15 meczów bez porażki z rzędu, w tym tylko 4 remisy. Robiący ogromne wrażenie bilans bramkowy 38:4. Nawet ze świadomością, że na tej drodze Manchester United pokonywał takie zespoły jak Club Brugge, Tranmere Rovers czy LASK, taki wyczyn budzi szacunek. Jesse Lingard podczas tej serii spotkań przebywał na boisku 425 minut. Łącznie do uzbierania było aż 1290.

Mimo 5 możliwych zmian, 27-latek nie wystąpił jeszcze w meczu ligowym po restarcie. W większości spotkań brakowało dla niego miejsca nawet na ławce rezerwowych. Ole Gunnar Solskjaer daje jasne sygnały, że na kolejnych Lingardów w klubie nie ma już miejsca. Lingard to nie Hazard czy Pogba, nie ma braci ulokowanych po europejskich klubach. Dlatego raczej mało prawdopodobne jest, że Czerwone Diabły sprowadzą kolejnego. Chodzi jednak o pewną grupę piłkarzy, a nie o samego Anglika. Choć tekst skupiony jest głównie na 24-krotnym reprezentancie kraju, to nietrudno zrozumieć, co ma do przekazania jego obecny trener. Naprawdę nie marnowałbym czasu tylko po to, aby ponarzekać na konkretnego zawodnika. Tym bardziej, że należę pewnie do grupy pięciu osób w Polsce, które 27-latka uwielbiają.

Po ostatnich występach klubu z Old Trafford bije ze mnie jednak olbrzymi optymizm. Do „hypetrainu” wsiadam chyba pierwszy raz od ogłoszenia, że nowym trenerem zostanie Jose Mourinho. Wtedy nie wyszło mi to na dobre, ale co tam. Ole Gunnar Solskjaer pokazuje, że ma pomysł na ten zespół. Nawet jeśli sprawdzą się słowa niektórych i Norweg układa tylko skład pod swojego następcę. W końcu widzę, że piłkarze jak Jesse Lingad czy Andreas Pereira powoli tracą jakiekolwiek miejsce na stadionie przy Sir Matt Busby Way. Swego czasu dziwiłem się, czemu nie ściągamy wspomnianego Brazylijczyka z wypożyczeń, skoro gramy tak słabo. Wtedy jedną z głównych postaci w zespole był właśnie Lingard. Chwała Bogu, że te czasy zdają się być już za nami.

Ciężkie czasy po Fergusonie

Wszyscy wiedzieliśmy, że Manchester United nie będzie tym samym klubem po odejściu sir Aleksa Fergusona. Nie spodziewałem się jednak, że odejdzie w takim momencie, a kolejni menedżerowie nie będą w stanie posprzątać zabałaganionej szatni. Najpierw namaszczony David Moyes nie podołał presji i szybko (za szybko) pożegnał się z posadą, a później Czerwone Diabły poszły w inną stronę, sprowadzając do sztabu uznanego szkoleniowca.

W swoim pierwszym sezonie na Old Trafford Louis van Gaal zajął jednak czwarte miejsce, nie wygrał żadnego trofeum, a fani narzekali na nudny styl. Część sympatyków wpadła jakiś czas później w euforię, kiedy na oficjalnej stronie pojawiło się oświadczenie, mówiące o kolejnym trenerze. Jose Mourinho ze swoją mentalnością zwycięzcy i kontaktami z najlepszymi zawodnikami świata miał zbawić United. Tym razem też nie wyszło, chociaż do gabloty trafiły Liga Europy, Puchar Ligi i Tarcza Wspólnoty. Defensywne ustawienie i murowanie się od razu po zdobyciu bramki spowodowały, że swoje żale wylewało jeszcze więcej ludzi, niż miało to miejsce w przypadku jego poprzednika.

