Znamy ich z nazwiska, komentatorzy niejednokrotnie wykrzykiwali je w emocjach. W codziennych rozmowach też raczej posługujemy się imieniem i nazwiskiem piłkarza. Jednak wielu zawodników na przestrzeni lat decydowało się na grę z innym napisem niż zwykle na koszulce. Najczęściej jest to imię, a czasem pseudonim. W ostatnim tekście dowiedzieliście się, dlaczego takie rozwiązanie stosowali m.in. Virgil Van Dijk, Dele Alli i Memphis Depay. Dziś kontynuujemy zgłębianie tej tajemnicy – dlaczego bez nazwiska na koszulce grają m.in. Alexis, Hernandez czy Morrison?

Alexis Sanchez

Zaczniemy z grubej rury, bo ciężko przejść obojętnie obok takiego piłkarza. Alexis Sanchez elektryzował fanów Premier League na dwa sposoby: najpierw pozytywnie, a później negatywnie. Jego dwubiegunowa kariera na Wyspach przeszła echem jako jeden z największych zjazdów w historii ligi. W barwach Arsenalu zaliczył fenomenalne sezony, właściwie w pojedynkę dźwigając podupadającą machinę Wengera. W końcu miał tego jednak dość i wymusił transfer do Manchesteru United. Gdy przychodził „za darmo” w ramach wymiany za Mkhitaryana, kibice Diabłów mogli myśleć, że chwycili Pana Boga za nogi. Taki piłkarz? Bez opłaty transferowej?

Jak się okazało, oprócz słynnego filmiku powitalnego, gdzie Alexis gra na fortepianie, nie wniósł do United nic pozytywnego. Zagrał łącznie 45 meczów, strzelił 5 goli i zaliczył 9 asyst, inkasując co tydzień około 500 tysięcy funtów. Sanchez zawsze jednak czymś się wyróżniał. Jeśli nie uroczą, wszędzie ukazywaną miłością do swoich psów – Atoma i Humbera – to… brakiem nazwiska na koszulce. Ale właściwie czemu na plecach miał napisane „Alexis”?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo Chilijczyk nigdy zresztą na ten temat się nie wypowiedział dla angielskich mediów. Jedna z wersji jest bardzo podobna do sytuacji z poprzedniego tekstu. Ojciec Alexisa odszedł od rodziny, gdy ten był dzieckiem i nie chciał być utożsamiany z tym nazwiskiem. Druga jest ciekawsza. Alexis po prostu chciał się… wyróżniać. Sanchez jest dosyć popularnym nazwiskiem na południu Europy, a przecież grał w Hiszpanii. To właśnie tam zmienił napis na koszulce i zaczął przywdziewać trykot z napisem „Alexis”. Tak zostało już w Anglii – prawdopodobnie chciał pozostać oryginalny i bardziej mu to odpowiadało.

Javier Hernandez

Człowiek, który podobno potrafi strzelić gola plecami, stojąc na rękach i jednocześnie jadąc wślizgiem. Jeden z napastników obdarzonych tym ogromnym instynktem do dostawienia dowolnej części ciała w polu karnym, by zdobyć bramkę. Javier Hernandez zapisał się w pamięci kibiców Manchesteru United (i Chelsea, ale z innego powodu) na stałe i chyba nikt się tego nie spodziewał, gdy ściągał go Sir Alex Ferguson.

Zapadł w pamięć także koszulką. Zamiast nazwiska – Hernandez – nosił on bowiem napis Chicharito. Ten pseudonim tak mocno do niego przylgnął, że jest używany częściej niż samo nazwisko. Skąd się wzięło Chicharito? W jego ojczystym języku – hiszpańskim używanym w Meksyku – oznacza to „Mały Groszek”. Niby bez sensu, ale nabiera go, gdy poznamy ojca Hernandeza. Ten również był profesjonalnym piłkarzem, a dzięki swoim zielonym niczym szmaragd oczom nosił przydomek „Duży Groszek”. Tak więc pseudonim Chicharito to nic innego jak hołd ojcu, który miał ogromny wpływ na karierę Javiera. W końcu jakiś miły przypadek relacji z tatą!

Ravel Morrison

Kolejny z piłkarzy, który w CV miał czerwoną część Manchesteru. Jednak gdy występował w barwach United, nadal na jego koszulce widniał „Morrison”. Cała akcja z imieniem na plecach ma związek z jego karierą. Ravel był ogromnym talentem, sygnowanym jako przyszłość Czerwonych Diabłów i zawodnik z największym potencjałem, jaki widziała Anglia. Jak to się potoczyło przeczytacie dokładnie tutaj. W skrócie: głowa nie dojechała i Ravel Morrison musiał ratować swoją karierę aż w… Meksyku. Potem grał jeszcze w Lazio, szwedzkim Ostersunds, a ostatnio dostał szansę w Sheffield United. Obecnie jest bez klubu, gdyż jego kontrakt wygasł 1 sierpnia.

