Kolejna seria spotkań za nami! Jak zwykle nie zabrakło emocji, a nasi redaktorzy postanowili wyróżnić tych, którzy na to w ich opinii zasłużyli. Po zaciętym głosowaniu, tak przedstawia się jedenastka najlepszych zawodników minionej kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

DAVID RAYA

Choć wszystkie z pięciu interwencji Rayi w spotkaniu z Newcastle United miały miejsce w pierwszych 20 minutach niedzielnego meczu, to bez Hiszpana Arsenal mógłby przegrywać po tym czasie 0:2, 0:3, może nawet 0:4. W pierwszej sytuacji (którą swoją drogą sam sprowokował) podbił nad siebie strzał Bruno Guimarãesa, a następnie końcami placów zbił piłkę do boku, aby do niej nie dopadł Harvey Barnes.

Nie minął nawet kwadrans, a popisał się kolejną świetną paradą, gdy po rykoszecie od Thomasa Partey’a jeszcze zdołał odbić na rzut różny uderzenie wspomnianego Barnesa. Na dokładkę po dwóch minutach instynktownie wybił strzał z główki Dana Burna z bliskiej odległości. Według matematycznego modelu uchronił zespół przed 1,94 oczekiwanej bramki. Rewelacyjny.

OBROŃCY

REECE JAMES

Wychowanek Chelsea był absolutnie centralnym ogniwem drużyny w starciu z Manchesterem United. Piłka najczęściej trafiała właśnie do niego i miał wkład nie tylko w budowę akcji, ale stwarzał też bezpośrednie zagrożenie pod bramką Czerwonych Diabłów. Jeszcze przed przerwą jego przepiękny strzał z półwoleja obił słupek. Później zaliczył jednak asystę przy jedynej bramce meczu, świetnie ogrywając Alejandro Garnacho i dorzucając idealnie na głowę Marca Cucurelli.

JAKUB KIWIOR

Przeciwko Newcastle zagrał jak absolutny szef. Trudno przypomnieć sobie jakiekolwiek złe zagranie w jego wykonaniu. Zabrać piłkę rywalowi? Bez problemu. Wygrać pojedynek główkowy? Też. Przeciąć dogranie? Prosta sprawa. Polak był liderem Arsenalu, jeśli chodzi o odbiory (cztery), wybicia (11) i przechwyty (dwa). Nie dał też ani razu się ograć. Ściana.

JAMES JUSTIN

Choć nie zagrał długo, bo raptem nieco ponad godzinę meczu, tak zaprezentował się nienajgorzej. Dość skutecznie powstrzymywał ataki Jacka Clarke’a, a nawet korzystając z błędu skrzydłowego poprowadził fantastyczny rajd i posłał ładne podanie do Jamiego Vardy’ego, który zamienił je na swojego pożegnalnego gola w barwach Lisów.

VITALIY MYKOLENKO

Na pożegnanie Goodsion Park Everton pewnie wygrał 2:0 z Southampton, a obok Ilimana Ndiaye Ukrainiec był najlepszym piłkarzem w ekipie Davida Moyesa. Na tle słabej defensywy Świętych raz po raz atakował lewą flanką i powinien skończyć ten mecz z dwiema asystami, bo najpierw tuż po pierwszym gwizdku z jego serwisu w wybornej sytuacji nie skorzystał Beto, a po przerwie James Garner.

W obronie również zaprezentował się znakomicie, zaliczając siedem przechwytów, pięć wybić i wygrywając aż 11 pojedynków na ziemi. Tyler Dibling, który był ustawiony na jego flance, tylko raz w ciągu pięciu prób był w stanie go minąć. Świetne niedzielne popołudnie.

