„To nic osobistego. Nie mam z nim żadnego problemu”. Pep Guardiola — wyraźnie zirytowany pytaniami dziennikarzy — grzmiał na konferencji prasowej, dlaczego Jack Grealish nie znalazł się w kadrze meczowej na ostatni mecz sezonu 2024/25 przeciwko Fulham. Mimo że menedżer Manchesteru City oficjalnie tego nie potwierdza, jasno widać, że czas angielskiego skrzydłowego na Etihad Stadium dobiegł końca. Był to okres pełen sukcesów, ale też wielu rozczarowań i niespełnionego potencjału piłkarza, który kosztował przecież 100 milionów funtów. Ten związek już od dawna pozbawiony jest chemii, a ostatnie tygodnie tylko to potwierdziły.
— „To nic osobistego. Mam 24 graczy, musiałem odstawić sześciu na ostatni mecz i pięciu dzisiaj, ponieważ Kovačić dostał ostatnio czerwoną kartkę. Jestem osobą, która walczyła o to, żeby Jack tu przyszedł, i osobą, która walczyła o to, żeby został tutaj w tym sezonie i w następnym. To niesamowity zawodnik, który musi grać w piłkę nożną co trzy dni. Nie zdarzyło się to w tym sezonie ani w zeszłym. Musi to robić z nami, albo gdzie indziej. I to jest pytanie do Jacka, jego agenta i klubu. Jeśli zostanie, będzie dobrze, walczył tak jak walczył od pierwszego dnia, aby wnieść swój wkład, ale nie dzisiaj” — trudno uwierzyć, że piłkarz, który jest w dobrych relacjach z trenerem, dobrze pracuje na treningach i jest w formie, może być bohaterem takiego cytatu. Mamy więc zderzenie wizji, którą chce sprzedać Guardiola oraz rzeczywistość i statystyki, których nie da się ukryć lub przedstawić w inny sposób.
Jack Grealish przychodził do Manchesteru City jako wielka gwiazda Aston Villi oraz całej Premier League. Miał do zespołu wnieść nową jakość, a jego główne cechy idealnie pasowały do taktyki, którą preferuje Pep Guardiola. W obliczu stale rozwijającej się dynamiki gry oraz wymagań, jakie stoją przed piłkarzami Premier League, Grealish stał się outsiderem, kimś, kto do nich nie dorasta. Ten sezon, ale i już poprzednie pokazały, że zespoły muszą mieć skrzydłowych, którzy swoją grę opierają na szybkości, dynamice, ale przede wszystkim dostarczaniu liczb. Dzisiaj Jack Grealish nie spełnia żadnego z tych punktów. W sumie oprócz fantastycznego sezonu 2022/23, w którym City sięgnęło po potrójną koronę, Anglik rozczarowywał w każdym. Ciągłe problemy ze zdrowiem, brak regularności i jedynie momenty zachwytu. Trochę mało, jak na piłkarza, który kosztował 100 milionów funtów i jest 7. najdroższym zawodnikiem w historii tego sportu.
Poszedł w odstawkę
Brak obecności w kadrze na mecz z Fulham nie był jednak pierwszym momentem, w którym można było odnieść wrażenie, że Jack Grealish nie jest już w planach Pepa Guardioli. Finał Pucharu Anglii na Wembley przeciwko Crystal Palace. Manchester City przegrywa 0:1 i uporczywie szuka bramki wyrównującej. Na boisku w ekipie The Citizens melduje się 19-letni Claudio Echeverri. Dla Argentyńczyka, który dopiero od lutego trenuje z drużyną, jest to debiutancki występ. Grealish w tym czasie siedzi na ławce rezerwowych i już się z niej nie podnosi, a Obywatele muszą uznać wyższość Orłów. Czy menedżer może przekazać piłkarzowi bardziej jasny sygnał o treści: „już na Ciebie nie liczę”?
