Kiedy ostatnimi miesiącami kibice The Reds przeżywali sagi kontraktowe Mohameda Salaha, Virgila van Dijka i Trenta Alexandra-Arnolda, gdzieś w tle, ukryty za medialnym szumem o Arabii Saudyjskiej czy Realu Madryt rozgrywał (i dalej się rozgrywa) inny dylemat. Dylemat bohatera rozdartego między sercem a marzeniami. Czy Harvey Elliott powinien działać i zacząć szukać minut, czy cierpliwie czekać na swoją szansę od Arne Slota?
Choć nie jest to wybór rodem z antycznych tragedii, gdzie każda ścieżka prowadzi do upadku, to decyzja nie jest łatwa. Liczby Anglika (mając w pamięci kontuzję, wykluczającą go z początku sezonu) na pierwszy rzut oka nie wyglądają tak źle – 15 występów w Premier League, 10 w pozostałych rozgrywkach. Jednak kiedy przyjrzy się bliżej minutom, sytuacja podobnie jak na łazarskim rejonie, nie jest już taka kolorowa. Na ligowych boiskach to tylko 258 minut plus jedna zatrważająca statystyka – pomocnik w tym sezonie tylko raz wyszedł w podstawowej jedenastce The Reds (stan na 35. kolejkę). W Lidze Mistrzów nie było lepiej – również jeden start w pięciu spotkaniach. Harvey Elliott w układance Arne Slota jest nikim więcej niż zmiennikiem. Przy czym należy podkreślić, że cholernie dobrym zmiennikiem.
Kiedy potrzeba cudu, Who you gonna call?
Niemal każde wejście Anglika dawało pozytywny impuls w poczynaniach ofensywnych Liverpoolu. Elliott jest takim boosterem rodem z gier. Menedżer nowych mistrzów korzystał z niego, kiedy zespół był podmęczony i potrzebował iskry na nowo rozpalającej ataki. Ta iskierka spełniła swoje zadanie, chociażby w starciach z PSG – gol na wagę zwycięstwa, z Brentford – udział przy obu bramkach dających trzy punkty, czy z Lille – gol na 2:1 w 94. minucie. Co też istotne spełnia kryteria homegrown player, a to przy odejściu Trenta Alexandra-Arnolda i coraz większym widmie pożegnania Caoimhina Kellehera, tworzy z niego niezwykle potrzebnego gracza w procesie budowania kadry.
🏴✨ Liverpool's Harvey Elliot (21) with a 87th minute winner against PSG! ⏰ pic.twitter.com/pbOpon2Cma
— EuroFoot (@eurofootcom) March 7, 2025
Cofnijmy się o rok. Do ostatniego sezonu Jürgena Kloppa. To właśnie kampania 2023/24 zbudowała w kibicach i samym piłkarzu nadzieję na to, że niedługo stanie się kluczową postacią na Anfield. 53 występy we wszystkich rozgrywkach było drugim najlepszym wynikiem w zespole (tylko Darwin Nunez miał więcej). I ponownie, obraz nieco się rozmywa po bliższym przyjrzeniu. Choć w pucharach grał regularnie od pierwszej minuty, to w lidze zanotował tylko 10 startów. Niemiecki szkoleniowiec zresztą sam uderzył się w pierś, przyznając, że za rzadko stawiał na Elliotta i tego żałuje.
„Jeśli czegoś żałuję, to tego, że Harvey nie grał wystarczająco często. W bardzo ważnym, intensywnym okresie – w styczniu, kiedy mieliśmy wiele kontuzji – grał naprawdę dobrze. Był prawdopodobnie naszym najlepszym graczem, prawym skrzydłowym, prawym pomocnikiem. Wszyscy wrócili, a on miał kilka minut tu, kilka minut tam i już więcej nie zaczynał. Wchodził z ławki, ale miał duży wpływ”.
Jednak 22-latek obronił się nie tylko dobrym wrażeniem, ale i liczbami. W kampanii 2023/24 był pierwszy w składzie liverpoolczyków, jeśli chodzi o strzały spoza pola karnego (2,29 na 90 minut), drugi pod kątem sytuacji wykreowanych z otwartej gry (2,06 na 90 minut) i czwarty w statystyce podań w pole karne (6,63 na 90 minut). Całkiem nieźle jak na zmiennika.
