Obojętność. Pierwsze skojarzenie na myśl o Chelsea i jej obecnym kształcie. Porażka z Liverpoolem? Wkalkulowana. Zwycięstwo ze Slavią Praga? Byłoby kiepsko, gdyby było inaczej. Remis na Old Trafford? Miło. Temu klubowi tak bardzo brakuje tożsamości, że każdy kolejny wynik nie robi żadnego wrażenia. To po prostu wyczekiwanie na jakiś przebłysk. Przede wszystkim rozumu.

Dlaczego Chelsea nie porywa

Patrząc na to, co wydarzyło się wczoraj na Anfield, w sercu pojawia się smutek. Że Chelsea w tym sezonie takich emocji nie dostarczyła. Pozytywne momenty można w zasadzie policzyć na palach jednej ręki. Każda udana akcja Kante i jego charakterystyczny uśmiech, rajdy Hazarda i każdy popis umiejętności wychowanków – Loftusa-Cheeka i Hudsona-Odoia. Awans do Ligi Mistrzów też jest powodem do radości. To jednak trochę mało, jak na klub z wielkimi aspiracjami. Gdy brakuje kogoś, z kim możesz się utożsamiać, pozostają właśnie takie małe chwile radości.

Chelsea potrzebuje zmian. Wielu. Nikt chyba nie ma co do tego wątpliwości. Decydującą rolę powinien odegrać tutaj dyrektor sportowy, którego zadaniem jest nakreślenie długofalowej strategii klubu. Jak dobrze jednak wiemy, od 15 miesięcy, czyli od momentu odejścia Michaela Emenalo do AS Monaco, takiej osoby w klubie Romana Abramowicza nie ma.

Bez kogoś takiego trudno jest jednoznacznie określić, gdzie tak naprawdę The Blues dryfują. Choć raczej ku mieliźnie, niż rajskim wyspom. Skoro wypożyczonych jest aż 42 zawodników, to czy tak naprawdę trzeba kupować kogokolwiek? Lepiej powalczyć o niewielkie sukcesy raz na jakiś czas czy stworzyć drużynę opartą o młodych zawodników? Klub zdaje się zupełnie o tym nie myśleć. Po prostu funkcjonuje. Z dnia na dzień. Czekają na to, co przyniesie życie.

Bo czy Chelsea naprawdę musiała wydawać aż 40 milionów funtów na Danny’ego Drinkwatera, który wystąpił w zaledwie 20 spotkaniach dla klubu? Każdy występ kosztował więc klub 2 miliony funtów. Tymczasem Nathaniel Chalobah, którego były pomocnik Leicester przecież zastąpił, odszedł do Watfordu za 5 milionów funtów.

 

Niebiescy potrzebowali piłkarza o statusie wychowanego w Anglii, aby spełnić wymóg brytyjskich zawodników w składzie. To oczywiście wywindowało cenę za Drinkwatera. A co kierowało klubem, gdy decydował się na zakup Papy Djilobodjiego czy już współcześniej, Davide Zappacosty? Tutaj wątpliwości mają pewnie również sami zainteresowani. Tych ruchów naprawdę nie da się wytłumaczyć.

Jaki kierunek obiera Chelsea?

Chelsea znajduje się więc w przededniu transferowej rewolucji. Domniemanej. Wielu piłkarzom kończą się kontrakty już w czerwcu (Gary Cahill, David Luiz, Olivier Giroud), a kilku – za 1,5 roku (Willian, Pedro, Eden Hazard, Callum Hudson-Odoi). The Blues byli już w podobnej sytuacji. Gdy swoje zmiany chcieli wprowadzać Luis Felipe Scolari i Andre Villas-Boas. Obaj zostali zwolnieni mniej więcej w tym samym momencie sezonu, w którym zespół Maurizio Sarriego skompromitował się porażką z Manchesterem City 0:6. I ledwo utrzymał swoją posadę.

Plany obu menedżerów spaliły na panewce, a klub gotów był wówczas zaufać piłkarzom, a nie szkoleniowcom. Wtedy miejsca w szatni zajmowali jednak John Terry, Frank Lampard czy Didier Drogba. Teraz są to David Luiz, Willian czy Marcos Alonso. Różnica widoczna jest gołym okiem. A co gorsza, zauważają ją nawet zawodnicy, którzy w kuluarach przyznają, że nie ma pośród nich lidera. Osobowości, która potrafiłaby odpowiednio wstrząsnąć szatnią.

