Od momentu przejęcia Chelsea przez konsorcjum BlueCo z Toddem Boehlym na czele, klub ze Stamford Bridge prowadzi politykę transferową, która nierzadko sprawia wrażenie oderwanej od realiów współczesnego futbolu. Wydawanie ogromnych sum na młodych, często niesprawdzonych na najwyższym poziomie zawodników przypomina bardziej strategię gracza „Football Managera” niż przemyślane budowanie drużyny z jasno określoną filozofią. Najnowszy przykład – transfer João Pedro z Brighton za 50 milionów funtów – idealnie wpisuje się w dotychczasowy model działania klubu. Choć ruch ten może się wydawać racjonalny z punktu widzenia potrzeb ofensywnych, trudno zignorować fakt, że Chelsea dysponuje już piłkarzami o zbliżonym profilu. Dlaczego więc zdecydowano się na taki transfer i co Brazylijczyk może wnieść do ekipy ze Stamford Bridge?

Nowe władze The Blues z zadziwiającą łatwością wydają ogromne pieniądze na zawodników młodych, perspektywicznych, ale niekoniecznie gotowych, by od razu wnieść jakość na poziomie Premier League. Efektem tej strategii jest nie tylko niespójna kadra, ale i ogromne sumy utopione w graczy, którzy zawiedli oczekiwania i dziś znajdują się na wylocie z klubu. Dobrym symbolem tej rozrzutności jest João Félix – wypożyczony zimą 2023 roku z Atlético Madryt, miał być kreatorem i liderem ofensywy. Po obiecującym początku zgasł jednak równie szybko, jak się pojawił, a mimo to Chelsea zdecydowała się zapłacić za niego latem 2024 roku ponad 46 milionów funtów. Inwestycja okazała się całkowicie chybiona – Portugalczyk był bezbarwny, a w pierwszym składzie pojawił się zaledwie trzykrotnie.

Podobną historię pisze aktualnie Christopher Nkunku. Francuz, ściągnięty za 52 miliony funtów z RB Lipsk, miał wnieść kreatywność i liczby, ale jego pobyt w Londynie naznaczony pozostaje kolejnymi kontuzjami i rozczarowaniami. Dobre występy? Nieliczne. Teraz, podobnie jak Félix, znajduje się na wylocie. Mimo tego Chelsea właśnie ogłosiła kolejny kosztowny transfer: João Pedro za 50 milionów funtów z Brighton. Wychowanek Fluminense ma pełnić funkcję ofensywnego pomocnika, mogącego również grać w ataku i na skrzydle – dokładnie taką, jaką miał odgrywać Nkunku czy Félix. Dla Enzo Mareski to w teorii potrzebne wzmocnienie, ale w praktyce klub wchodzi po raz trzeci do tej samej rzeki, jakby zapominając, że podobni piłkarze już w szatni są – i kosztowali niemal 100 milionów funtów.

Chelsea konsekwentnie realizuje swoją filozofię: „przyszedł, nie wypalił – to bierzemy następnego”. Na papierze João Pedro wygląda jak piłkarz, który może rzeczywiście okazać się wyjątkiem i odmienić ofensywę The Blues. Ale nawet jeśli, to tylko potwierdzi zasadę, że do trzech razy sztuka.

Ma wnieść nową jakość

Od początku letniego okna transferowego Chelsea wyraźnie koncentrowała się na wzmocnieniu trzech kluczowych pozycji: ataku, skrzydła i ofensywnego gracza do środka pola. Do roli nowego napastnika wybrano Liama Delapa, na skrzydło ma trafić Jamie Gittens z Borussii Dortmund – choć transfer ten wciąż nie został oficjalnie potwierdzony – natomiast za kreatywność w obrębie pola karnego odpowiadać ma João Pedro, którego przejście z Brighton & Hove Albion oficjalnie ogłoszono w środę. Za Brazylijczyka stołeczny klub zapłacił około 50 milionów funtów, a piłkarz dołączył już do zespołu w Stanach Zjednoczonych, gdzie Chelsea rywalizuje w Klubowych Mistrzostwach Świata.

Pedro to bardzo uniwersalny zawodnik – może występować zarówno jako klasyczna „dziesiątka”, jak i w roli napastnika, co pokazał w ubiegłym sezonie, grając u boku Danny’ego Welbecka. Dla Enzo Mareski kluczowe było pozyskanie gracza, który nie ogranicza się wyłącznie do finalizacji, lecz potrafi również konstruować ataki i aktywnie uczestniczyć w rozegraniu. João Pedro doskonale wpisuje się w ten profil – 23-latek chętnie cofa się po piłkę, operuje między liniami, a także swobodnie porusza się w bocznych sektorach. W poprzednim sezonie The Blues imponowali dynamiką w fazach przejściowych, ale wyraźnie brakowało im pomysłu na rozmontowywanie nisko ustawionych defensyw. Transfer Pedro ma być odpowiedzią właśnie na ten problem.

