Wczoraj pisaliśmy o tych, którym poszło. No ale wszystkim pójść nie mogło, bo futbol byłby bez sensu. Jednakże niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza antyjedenastka 3. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

NIKT!

Sytuacja niespodziewana, ale ta kolejka była specyficzna, bo kogo byśmy tutaj nie umieścili, ten zostałby skrzywdzony. Nie grał Kepa, a zastępujący go Caballero nie miał zbyt dużo do powiedzenia przy trafieniach West Bromu. Pięć goli wpuścił Ederson, lecz nie sposób za którykolwiek obwiniać Brazylijczyka, podobnie jak i Patricio, który w zasadzie uchronił Wolverhampton przed większą porażką. Zatem dzisiaj – wyjątkowo – nikt.

OBROŃCY

KYLE WALKER

Chociaż niewiele osób uosabia Anglika z boiskową inteligencją, to trzeba przyznać, że to jeden z solidniejszych obrońców w kadrze Guardioli. Jednakże zdarzają się czasami Walkerowi mecze, w których jest po prosu beznadziejny. Jedno z takich spotkań miało miejsce niedawno, gdy The Citizens dostali łupnia od Leicester. Były gracz Tottenhamu nie tylko sprokurował głupiego karnego (tak jakby jakiś był mądry), ale nie zaliczył żadnego odbioru, żadnego przechwytu, a do tego stracił piłkę aż 12 razy.

CONOR COADY

Co z tego, że kapitan Wolverhampton zaliczył dwa odbiory, skoro tyle samo razy dał się przedryblować, co w gruncie rzeczy przyczyniło się do trafień West Hamu? Anglik uchodził w Wolves za synonim porządnego środkowego obrońcy, ale ten mecz stanowi podstawę do zakwestionowania takiej opinii. Zaspał między innymi przy pierwszym trafieniu dla West Hamu United, gdy połowę defensywy przechytrzył Jarrod Bowen. Poprzednie sezonu nauczyły nas, iż wypada od Coady’ego oczekiwać więcej.

THIAGO SILVA

„He doesn’t speak English, he speaks football”. Tak tłumaczono nieznajomość języka Thiago Silvy, próbując przekonać niedowiarków do jego transferu. Zawodnik klasowy, co potwierdził nie tak dawno w rozgrywkach Champions League. Pierwszy mecz w barwach Chelsea też nie był najgorszy – w Carabao Cup Brazylijczyk nie musiał się specjalnie napocić.

Potem jednak przyszła słynna weryfikacja na poziomie Premier League. Przy pierwszej bramce dla West Bromu Silva nie potrafił przerwać akcji Mattheusa Pereiry, a drugiego gola dla gospodarzy wręcz podarował sam. Pozazdrościł memów Steviemu Gerrardowi i poślizgnął się przy prostym podaniu w okolicach 30 metra. Piłka trafiła prosto pod nogi Calluma Robinsona i ten strzelił swoją drugą bramkę w meczu. Beznadziei dodaje fakt, że Silva wyszedł na ten mecz jako kapitan Chelsea. W swoim zaledwie drugim spotkaniu. Tragiczny mecz Brazylijczyka.

MARCOS ALONSO

Fani Chelsea nie mają już słów. Frank Lampard też ma dość Hiszpana. Najpierw w 4. minucie nieatakowany wybił piłkę głową prosto pod nogi Pereiry, z czego padł gol, a potem dał się objeżdżać dosłownie każdemu, popisując się zwrotnością i przyspieszeniem wozu z węglem. Zmieniony został już w przerwie. Na miano kasztana zasługuje jednak zachowaniem nawet po zejściu z boiska. Hiszpan ponoć obrażony udał się do klubowego autokaru, nie chcąc pozostawać na ławce. Ponoć po meczu Lampard był „wściekły jak nigdy przedtem” i zawodnicy powątpiewają, czy Alonso kiedykolwiek zagra jeszcze dla Chelsea. I słusznie.

BENJAMIN MENDY

Do przerwy Francuz – co dość niezwykłe – grał naprawdę nieźle, mimo że Leicester zdążył wyrównać. Później jednak wrócił stary, niedobry Benjamin, co otworzyło Lisom furtkę do kolejnych trafień. To właśnie jego stroną została rozegrana akcja, po której Vardy strzelił efektownego gola piętą. To właśnie sam Mendy sprokurował rzut karny, który ostatecznie zaprzepaścił szanse Manchesteru City na jakiekolwiek punkty. A jakby tego było mało, to lewy obrońca był zupełnie bezjajezny w ofensywie, która uchodzi w tym momencie za jego jedyny plus.

