Sheffield United zaskakująco zajmuje szóste miejsce w tabeli Premier League. Dean Henderson w klasyfikacji czystych kont znajduje się niżej jedynie od Alissona Beckera. Mniej bramek od niego wpuścił w tym sezonie tylko Roberto Jimenez (minimum osiem rozegranych spotkań). Obronił więcej strzałów niż Kepa Arrizabalaga, Hugo Lloris czy Ederson. Teraz stanie przed jedną z najważniejszych decyzji w karierze, a ma dopiero 22 lata.
Wyjście z cienia
Jeszcze przed dwoma laty nikt nie słyszał o młodzieżowym reprezentancie Anglii. Nic dziwnego, przecież trenował w Manchesterze United, gdzie nie mógł liczyć na wysokie miejsce w hierarchii. Między słupkami od wielu lat króluje David de Gea, a Sergio Romero to moim skromnym zdaniem najlepszy zmiennik wyspiarskiej ekstraklasy. Rzucany na wypożyczenia do Stockport County, Grimsby Town i Shrewsbury Town zapewne zaczął się już zastanawiać, czy jego seniorska kariera na Old Trafford ma jakąkolwiek przyszłość. W tym ostatnim klubie wywalczył jednak awans i trafił do jedenastki roku League One.
W 2018 roku Czerwone Diabły postanowiły wysłać go o ligę wyżej niż ostatnio, do Championship. A tam odnalazł się fenomenalnie – razem z Sheffield United wywalczył awans do Premier League. Ale to nie tak, że piłkarze z pola wypracowali to za niego. Henderson zdobył klubową nagrodę młodego zawodnika roku, kibice wyróżnili go mianem najlepszego piłkarza sezonu, a do tego zgarnął złotą rękawicę zaplecza angielskiej ekstraklasy, zachowując czyste konto aż 21 razy (zaliczył też jedną asystę w meczu z Aston Villą).
Dzięki temu zarząd Manchesteru United postanowił podpisać z nim nowy kontrakt, zatrzymujący Anglika w klubie do lata 2022 roku. Jego przygoda w ekipie Szabli wchodziła właśnie w nowy etap – trafili do najwyższej klasy rozgrywkowej pierwszy raz od 2007 roku, a Henderson miał znacznie pomóc im w osiąganiu jak najlepszych wyników. I to udaje się do teraz.
Beniaminek inny niż reszta
Razem z Sheffield, do Premier League w tamtym roku awansowały Aston Villa i Norwich City. Chyba nie trzeba nikomu mówić, który z beniaminków radzi sobie najlepiej. Kanarki już bez większych szans na utrzymanie zajmują ostatnie miejsce (18 punktów). Również The Villans są bliżej dołu, niż góry tabeli. Z 25 punktami na koncie mają przewagę tylko jednego oczka nad 18. West Hamem. Sytuacja wygląda podobnie do tej z zeszłego roku – z trzech drużyn, które awansowały, w ekstraklasie utrzymali się tylko zawodnicy Wolverhampton Wanderers. Drużyny Cardiff City i Fulham szybko wróciły na niższy szczebel.
Tymczasem Sheffield United radzi sobie wspaniale. Kibice innych zespołów mogą zarzucać toporny styl gry i nastawienie na defensywę, ale dla sympatyków Szabli nie ma to znaczenia. Trwa ich piękna przygoda, której jednym z bohaterów jest Dean Henderson. Ci, których Championship nie interesuje, w tym sezonie na pewno już zapoznali się z tym bramkarzem. Przed sezonem mało kto przypuszczał, że obok Oliego McBurniego, Billy’ego Sharpa i Lysa Mousseta to właśnie on będzie jednym z najważniejszych ogniw zespołu.
A jednak to właśnie golkiper wielokrotnie ratował skórę swoich kolegów. W pamięć najbardziej zapadły mi obronione strzały Salaha na Anfield, Cantwella na Carrow Road, czy Richarlisona na Goodison Park. Wybronił również karnego Gabriela Jesusa.
Henderson świetnie radzi sobie w pojedynkach sam na sam, co udowodnił powstrzymując chociażby wcześniej wspomnianego egipskiego króla (również na wyjeździe) lub Danny’ego Welbecka na Vicarage Road. Wykazuje się też świetnym refleksem. Pokazał to między innymi broniąc trudne strzały Tammy’ego Abrahama podczas meczu na Stamford Bridge oraz Raheema Sterlinga – wreszcie na domowym stadionie Bramall Lane. Nawet w ostatnim meczu z Bournemouth w okolicach 70. minuty wybronił bombę Ryana Frasera. I choć (dzięki dobremu ustawianiu się) jego interwencje rzadko wyglądają spektakularnie, kilka razy w tym sezonie wyciągnął się tak, że nie powstydziłby się tego David de Gea w swoim prime-time. No dobrze, zareklamowałem Hendersona jak tylko umiałem, lecz co dalej z 22-latkiem?
Manchester United przegapił szansę?
Jako kibic Czerwonych Diabłów strasznie cieszę się, że mamy u siebie Hendersona. Problem w tym, że niby go mamy, a jednak prawdopodobnie nigdy nie zrobi kariery na Old Trafford. Manchester United popełnił bowiem straszny błąd, przedłużając kontrakt z Davidem de Geą do lata 2023 roku. Ogromna tygodniówka raczej odrzuca myśli Hiszpana o przenosinach, które prawie na pewno wiązałyby się z obniżką zarobków. Główny zainteresowany, Real Madryt, i tak zdążył znaleźć już zastępstwo w osobie Thibauta Courtoisa.
Tak naprawdę ciężko wyjaśnić, co skłoniło zarząd klubu do takiego ruchu. Fenomenalny w swoim czasie golkiper od dawna zaliczał zjazd formy i wydawałoby się, że to ostatnia szansa na duży impuls gotówki ze sprzedaży. Zamiast tego, 29-latek dostał podwyżkę. W czasie kiedy kariera Hendersona nabiera rozpędu, a na ławce siedzi Sergio Romero, który nigdy nie narzeka na bycie numerem dwa, a do tego kiedy gra, robi to równie dobrze co większość bramkarzy Premier League.
Według niektórych brytyjskich gazet, Manchester United wpadł na pewien pomysł. Chciałby sprzedać do Sheffield swojego podopiecznego, zapisując w kontrakcie klauzulę odkupu młodziutkiego bramkarza. Rozwiązanie idealne, ale tylko dla Czerwonych Diabłów. Ani Szable, ani sam bramkarz wcale nie muszą się zgodzić na takie rozwiązanie. A to wielka szkoda.
Stolica czeka
W Premier League nie brakuje jednak zainteresowanych usługami Hendersona. Ostatnie doniesienia mówią o zainteresowaniu Anglikiem dwóch klubów z Londynu. Wszystko wskazuje na to, że zainwestowanie w najdroższego bramkarza w historii było błędem Chelsea. Kepa Arrizabalaga na jakiś czas został odstawiony na boczny tor, a już wcześniej bywały z nim problemy dyscyplinarne. W starciu z Manchesterem United ponownie bronił Willy Caballero.
Frank Lampard wypowiadał się ostatnio o Basku w samych superlatywach, ale wszyscy wiemy, że komentarze treneró