Sprowadzenie João Pedro rodzi istotne pytania o sensowność działań klubu na rynku transferowym, zwłaszcza że w kadrze znajdują się już trzej zawodnicy o zbliżonym profilu. Brazylijczyk dołącza do grona, w którym są Christopher Nkunku, João Félix oraz Cole Palmer – ten ostatni bezsprzecznie znajduje się najwyżej w hierarchii trenera. W tej sytuacji trudno nie zapytać: po co kolejny ofensywny pomocnik? Poprzednia kampania jasno pokazała, że Félix i Nkunku nie wpisują się w koncepcję szkoleniowca Chelsea. Klub najwyraźniej nie widzi w nich realnej wartości sportowej na przyszłość. Stąd decyzja o kolejnym transferze – ale właśnie tu pojawia się kolejny zgrzyt.

Chelsea konsekwentnie wyłamuje się z logiki budowania spójnej i zrównoważonej kadry. Zarówno Félix, jak i Nkunku, również mieli być odpowiedzią na problemy zespołu – obaj prezentowali się obiecująco „na papierze”, a skończyło się na wielkim rozczarowaniu. Teraz kibicom The Blues pozostaje jedynie nadzieja, że João Pedro nie pójdzie ich śladem i rzeczywiście wniesie jakość, której tak bardzo brakuje w ofensywie zespołu.

Inny typ napastnika

João Pedro to nominalnie napastnik, ale jego profil znacząco odbiega od tego, co prezentują Nicolas Jackson czy sprowadzony latem Liam Delap. Brazylijczyk nie jest typowym snajperem operującym na granicy spalonego, szukającym przestrzeni za linią obrony i wykorzystującym przewagę szybkościową. Zamiast tego preferuje głębsze ustawienie, często cofa się po piłkę i szuka gry kombinacyjnej z partnerami. Ta elastyczność i kreatywność w grze na małej przestrzeni pozwalają mu funkcjonować w różnych rolach w ataku.

Choć w poprzednim sezonie 23-latek najczęściej występował jako klasyczna „dziewiątka”, pojawiał się również jako ofensywny pomocnik oraz skrzydłowy – szczególnie po lewej stronie. To właśnie ta wszechstronność była jednym z powodów, dla których Enzo Maresca zdecydował się na jego transfer. Chelsea szukała kreatywnego piłkarza, który będzie mógł zagrać także na lewym skrzydle, gdzie stołeczna ekipa ma spore braki.

Mimo stosunkowo młodego wieku Pedro może pochwalić się solidnym doświadczeniem na poziomie Premier League. Przez 2,5 roku grał w Watfordzie, a w 2023 roku przeszedł do Brighton, gdzie w ciągu dwóch sezonów zdobył łącznie 30 bramek. Co prawda połowa z nich padła z rzutów karnych, ale nie zmienia to faktu, że w obu kampaniach był najlepszym strzelcem zespołu z południa Anglii.

Statystyki prezentują się przyzwoicie, lecz kibice Chelsea powinni stonować oczekiwania – Pedro nie jest typem klasycznego strzelca. Nie będzie stał w polu karnym, czekając na ostatnie podanie. Jego rola będzie raczej wspierająca, bliższa temu, co w Manchesterze City prezentuje Omar Marmoush – kreatywny, ruchliwy zawodnik funkcjonujący za klasyczną „dziewiątką”. Podobnie jak w Brighton, gdzie współpracował z Dannym Welbeckiem, w Chelsea Pedro może grać obok Delapa lub Jacksona, oferując elastyczność i kreację, a nie tylko gole.

Wszystkie strzały (bez rzutów karnych) Joao Pedro w sezonie 2023/24 w Premier League. Źródło: The Athletic.

W Brighton zatęsknią, ale nie do końca

Oprócz wszechstronności w ofensywie João Pedro w trakcie pobytu w Brighton znacząco rozwinął także swoją grę bez piłki. Pod okiem trenera Fabiana Hürzelera stał się znacznie bardziej zaangażowany w pressing, co potwierdzają liczby – w minionym sezonie Premier League notował średnio 1,1 odbioru na mecz (łącznie 23), co było szóstym najlepszym wynikiem wśród zawodników, którzy rozegrali przynajmniej 1000 minut.

Pedro wyróżniał się także w innych aspektach. Średnio 2,4 razy na mecz był faulowany – tylko siedmiu piłkarzy w lidze przekraczało ten wynik – a w klasyfikacji kontaktów z piłką w polu karnym rywala (7,5 na mecz) znalazł się w ścisłej czołówce całej Premier League. Te statystyki pokazują, jak ważnym elementem układanki był dla Brighton: nie tylko strzelał gole, ale też absorbował obrońców i wypracowywał przestrzeń kolegom z drużyny.

