Na początku maja zeszłego roku Ipswich Town świętowało swój powrót do Premier League po 22 latach przerwy. Ekipa Kierana McKenny z 96 oczkami na koncie finiszowała tylko za plecami Leicester City, pieczętując drugi awans z rzędu. We wrotach najlepszej krajowej ligi świata zameldowali się bowiem jako beniaminek Championship. Radość z przebywania w gronie elity nie trwała jednak długo. Już pod koniec kwietnia wiadome było, że The Tractor Boys wrócą na zaplecze. Jednak o ile w przypadku Southampton i Leicester City ten sezon uosabiał chaos w gabinetach i katastrofę na boisku, o tyle na Portman Road panował spokój i pogodzenie się z losem.

14 wspaniałych z League One

Mówiąc o zakończonych rozgrywkach w wykonaniu Ipswich Town, najprościej ująć to w ten sposób, że pobyt w Premier League okazał się jednym krokiem za daleko. Po dwóch kolejnych promocjach, kadra, która jeszcze niedawno rywalizowała na poziomie League One, musiała zmierzyć się co tydzień z graczami z najwyższej półki, niejednokrotnie reprezentantami kraju i uczestnikami Ligi Mistrzów lub Ligi Europy. Zniwelowanie tej różnicy stanowiło na ten moment zadanie niemożliwe do wykonania. Dobitnym dowodem pozostają jedynie 22 punkty w tabeli i tylko cztery zwycięstwa w całym sezonie.

Przed startem ligi pojawiały się małe promyki nadziei na horyzoncie, że może tego spadku uda się uniknąć. Latem wydali na transfery przeszło 88 milionów funtów, skupiając się albo na ściągnięciu topowych zawodników Championship, albo młodych talentów. Do tej pierwszej kategorii zaliczali się m.in. Jacob Greaves z Hull City, Dara O’Shea z Burnley lub Sammie Szmodics z Blackburn Rovers.

Pod tę drugą należy podciągnąć przede wszystkim Omariego Hutchinsona z Chelsea oraz Liama Delepa z Manchesteru City, a zimą udało się jeszcze wyciągnąć Jadena Philogene z Aston Villi. Z ekipy Obywateli wypożyczono również Kalvina Phillipsa, który szukał szansy odbudowania się po dramatycznym okresie w West Hamie. Z kolei z Młotów ściągnięto również na rok Bena Johnsona, który po transferze Aarona Wan-Bissaki nie miał szans na regularną grę.

Udało się również utrzymać na stanowisku wspomnianego McKennę, który w głównej mierze jest architektem ostatnich sukcesów przy Portman Road. Były asystent José Mourinho i Ole Gunnara Solskjæra objął drużynę w grudniu 2021 roku i zaliczył z nią dwa awanse z rzędu, meldując się w Premier League. Latem wymieniany był w kontekście powrotu na Old Trafford wobec ewentualnego pożegnania Erika ten Haga, ale przede wszystkim Todd Boehly skrupulatnie sondował jego kandydaturę w Chelsea. Koniec końców na Stamford Bridge postawiono na Enzo Mareskę.

Przemyślane na papierze transfery wraz z pozostaniem głównego sternika jednak nie wystarczyły, by nawiązać realną walkę o dłuższy pobyt w elicie. Owszem, potrafili być konkurencyjni na tle reszty stawki, ale niejednokrotnie brakowało im konsekwencji (a w głównej mierze umiejętności) na murawie. Z 25-osobowej kadry, jaką dysponował McKenna, aż 14 zawodników jeszcze nie tak dawno biegało na trzecim poziomie rozgrywkowym. Żaden z tych graczy nie kosztował więcej niż 2 miliony funtów.

Ipswich Town i antytaktyka na wygrywanie

Sympatycy ekipy z hrabstwa Suffolk długo musieli czekać na premierową wiktorię. Ta miała miejsce dopiero w listopadzie, gdy pokonali na wyjeździe Spurs 2:1. W połowie grudnia przyszła wygrana numer dwa, gdy w doliczonym czasie gry Jack Taylor strzelił decydującą bramkę na Molineux (2:1). Dwa tygodnie później udało się odnieść jedyne ligowe zwycięstwo na własnym terenie, gdy przy Portman Road po golach Delapa i Hutchinsona sensacyjnie pokonali The Blues (2:0). Aczkolwiek, później zaliczyli serię czterech porażek z rzędu, tracąc aż 14 bramek i strzelając zaledwie dwie.

Zresztą od czasu wygranej z podopiecznymi Mareski przegrali aż sześć kolejnych meczów u siebie (w tym druzgocące 0:6 z Manchesterem City), co znacząco podkopało ich pewność siebie. Przegrali nawet z beznadziejnymi Świętymi Ivana Juricia (1:2). Do końca sezonu odnosili jeszcze tylko jedno zwycięstwo na wyjeździe, przeciwko Bournemouth (2:1).