Jeśli spojrzymy sobie na ostatnich 15 meczów, to Grealish w tylko dwóch zagrał pełne 90 minut. Przeciwko spadkowiczowi Leicester City i Plymouth Argyle w Pucharze Anglii. Co więcej, w dwóch nie rozegrał nawet 5 minut, a w siedmiu nawet nie podniósł się z ławki rezerwowych. Niedzielne starcie z Fulham było wisienką na torcie, kiedy to pierwszy raz nie załapał się nawet do kadry. Patrząc na cały sezon, Anglik zagrał tylko 22% dostępnych minut i zaledwie 7 razy wychodził w podstawowej jedenastce. Nie pomagały mu przy tym drobne urazy, naciągnięcia mięśni i brak rytmu meczowego. Ten miał być według Guardioli kluczem, by 29-latek wrócił do łask katalońskiego trenera.
A loan move for Jack Grealish this summer is currently believed to be more likely than a permanent #ManCity exit.
[via @Matt_Law_DT]
— City Xtra (@City_Xtra) May 25, 2025
— „Musi wrócić do formy, żeby zbierać minuty, żeby zacząć grać regularnie. Chcesz grać więcej, Jack? To proste! Po prostu graj więcej minut” — powiedział Pep. Niby tak proste, a jednak tak trudne do zrealizowania. Warto jednak nie brać tych słów dosłownie, a spojrzeć na szerszy problem, o którym Guardiola wielokrotnie w tym sezonie mówił. Między słowami dało się wyczuć, że trener City nie jest zadowolony z poziomu, jaki jego podopieczny prezentuje na treningach oraz przede wszystkim w meczach. Tym bardziej, gdy porównał to, do jego konkurentów.
— „Savinho jest w lepszej formie niż Grealish – dlatego wystawiłem Savinho. Czy chcę Grealisha, który zdobył potrójną koronę? Tak, chcę tego – ale staram się być szczery wobec siebie. Grealish musi udowodnić, że będzie walczył z Savinho, aby zasłużyć na grę na tej pozycji – każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca. Wiem, że może to zrobić. Widziałem go, widziałem jego poziom – na każdym treningu, w każdym meczu. Podania Savinho w polu karnym są lepsze niż innych skrzydłowych na jego pozycji. Savinho zasługuje na grę, dlatego grał; ponieważ zapewnia liczby: bramki/asysty w ostatnich dwóch meczach. Dlatego gra — tłumaczył Guardiola na jednej z konferencji prasowych.
Liczby czy kontrola?
Widząc, jak przebiegała kariera Jacka Grealisha w Manchesterze, trudno będzie się kłócić z teorią, że ten transfer okazał się niewypałem. Z biegiem czasu można spojrzeć, dlaczego w ogóle do niego doszło i czy Pep nie przewidział przyszłości? Początki Guardioli w Manchesterze obfitowały w dużą liczbę bramek, która rozkładała się na wielu graczy. Kreatywni pomocnicy doskonale uzupełniali się z szybkimi skrzydłowymi, którzy regularnie trafiali do siatki. Leroy Sané, Raheem Sterling, a później też Riyad Mahrez. Doliczyć można też Gabriela Jesusa, który wielokrotnie grał na boku boiska. Ta grupa zawodników była dla City gwarancją określonej liczby bramek. Ta odpowiedzialność w sezonie 2022/23 spadła na barki jednego piłkarza — Erlinga Haalanda, który w debiutanckim sezonie w barwach City strzelił 52 gole. Jak w tym wszystkim miał odnaleźć się Grealish?
Na początku nie było to do końca wiadome. Anglik w pierwszym sezonie narzekał, że za mało gra, a Guardiola bronił decyzji klubu o sprowadzeniu piłkarza za tak duże pieniądze. Przede wszystkim Katalończyk widział w 29-latku idealnego skrzydłowego do kontrolowania meczów. Takiego, który będzie regulował tempo, przesuwał grę pod pole karne rywala, ale nie tracił głupio futbolówki, nadmiernie wchodząc w niepotrzebne dryblingi. — „Zawsze mówimy tylko o statystykach. Dzisiaj piłkarze grają dla statystyk, ale to jest największy błąd, jaki mogą popełnić. Nie kupiliśmy go [Grealisha], żeby strzelił 45 goli. Ma inne cechy” — zarzekał się menedżer City. Po trudnym pierwszym sezonie przyszedł fantastyczny drugi, w którym Obywatele zdobyli potrójną koronę, a Grealish był ulubieńcem kibiców i zrobił furorę na paradzie mistrzowskiej.
