Wczoraj pisaliśmy o tych, którym poszło. No ale wszystkim pójść nie mogło, bo futbol byłby bez sensu. Jednakże niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza antyjedenastka 1. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

KEPA ARRIZABALAGA

Nowa Chelsea, stary bramkarz. Niestety, od pierwszego meczu sezonu 2020/21 Kepa potwierdza to, o czym mówi się od roku: The Blues potrzebują nowego bramkarza. Na cały szczęście dla Franka Lamparda w drodze do Cobham jest już prawdopodobnie Edouard Mendy z Rennes. Możliwe, że wskoczy do składu Chelsea od razu, bo brak czystego konta w meczu z Brighton obciąża głównie sumienie Kepy.

W 54. minucie były piłkarz Chelsea, Tariq Lamptey, wyłożył piłkę Trossardowi, a ten uderzył lewą nogą w kierunku długiego słupka. Niezbyt mocno, bez rotacji, piłka nie leciała nawet w narożnik. Kepa jednak rzucił się niczym worek kartofli, a futbolówka przeleciała mu pod ręką. To jednak nie koniec nerwów, bowiem na koncie miał także haniebne minięcie się z piłką przy wrzutce Brighton. Wówczas miał ogrom szczęścia – znajdujący się tuż za nim Ben White nie spodziewał się, że bramkarz nie wybije piłki, przez co nie zdążył dołożyć głowy. I jego występu nie naprawia nawet ta jedna dobra interwencja przy strzale Steven’a Alzate z dystansu.

OBROŃCY

TRENT ALEXANDER-ARNOLD

Nie tak dawno krytykowaliśmy Neco Williamsa za jego mecz przeciwko Arsenalowi w Tarczy Wspólnoty. Walijczyk zupełnie nie dojechał z formą, dawał się ogrywać pewnemu Gabończykowi, który właśnie podpisał nową umowę z Arsenalem. No to Trent Alexander-Arnold zagrał z Leeds United jeszcze gorzej, wszak robił go w bambuko nie Aubameyang, a Jack Harrison. To właśnie prawemu obrońcy uciekł angielski skrzydłowy, wykorzystując długie podanie od Kalvina Phillipsa. Później nie było lepiej, bo chociaż Trent czasami szarpnął do przodu, to nijak nie potrafił nawiązać do swojej standardowej formy w ofensywie. Natomiast grę obronną przemilczmy, bo chociaż strata gola na 1:1 jest jego największym błędem, to pomniejszych złych zagrań była cała masa.

JOE GOMEZ

Błędy Trenta to jedno, ale gol Jacka Harrisona obciąża również konto Joe Gomeza. Anglik od pierwszych minut wyglądał na bardzo elektrycznego, czego dowód otrzymywaliśmy raz po raz. W końcu ładunek był na tyle duży, że doszło do eksplozji, która na moment zachwiała posadami Anfield. Co więcej, środkowy obrońca nie robił w dalszej części meczu wiele, by swoje błędy jakkolwiek naprawić. Mało imponujące było wyprowadzanie piłki, mało imponujący był to występ, jak na zawodnika pierwszej XI Liverpoolu.

VIRGIL VAN DIJK

Nie będziemy ukrywać, że Holender znalazł się tutaj, ponieważ na co dzień jest genialnym obrońcą. Natomiast z Leeds United był najzwyczajniej w świecie przeciętny, żeby nie powiedzieć słaby. Van Dijk na chwilę postradał swój zmysł dowódcy, doprowadzając do zupełnego rozpasania w szeregach defensywy The Reds. Co prawda strzelił gola, ale też podarował jednego Leeds United, a na domiar złego jego tłumaczenie niekoniecznie znalazło zwolenników w szeregach fanów Liverpoolu. Od Holendra po prostu oczekuje się więcej.

ROBIN KOCH

Szkoda nam trochę było nowego nabytku Leeds United. Miał się dobrze zaprezentować w meczu z Liverpoolem, poprowadzić defensywę pod nieobecność Coopera, a tu wyszło tak, że Strujik zebrał znacznie lepsze noty. Trochę Kocha prześladował pech – jak chociażby w przypadku rzutu karnego, a trochę jego własne umiejętności. Nieporadny w wyprowadzeniu piłki, niedokładny w jej wybijaniu. Przerosło go tempo Premier League w pierwszym meczu, ale nie będziemy się dalej nad Niemcem znęcać. Z pewnością potrafi więcej, niż pokazał na Anfield, ale zanim trafi do najlepszej jedenastki, czeka go antyjedenastka kolejki.

TIM REAM

Same old, same old. Tym razem miało być inaczej, tym razem Fulham miało być solidniejsze w defensywie. Chciałem w to wierzyć! I może rzeczywiście Hector, Ream, Bryan czy Odoi będą bronić lepiej pod wodzą Parkera niż 2 lata temu. Ale na dobrze dysponowany Arsenal to było za mało. A zaczęło się właśnie od Reama, który był szpilką przebijającą balon z napisem „pewność siebie” gospodarzy.