POMOCNICY

PAUL POGBA

W zeszłej kolejce Pogbie się upiekło, bo zdecydowaliśmy się na Bruno Fernandesa. W meczu z Brighton jednak nie mogło być innego wyboru. Francuz zagrał absolutnie anonimowo, nijako i słabo. Nie dało się go zapamiętać z niczego. 3 straty, 2 udane dryblingi, niewiele podań do przodu, zero prób odbioru piłki czy przechwytów. Gdy w 65. minucie wchodził za niego Fred, można było się zastanawiać, dlaczego tak późno. Albo w ogóle zorientować się, że Pogba był na boisku. Raczej nie tego się oczekuje od tej (rzekomej) klasy pomocnika w meczu ze średniakiem.

JOHN LUNDSTRAM

Czy Anglik grał źle? No nie do końca. Czy Anglik jest przyczyną absolutnej klapy Sheffield w meczu z Leeds United? Zdecydowanie tak. Pomocnik w poprzedniej kolejce zmarnował karnego, lecz w starciu z Pawiami miał jeszcze lepszą sytuację. Uderzał w zasadzie na pustą bramkę, z pierwszej piłki, z około 10 metrów. A i tak futbolówka uderzyła w Iliana Mesliera. Jasne, Francuz zaliczył nieprawdopodobną interwencję, lecz umówmy się, iż nie powinna ona mieć miejsca. Ponadto Lundstram złapał głupią żółtą kartkę. Do miana Lorda z poprzedniego sezonu nie zdołał póki co nawiązać.

ADAMA TRAORE

Halo, czy to 2017? Bo właśnie tak się czuliśmy, oglądając mecz West Hamu z Wolves. A właściwie samego Traore. Hiszpański skrzydłowy w ostatnich latach poczynił ogromny postęp, dzięki czemu przestaliśmy nazywać go non stop jeźdzcem bez głowy. W poprzedniej kampanii jego dryblingi rzeczywiście kończyły się golami i asystami.

Tymczasem w meczu z West Hamem widzieliśmy tego samego (a nawet gorszego) Adamę Traore co w Aston Villi czy Middlesbrough. Dryblował bez sensu i bez celu, podawał niecelnie, nie tworzył żadnego zagrożenia, tracił piłki. Wystarczył jeden sprytny trick, by powstrzymać potężnego Traore: ustawić się tak, by zablokować wjazd do wewnątrz i spychać go do linii. W efekcie Adama kilkanaście razy robił to samo: biegł tuż przy prawej linii bocznej, próbował wyprzedzić Cresswella lub Masuaku i kopał w ich nogi, dorzucając spod linii końcowej. Ciężko się to oglądało.

PIERRE-EMERICK AUBAMEYANG

Arsenal zagrał w tym meczu na naprawdę miernym poziomie. Jednakże Elneny, Holding albo David Luiz, to nie są piłkarze, których podejrzewalibyśmy o fanastyczne boiskowe popisy. No ale Aubameyang? Ten sam Gabończyk, na którego liczył każdy fan Arsenalu? No to tego piłkarza po prostu w meczu z Liverpoolem nie było. Zero strzałów, zero otwierających podań, zero udanych dryblingów (!!!), 40% podań, 16 strat. Wygląda dramatycznie na papierze i takie też było na boisku. Kluczowy piłkarz Arsenalu okazał się być kluczem i to do zwycięstwa. Jednakże nie swojej ekipy.

NAPASTNICY

RAUL JIMENEZ

Oh, Jimmy. Ileż osób zawiodłeś tym meczem – zwłaszcza pod względem Fantasy. Ale kibice Wolves również mają pewnie żal o spotkanie z West Hamem. Najpierw zmarnował dwie niezłe okazje do zdobycia gola z pola karnego. Potem jednak wbił ostrze w krtań Wilków, zabierając im wszelką nadzieję. Przy stanie 0:2 nie upilnował Tomasa Soucka, który strącił piłkę wprost na klatkę Jimeneza, a ta niefortunnie odbiła się i wpadła wprost do bramki. Napastnik z golem, ale samobójczym. Było 0:3 i mecz dla Wilków się skończył. Wierzymy jednak, że tak mierny występ Jimeneza (i całej ekipy Nuno) to tylko wypadek przy pracy.