Klubowi ewidentnie brakuje dyrektora sportowego, który nie tylko posłużyłby radą Marinie Granovskaiy czy Maurizio Sarriemu, ale sam zachęciłby klub do wprowadzenia jednej, spójnej wizji. Oczywiście jego zatrudnienie nie rozwiążę wszystkich problemów. Do tego trzeba współpracy każdej ze stron. Za przykład może posłużyć Manchester City, gdzie Txixi Berguistan został zatrudniony przez właścicieli klubu, aby nadać klubowi charakteru. Następnie zatrudnił swojego przyjaciela, Pepa Guardiolę. Menedżer The Citizens powiedział również bardzo ważną rzecz, wytykając przy okazji największy grzech Chelsea – brak cierpliwości.

Ludzie oczekują, że gdy pojawi się nowy menedżer i kupi paru nowych piłkarzy, to wyniki pojawią się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiele jednak zależy od cierpliwości fanów i właścicieli. Przyszedłem do Manchesteru City wiedziałem, że nie muszę udowadniać swojemu szefowi, że jestem dobrym trenerem. A niektórzy nie zdają sobie sprawy, jak trudno jest nim być.

Dlaczego Chelsea stała się klubem drugiego wyboru

W kontekście Chelsea nazwiska przewijające się w niektórych artykułach przypominają częściej listę pobożnych życzeń niż realnych celów. Kalidou Koulibaly, Nicolas Pepe czy nawet Ever Banega. To nie są zawodnicy, którzy trafią na Stamford Bridge. Niektórzy z nich będą nie tylko zbyt kosztowni, ale również, i co ważniejsze, nie potraktują Chelsea jako klub pierwszego wyboru. I to wszystko mimo wiszącego nad Chelsea jarzma zakazu transferowego.

The Blues już jakiś czas temu przestali być traktowani przez najlepszych zawodników jako potencjalne miejsce pracy. Co prawda klub w zasadzie rok w rok walczy (a w zasadzie walczył) o trofea, lecz brak jednej, spójnej strategii, zmieniający się jak rękawiczki trenerzy i wychodzące na światło dzienne konflikty wewnątrz klubu (Conte kontra zarząd, Mourinho kontra piłkarze) doprowadziły do sytuacji, w której piłkarze nie patrzą na Chelsea z błyskiem w oku.

Przykłady z ostatnich lat można wręcz mnożyć. Radja Nainggolan grzecznie podziękował za zainteresowanie, podobnie jak Alex Sandro i Alexis Sanchez. Alex Oxlade-Chamberlain i Virgil van Dijk jasno określili, że wolą współpracować z Juergenem Kloppem niż przechodzić do zachodniego Londynu.

Prawdziwym ciosem była jednak decyzja Romelu Lukaku. Były piłkarz The Blues, wielki fan i następca Didiera Drogby, zdecydował się na czerwoną część Manchesteru, odrzucając zakusy The Blues. Najlepsi piłkarze chcą zdobywać trofea. To oczywiste. Ale jeśli decydują się na zmianę klubu, potrzebują gwarancji. Wizji. Chcesz mieć zawodnika, o którego walczy wiele topowych klubów, w swojej drużynie? Przekonaj go, że projekt jest wart poświęcenia najlepszych lat jego kariery.

 

Chelsea podążą jednak inną droga. Donikąd. Gdy Twój klub postanawia zrezygnować ze sprowadzania gwiazd, zaciska pasa i chce, aby potencjalni nowi gracze mogli nie tylko zostać ewentualnie sprzedani za przynajmniej podobne pieniądze, ale również byli odpowiednio doświadczeni, to jak może się to skończyć?

Ano właśnie. Drinkwater, Zappacosta, Marcos Alonso, Emerson, a nawet Antonio Rudiger czy Michy Batshuayi. To lista zawodników, którzy wpasują się powyższy model transferowy. Oczywiście, Rudiger czy Alonso mogą być oceniani pozytywnie. Ale wcale nie musi to oznaczać, że okazali się tak znaczącymi wzmocnieniami, jak klub mógł przypuszcza.

Ale najważniejsze przecież, że zgadza się bilans przychodów i wydatków. Okazuje się to istotne zwłaszcza wobec tak częstych zmian trenerów. Każdy szkoleniowiec ma przecież swój plan i żąda konkretnych zawodników. Rzecz w tym, że klub ulega tym namowom, a gdy zwalnia trenera ma problem, co z owym zawodnikiem zrobić. Za przykłady mogą posłużyć chociażby Tiemouye Bakayoko, którego na Stamford Bridge już nie ma.

