Codziennie mijamy na ulicy, zazwyczaj nieświadomie, osoby chore. Z pozoru „normalnie” wyglądający, sympatyczni ludzie, w głowach których śpi wulkan. Wulkan, który w nerwowych sytuacjach, przepełnionych autobusach i stresujących rozmowach może wybuchnąć. Stadion piłkarski to nie miejsce dla takich osób. A przynajmniej nie każdy.

Przedstawicielem tej grupy jest dziewięcioletni Alex McCormack cierpiący na zaburzenie ze spektrum autyzmu. Posiada on również profil patologiczny, polegający na unikaniu dużych i głośnych zbiorowisk. Obok niego możemy postawić jego rówieśnika, Stanleya Hookera – posiadacza zespołu Downa. Kiedyś mogli co najwyżej pomarzyć o wizycie na stadionie, oglądając poczynania swoich idoli w telewizji. Marzenia się jednak spełniają.

Kluby coraz częściej decydują się bowiem na budowę pokoi sensorycznych. Miejsce słodkiej ucieczki od tłumów zbierających się przed pierwszym gwizdkiem mają stadiony chociażby Arsenalu, Watfordu, Middlesbrough czy Sunderlandu. To ci ostatni przetarli przed resztą szlaki, a do zacnego grona dołączyła ostatnio ekipa Manchesteru City.

To właśnie na Etihad Craig i Stanley, przy okazji starcia gospodarzy z Aston Villą, po raz pierwszy w życiu oglądali mecz piłkarski na żywo i na pewno zapamiętają to do końca życia. Mimo zwycięstwa nad przyjezdnymi, nie wynik był tego dnia najważniejszy. Wyszło rewelacyjnie, ale obawy przed tym dniem były ogromne.

I nic dziwnego, skoro ostatnia próba zabrania syna na imprezę masową, okazała się dla Craiga McCormacka okropnym, a może i nawet traumatycznym doświadczeniem. W rozmowie z Samem Lee, Anglik wspomina wycieczkę na koncert Sama Smitha. Słowo „anxiety” dosłownie tłumaczone jest w słownikach jako „niepokój”. Idealnie opisuje to stan, w którym był młody Alex.

Już w drodze rozpraszały go najprostsze rzeczy i był wyraźnie poddenerwowany. A potem było tylko gorzej. Wchodząc na salę w jednej ręce trzymał już pluszowego misia, a w drugiej plastikową torbę na wypadek potrzeby zwymiotowania. Po usłyszeniu krzyków i oklasków coś w nim pękło, więc ojciec musiał wziąć go na w ramiona i wyprowadzić z imprezy. Nie chciał jednak wyjść, ponieważ przez korytarz ciągle przechodziły tłumy nowych, spragnionych zabawy ludzi. Craig spędził więc koncert zakrywając młodemu uszy, kiedy ten przez większość czasu krzyczał i płakał.

Choroba Alexa nie jest widoczna z zewnątrz, więc mijające ich osoby nie mogły o niej wiedzieć. Na pewno spotkaliście się z sytuacją, gdy robiąc zakupy napotykacie na rodzica, który nie jest w stanie zapanować nad swoim szalejącym dzieckiem. Zrzucają towar z półek, krzyczą i kładą się na podłodze. A przechodzący obok ludzie przewracają oczami i mówią pod nosem „masz swoje bezstresowe wychowanie”. Jak reaguje większość, tak zareagowały też przybywające na koncert osoby – ocenianiem, spojrzeniami z pogardą. Dla Craiga, który wiedział, co dzieje się w głowie jego syna, musiało to być naprawdę bolesne.

Czy wyjścia w miejsce publiczne z dzieckiem z zespołem Downa są łatwiejsze? Bynajmniej. Sarah i Neil Hooker przez chwilę chcieli nawet przestać wychodzić gdziekolwiek. Nigdy nie wiedzą bowiem, co się stanie z ich największą miłością. Czasami musieli wracać do domu, kiedy byli jeszcze w drodze do kina. Innym razem opuszczali salę w połowie rodzinnego obiadu. Nastrój Stanleya mógł zmienić się w każdej chwili, pod naciskiem najmniejszego nawet bodźca. Nic więc dziwnego, że do pomysłu odwiedzenia stadionu obie pary podchodziły sceptycznie.

Nowy pokój sensoryczny Manchesteru City przeszedł jednak ich najśmielsze oczekiwania. Jak przyznaje McCormack, spodziewał się po prostu osobnego wejścia, z dala od tłumów. Rzeczywistość wyglądała dużo, dużo, dużo lepiej. Dzięki rozmowie rodziców z dziennikarzem The Athletic, możemy dowiedzieć się jak przebiega wizyta w takim pokoju.

