Diogo Jota przyszedł na Anfield w 2020 roku. Grał z numerem 20 i zdobyl z Liverpoolem upragniony, 20. ligowy tytuł. Biorąc pod uwagę dotychczasowe ruchy transferowe, wydawało się, że to może być dopiero początek pasma sukcesów Portugalczyka w barwach The Reds. Niedawno napastnik tryumfował w Lidze Narodów z kadrą oraz niespełna dwa tygodnie temu wziął ślub z wieloletnią partnerką. To wszystko zostało jednak brutalnie przerwane wczoraj po północy na drodze ekspresowej A-52 nieopodal Cernadilli w hiszpańskiej prowincji Zamora…

Trudne początki

Droga portugalskiego napastnika na Anfield nie była usłana różami. Portugalczyk to nie typ wielkiego młodzieżowego talentu, któremu przepowiadano wielką karierę od najmłodszych lat. Choć jego dom rodzinny znajdował się około 10 minut jazdy od stadionu FC Porto – Estádio do Dragão, nie było mu dane dostać się do grup młodzieżowych portugalskiego giganta. Pozostały mu treningi w lokalnym Gondomar, za które musiał płacić jeszcze w wieku 16 lat. Młody Diogo miał kilkukrotnie testy w lepszych klubach, ale kończyły się one niepowodzeniem. Jednak już w wieku 6 lat wiedział on, że to piłka nożna jest jego największą pasją. Gdy ojciec zapisał go na zajęcia pływackie, które kolidowały z treningami piłkarskimi, z płaczem błagał go, by je odpuścić. W 2022 roku szkółka Gondomar honorowo została nazwana jego imieniem.

Jürgen Klopp wspominał niegdyś, że odrzucenie w akademii Celticu, pasmo niepowodzeń, problemy finansowe i przede wszystkim chęć udowodnienia wszystkim wątpiącym swojej wartości uformowały charakter Andy’ego Robertsona i pośrednio spowodowały, że stał się tak dobrym piłkarzem. Można znaleźć wiele podobieństw między lewym obrońcą, a Portugalczykiem, o którym sam Szkot w pożegnalnym poście mówił, że ma szkocki charakter i lubił nazywać go Diogo McJota.

Droga na szczyt

Ostatecznie poświęcenie na treningach zaowocowało przenosinami do zdecydowanie lepszego klubu z najwyższej klasy rozgrywkowej. Jota nie trafił jednak do wielkiego Porto, tylko małego, podmiejskiego Paços de Ferreira. Tam przebił się do pierwszej drużyny i zadebiutował w seniorskim futbolu. Grając dla Paços, mieszkał w klubowym akademiku. Zdecydował się na taki ruch, by unikać pokus u progu piłkarskiej kariery i skupić się na nauce języków obcych przed zagranicznym transferem. Prezentował się na tyle dobrze, że zainteresowało się im Atletico. W barwach klubu z Madrytu nie było mu jednak dane zadebiutować. Po transferze został natychmiastowo wypożyczony do… FC Porto, w którym zaliczył udany sezon. Jego dobra dyspozycja zbiegła się w czasie z wielkim napływem Portugalczyków do grającego w Championship Wolverhampton, który napędzał superagent Jorge Mendes. Z Diogo w składzie Wilki awansowały do Premier League, a zarząd klubu zdecydował się go wykupić jeszcze w połowie sezonu.

Po promocji do najlepszej ligi świata prezentował się na tyle dobrze, że zasłużył na pierwsze powołanie do kadry narodowej. Przyszło ono kilka dni po decydującym golu w meczu Pucharu Anglii, dzięki któremu beniaminek wyeliminował wielki Manchester United z najstarszych rozgrywek świata. Kilka miesięcy wcześniej Jota zaliczyl najlepszy występ w pomarańczowych barwach. Wolverhampton zwyciężyło na Molineux 4:3 przeciwko Leicester. Jota zanotował hat-tricka, a trzecią, decydującą bramkę strzelił w doliczonym czasie gry. Na debiut w drużynie narodowej musiał jednak trochę poczekać. Parę miesięcy później były trener Paços de Ferreira – Paulo Fonseca wprowadził go na boisko w meczu Ligi Narodów przeciwko Litwie. Zmienił wtedy swojego idola – Cristiano Ronaldo. Młody Diogo z zapartym tchem obserwował marsz reprezentacji w trakcie Euro 2004 i później wielokrotnie opowiadał, jak niewiarygodne było dzielenie szatni z legendą.

