Paul Pogba dzięki tegorocznej przygodzie w Rosji zyskał naprawdę dużo. Pomijając drużynowy sukces całej reprezentacji, lecz absolutnie mu nie ujmując, gwiazdor Manchesteru United wygrał indywidualnie. O wielkim kryzysie formy pomocnika oczywiście nie było mowy, ale na mundialowych boiskach pokazał on coś, czego nie oglądaliśmy w trakcie sezonu. Kropkę nad i, której brakowało w występach w czerwonym trykocie do tego, aby powiedzieć o Francuzie: lider. A teraz jego spokój może kolejny raz odjechać z Old Trafford, choć wygląda na to, że sam zawodnik tego nie chce.

Od nastoletnich czasów pomocnik miał w klubie dobrą opiekę, bliskich znajomych i, co ważne, sukcesy. Był w składzie między innymi finałowego pojedynku FA Youth Cup w 2011 roku, aby później tego dnia wznieść trofeum. Obok niego po boisku biegał wtedy Jesse Lingard, jego dobry przyjaciel po dziś dzień. Później talent Pogby został gdzieś przeoczony przez odpowiedzialne za to osoby, przez co Francuz został jednym z wielu. Tak samo jak inni młodzi przed nim, tak samo jak jeszcze mnóstwo później – dobrze zapowiadający się piłkarz opuścił klub za niecały milion funtów. Takie rzeczy się zdarzają i trzeba czasem przegryźć, że pokładane ogromne nadzieje nie zawsze znajdują swoje odzwierciedlenie w świecie realnym. Wilfried Zaha, Danny Welbeck, Adnan Januzaj, Tom Cleverley – z nimi też przecież wiązano świetlaną przyszłość na Old Trafford. Jednak żadnego z nich po zwycięstwach nie przytula Fred the Red, a maskotki innych klubów.

No tak, jest jednak pewna, dość spora różnica. Paula Pogby pod skrzydła nie wziął Watford czy Real Sociedad, a szalejący na arenie międzynarodowej Juventus. We Włoszech wyciągnęli z młodziutkiego wtedy zawodnika wszystkie atuty i z czasem stał się częścią zespołu, od której trenerzy zaczynali budować skład. Przy okazji pobytu w ekipie Starej Damy ukształtował się on nie tylko piłkarsko, ale również marketingowo. Jego otwartość i umiejętność brylowania w social media zrobiła z obecnego mistrza świata jednego z popularniejszych zawodników na całym globie. I szczerze mówiąc, to jest jeden z jego głównych problemów. To przyciąga osoby takie jak Mino Raiola, który konsekwentnie wyciska ze swoich klientów profity, nie do końca patrząc na cokolwiek innego.

Agent osiągnął wielki sukces, w pewnym sensie organizując powrót swojej gwiazdy do Manchesteru United. Przez pewien czas tym transferem żył cały futbolowy świat. Ogromna kwota, ogromne zarobki, ogromna medialność. Problem w tym, że odkąd Pogba trafił na Old Trafford drugi raz, nie do końca spełniał oczekiwania fanów. Atmosfera w szatni wydawała się co prawda wspaniała, natomiast boiskowe wyczyny nowego-starego nabytku nie przypominały tych z Juventusu. Nie był najsłabszym punktem drużyny, ale prezentował się po prostu okej.

Broniły go liczby, bo w poprzednim sezonie zdobył 25 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, ale to nadal tylko statystyki. Nie chcę nikomu ujmować, ale jeżeli oglądaliście grę Manchesteru United, to wiecie że finalne podania Pogby często były trąceniem piłki czy sytuacją wypracowaną w głównej mierze przez któregoś z kolegów. Na papierze wygląda to dobrze, ale kibice oczekują jakości. Właśnie dlatego występy Francuza nie były zachwycające, były po prostu solidne. I pewnie nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby nie to, jak bardzo na niego liczono i ile pieniędzy na ten ruch wydano. Trzykrotny mistrz Włoch grał jednak swoje, nadal był podstawowym zawodnikiem Jose Mourinho i jakoś to było.

Aż do mundialu w Rosji. Tam nie pojechali tacy zawodnicy jak Anthony Martial, Alexandre Lacazette, Adrien Rabiot. W kadrze znalazł się za to „Agent P” i muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak dobrych występów pomocnika Czerwonych Diabłów u naszych wschodnich sąsiadów. Reprezentacja Francji z każdym kolejnym zwycięstwem rosła w siłę, a największymi gwiazdami mundialu zostali Kylian Mbappe, Antoine Griezmann oraz – dość niespodziewanie – Benjamin Pavard. Niektórym gdzieś jednak umknęło, jak dużą rolę rozegrał tam Paul Pogba. Nie tylko w finale, ale na całym turnieju wielokrotny reprezentant kraju pokazywał, jak powinien zachowywać się dojrzały zawodnik na murawie. W końcu wyglądał jak mężczyzna, a nie zagubiony chłopiec.