POMOCNICY

HARVEY ELLIOTT

Wykorzystał swoją szansę jako najbardziej ofensywny z trójki środkowych pomocników The Reds przeciwko Brighton, zajmując sobie miejsce najczęściej pomiędzy obroną a drugą linią Mew. Świetnie wyglądała jego współpraca na prawej stronie z Conorem Bradley’em i Mohamedem Salahem, co pokazała pierwsza akcja bramkowa, gdy odpowiednio wszedł w pole karne i wykończył zagranie młodego kolegi.

Wykreował w sumie aż cztery szanse, choć asystę na swoim koncie zapisał po najprostszym z nich, gdy zwyczajnie podał po rzucie wolnym Dominicowi Szoboszlaiowi, gdy ten przelobował Barta Verbruggena. Dryblował, rozciągał grę dalekimi przerzutami (dwa udane na dwie próby), i angażował się również w defensywę (trzy wygrane pojedynki). Po trudnym meczu z Chelsea w poniedziałkowy wieczór dał pokaz swoich umiejętności.

MORGAN GIBBS-WHITE

Już na samym starcie spotkania zmusił Alphonse’a Areolę do świetnej interwencji po strzale z bliskiej odległości, ale chwilę później zdołał pokonać Francuza. Wykorzystał błąd golkipera West Hamu w wyprowadzeniu piłki, przejął ją, zachował zimną krew i spokojnie wpakował do siatki, dając prowadzenie. Jak zawsze centralny punkt Forest.

DECLAN RICE

Pierwsze 45 minut nie były idealne w jego wykonaniu, ale na szczęście dla Kanonierów Declan w drugiej połowie w końcu wrócił na swój standardowy poziom. Dostał więcej zadań w ofensywie, ale na dobrą sprawę był w każdej strefie boiska. Oczywiście strzelił również piękną bramkę z dystansu, dającą Arsenalowi w zasadzie pewne wicemistrzostwo, co w ostatnich tygodniach można było podać pod wątpliwość.

BRAJAN GRUDA

Cóż za występ 20-letniego ofensywnego pomocnika z Liverpoolem. Niemiec zapisał na swoim koncie fantastyczną asystę do Yasina Ayari’ego, idealnie zagrywając z pierwszej piłki ponad Ibrahimą Konate za linię defensorów The Reds, którzy tylko odprowadzili piłkę wzrokiem. Gruda w całym spotkaniu miał aż pięć kluczowych podań i szkoda, że ani Danny Welbeck, który próbował strzelić piętką, ani Simon Adingra, który został zablokowany, nie powiększyli jego konta asyst. Sam też był bliski wpisania się na listę strzelców, dwukrotnie zmuszając Alissona do interwencji, jak również miał trzy udane próby dryblingu.

ILIMAN NDIAYE

Uświetnił pożegnanie Goodison Park, zdobywając dublet w spotkaniu z Southampton. Przy pierwszym trafieniu pokazał dobre przyspieszenie i prowadzenie piłki, popisując się potem precyzyjnym uderzeniem w dolny róg. Drugie to już kwestia świetnego czytania gry i szybkości, a także tego, że nie odpuścił, uprzedzając Aarona Ramsdale’a i go mijając. Żywe sreberko w kadrze Evertonu kolejny raz pokazało, że potrafi błysnąć. Przy okazji Ndiaye wysforował się też na pozycję najlepszego strzelca The Toffees w tym sezonie Premier League.

NAPASTNICY

JAMIE VARDY

Miał jedno zadanie: strzelić 200. gola w 500. występie dla Leicester City w pożegnalnym spotkaniu z Ipswich Town. Pierwszej sytuacji nie wykorzystał. Drugiej też nie. Ale… do trzech razy sztuka. Weteran ruszył w swoim stylu, znalazł miejsce między obrońcami i świetnie wykończył akcję delikatnym strzałem. Tak właśnie miał uczcić rozstanie z Lisami. Czy dajemy go tu trochę na wyrost? Oczywiście, że tak. Ale zrobił, co miał zrobić? No zrobił! No i przecież trzeba go godnie pożegnać!