Jak odbudować charakter Chelsea

I tu rodzi się kolejny problem. Piłkarze wiedzą, że na Stamford Bridge trudno jest dłużej zagrzać miejsce. Mało który nabytek odczuwa silne przywiązanie do barw klubowych. Ot, kolejna praca, kolejna przystań w karierze. Da się to odczuć zwłaszcza, gdy w kadrze brakuje zawodników wychowanych w klubie. Chelsea to, wbrew obiegowej opinii, klub z całkiem bogatą historią, zwłaszcza tą najnowszą.

Trudno jednak przekazać ją nowym zawodnikom, gdy nie uczestniczy się w życiu klubu. Jeszcze dwa lata temu podczas spotkań Akademii Chelsea można było spotkać wiele osób związanych z kadrą pierwszego zespołu. John Terry, Steve Holland, Nathaniel Chalobah czy nawet Antonio Conte.

Wszyscy oni regularnie zjawiali się na boisku Aldershot Town, gdzie swoje mecze rozgrywa drużyna do lat 18. Maurizio Sarri od początku swojej przygody nie pojawił się na żadnym spotkaniu Akademii Chelsea. Warto wspomnieć, że John Terry, który aktualnie pracuje w oddalonym od Londynu o 200 km Birmingham, pojawia się na meczach, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Co więcej, były kapitan The Blues jest ostatnim znanym zawodnikiem ze szkółki Chelsea, który zrobił karierę na Stamford Bridge. Jako częsty gość spotkań młodzieżowych, doskonale wie, że w zespole utalentowanych graczy nie brakuje:

Są w klubie tacy zawodnicy, jak Callum Hudson-Odoi i ważnym jest, aby ich zatrzymać. Zadajemy sobie pytanie – Ruben Loftus-Cheek. Czy on jest gotowy? Przekonajmy się. Skoro nie walczymy w tym sezonie o tytuł, to dajmy mu szansę gry od pierwszych minut w meczach ligowych. Niech chłopaki gryzą trawę i pokażą, na co ich stać.

Dlaczego juniorzy Chelsea są tak wielką nadzieją

Co można więc zrobić, gdy zawodzą przeciętni piłkarze zakupieni za nieprzystające do ich umiejętności pieniądze? Postawić na „swoich”. A w akademii Chelsea talentów nie brakuje. Nathaniel Chalobah, Ruben Loftus-Cheek, Mason Mount, Reece James i diament w koronie, Callum Hudson-Odoi. To tylko nieliczne przykłady wychowanków The Blues z ostatnich lat.

Często słyszy się, że rezultaty w futbolu juniorskim nie przekładają się na piłkę seniorską. Jest w tym trochę prawdy, ale trzeba spojrzeć na to z innej perspektywy. Młodzi zawodnicy trenują z najlepszymi, grają ze sobą wiele lat i doskonale rozumieją, co znaczy grać dla wielkiego klubu. Gdy więc taki zawodnik trafia na wypożyczenie na niższy poziom, gdzie drużyny często nie mają nic wspólnego z filozofią wpajaną przez The Blues, często dusi się w takim środowisku niczym ryba bez wody. The Blues wysyłają go na kolejne, bezproduktywne wypożyczenia, po czym rozstają się bez żalu.

 

Wszyscy znamy te historie. Doświadczyli jej choćby Josh McEachran, Gael Kakuta czy Lucas Piazon i Lewis Baker. Wszyscy mieli stać się gwiazdami, następcami najlepszych piłkarzy. W klubie szansy nie otrzymał jednak żaden z nich. A gdyby tak odważniej postawić na ten powiew młodości, to okazuje się, że Ruben Loftus-Cheek staje się pierwszym wychowankiem od 1984 roku, który zdobywa hattricka, a CHO ma statystyki klasyfikacji kanadyjskiej lepsze niż Willian. Problem w tym, że zbyt wielu dobrych zawodników nie przebiło się w klubie, marnując swoje kariery. Obecnie młodzi zawodnicy są zdecydowanie ostrożniejsi, o czym niech zaświadczy sytuacja Marcina Bułki i Juana Castillo.

Polak w jednym z wywiadów uczciwie przyznał, a teraz jest o krok od podpisania 3-letniego kontraktu z PSG.

Kiedyś najważniejszą decyzją był wybór między Chelsea a Barceloną, dziś zastanawiam się czy zostać, czy odejść. Przy wyborze klubu muszę patrzeć na kilka czynników, przetwarzać różne informacje. Tak, aby dać sobie szansę na lepszą przyszłość. Bo nie oszukujmy się: Kepa Arrizabalaga podpisał latem kontrakt na 9 lat. Jeśli umowa upłynie do końca, nie zostanie przedłużona i Kepa odejdzie, to będę miał 28 lat.