Nowy bohater Anfield

Jego drugi sezon w barwach Wilków nie był jednak aż tak udany. Z powodu urazów w drugiej części kampanii utracił nawet pewne miejsce w pierwszej jedenastce Nuno Espirito Santo. Portugalczyk upatrzył sobie jednak hat-tricki i ustrzelił jeden ponownie. Tym razem pokonał golkipera Besiktasu aż 3 razy, wchodząc z ławki w drugiej połowie meczu Ligi Europy przy stanie 0:0. Choć Jota ugruntował swoją pozycję na Wyspach, wielu fanów i ekspertów mocno zaskoczyło się, gdy latem 2020 roku świeżo ukoronowani mistrzowie Anglii postanowili go pozyskać za ponad 40 milionów funtów.

Przenosiny Portugalczyka do Liverpoolu były sporą niespodzianką. Często uzasadniano ten transfer mówiąc, że The Reds ciężko było pozyskać kogokolwiek lepszego. W końcu Diogo trafił do Merseyside w najlepszym okresie legendarnego tercetu Salah – Firmino – Mané. Portugalczyk jednak po raz kolejny pokazał niezłomny charakter i nie przestraszył się wyzwania. Co więcej, wszedł na Anfield szturmem i został pierwszym piłkarzem w historii klubu, który trafił do siatki w 4 początkowych meczach na Anfield. Wyrównał także osiągnięcie legendarnego Robbiego Fowlera, strzelając 7 bramek w inauguracyjnych 10 spotkaniach z Liverbirdem na piersi. W ligowym debiucie przeciwko Arsenalowi wszedł z ławki i ustalił wynik na 3-1. Niedługo później popisał się firmowym hat-trickiem przeciwko Atalancie w Lidze Mistrzów. Trafił do Liverpoolu jako rezerwowy. Momentalnie okazało się jednak, że Firmino, który był fundamentalną postacią ofensywnego tercetu, utracił pewne miejsce w składzie.

Oh, he wears the number twenty…

W grudniu, w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Midtyjlland Diogo odniósł kontuzję, która wykluczyła go na 3 miesiące. Niestety był to tylko poczatek problemów, które naznaczyły karierę Portugalczyka na Anfield i nie pozwoliły mu rozwinąć w pełni skrzydeł. Jego debiutancki sezon był zresztą pod tym względem prawdziwym koszmarem całego zespołu. Broniący tytułu The Reds jeszcze w grudniu liderowali w Premier League, ale urazy wszystkich środkowych obrońców, w tym zerwane więzadła Virgila van Dijka, sprawiły, że Liverpool do końca sezonu drżał o kwalifikację do Ligi Mistrzów.

Kolejny sezon był zdecydowanie bardziej udany dla Liverpoolu i samego Joty. Portugalczyk strzelił pierwszego ligowego gola The Reds w otwierającym sezon spotkaniu przeciwko Noriwch. Jesienią trafił do siatki i asystował w historycznym zwycięstwie 5:0 na Old Trafford. Później otworzył wynik spotkania przeciwko Atletico. Po tym zwycięstwie Liverpool zapewnił sobie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Jota trafiał też m.in. w derbach Merseyside i spotkaniu z Newcastle, które było 2000. oficjalnym zwycięstwem The Reds. Diogo strzelił oba gole w wygranym 2:0 półfinale Carabao Cup przeciwko Arsenalowi. W finałach Pucharu Ligi i Pucharu Anglii wykorzystał swoje jedenastki w seriach, przyczyniając się do dwóch zwycięstw przeciwko Chelsea na Wembley. To na londynskim stadionie, jeszcze w trakcie spotkania z Arsenalem fani The Reds po raz pierwszy zaintonowali legendarną przyśpiewkę:

“Oh, he wears the number 20,
He will take us to victory,
And when he’s running down the left wing,
He’ll cut inside and score for LFC,
He’s a lad from Portugal,
Better than Figo don’t you know,
Oh, his name is Diogo!’