Mimo to, odejście Brazylijczyka nie wywołało na Amex Stadium większego lamentu. Pedro to już dwunasty przypadek w ostatnich trzech latach, gdy ktoś z Brighton – nie tylko piłkarz, ale również członek sztabu czy innego działu – przenosi się do Chelsea. Gdyby ułożyć ranking „kogo będzie najbardziej brakowało”, były gracz Watfordu z pewnością nie znalazłby się na jego szczycie. Powodem takiej oceny mogą być nie tylko względy sportowe, ale również pozaboiskowe.

Wychowanek Fluminense, choć technicznie błyskotliwy, nie zawsze panował nad emocjami. Zdarzało mu się głośno protestować wobec decyzji sędziów, a czerwona kartka w kluczowym meczu z Brentford – który miał duże znaczenie w kontekście walki o europejskie puchary – wykluczyła go z dwóch ostatnich kolejek sezonu. W międzyczasie popadł też w konflikt z kolegą z zespołu Janem Paulem van Hecke, co zakończyło się odsunięciem Pedro od drużyny. – „Żaden zawodnik nie jest większy od klubu. Mamy jasno określone wartości i zasady – każdy musi się ich trzymać. Sukces nie przychodzi przez indywidualne błyski” – mówił wtedy stanowczo Hürzeler.

Spełnił marzenia

Droga Pedro do elity nie należała jednak do łatwych. Jego ojciec, były piłkarz, spędził kilka lat w więzieniu za współudział w morderstwie, a sytuacja rodzinna młodego João była daleka od idealnej. Wychowywał się w trudnych warunkach, a marzenia o piłkarskiej karierze długo wydawały się bardzo odległe. Wreszcie pojawiła się szansa, kiedy został zauważony przez skautów Fluminense. Rodzina wspierała go, w jakim stopniu tylko mogła, choć nie brakowało momentów, w których sama musiała prosić o pomoc. Siostra zawodnika w jednym z kryzysowych momentów zwróciła się nawet do klubu, by pomógł finansowo.

Rozwój 24-latka był błyskawiczny, co zaowocowało transferem na Wyspy Brytyjskie w wielu zaledwie 18 lat. Szok kulturowy i językowy po dołączeniu do Watfordu był dla młodego chłopca ogromny, ale potrafił sobie z nim poradzić. Dobre występy w ekipie Szerszeni przykuły uwagę Brighton, które zostało dla Pedro trampoliną do futbolu na najwyższym poziomie, którego zasmakuje w przyszłym sezonie w barwach Chelsea.

Uważam, że Chelsea to dla mnie odpowiedni wybór, gdyż jest to klub z bogatą historią. W Brazylii wielu młodych ludzi chętnie ogląda mecze Chelsea, ja też do nich należałem. Ponadto grało tu wielu znakomitych piłkarzy, zresztą podobnie wygląda to teraz, więc to naprawdę wielki klub. Dlatego zdecydowałem się na ten transfer” – mówił w João Pedro w wywiadzie po transferze do The Blues.

Do trzech razy sztuka

Joao Pedro to kolejny ofensywny piłkarz, za którego Todd Boehly i spółka wydali ogromne pieniądze. Wielu jego poprzedników nie zdążyło na dobre zagrzać miejsca na Stamford Bridge, a dziś już siedzą na walizkach. Były gracz Brighton musi więc udowodnić, że nie jest kolejnym zawodnikiem typu João Félix i Christopher Nkunku, z którymi wiązano ogromne nadzieje, a za trzy lata nikt nie będzie wiedział, że kiedyś przywdziewali niebieską koszulkę The Blues.

W teorii 24-latek powinien idealnie wpasować się do swojej roli w taktyce Enzo Mareski. Jest piłkarzem kreatywnym, wszechstronnym i uniwersalnym. Z pewnością nie będzie graczem podstawowym, jak miało to miejsce w Brighton. Brazylijczyk oferuje jednak walory, który inni napastnicy Chelsea nie mają. Tym samym mimo, że nie będzie grał tydzień w tydzień, w dłuższej perspektywie ten transfer powinien The Blues przynieść więcej korzyści niż strat.

Czy jednak te same słowa nie przewijały się w kontekście Felixa i Nkunku? No właśnie… Na Stamford Bridge liczą, że do trzech razy sztuka i tym razem sprowadzili kogoś, kto będzie mógł świetnie zastępować Cole’a Palmera, ale też wnieść nową jakość do młodej drużyny, która w sezonie 2024/25 awansowała do Ligi Mistrzów, a w nadchodzącym z pewnością będzie chciała jeszcze odważniej włączyć się do walki o tytuł mistrzowski. — „Gdy dołączasz do Chelsea, myślisz tylko o jednym: zdobywaniu trofeów. To mój główny cel i zrobię wszystko, by go osiągnąć” – mówił Pedro tuż po transferze. Pozostaje mu życzyć, by za kilka lat te słowa nie wybrzmiewały jak puste deklaracje, a raczej jak zapowiedź drogi, którą naprawdę przeszedł – w przeciwieństwie do tych, których nazwiska w zachodnim Londynie już niewielu dziś pamięta.