The Tractor Boys nie grali tragicznie, ale nie potrafili poradzić sobie, gdy obejmowali prowadzenie w spotkaniu. Stracili aż 27 punktów w takich sytuacjach, co pokazało przepaść pomiędzy kadrą, której rdzeń wciąż stanowili gracze, którzy pomagali wywalczyć awans do Championship a starymi wyjadaczami w Premier League. Choćby w kluczowym starciu z Wolverhampton, gdy potencjalna wygrana mogła ich zbliżyć na dystans sześciu oczek do rywali – prowadzili 1:0, by ostatecznie zjeść z boiska na tarczy (1:2). Na Old Trafford prowadzili 1:0, a później doprowadzili do remisu na 2:2, mając Czerwone Diabły grające w dziesiątkę, a mimo to przegrali.

Niejednokrotnie też ciężka praca przez 90 minut szła nadaremno, ponieważ zwyczajnie mieli pecha. Idealnym przykładem pozostaje styczniowa potyczka na Craven Cottage (2:2), gdy prowadząc w końcówce przy stanie 2:1, Jack Clarke uderzył w słupek. Piłka odbiła się tak niefortunnie z perspektywy gości, że Fulham z marszu mogło wyprowadzić kontratak zakończony bramką Raúla Jiméneza. Gdyby piłka przeleciała obok słupka albo powędrowała w czwarty rząd trybun, prawdopodobnie zespół dowiózłby trzy oczka. Tak musiał obejść się smakiem i zadowolić jednym punktem.

Nie pomagał też między słupkami sprowadzony z Burnley Arijanet Muric. Kosowianin miał już bardzo mieszane występy w poprzednim sezonie dla The Clarets. Niestety, w nowym miejscu pracy nie nastąpiła w tym względzie żadna poprawa. W 26 meczach popełnił aż pięć błędów bezpośrednio prowadzących do utraty bramki, przewodząc stawce golkiperów do spółki z Battem Verbruggenem i Robertem Sánchezem. Problem w tym, że Hiszpan i Holender zaliczyli zdecydowanie więcej występów. Pozyskanie zimą z West Bromu Alexa Palmera dało więcej spokoju, ale ten ruch miał miejsce zdecydowanie za późno.

82 (słownie: osiemdziesiąt dwie) stracone bramki?!

Spoglądając w bardziej zaawansowane statystyki, The Tractor Boys w zasadzie w większości z nich zasłużyli na miano outsidera ligi. Wykreowali zaledwie 33,2 oczekiwanych goli nie licząc rzutów karnych i wyprzedzając jedynie Leicester City (30,4 xG) i Southampton (31,7 xG). Mieli najniższe w lidze xG przypadające na pojedyncze uderzenie na bramkę, wynoszące zaledwie 0,09. Zajęli również drugą od końca lokatę, jeśli chodzi o podania w ostatnią tercję boiska (tylko 2360 – 62,1 na mecz).

Ich średnie posiadanie piłki również plasowało ich jako czerwoną latarnię (40,3%), co przekładało się na ex aequo z Evertonem drugie najwyższe PPDA (liczba podań przeciwnika przypadające na akcję obronną) – aż 14,9 podań. Podkreśla to fakt, że najniżej na tle rywali zaczynali zakładać pressing (dopiero 39,1 metrów od własnej bramki). Bardziej bezpośrednio pod względem czasu na sekwencje podań i liczby podań przypadających na jedną sekwencję miały tylko ekipy Crystal Palace, Nottingham Forest i AFC Bournemouth.

W defensywie ich symbolem pozostaje liczba 82, oznaczająca liczbę straconych bramek. To dramatyczny wynik i ciężko go w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać, nawet jeśli ta liczba oczekiwanych była o prawie osiem niższa (74,4 xG). Z taką przeciekającą linią obrony nie da się utrzymać w Premier League. W ciągu ostatniej dekady jedynie Southmapton w kampanii 2017/18 utrzymało się, jednocześnie dając sobie strzelić ponad 70 bramek (dokładniej 72). Tu ten wynik jest „poprawiony” o 10 trafień!

Ipswich Town uplasowało się też na drugim miejscu od końca, jeśli chodzi o procent wygranych pojedynków na ziemi. Ta statystyka niejednokrotnie precyzyjnie odzwierciedla dziury w obronie, gdyż spóźniony zawodnik ma mniejsze szanse na odpowiednie ustawienie i skuteczny odbiór. Popełnili 39 błędów prowadzących do strzału14 prowadzących bezpośrednio do straty bramki (w tym wspomniane pięć Muricia), co odpowiednio uplasowało ich na piątym i trzecim miejscu od końca. Defensywa na pewno musi stanowić oczko w głowie Kierana McKenny w kontekście ponownej walki o awans.