„Ooo, on nosi numer 20
On zaprowadzi nas do zwycięstwa
I kiedy biegnie lewym skrzydłem
Zetnie do środka i strzeli bramkę dla Liverpoolu
Jest gościem z Portugalii
Lepszym od Figo, nie wiedziałeś?
Ooo, jego numer to 20″

Poniższe nagranie udało mi się uchwycić podczas wyjazdu na mecz przeciwko Crystal Palace na Selhurst Park w poprzednim sezonie.

Ostatecznie zarówno Jota, jak i cały Liverpool, musieli zadowolić się krajowymi pucharami, gdyż Manchester City na finiszu wyprzedził The Reds o punkt. W finale Ligi Mistrzów musieli za to uznać wyższość Realu Madryt. Diogo wszedł w tym meczu z ławki. Ostatecznie był to zdecydowanie najlepszy sezon w wykonaniu Portugalczyka, który zanotował 15 goli i 7 asyst w samej Premier League.

Powrót starych demonów

Niestety uraz ścięgna udowego przerwał przygotowania Joty do następnej kampanii. W meczu Ligi Mistrzów przeciwko Rangers, w którym Mohamed Salah strzelił najszybszego hat-tricka w historii rozgrywek, Diogo asystował przy każdej z bramek Egipcjanina. W meczu przeciwko Manchesterowi City w październiku złapał jednak kontuzję łydki, która wykluczyła go z udziału w Mistrzostwach Świata w Katarze. Wrócił na boisko dopiero w kwietniu. W spotkaniu przeciwko Tottenhamowi zrobił jednak to, co potrafi najlepiej – wszedł na boisko i strzelił decydującą o zwycięstwie bramkę w doliczonym czasie gry. Gdy Richarlison wyrównał przed końcem spotkania, wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Jota jednak chwilę później w swoim stylu znalazł się w odpowiednim miejscu i pewnym strzałem skierował piłkę do siatki.

Kolejny sezon, który okazał się ostatnim Jürgena Kloppa na Anfield, był już zdecydowanie lepszy, choć Jocie nie udało uporać się w pełni z urazami. Diogo rozpoczął sezon od bramki przeciwko Bournemouth. Swój najgorszy moment Portugalczyk zaliczył w meczu przeciwko… Tottenhamowi. W kontrowersyjnym spotkaniu, w którym sędziowie VAR nie uznali prawidłowo strzelonej bramki The Reds, Jota pojawił się na placu gry jako zmiennik. Musiał opuścić boisko po zaledwie 24 minutach, notując drugą żółtą kartkę. Pod koniec roku ponownie złapał uraz, który wykluczył go z gry. Na boisko wrócił jednak w najważniejszym momencie. Gdy Mohamed Salah wyjechał na Puchar Narodów Afryki, Portugalczyk wyrósł na lidera zespołu, strzelając 5 bramek i notując 4 asysty w 7 meczach. Niestety w spotkaniu przeciwko Brentford zerwał więzadło poboczne w kolanie. Gdy po 6 meczach absencji wrócił na boisko, już w 2. spotkaniu jego biodro odmówiło posłuszeństwa po tym, jak strzelił bramkę przeciwko Fulham. Jota już do końca sezonu nie pojawił się na placu gry i ominął wygrany finał Carabao Cup. The Reds na pożegnanie Kloppa musieli za to zadowolić się 3. miejscem w lidze.