Niestety dla byłego kapitana Aston Villi i Pepa Guardioli niezwykle szybko zmienił się krajobraz gry w Premier League, ale też w Lidze Mistrzów. Jak bardzo trafnie zauważył amerykański publicysta Jonathan Liew, Guardiola nie zmienił swojego podejścia do Grealisha, ale otoczenie zmusiło go do tej zmiany. Na najwyższym poziomie coraz rzadziej potrzebujesz piłkarza, który będzie kontrolował przestrzeń, a takiego, który natychmiast ją wykorzysta. Gra stała się bardziej dynamiczna i wertykalna. Manchester City też musi się do tego dostosować, nie może grać identycznie, jak 6-7 sezonów temu. Stąd też więcej w tym sezonie grali Jérémy Doku oraz Savinho. Bardzo szybcy skrzydłowi, którzy w pierwszej kolejności myślą o minięciu rywala dryblingiem, a nie podprowadzeniu piłki przez kilka metrów, a następnie wycofanie do najbliższego kolegi.
Zmiana otoczenia dobrze mu zrobi
Pep Guardiola wraz z pionem sportowym doskonale zdają sobie sprawę, z nowych wymagań, jakie stawiają przed Manchesterem City inne zespoły w Premier League. Stąd transfery takich piłkarzy jak Omar Marmoush. Bardziej dynamicznych, kreatywnych, odważnych i nastawionych na atak. Wiele z obszarów, w których The Citizens zostali w tyle, w niedawno zakończonej kampanii boleśnie ich zweryfikowały. I to w dodatku w sezonie, w którym pierwszy raz od czasów kadencji Manuela Pellegriniego mieli najniższe średnie posiadanie piłki.
Grealish miał w Manchesterze City swojej momenty chwały. Fani jego pobyt na Etihad Stadium zapamiętają jednak jako nieudany. Brak regularności, mała liczba zdobytych bramek i asyst oraz pojawiające się kontrowersje związane z jego zachowaniem poza boiskiem. Grealish miał być dla City idealnym profilem piłkarza na bok boiska. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te ambicje. 29-latek to dziś piłkarz, który nie dorasta do wymagań, jakie stoją przed skrzydłowym w takim klubie jak City. Dlatego też im szybciej obie strony dojdą do porozumienia, tym lepiej. Ten sezon pokazał, że tego nie warto już dłużej ciągnąć. Ani Guardiola nie zrobi z Grealisha Lamine’a Yamala, ani Anglik nie zmieni się nagle w szybkościowca mijającego rywali, jak tyczki.
Jedynym słusznym rozwiązaniem jest odejście. Alternatywnym przesunięcie Anglika do środka pola. Tam kilkukrotnie w tym sezonie grywał i to z pozytywnym skutkiem. Po tak udanych meczach wracał jednak na skrzydło, a częściej na ławkę. To tylko potwierdza, jak ograniczone zaufanie do Grealisha na tym etapie kariery ma Guardiola. Za 100 milionów funtów City miało dostać generacyjnego piłkarza, który odciśnie swoje piętno na nowożytnej historii klubu. Nikt nie oczekiwał, że będzie Kevinem De Bruyne, ale każdy liczył na coś więcej niż dostał. Tak to zamiast fantastycznych bramek i akcji, w pamięci zostaną tylko obrazki z pamiętnej fety po zdobyciu potrójnej korony.
Wszystko wskazuje więc na to, że w przyszłym sezonie zobaczymy Grealisha w nowych barwach. Czy Manchester City będzie chciał go sprzedać, licząc na odzyskanie przynajmniej części wydanej kwoty? Na ten moment bardziej prawdopodobne jest wypożyczenie. Coraz częściej w kontekście sprowadzenia Anglika pojawia się Newcastle United. Grealish z pewnością sam widzi, w jakim kierunku zmierza jego kariera. Jeśli marzy o wyjeździe na Mistrzostwa Świata w 2026 roku, musi zmienić otoczenie. Dla swojego dobra i wszystkich na Etihad Stadium, którzy już chyba pogodzili się z faktem, że z tej cytryny więcej soku nie wycisną.