W Championship powinno być nieco lżej

Na pewno nie wszystkie nabytki się sprawdziły. Wiadomo, Liam Delap zaskoczył nad wyraz pozytywnie. Młody Anglik strzelił 12 bramek, dając się poznać jako silna i szybka „dziewiątka”. Idealnie skrojona pod ekipę grającą głównie z kontry, gdy ma co rusz okazję do wbiegnięć w szesnastkę za plecy obrońców. Zanim jeszcze sezon się skończył, to Delap mógł przebierać w ofertach, ostatecznie decydując się na tę z Chelsea. Czas pokaże, czy odnajdzie się w układance Mareski. Filozofia skoncentrowana stricte na fazach ataku pozycyjnego i miliona podań nieco odbiega od jego profilu.

Drugim najlepszym transferem był wypożyczony z SSC Napoli Jens Cajuste, ale szwedzki defensywny pomocnik raczej wróci do Neapolu. Jego występy mocno kontrastowały z tymi Kalvina Phillipsa. W przypadku byłego gracza Leeds kolejny pobyt poza granicami Etihad Stadium znów trzeba spisać na straty, bowiem urazy stawu skokowego i Achillesa spowodowały, że nie wskoczył z formą na oczekiwany poziom.

Omari Hutchinson bardzo oscylował z formą, przeplatając pojedyncze dobre występy ze słabymi. Dwa gole i trzy asysty nie powalają na kolana w przypadku skrzydłowego, który w dodatku był zgrany z zespołem, ponieważ rok wcześniej był na Portman Road na wypożyczeniu. Z kolei Jack ClarkeBen Johnson potrzebowali czasu, aby odnaleźć się w układance 38-letniego menedżera.

Dara O’SheaJacob Greaves rozegrali dwie kompletnie różne kampanie, co nie pomogło zachować monolitu w defensywie, jeśli mowa o dwóch środkowych obrońcach. Pierwszy z tygodnia na tydzień prezentował w miarę równy poziom. Drugi po obiecującym początku zjechał z dyspozycją. W dodatku pozyskany z Luton Town Chiedozie Ogbene rozegrał ledwie 239 minut wobec pęknięcia ścięgna Achillesa, które wykluczyło go zaraz na początku sezonu. Podobnie kontuzje zahamowały Sammiego SzmodicsaJadena Philogene.

Delap już odszedł, a możliwe, że odejdzie również Hutchinson. Jednak prawdopodobny jest scenariusz, w którym te dotkliwe starty się na tych dwóch nazwiskach skończą. Ci, którzy zawiedli w tym roku, powinni na niższym poziomie sobie poradzić. Zwłaszcza, że część z nich jak Clarke, Szmodics czy Greaves już tam błyszczeli. Były gracz Blackburn w rozgrywkach 2023/24 został królem strzelców z 27 bramkami. Z kolei Charlie Chaplin strzelił 13 goli i zaliczył 9 asyst w Championship, podobnie jak lewy defensor Leif Davis, który miał na koncie aż 21 ostatnich podań, gdy Ipswich robiło awans do elity. Davis w Premier League zaliczył ledwie jedną.

Wyprzedzając biznesplan, ale i znając swoje realia

McKenna posiada kontrakt ważny do 2028 roku i tego lata raczej nie będzie już tak rozchwytywany, jak rok wcześniej. Amerykańscy właściciele, choć mieli może odrobinę wątpliwości i znaków zapytania po słabej kampanii, raczej są świadomi siły swojej kadry i dadzą czas młodemu szkoleniowcowi, aby poukładał to wszystko na zapleczu. Wiedzieli doskonale, że w zeszłym roku znacząco wyprzedzili swój biznesplan.

Dodatkowo klub jest wolny od długów i nie ma na horyzoncie żadnych problemów związanych z wymogami PSR. W przeciągu dwóch następnych lat dostaną transze z tzw. „parachute payment” na łączną kwotę 90 milionów funtów. Powstaje również nowoczesny ośrodek treningowy warty 30 milionów funtów, a akademia ma w najbliższym czasie otrzymać status pierwszej kategorii („Cat A”).

Jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż w poprzednich latach. Ta podróż była fantastyczna i dobrze nas przygotowała. Klub jest w naprawdę silnej pozycji. Nadal panuje tutaj fantastyczna jedność. Teraz to krok wstecz, ale często tak się robi, jeśli chodzi o robienie kroków naprzód. Tak szybko awansowaliśmy z League One. To było ogromne wyzwanie, aby tego dokonać” – powiedział McKenna po utraceniu nawet matematycznych szans na utrzymanie jeszcze w kwietniu.