Na wejściu witają nas jasne animacje, w większości interaktywne, dopasowane do dzieci w każdym wieku. Na podłodze widnieje czarno-białe zdjęcie dwóch ikonicznych obecnie postaci z szatni Manchesteru City – Sergio Aguero i Raheema Sterlinga, celebrujących kolejną bramkę. Kiedy dzieciaki stawiają pierwsze kroki na sali, fotografia nabiera kolorów. Do towarzystwa najmłodsi kibice dostają dwóch pracowników filii Citizens, City in the Community, którzy mają zapewnić im rozrywkę i udany pobyt. Oprócz tego masa zabawek i poduszek. Rodziny miały też zarezerwowane miejsca parkingowe wewnątrz stadionu, co znacząco ograniczyło zarówno drogę na wyznaczone miejsce, jak i ilość mijanych po drodze ludzi.

Dodatkowo rodzice otrzymują wcześniej instrukcje przedmeczowe. Jest w nich ukazane, co ich czeka w pokoju sensorycznym, jak się do niego dostać, czego mogą oczekiwać, ale nie tylko. Dla dzieci przygotowuje się, zdaniem Craiga ciekawie napisany poradnik – jak to jest pójść na mecz, co robi sędzia piłkarski, jak głośno może być na stadionie, dlaczego potrzebna jest tam policja, et cetera, et cetera.

Chłopaki od samego początku byli zachwyceni – Stanley od pierwszych minut podśpiewywał „Go on City”, a Alex rozmawiał z jednym z pracowników CITC o Raheemie Sterlingu, jednym ze swoich ulubionych piłkarzy. Co ciekawe, dziewięciolatek zna nazwiska wszystkich piłkarzy Premier League, lecz Championship wydaje mu się zbyt nudna. Mecz oglądali z pokoju obok, lecz mimo izolacji od reszty kibiców, kilkukrotnie korzystali z wyciszonego pokoju sensorycznego. To smutne, że ataki paniki i poddenerwowania dopadają takich ludzi nawet wtedy, kiedy robią coś, co sprawia im tak dużą przyjemność.

Pierwszy raz obaj powędrowali się odstresować już po dwudziestu paru minutach, kiedy to okrzyki stawały się coraz głośniejsze, w związku z decyzją VARu o nieprzyznaniu Aston Villi rzutu karnego. Potem powtarzało się to kilkukrotnie. Po pierwszym golu dla Manchesteru City dzieci poczuły się na tyle dobrze, że później przez jakiś czas oglądały widowisko z sektora rodzinnego, razem z innymi kibicami. Kolejna interwencja VARu, który tym razem nie anulował gola dla City, wywołała u sympatyków The Villains jeszcze większą złość niż poprzednia. Okrzyki „fuck VAR” nie doszły jednak do dziewięciolatków, gdyż klub zapewnia szczelne słuchawki wygłuszające.

Zarówno rodzice, jak i dzieci były zachwycone. Największym komfortem dla Craiga McCormacka było to, że znajdujący się wokół niego ludzie nie oceniają. Nie wie on, jak to jest wychowywać dziecko z zespołem Downa, tak samo jak siedzący obok Neil nie wie, z czym zmaga się codziennie rodzina Alexa. Mimo to obaj są świadomi, jak ciężkie jest to zadanie i spoglądają na siebie z szacunkiem, nie pogardą.

Teraz pracownicy Manchesteru City mogą z dumą patrzeć na swoje dzieło, ale droga była długa. Trenerzy CITC rozmawiali z wieloma rodzinami, a po wizycie każdej z nich lista rzeczy do zrobienia mocno się powiększała. Pokój był przystosowany dla dzieci z zespołem Downa, ale nie Tourette’a. Potem trzeba było dodać coś pod względem chorych na zespół Aspergera. Jeszcze później zaproszono rodzinę z córką z autyzmem i znowu wymagane były poprawki.

Teraz Jon Dyster z pełną odpowiedzialnością mówi „jesteśmy przygotowani na wszelkie okoliczności”. Możnaby pomyśleć, że za taką opiekę, przygotowanie i udogodnienia, rodziny muszą wydać fortunę. Otóż nie – cena biletów waha się od 20 do 50 funtów, czyli jest taka sama, jak za standardowe miejsce. Nic więc dziwnego, że pokój sensoryczny na Etihad zarezerwowany jest już do końca roku. To pokazuje, jak bardzo potrzebne jest to miejsce. Na każdym stadionie. W każdym kraju. Manchesterze City (i nie tylko!) – chapeau bas.