W ciągu trzech lat od odejścia Fergusona, z Manchesterem pożegnali się Ryan Giggs, Nemanja Vidić, Rio Ferdinand, Patrice Evra, Fabio, Alexander Buttner, Shinji Kagawa, Tom Cleverley, Robin van Persie, Nani, Rafael i Jonny Evans. Nie są to zawodnicy, na których swoją jedenastkę mieli budować następcy Szkota. Patrząc na to jak później grało United, każdy z tych piłkarzy miałby jednak miejsce w szerokiej kadrze klubu. Te miejsca trzeba było kimś wypełnić, a piłkarze pokroju Lingarda, Januzaja, McNaira, Borthwick-Jacksona czy Fosu-Mensaha wydawali się oczywistymi wyborami. Jesse jeden występ zaliczył już w sezonie 2014/15, ale prawdziwą szansę dostał rok później. Wtedy zaczęła się jego poważna przygoda z 20-krotnymi mistrzami kraju. Anglik zagrał 25 meczów w Premier League i 15 w pucharach (w tym Liga Mistrzów i Liga Europy). Łącznie uzbierał wtedy 7 goli i 4 asysty, w tym tą najważniejszą bramkę – na wagę zwycięstwa w finale FA Cup przeciwko Crystal Palace.

Jesse Lingard był przydatny, ale te czasy minęły

Część kibiców zaczęła widzieć w nim początek nowego pokolenia. Zawsze dawał z siebie 110%, biegał za dwóch, był „one of our own” – w końcu 27-latek w swoim CV ma tylko Manchester United i wypożyczenia. Sprowadzane gwiazdy w postaci Falcao, Depaya, di Marii czy Schweinsteigera nie sprostały oczekiwaniom, więc fani chcieli innego sposobu budowania składu. Taki Jesse Lingard był kimś, z kim mogli się identyfikować. To żaden najemnik, a prosty chłopak z miasta, który strzela do tego ważne gole i walczy za dwóch.

Podejście to wydawało się dość logiczne. Z transferami za dziesiątki, a może i setki milionów gramy piach. W takim wypadku dlaczego nie spróbować z talentami z własnej akademii? Do stracenia nie było nic, bo przecież i tak nic nie osiągaliśmy. Z czasem Manchester United szedł jednak do przodu. Bardzo małymi kroczkami, nawet jak na dziecko, ale jednak. Z tego względu klub zaczął żegnać się z mniej obiecującymi zawodnikami, którzy nie dawali jakości tu i teraz, jak chociażby Nick Powell czy Tyler Blackett.

Nadal nie było jednak żelaznej jedenastki, a każdy z zawodników (może z wyjątkiem Davida de Gei) w którymś momencie zawodził. Dlatego Jesse Lingard nadal był zawodnikiem Czerwonych Diabłów – on jako jedyny dostał tak dużo szans, a raz na jakiś czas odpłacał się bramką czy asystą. Ze swoim stylem gry często był też przydatny. Mógł zmęczyć rywali lub wejść na ostatnie minuty i zrobić szum. Trzeba bowiem pamiętać, że od kilku lat Lingard niezmiennie pozostaje w klubowej czołówce pod względem szybkości.

Atutem Lingarda była też narodowość. W kampanii 2014/15 Louis van Gaal ściągnął tylko jednego Anglika, a do tego dwóch Argentyńczyków, dwóch Holendrów, dwóch Hiszpanów, Serba i Libijczyka. Rok później do zespołu dołączyło dwóch Francuzów, Holender, Włoch, Niemiec, Argentyńczyk i Walijczyk. W tym czasie pobyt w klubie zakończyło aż 15 rodaków pomocnika z pierwszego składu i rezerw.

Nie ma czasu na kolejne szanse

Sezon 2019/20 miał być kolejnym etapem okresu przejściowego. Pierwsza cała kampania pod wodzą Norwega, nowe transfery, nowa filozofia. Jesse Lingard pojawiał się więc na murawie dość często. Ten rok miał być ponoć ostatnią szansą na pokazanie swojej użyteczności. Zagrał w lidze 20 meczów, w większości nie dostawał jednak więcej niż 60 minut. Podczas tych występów w klasyfikacji kanadyjskiej uzbierał 0 (słownie: zero) punktów. Okres po pandemii niektórzy traktują jako osobny „mini sezon”. Manchester United ma w nim do ugrania jeszcze bardzo dużo.