Ale o co chodzi z tym imieniem na plecach? Są dwie kwestie. Po 1, Ravelowi nie po drodze było z ojcem (z matką zresztą również), wychowywał się w późniejszej młodości z dziadkami. Dlatego chciał odciąć się od nazwiska Morrison. Po 2, po transferze do West Hamu (tam zmienił napis na koszulce), chciał rozpocząć nowy etap w karierze. Zmiana na „Ravel” na koszulce miała pomóc mu w świeżym starcie i zapomnieniu o niepowodzeniach. Cóż, nie podziałało.

Jordi Cruyff

Obrodziło nam dzisiaj piłkarzami Manchesteru United niczym grzybami po deszczu. Jordi Cruyff to kolejny z przypadków, gdy zawodnik związany jakoś z Czerwonymi Diabłami zmieniał napis na swojej koszulce. Holender co prawda nie zapisał się w annałach historii klubu złotymi zgłoskami – chociaż niewątpliwie miał potencjał – to szybko na ziemię sprowadziła go kontuzja kolana. Potem zdarzyły się kolejne urazy. W efekcie, syn wielkiego Johana Cruyffa spędził na Old Trafford tylko 4 lata, zaliczając w tym czasie również wypożyczenie do Celty Vigo i grając tylko w 34 meczach.

No właśnie, syn wielkiego Johana Cruyffa. Legendy Barcelony, człowieka, o którym mówi się, że zrewolucjonizował współczesny futbol, nadał znaczenie przestrzeni i podaniom. Musi być ciężko dorównać takiemu nazwisku, prawda? Dokładnie tak było. Jordi od samego początku kariery był porównywany do ojca. Chociaż oczywiście nie dorównywał mu talentem i umiejętnościami, nadal potrafił świetnie grać w piłkę. Tak bardzo chciał pracować na własną markę, że postanowił zrezygnować z nazwiska na koszulce i od tamtej pory grać z „Jordi” na plecach.

Co ciekawe, kibice United mieli okazję zobaczyć jego imię na koszulce dopiero w 2000 roku. Wówczas to władze ligi zmieniły zasady, pozwalające na dowolny napis (zaakceptowany przez ligę) na plecach zawodnika. Wcześniej musiał grać z nazwiskiem ojca, co mogło mu nieco ciążyć.

Christian Benitez

Kolejny z południowców, który dał się we znaki piłkarzom Premier League. Nie bez powodu użyłem tego sformułowania. Christian Benitez w barwach Birmingham był nieustępliwym walczakiem, który dawał popalić każdemu. W końcu postanowił uhonorować swoją ciężką pracę każdego dnia na boisku i na plecach umieścił „Chucho”. W jego języku oznaczało to małego, ruchliwego i ciągle atakującego pieska. Takiego, powiedzmy, wściekłego Chihuahuę. I taki właśnie był styl gry Chucho – był to napastnik niezmordowany, ciągle pressujący i nie dający odetchnąć obrońcom.

Niestety, jego historia zakończyła się przedwcześnie. W 2013 roku, gdy był już piłkarzem El Jaish w Katarze, trafił do szpitala w Dosze. Czuł silny ból brzucha, ale nie otrzymał należytej pomocy od lekarzy. Kilka godzin później w wyniku problemów z oddychaniem i zatrzymaniem akcji serca zmarł. Pogrzeb Ekwadorczyka był wielkim świętem w Quito. Ekwadorska federacja nawet zastrzegła numer 11, z którym występował Chucho, ale z uwagi na przepisy FIFA, musiała udostępnić go na mundial w 2014 roku. Co ciekawe, inny były zawodnik Manchesteru United wytatuował sobie numer Chucho ku jego pamięci. Chodzi oczywiście o reprezentacyjnego kolegę, Antonio Valencię.

Sergio Aguero

Na koniec czwarty najlepszy strzelec Premier League w historii i absolutna legenda Manchesteru City. Kto chociaż raz nie słyszał słynnego okrzyku „AGUEROOOOOOO” niech pierwszy rzuci kamieniem. Jednak, gdy się przyjrzymy Sergio Aguero wcale nie ma samego nazwiska na koszulce. Od lat na plecach widnieje „Kun Aguero”.

I chociaż powstał kiedyś śmieszny obrazek, na którym widnieje Kuna Guero (groźny drapieżnik, strzela gole), to pseudonim Argentyńczyk zawdzięcza… bajce dla dzieci. Gdy był mały, uwielbiał oglądać w telewizji serial o przygodach bohatera nazywanego Kum Kum. Dziadkowie dali mu ten przydomek, który później wyewoluował w Kun. I tak oto możemy cieszyć się oglądaniem „Kun Aguero” na plecach jednego z najlepszych snajperów świata.