Bycie legendą klubu i wprowadzenie ekipy wychowanków oraz podstarzałych gwiazd do Ligi Mistrzów nie daje nietykalności. Na pewno nie w oczach kibiców Chelsea. Lampard i jego drużyna obecnie znajduje się w środku tabeli ligowej i do lidera tracą 4 punkty. A mimo to w gronie fanów Chelsea coraz głośniejsze są nawoływania do jego zwolnienia.
Jest to oczywiście pokłosie letnich transferów. Okienko, jakiego Stamford Bridge nie widziało chyba od 2004 roku i pierwszych zakupów Romana. Havertz, Ziyech, Werner, Chilwell, Mendy, Sarr, Silva. W opinii wielu Lampard dostał wszystko, by Chelsea już teraz walczyła o mistrzostwo. Jednak już od pierwszej kolejki ujawnione zostały problemy The Blues.
Zastał obronę tekturową, zostawił drewnianą, ale stabilną
Tak, już Brighton (spisywane na spadek przez dyrektora TVP Sport) zdołało pokazać wady Chelsea. Te same, które w zeszłym sezonie przyprawiały o ból zębów i dolnej części pleców kibiców tego klubu. Kepa Arrizabalaga znów się nie popisał, a w kolejnych spotkaniach z Liverpoolem czy Southampton było tylko gorzej. Andreas Christensen jak zwykle zanotował wylew, Marcos Alonso zaliczył taki występ, że wylądował na trybunach na miesiąc, a Rudiger nawet na boisku się nie pojawił. Mający zbawić Chelsea Thiago Silva podarował bramkę West Bromowi, a Kurt Zouma mimo wygrywania główek, wciąż przypominał linię wysokiego napięcia.
I nagle, wtem. Czyste konto z Crystal Palace. Potem kolejna wpadka z Southampton, ale następnie… 2 mecze z rzędu zakończone wynikiem 0-0. Aby uświadomić wam skalę tego wydarzenia, przypomnę, kiedy ostatni raz Chelsea zanotowała bezbramkowy remis. W ostatnim meczu ligowym Maurizio Sarriego, gdy grali o nic w meczu z Leicester. Ponad roczna przygoda Lamparda-menedżera z Chelsea to mnóstwo strzelanych goli i tyleż samo traconych.
I wydawać by się mogło, że to przecież dobry znak. W końcu czyste konta, w końcu fundamenty do budowania drużyny. Thiago Silva udowodnił, że nadal jest światowej klasy obrońcą. Kurt Zouma przy nim wygląda jak gigant i nawet nie bardzo się myli. Ben Chilwell lata w tę i z powrotem niczym szuflada na dobrze naoliwionych prowadnicach. Reece James dominuje fizycznie skrzydłowych, a w bramce stanął Edouard Mendy i broni to, co powinno zostać obronione. Super, prawda?
Niestety, nie do końca, co wskazują fani Chelsea. I mimo że przesadzają, to postarajmy się wyjaśnić ich punkt widzenia.
Lampard w końcu coś zmienił!
Poprzednia kampania i początek obecnej to usilna pogoń Lamparda za efektowną, bazującą na posiadaniu piłki grą. Składało się na to kilka elementów – wysoki pressing, już od napastników i skrzydłowych, linia defensywy grająca blisko połowy boiska. I były takie mecze, gdzie zdawało to egzamin. Energia niektórych zawodników – Mounta, Abrahama, Pulisica, Kovacica – pozwalała na efektywny pressing na połowie rywala. Dodajmy do tego rozgrywanie piłki cierpliwie przez środkowych obrońców i Jorginho, mamy obraz gry Chelsea Franka Lamparda.
Jak to się kończyło – wszyscy wiemy. To nie jest tylko kwestia indywidualnych błędów Kepy przy wyprowadzaniu piłki czy obronach strzałów. To również nie kwestia indywidualnych umiejętności krycia Christensena i Zoumy. To był szerszy problem, wynikający z ryzyka na które naraża się Chelsea grając tak wysoko, tak odważnie z piłką i bez niej. Wystarczy spojrzeć gdzie była ustawiona cała formacja obrony i pomocy przy czerwonej kartce Christensena z Liverpoolem. Albo z czego wynikało niedokładne podanie Zoumy do Kepy w meczu z Southampton. Z nastawienia The Blues.
Frank bardzo chciał połączyć elementy kontroli, agresji i przejmowania inicjatywy. Od meczu z Southampton, gdzie znów klątwa „3” na koszulkach uaktywniła swe moce, Lampard ewidentnie zmienił polecenia wydawane w szatni, a nawet pracę na treningach. Z Sevillą Chelsea znów wyszła w formacji 4-2-3-1, ale Jorginho i Kante grali dużo bliżej siebie, a także nieco niżej. Analizując heat mapy obrońców The Blues, Thiago Silva i Kurt Zouma byli zdecydowanie bardziej skupieni na bocznych sektorach i asekuracji Azpilicuety oraz Chilwella. Wskaźnik xG Sevilli wynosił na koniec meczu zaledwie 0.28. Dla porównania, Southampton osiągnęło aż 1.40 xG, a West Brom 0.91 xG w meczach z Chelsea.

Średnie pozycje piłkarzy Chelsea w meczu z Manchesterem United
W meczu z Manchesterem United zachowali drugie czyste konto z rzędu. Tym razem Lampard postanowił wyjść formacją 3-4-3, z Pulisiciem grającym blisko Wernera i Havertzem wspomagającym raczej w głębi pola Kante i Jorginho. Chelsea jak ognia unikała gry przez środek pola – zaledwie 19% akcji przeszło tą strefą. Ewidentnie celem było uniemożliwienie dostępu do bramki i większa konsekwencja w środku boiska. Na tym też cierpiał Havertz, który znany jest raczej z wejść w drugie tempo w pole karne czy odnajdywania się przed „16” przeciwnika. The Blues także dość mocno zmienili podejście do rozgrywania – zagrali aż 65 długich piłek. To o 10 więcej niż w meczu z Sevillą i 13 więcej niż w meczu z Southampton. Konkluzja była prosta – bardziej bezpośrednie środki przeniesienia akcji, mniej ryzyka w rozegraniu. Znów skutecznie ograniczono przeciwnikowi okazje – United miało xG na poziomie 0.65.
Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Na pewno jeszcze nie teraz
Oba te spotka