Premier League ma już swojego mistrza, ale każdy, kto choć trochę interesuje się angielskim futbolem wie, że sezon ligowy skończył się tylko dla jednej drużyny. Czerwone Diabły mają jeszcze mnóstwo do udowodnienia. Po pierwsze, Leicester po restarcie jest zupełnie pod formą – od powrotu do gry uzbierali dwa punkty (remisy z Watfordem i Brighton, porażki z Evertonem i Chelsea). Ze wszystkich klubów walczących o miejsce w top4, to właśnie podopieczni Solskjaera wydają się prezentować NA TEN MOMENT najlepiej. Do końca będą walczyć o awans do Ligi Mistrzów i w żadnym meczu nie mogą pozwolić sobie na wystawienie gorszej jedenastki.

Ważne puchary na horyzoncie

Jedno spotkanie dzieli też ich od finału FA Cup. To właśnie w tych rozgrywkach Jesse Lingard dostał jedyne minuty po wznowieniu rozgrywek. Cały zespół prezentował się średnio, ale walczący o swoje miejsce Anglik nie pokazał kompletnie nic. Fani z jego występu najlepiej zapamiętają pewnie sytuację, w której pod polem karnym rywali nie trafił w piłkę, próbując oddać strzał. Półfinałowy mecz z Chelsea to już czwarty raz, kiedy oba kluby mierzą się w tym sezonie. Jak na razie trzykrotnie triumfował Norweg, a bilans bramkowy chłopaków Franka Lamparda z tych starć to 1:8 (0:4 i 0:2 w PL, 1:2 w Pucharze Ligi). Czerwone Diabły będą chciały wygrać mecz za wszelką cenę, aby dojść do finału. Jeżeli im się to uda, bardzo prawdopodobne, że będziemy mieli jeszcze jedne derby. Manchester City podejmuje bowiem Arsenal i żaden kibic Kanonierów nie powinien tu liczyć na nic więcej, niż szczęście.

W obecnej kampanii Solskjaer wygrywał derby trzy razy (2:1 i 2:0 w lidze, 1:0 w rewanżowym spotkaniu Pucharzu Ligi). Pep Guardiola ma jedno zwycięstwo (3:1 w pierwszym meczu Pucharu Ligi). Wcale nie zdziwi mnie więc, jeśli Lingard nie pojawi się już na murawie w ramach FA Cup. Zaliczył co prawda 4 z 5 możliwych spotkań, ale teraz stawka znacznie się podniosła. Ostatni mecz z Norwich miał być najłatwiejszym meczem Czerwonych Diabłów do końca obecnej kampanii.

Do tego pozostaje jeszcze Liga Europy. Dodatkowe trofeum, a również szansa na Ligę Mistrzów, gdyby w Premier League coś poszło nie tak. Tam też jednak nie ma już żartów. W grze pozostały takie kluby jak Wolves, Sevilla, Inter czy Roma. Anglik może liczyć na występy w razie łatwego losowania, tak jak miało to miejsce, gdy zagrał w meczach z Astaną, Bruggią czy Partizanem.

W Manchesterze dawno nie było tak stabilnie

Po odejściu Aleksa Fergusona w czerwonej części Manchesteru nastała panika. Zarząd jakby zupełnie nie spodziewał się odejścia Szkota i nieprzygotowany zaczął nową erę klubu. Błędem było wymaganie od kogokolwiek wyników na już, na teraz. Legendarny menedżer zostawił skład w bałaganie, który ogarnąłby pewnie tylko on sam. Dodatkowo piłkarze przychodzący do zespołu na ławce podczas spotkań nie widzieli już postaci, która samą obecnością motywuje cię do szybszego biegania. Klub nie chciał wypaść z czołówki chociaż na jeden sezon i to go zgubiło.