„To mój zespół”
Przyjście Arne Slota i zmiana taktyki ponownie pozwalały typować 22-latka na bardzo ważną postać. Od samego początku było wiadomo, że dwie „ósemki” Kloppa zastąpi 4-2-3-1 z „dziesiątką” za plecami napastnika. Z racji, że predysponowany na tę pozycję był tylko Dominik Szoboszlai, wierzono w większą rolę Harvey’a Elliotta. Ta wiara została zresztą ucementowana w presezonie, gdzie zaliczył trzy starty i pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Wtedy przyszła kontuzja. Złamanie kości stopy. Pomocnik opuścił trzy miesiące. Kiedy już wrócił, Liverpool był gazie, a Arne Slot miał gotową maszynę ze wszystkimi trybikami. 46-latek nie przepada za rotacjami. Kiedy nie musi, nie zmienia podstawowego składu. Sam na swoją obronę mówi, że trudno wkomponować gracza, który stracił trzy miesiące.
Dlatego też w mediach coraz więcej mówi się o transferze gracza liverpoolczyków. Jednak sam zainteresowany jest na tyle przywiązany do klubu znad Merseyside, że opuszczenie tego miasta byłoby dla niego prawdopodobnie bardziej bolesne niż kolejny mecz spędzony na ławce. Dowodem na to są słowa po styczniowym meczu przeciwko Lille.
„Nie odchodzę. To mój zespół. To mój klub. Jestem wielkim fanem [Liverpoolu] i jesteśmy w świetnej sytuacji w tym sezonie”.
Podobne słowa padły po zwycięstwie z Brentford.
„Liverpool to mój klub, Liverpool to mój zespół. Chcę walczyć o swoje miejsce i pozycję w zespole. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc drużynie. To ode mnie zależy, czy to się uda. Nie poddam się, będę walczył i zobaczymy, co się wydarzy”.
Elliott cieszy się każdą chwilą spędzoną przed The Kop. To on jako jeden z ostatnich zawsze schodzi z boiska, dziękując kibicom po meczach. Zazwyczaj tak uzdolnieni piłkarze w sytuacji Anglika zaczęliby szukać nowego pracodawcy (zwłaszcza, że chętnych nie brakuje), ale jego przywiązanie do liverbirda sprawia, że ta sytuacja staje się niezwykle zawiła.
Harvey Elliott:
"We have the best fans in the world. Each game they show that. After the game they were cheering, singing. It's pure enjoyment and happiness.You're just so happy to be a Red and you want to leave everything out there for them." ❤️ pic.twitter.com/7Zqhi0aRtY
— Anfield Express (@AnfieIdExpress) May 7, 2025
Harvey Elliott i Liverpool, a pomiędzy nimi ławka
Możemy też się zastanowić – czy Harvey Elliott kiedykolwiek będzie miał szansę na bycie pierwszym wyborem? Ma swoje ograniczenia, o czym zresztą doskonale wie. W porównaniu do Dominika Szoboszlaia i Curtisa Jonesa wypada gorzej pod kątem szybkości, wzrostu i ogólnej fizyki. Jak już zostało wspomniane, jest rewelacyjny jako joker przyśpieszający grę i rozbijający nisko ustawioną obronę. Jednak, kiedy trzeba wpuścić kogoś na uspokojenie gry czy bezpośrednią wymianę ciosów, Harvey nie jest już najpewniejszym wyborem. A przecież doskonale wiadomo, jak Arne Slot ubóstwia kontrolować spotkania i jak odszedł od kontrolowanego chaosu Jürgenna Kloppa.
🚨 Arne Slot on Harvey Elliott’s future: “I think it's very important that people who are here want to stay”.
“Harvey is one of them who hasn't had enough playing time as he has deserved but he is in competition with good players and he was injured. I have been honest with him,… pic.twitter.com/wp6GkvN0JI
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) May 2, 2025
Problemem też może się okazać ostatni mecz z Cheslea. W pierwszy weekend maja 22-latek otrzymał szansę rozpoczęcia spotkania. I w bolesny sposób ją zmarnował. Na Stamford Bridge brakowało mu tego charakterystycznego blasku i energii wnoszonej w atakach. Tytułowy zmiennik, podobnie jak cały zespół, czym można go trochę usprawiedliwiać, był zagubiony i nie dał argumentów na kolejny wyjściowy skład.
Choć Harvey Elliott nie jest wychowankiem jak Trent Alexander-Arnold, to spędził na Anfield już pięć lat i jest mocniej przywiązany do Liverpoolu niż niejeden piłkarz wychowany przez The Reds. Mimo braku regularnej gry na każdym kroku udowadnia, że kocha ten klub całym sercem. Pozostaje pytanie, czy ta miłość ma rację rozkwitu na ławce rezerwowych?