chciały dokończyć rozgrywki, gdy koronawirus szalał w Turcji. Obi Mikel uznał, że nie jest to warte zdrowia i rozwiązali umowę. W sierpniu tego roku podpisał nową, ze Stoke City, gdzie w wieku 33 lat jest zawodnikiem podstawowego składu (rozegrał wszystkie możliwe minuty w tym sezonie).

Michael Essien – to o nim śpiewał Taco?

Można było trochę o Bizonie zapomnieć, ale Taco Hemingway zadbał o to, by młodsze pokolenie zapoznało się z historią Essiena i jego urodzin podczas pobytu w Realu Madryt. Ta smutna historia, gdy prawie wszyscy koledzy z drużyny olali jego przyjęcie jest obecnie najświeższym wspomnieniem o Michaelu. Ale, ale, Ghańczyk nadal aktywnie działa w futbolu. Z poważną piłką rozstał się w 2016 roku, gdy po Realu i Milanie opuścił także Panathinaikos. Od tamtej pory grał w indonezyjskim Persib Bandung, a potem w azerskim Sabail. Tam zakończył karierę piłkarza. W tym roku został jednak asystentem trenera w duńskim FC Nordsjaelland. Życzymy powodzenia, Bizon!

Jurij Żirkow – ostatni Rosjanin w Chelsea

Wielki, niespełniony rosyjski talent, sprowadzony wydaje się trochę na prośbę Romana Abramowicza. Po średnio udanej przygodzie w Chelsea (kontuzje, konkurencja w postaci Cole’a oraz Maloudy) Żirkow, jak można się było domyślić, wrócił do ojczyzny. Anzhi, Dynamo Moskwa, aż w końc