Ole Gunnar Solskjaer wydaje się pierwszym trenerem, do którego wszyscy mają zaufanie. Widać to od razu po transferach. Nie kupił światowych gwiazd za ogromne pieniądze, które mają już wielkie trofea na koncie. Pozyskał za to perspektywicznych, młodych i sprawdzonych w lidze piłkarzy. Takich, na których chce budować przyszłościowy skład, nawet jeśli w większości miałby korzystać z niego jego następca. Dzięki temu nie ma już loterii, nie musimy się zastanawiać czy chudziutki Angel di Maria poradzi sobie w Premier League. Memphis Depay, młodziutki Holender kupiony z PSV nie musi brać gry na swoje barki, bo teraz robi to kilku piłkarzy. Nie musimy martwić się niewypałem Falcao, bo bramki obecnie nie są obowiązkiem jednostki.

Od przyjścia Norwega widać, że zawodnicy zaczęli bawić się grą. A w połączeniu z udanymi zakupami zaczyna to dawać pożądane rezultaty. Aaron Wan-Bissaka i Harry Maguire spisują się bardzo dobrze. Bruno Fernandes całkowicie odmienił grę United. Nawet Dan James kupiony ze Swansea kręci się w okolicach pierwszego składu i może być przydatnym zmiennikiem.

Dlatego ufam Solskjaerowi i jestem przekonany, że latem na Old Trafford również pojawią się ciekawe nazwiska. A skoro w większości mówi się o pomocnikach – Sancho, Havertz, Grealish – jest to kolejna dobra wiadomość. Każdy zawodnik środka pola przybywający do Manchesteru to znak, że Jesse Lingard i Andreas Pereira są o kolejną osobę dalej od murawy.

Jesse Lingard w przyszłości

Nie uważam, żeby Lingard był za słaby na grę w Premier League. On po prostu trafił do pierwszej drużyny w odpowiednim czasie, a późniejsze mierne wyniki i słaba kadra sprawiły, że jakimś cudem utrzymywał się w niej przez następne sezony. Dla wszystkich będzie najlepiej, jeśli wreszcie ten romans się skończy. W końcu Anglik ma jeszcze kilka dobrych lat gry przed sobą. Chyba nie chciałby spędzić ich oglądając kolegów z trybun. Jest to oczywiście bardzo dobry znajomy Paula Pogby i Marcusa Rashforda, co po części też na niego wpłynęło. Ci dwaj to gwiazdy, ulubieńcy kibiców, autorytety o ogromnych umiejętnościach. Lingard był częścią tej samej drużyny co Francuz, kiedy wygrywali oni FA Youth Cup w 2011 roku. Wydaje mi się, że przez pewien czas 27-latek chciał być taki jak koledzy, ale umiejętności piłkarskie mu na to nie pozwoliły.

Teraz Jesse powinien poszukać klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie mówię oczywiście o Manchesterze City czy Chelsea. Z powodzeniem znalazłby on jednak miejsce w wyjściowych jedenastkach takich klubów jak Burnley, Sheffield United, Crystal Palace czy nawet Everton. W niektórych klubach Premier League pewnie byłby jeszcze jednym z lepszych zawodników. Trzeba po prostu wiedzieć, kiedy powiedzieć stop. A jego czas spędzony w United nie przyniesie nic dobrego już żadnej ze stron.

Tym bardziej, że wszystkie pozaboiskowe atuty Lingarda zniknęły. Teraz w pierwszym składzie mamy młodych Anglików, zawodników z akademii i walczaków. Z tą różnicą, że każdy z nich daje 100% więcej jakości niż Lingard, Pereira czy Januzaj. Zawodnicy ze szkółki zawsze są mile widziani, ale muszą oferować coś więcej. McTominay, Rashford, Williams i Greenwood to oferują, Lingard nie.