A przecież na tym nie koniec, bo ważna jest tak popularna w Polsce (tak, wiem, że częściej używana prześmiewczo) atmosfera. Poza kopaniem piłki w udany sposób Pogba dorósł także poza boiskiem – zdjęcia z przerw w grze, wideo z szatni, drogi na stadion czy mistrzowskiej fety – wszędzie tam zawodnik Manchesteru United znajduje się na pierwszym planie rozmawiając, tłumacząc i motywując kolegów. Gdybyśmy skończyli historię teraz, byłby to ładny obrazek z happy endem.

Pogba wraca do Anglii, rozpoczyna sezon w czerwonej koszulce, prowadzi normalne relacje z Jose Mourinho. Wychodzi i bawi się z dobrymi przyjaciółmi, którzy w klubie są od lat – Jesse’em Lingardem i Marcusem Rashfordem, do tego zachowując bliskie kontakty z największymi gwiazdami drużyny – Davidem de Geą, Romelu Lukaku i Alexisem Sanchezem. Dzięki zdobytemu doświadczeniu i sukcesowi na mistrzostwach świata staje się prawdziwym liderem, a na plus drużyny działa fakt, iż spora jej część w Rosji też pokazała się z dobrej strony. Na tym etapie kariery właściwie nie ma powodów, aby myśleć o odejściu. Ale tutaj pojawia się Mino Raiola i wszystko przestaje być takie kolorowe. W końcu po założeniu złotego medalu cena jego klienta pierwszy raz od dwóch lat może pójść w górę. A pieniądze to coś, co Raiolę obchodzi znacznie bardziej niż cała reszta.

Już przed końcem sezonu największe angielskie gazety pisały o sławnym agencie i o tym, iż oferuje on Francuza europejskim gigantom. W grę wchodziły takie kluby jak PSG, Barcelona, Real Madryt i Juventus. Problem w tym, że wszystkie z nich potraktowały Włocha jak akwizytora, który na siłę próbuje im wcisnąć towar. Po sukcesie w Rosji temat powraca ze zdwojoną siłą i choć sam piłkarz nie daje żadnych znaków niezadowolenia, jego przedstawiciel otwarcie mówi o tym, że chce go wyrwać z Manchesteru. Negatywnie reagują na to kibice i byli zawodnicy (na przykład Rio Ferdinand), lecz nie to jest dla Raioli ważne.

Ważne jest to, że poprzedni sezon Premier League kompletnie zdominował świetny Manchester City. Ważne jest to, że Manchester United skompromitował się w Lidze Mistrzów. Ważne jest to, że obecne transfery pozwalają mieć przypuszczenia, że ten sezon będzie podobny. Przede wszystkim ważne jest to, że pozostanie w tym miejscu niekoniecznie będzie się opłacać finansowo.

Problem w tym, że na Pogbie, mimo jakości piłkarskiej, będzie na razie trudno zarobić. Zarówno Królewscy, jak i Stara Dama wzmocnień w środku pola nie potrzebują. A na pewno nie tak kosztownych. Na Camp Nou również się nie pali, a choć Francuz mógłby znaleźć tam swoje miejsce, to oferta o której mówi się w prasie pokazuje, jak bardzo Duma Katalonii tego transferu nie potrzebuje. 45 milionów funtów plus niechciani Andre Gomes i Yerry Mina to nic innego jak pozbycie się niepotrzebnych zabawek. A przy okazji kupienie dobrego pomocnika za połowę jego realnej ceny. Tak naprawdę sens przenosin odczuliby tylko w Paryżu, lecz choć kadra mistrza Francji naszpikowana jest gwiazdami, to nie byłby to dla Pogby wielki progres sportowy.

Przed nami ostatnie chwile letniego okienka transferowego i jeżeli świat nie stanie na głowie, Paul Pogba rozpocznie sezon w barwach Manchesteru United. Jednak to, jak otwarcie Mino Raiola bojkotuje występy swojego podopiecznego w obecnym klubie, woła o pomstę do nieba. Jeżeli nikt nie przekona agenta, aby trochę uspokoił temperament, między piłkarzem a działaczami może dojść do niepotrzebnych konfliktów. A co za tym idzie – jeżeli Francuz utrzyma formę z mundialu, nie trzeba będzie długo czekać na jego wylot z Anglii. Choć wielkim fanem talentu Pogby nigdy nie byłem, pokuszę się o stwierdzenie, że może to być strata dla atrakcyjności ligi. Powtarzam: może być, niekoniecznie będzie.