Jeszcze szczerzej o swojej przyszłości wypowiedział się Juan Castillo, młody Holender ściągnięty w 2016 roku z Ajaxu Amsterdam:

Nie przeszedłem do Chelsea z nadzieją przebicia się do pierwszej drużyny. Posłuchałem taty, który polecił mi znaleźć taki zespół, w którym będę się mógł najlepiej rozwijać. Przez ostatnie 2,5 roku poczyniłem gigantyczny postęp, nie mam co do tego wątpliwości.

W obu przypadkach, a także sytuacja Calluma Hudsona-Odoia, wskazują na nowy trend. Zawodnicy nie marzą, aby swoją karierę kontynuować na Stamford Bridge – zależy im na regularnych występach, postawieniu kolejnego kroku. Wypożyczająca zawodników na potęgę Chelsea jasno wytyczonej ścieżki nie gwarantuje. Stąd wątpliwości Anglika czy nawet Bułki odnośnie podpisania nowego kontraktu.

Przez wiele lat klub udowadniał, że cierpliwość młodych zawodników nie zostanie wynagrodzona. Piłkarze Akademii zdali sobie w końcu z tego sprawę. Na nieszczęście dla The Blues, w tym gronie jest Callum Hudson-Odoi. Byłoby to z lekka ironiczne, że The Blues czekający tyle lat na wychowanka, który byłby w stanie szturmem przedrzeć się do kadry pierwszego zespołu, zostaliby przez pierwszą taką osobę „odpaleni”. Ale nie ulega wątpliwości, że klub swoimi decyzjami sam się o to prosił.

Dlaczego embargo transferowe pomoże Chelsea

Paradoksalnie w obecnej sytuacji z pomocą może przyjść… transferowe embargo. „The Blues” zostali ukarani zakazem rejestracji zawodników przez dwa najbliższe okienka. Klub dokładnie 11 kwietnia złożył odwołanie od tej decyzji, lecz na ostateczny werdykt może być zmuszony poczekać jeszcze parę miesięcy. To z kolei może doprowadzić do sytuacji, gdzie klub nie będzie w stanie zgłosić nowych zawodników w całym sezonie 2019/20. Oczywiście oprócz tych, którzy już są związani kontraktami. To zdecydowanie ułatwiłoby proces wejścia do pierwszej drużyny wielu młodym zawodnikom.

Co ciekawsze, większość działaczy z tej sytuacji byłaby… zadowolona. W kuluarach mówi się, że wiele osób bezpośrednio związanych z klubem z radością przyjęło tę informację. The Blues musieliby skorzystać z obecnych zasobów kadrowych, a działacze, jak i sam trener, mogliby się w końcu przekonać, czy Akademia Chelsea jest w stanie dostarczać zawodników na najwyższy poziom. Problemy tożsamościowe mogłyby rozwiązać się w zasadzie same.

Wypada tutaj posłużyć się słowami Garteha Southgate’a, który w 2017 roku mówił:

Sukcesy wszystkich drużyn reprezentacji Anglii, w różnych kategoriach wiekowych, w dużej mierze są zasługą Neila Batha, koordynatora pionu juniorskiego Chelsea. Neil wykonuje tam fantastyczną prace.

Nikt o zdrowych zmysłach nie domaga się jedenastki złożonej z samych wychowanków (choć to kusząca perspektywa dla każdego kibica), to jednak trzon drużyny powinien być z takich zawodników złożony. Terry i Lampard byli mocno związani i utożsamiani z Chelsea, a na dodatek posiadali odpowiedni charakter, aby przewodzić drużynie. Sir Alex Ferguson wielokrotnie zwracał uwagę na znaczenie posiadania wychowanków i niemal rok w rok wprowadzał do kadry pierwszego zespołu Manchesteru United co najmniej jednego takiego zawodnika. Dlaczego? Ponieważ wiedział, jak istotna jest klubowa tożsamość.

 

Trudno oczekiwać, aby Chelsea powtórzyła osiągnięcie Barcelony, która w 26 listopada 2012 roku miała na boisku 11 zawodników z La Masii. Cały skład! Takiego  bezprecedensowego osiągnięcia można pozazdrościć. Co więcej, Blaugrana wygrała wówczas 4:0 w meczu wyjazdowym z Levante. Jeśli jednak ktoś twierdzi, że trudno jest osiągnąć sukces bazując na własnych zawodnikach, można przytoczyć tutaj skład Ajaxu Amsterdam, półfinalisty Ligi Mistrzów.