Mistrzostwo numer 20

W minionym sezonie Diogo otworzył erę Arne Slota, strzelając pierwszą bramkę The Reds w inauguracyjnym spotkaniu przeciwko Ipswich. Jota zyskał zaufanie nowego szkoleniowca, będąc jego podstawowym napastnikiem, do momentu, w którym… złapał uraz mięśniowy i wypadł na 6 kolejek. Potem Portugalczyk wrócił jako zmiennik i m.in. trafił do siatki przeciwko Nottingham, wyrównując wynik spotkania. Napastnik pojawił się na placu gry razem z Kostasem Tsimikasem. Zaledwie 22 sekundy po podwójnej zmianie Grek wykonał rzut rożny, po którym Jota trafił głową do siatki. Niestety po tym spotkaniu Diogo ponowie borykał się z problemami mięśniowymi. Do końca sezonu nie rozegrał już pełnego meczu i był zmieniany w okolicach 60. minuty lub wchodził z ławki. Jednak w derbach Merseyside strzelił decydującą bramkę, która okazała się jego ostatnią w barwach The Reds. Trudno wyobrazić sobie bardziej charakterystyczne trafienie. Krótkie prowadzenie piłki, drybling w gąszczu pola karnego i pewne, mocne wykończenie.

Na koniec sezonu, po meczu przeciwko Crystal Palace Diogo oficjalnie wziósł upragnione trofeum Premier League, a kilka tygodni później zwyciężył wraz z reprezentacją Portugalii w Lidze Narodów.

Numer 20 na zawsze

Ostatnie tygodnie były dla Joty pasmem sukcesów nie tylko na boisku. Portugalczyk 11 dni przed śmiercią wziął ślub ze swoją szkolną miłością Rute Cardoso, z którą ma trójkę dzieci. Diogo miał wracać z urlopu do Anglii samolotem, jednak z powodu zabiegu płuc lekarze odradzili mu taką podróż. Operacja ta była związana z urazem, który Diogo odniósł jeszcze w poprzednim roku w meczu przeciwko Cheslea. Ostatecznie wraz z bratem wyruszył z półwyspu Iberyjskiego samochodem, by dotrzeć na Wyspy promem. Ciężko pogodzić się z tym, jak pozornie nieistotne zdarzenia są w stanie wpłynąć na nasz ostateczny los. Efekt motyla…

Diogo Jota zostanie zapamiętany przez fanów futbolu jako fantastyczny napastnik. Zawodnik, który mimo niezbyt imponujących warunków fizycznych grał niesamowicie inteligentnie i zawsze wiedział gdzie spadnie piłka w polu karnym. Zawodnik, który mimo niskiego wzrostu wybitnie gra głową i dysponuje świetnym dryblingiem oraz zabójczym wykończeniem. Przede wszstkim będziemy wspominać go jednak jako świetnego faceta. Człowieka, który zyskał sympatię postronnych kibiców mimo preferencji klubowych. Portugalczyk wyłamywał się ze schematu współczesnego piłkarza.

Nad sławę, blichtr i otoczenie modelek przedkładał skromność, rodzinę oraz partnerkę, którą poznał jeszcze w czasach szkolnych. Wolny czas spędzał na graniu w fifę, w której osiągnął poziom e-sportowych mistrzów, wielokrotnie osiągając bilans 30-0 w weekendowych mistrzostwach. Fani często żartowali, że Portugalczyk potrafił zarywać nocki dzień przed ważnym spotkaniem, pokonując kibiców cyfrową wersją siebie. Koledzy z zespołu, rywale oraz postronne osoby ze świata futbolu wspominały go wczoraj jako jednego z najsympatyczniejszych zawodników Premier League. Jürgen Klopp żegnając się z Liverpoolem powiedział:

Nieważne co mówią o Tobie, gdy przychodzisz. Zdecydowanie ważniejsze jest to, co myślą, gdy odchodzisz.

Diogo Jota z pewnością zostawia po sobie najlepsze możliwe wspomnienie. Portugalczyk nie wypełnił kontraktu. Nie został sprzedany przez klub, ani nie zakończył kariery. Odszedł jako zawodnik Liverpoolu i pozostanie nim na zawsze. The Reds ogłosili, że odpowiednio upamiętnią swojego byłego zawodnika i najprawdopodobniej zastrzegą numer 20. Możecie być pewni, że jego ikoniczna przyśpiewka nigdy nie ucichnie na Anfield.

You’ll never walk alone, Diogo.