W przypadku The Tractor Boys bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym podobnie jak Burnley wracają po roku do Premier League, niż jak Luton Town polecą jeszcze niżej do League One. Obecna kadra daje realne szanse na walkę o rychły powrót pod dwoma warunkami.

Po pierwsze, musi ich ominąć plaga kontuzji, bowiem w tym roku pod tym względem nie było lekko. Na przykład na prawej flance w jednym momencie status niedostępnych potrafiło mieć aż trzech graczy w postaci wspomnianego wyżej Ogbene, Wesa Burnsa oraz Axela Tuanzebe. Po drugie, priorytetem powinno się stać znalezienie godnego zastępcy Delapa.

Wielu zawodników, których przydatność można było kwestionować na poziomie Premier League, wraca teraz do Championship i powinno z marszu wyglądać przyzwoicie. Ba, przyzwoicie to może nawet zbyt skromne słowo. Powinni czuć się tam komfortowo, indywidualnie ten poziom powinien im pasować. Jako kolektyw powinni być naprawdę silni”.

To, co klub musi zrobić, to podpisać piłkarzy, którzy są zarówno wybitni na poziomie Championship, ale również wystarczająco dobrzy, by sprostać realiom Premier League. Niestety, na rynku nie ma zbyt wielu graczy, których chcieliby zejść niżej i wspomóc nas na zapleczu. Taki scenariusz jest mało prawdopodobny” – stwierdził niedawno na łamach BBC Sport Mick Mills, który był kapitanem Ipswich Town w czasie triumfów w Pucharze Anglii i Pucharze Zdobywców Pucharów w latach 70. i 80.

Ipswich Town szybko powróci do Premier League?

Dwie dekady temu beniaminkowie zdobyli łącznie 151 punktów, dekadę temu 100 oczek. Dziś ten wynik wyniósł zaledwie 59 i okazał się najniższym w historii. Leicester City, Ipswich Town i Southampton, podobnie jak sezon wcześniej Sheffield United, Burnley i Leeds United, zgodnie razem do Premier League weszły, a następnie z niej spadły. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek wiadome było, że żadna z nich w elicie nie pozostanie, co jest kolejnym niechlubnym rekordem.

Mimo to, w porównaniu do Lisów czy Świętych, Ipswich Town z pewną nutą zadowolenia może lądować na zapleczu. W porównaniu do konkurentów nie doszło na Portman Road ani do trzęsienia ziemi, ani nie próbowano zimą na siłę załatać dziury kadrowej i dokonywać panicznych zakupów. Nie próbowano nawet podważać pozycji menedżera, podczas gdy na St Mary’s po całości skompromitował się Ivan Jurić, a na King Power Stadium Ruud van Nistelrooy.

Oczywiście, wyczyny The Tractor Boys w elicie chwały nie przynoszą. Ledwie 22 punkty. Tylko 33 bramki, z czego aż 12 autorstwa Liama Delapa, który aktualnie biega już po amerykańskich boiskach w koszulce The Blues. W defensywie było jeszcze gorzej – nikt nigdy nie utrzymał się w Premier League, tracąc ponad 80 bramek. Tyle że schodząc szczebel niżej, powinno być teoretycznie i praktycznie łatwiej. Ekipa Kierana McKenny może (choć nie musi) być faworytem do awansu. Przy braku Leeds, Burnley i Sundelandu obok Sheffield United wydają się najsilniejszym zespołem. Pod warunkiem, że nie zaliczą fali odejść.

Mamy nadzieję, że ich następny stint w Championship będzie tak krótki jak poprzedni i awansują przy najbliższej okazji. Po prostu nie byli wystarczająco dobrzy w tym sezonie, ale nie smućcie się, że ta przygoda się skończyła. Po prostu cieszcie się, że dane nam było w Premier League zagrać. Ipswich Town niedługo tam powróci” – mówił na łamach BBC Radio Suffolk komentator, Brenner Wooley.

Prawdopodobnie żaden fan ekipy z Suffolk nie zmieniłby ostatnich kart w historii klubu. Nie zamieniłby szaleńczej radości po dwóch awansach z rzędu do najwyższej klasy rozgrywkowej nawet pomimo rychłego spadku. Fundamenty pod następne promocje zostały już wylane zarówno przez menedżera, jak i amerykańskich właścicieli. Przyszłość wygląda na Portman Road obiecująco. Ta przyszłość nie wydaje się tak odległa, by znów czekać następne 22 lata.

A ten brak Premier League w najbliższym czasie postara się chociaż w małym stopniu załagodzić nie kto inny jak Ed Sheeran. Rudowłosy Brytyjczyk, wieloletni fan i posiadacz małego pakietu akcji klubu, w lipcu, przed startem nowego sezonu, zagra na arenie The Tractor Boys aż trzy dni z rzędu…