W rewanżowym spotkaniu ćwierćfinałowym z Juventusem w zespole Ajaxu w 1. składzie pojawiło się 6 wychowanków, w tym cały blok defensywny. O wartości Frenkiego De Jonga czy Mathijsa De Ligta nie trzeba już nikogo przekonywać. Ajax dał przykład, że można osiągać sukces, bazując głównie na swoich piłkarzach. Kształtowanych od najmłodszych lat przez Akademie. Nawet jednak tam zdali sobie sprawę, że trzeba zrobić to z głową. Dlatego klub zdecydował się wyłożyć 12 milionów Euro za Dusana Tadica, mimo iż ten zbliżał się już do swoich 30 urodzin. Połączenie doświadczenia z młodzieńczą energią przyniosło piorunujący efekt.

W Chelsea do bram pierwszego zespołu mocno puka zwłaszcza trzech zawodników. Mason Mount, Reece James i Tammy Abraham mogą znaleźć się w kadrze The Blues w przyszłym sezonie. Ich sukces w kadrze pierwszego zespołu wlałby nadzieję nie tylko w serca kibiców, ale również kolejnych zawodników Akademii. Że jest dla nich szansa. Że ta podróż ma sens. Nie da się osiągnąć sukcesu, nie mając wyraźnej strategii i/lub tożsamości. To kluczowe elementy, które wpływają na budowę topowego zespołu. Mówił o tym w przypadku Manchesteru United Jose Mourinho, a teraz robi to także Ole Gunnar Solskjaer.

Dlaczego to idealny moment na zmianę

Zmiany zawsze są bolesne. Chelsea właśnie wkracza w fazę, w której musi jasno zdefiniować w którą stronę chce pójść. Nieuchronne odejście największej gwiazdy, Edena Hazarda oraz wiszący nad klubem zakaz transferowy stanowią czytelny sygnał, że jak nie teraz, to kiedy? Klub nie będzie miał (przynajmniej za kadencji Romana Abramowicza) lepszej okazji do powiedzenia „sprawdzam”.

Zasadniczym pytaniem pozostaje kwestia trenera – czy Maurizio Sarri jest odpowiednią osobą na potencjalną zmianę? Czy będzie on w stanie kształtować i wprowadać młodych zawodników? Czy stanie się dla Chelsea tym, kim dla Tottenhamu jest Pochettino? Wreszcie, czy Frank Lampard byłby gotów odmienić Chelsea? Czy jego doświadczenie okaże się wystarczające? Czy ktokolwiek inny byłby w stanie dać Chelsea nie tylko trofea, ale i rozwój młodych piłkarzy?

Póki co wiadomo tylko, że posada włoskiego menedżera The Blues wciąż jest mocno zagrożona. Jego potencjalna przyszłość uzależniona jest tak naprawdę od awansu do Ligi Mistrzów, ale paradoksalnie nawet awans wywalczony dzięki remisowi Arsenalu z Brighton, może trenera nie uratować. Na przełomie lutego i marca Sarri był o krok od zwolnienia. Jego prasa od tego czasu uległa nieco zmianie – również dzięki odważniejszemu postawieniu na Hudsona-Odoia i Loftusa-Cheeka. Ten pierwszy wygryzł nawet ze składu ulubieńca menedżera, Williana, lecz poważna kontuzja achillesa zakończyła przedwcześnie sezon 18-latka. Wciąż jednak daleko do stwierdzenia, że to Sarri będzie odpowiedzialny za tworzenie drużyny na najbliższe sezony.

Co śmieszniejsze, ten sezon może okazać się koniec końców naprawdę udany. Chelsea ma szansę na ligowe podium i zdobycie Ligi Europy. Krytykowani od wielu miesięcy piłkarze i trenerzy mogą przeżywać jeszcze swoje chwile triumfu. Tymczasem w północnym Londynie, po zachwytach zarówno nad Tottenhamem i Arsenalem, w obu klubach sytuacja wciąż nie jest pewna. A w ostatnich tygodniach na pewno też nie różowa. Świadczy to o tym, jak ogromna presja czeka na każdego, kto odważy się zmierzyć z posadą menedżera Chelsea i nawet takie wyniki nie gwarantują zachowania posady. Być może bez tych horrendalnych oczekiwań byłoby lepiej?

Zarząd klubu musi postawić sobie wiele pytań i znaleźć na nie odpowiedzi. Począwszy od trenera, przez nowego dyrektora ds. sportowych, na piłkarzach skończywszy. Wszystkie te decyzje będą rzutować na klub przez najbliższe lata. Bez konkretnej strategii i jego cierpliwej realizacji, Chelsea osiądzie nie mieliźnie. Oby włodarze mieli to na uwadze.