Już w 8. minucie wylało się Amerykaninowi. Po totalnie nieudanym strzale Xhaki piłka spadła wprost pod nogi Reama, który… nie wybił jej. Odbiła się ona niczym od deski do prasowania i spadła pod nogi Williana. Brazylijczyk co prawda też spudłował, ale w końcu golem skończył ten cyrk Lacazette. Gdyby Ream potrafił wybić tę futbolówkę, może Fulham utrzymałoby się dłużej w tym spotkaniu. Wygrał tylko dwie główki w całym meczu, a do tego miewał problemy z wyprowadzeniem piłki – to na nim skupiał się pressing Arsenalu.

POMOCNICY

HARRY WINKS

Tym razem nie byłeś czarodziejem, Harry. Cały Tottenham był w tym meczu nijaki, ale Winks przeszedł samego siebie. Autentycznie ciężko wyróżnić czy przypomnieć sobie jakiekolwiek zagranie Anglika z tego spotkania. Trio Evertonu Doucoure-Allan-Gomes całkowicie zdominowało pomoc Kogutów. Zarówno Winks, jak i Hojbjerg nie byli w stanie kontrolować spotkania, a co dopiero kreować sytuacji partnerom z ofensywy.

O ile w przypadku Duńczyka można to zwalić na barki debiutu w nowej ekipie i braku zgrania, o tyle Winks nie ma żadnych wymówek. Zaledwie 56 kontaktów z piłką, 3 podania w pole karne, zero ryzyka i kreatywności. Tak jakby bał się stracić piłkę, ale jednocześnie nie potrafił jej odebrać – podjął zaledwie jedną próbę odbioru (nieudaną). Zbyt wolny, zbyt statyczny, nie potrafił przyspieszyć gry Spurs i podać piłki do przodu. Dlatego został zdjęty po godzinie gry, dlatego trafia do naszej jedenastki kasztanów. Teraz widać jak bardzo brakuje Tottenhamowi Lo Celso.

PABLO FORNALS

Podstawową kwestią, jaką musimy zbadać, jeśli idzie o Pablo Fornalsa, jest odpowiedź na pytanie: czy on był w ogóle na boisku? Kiedy już odkryjemy, że owszem – był – to przyjdzie nam w to uwierzyć. Ale będzie to proces trudny i żmudny, bo hiszpański pomocnik West Hamu grał w chowanego z całym zespołem i spośród wszystkich przeciętnie grających londyńczyków wyróżnił się najmocniej. Szkoda, że w złą stronę. Chociaż nie jest to do końca jego wina. Fornals walczył, ale walczył nieporadnie. Wynikało to z absurdalnego ustawienia pomocnika, który za kadencji Davida Moyesa występuje na pozycji numer „osiem” lub na skrzydle. Czyli wszędzie tam, gdzie grać nie powinien, bo Hiszpan błyszczeć może i błyszczeć będzie jedynie jako „dziesiątka”.

KAI HAVERTZ

Z bólem serca i nieco na wyrost wrzucamy tutaj nowy nabytek Chelsea. Kai Havertz zaczął swój debiut w pierwszym składzie przeciw Brighton, po niecałym tygodniu spędzonym z drużyną. Docelowo wystąpił jako ofensywny prawy pomocnik w formacji 4-2-2-2. I widać było, że to nie służy specjalnie jemu oraz Chelsea. Nie otrzymywał wielu piłek, a gdy już łapał kontakty z nią, to bardzo daleko od bramki – nie był w stanie pokazać tego, z czego słynął w Bundeslidze. Do tego przegrywał pojedynki fizyczne i stracił kilka piłek po nieudanym przyjęciu.

No i nie możemy zapomnieć o tym podaniu w aut, które obiegło już wszelkie możliwe social media. Oczywiście Havertz nie zagrał tak tragicznie, jak choćby obrońcy Liverpoolu, ale globalne oczekiwania (nawet jeśli niesłusznie i na wyrost) były zbyt duże, by zignorować tak przeciętny mecz. Na jego usprawiedliwienie: poniżej jego średnia pozycja z tego spotkania (numer 29). Nic dziwnego, że nie zaliczył nawet celnego strzału czy kluczowego podania. Spodziewaliśmy się jednak czegoś więcej.

LUCAS MOURA

90 minut, podczas których Lucas oddał dwa strzały: jeden głową, bez szans powodzenia oraz jeden zablokowany. Ciężko przypomnieć sobie cokolwiek innego z jego występu. To między innymi o nim mówił Mourinho po meczu, gdy padały słowa „zaangażowanie”, „pressing”, „agresja”. Moura przeszedł obok tego meczu i chyba nawet najstarsi górale nie wiedzą, dlaczego nie został ściągnięty z boiska. Dele Alli miał chociaż groźne uderzenie na bramkę Pickforda, a Lucas… Równie dobrze mógłby na boisko nie wyjść.

NAPASTNICY

RODRIGO MORENO

Chciałoby się powiedzieć: wszedł, zszedł, bezbarwny występ. No ale nie. Rodrigo wszedł, kopnął w trzymetrową nogę Fabinho, Liverpool dostał karnego, Leeds United przegrało i dopiero wówczas Hiszpan opuścił murawę. Wielki transfer beniaminka to póki co wielki niewypał, bo jakby nie patrzeć, to jego błąd kosztował Pawie stratę punktów w meczu z urzędującym mistrzem Anglii. Znacznie lepiej od Rodrigo wyglądał Patrick Bamford, a to jest pewnego rodzaju nowum. Antyjedenastka kolejki wita!