Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 34. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

DAVID RAYA

Arsenal grał swój mecz 34. kolejki z wyprzedzeniem i dzięki temu szybko zrobił upominek Liverpoolowi. Golkiper Kanonierów wyglądał bardzo niepewnie w zremisowanym spotkaniu z Crystal Palace. Źle szło mu wyprowadzanie piłki. Raz zrobiło się groźnie, gdy w drugiej połowie przeleciało mu przez ręce zgranie głową Daniela Muñoza. Jego bardzo odważne ustawienie sprawiło też, że dał się przelobować Jeanowi-Phillipe’owi Matecie. I choć ewidentnie zawalił w tym przypadku William Saliba, można zastanawiać się, czy Hiszpan nie powinien jednak być trochę bliżej swojej bramki.

OBROŃCY

BEN JOHNSON

Czy Ipswich może skończyć mecz bez głupiej czerwonej kartki? Tym razem zgarnął ją Johnson. Pierwszą żółtą dostał za nieudaną symulkę pod polem karnym Newcastle, a kilka minut później stwierdził, że mając upomnienie na koncie najlepszym sposobem na zatrzymanie Isaka będzie przytulenie uciekającego mu Szweda. Osłabienie drużyny na blisko godzinę gry, co w sytuacji beniaminka było praktycznie potwierdzeniem ich spadku.

WILLIAM SALIBA

Wspominaliśmy już o nim przy okazji opisu występu Davida Rayi. Francuz długo prezentował się naprawdę dobrze, ale potem nadeszła 83. minuta. Nie wiemy, o czym myślał Francuz, gdy na własnej połowie oddawał piłkę Matecie, ale wyglądało to, jakby niespecjalnie skupiał się na tym, co działo się na boisku. Ostatecznie jego strata zaważyła na tym, że The Gunners zaliczyli stratę punktów.

RUBEN DIAS

Portugalski obrońca miał ogromne problemy wtorkowego wieczoru z szybkością Marcusa Rashforda, zwłaszcza w pierwszej połowie. Już w 30. sekundzie meczu został przez Anglika ośmieszony, gdy ten zabawił się z nim jak z juniorem, wkręcając go w ziemię. Tym razem miał jeszcze szczęście, bo rywal strzelił jedynie w słupek. Jednak w 15. minucie nie dość, że znów się dał ograć wypożyczonemu z Manchesteru United skrzydłowemu, to jeszcze sfaulował w polu karnym Jacoba Ramseya, prokurując rzut karny dla gości. Choć później grał już w miarę solidnie, początek zbyt mocno rzutuje na jego ocenę.

WOUT FAES

To jest absolutny kandydat do najgorszego zawodnika tego sezonu w Premier League. Belg dosłownie co kolejkę przechodzi samego siebie, a liczba zawalonych przez niego goli jest mniej więcej równa tyle, co w zeszłym roku przez Jaydena Bogle’a w barwach Sheffield United. Wolverhampton strzeliło w starciu z Lisami trzy bramki. Zgadniecie, przy ilu maczał palce Faes? Tak, przy wszystkich.

Najpierw nie przesunął się we własnej szesnastce, zupełnie odpuszczając na szóstym metrze Matheusa Cunhę, gdy z lewej flanki Wilków poszła płaska wrzutka. Następnie nie przeciął podania Brazylijczyka do Jørgena Strand Larsena na 0:2, a na koniec przegrał pojedynek szybkościowy z Rodrigo Gomesem. A warto dodać, że spokojnie mógł mieć czwartą bramkę na swoim sumieniu, gdyby w pierwszej połowie Larsen lepiej dostawił nogę. Dramat w trzech (prawie czterech) aktach.

DESTINY UDOGIE

Mecz z Liverpoolem był kolejnym, w którym defensywa Tottenhamu mocno się nie popisała. Najgorzej ze wszystkich na Anfield wypadł Destiny Udogie. Włoch nie był w stanie zatrzymać Mohameda Salaha i spore problemy sprawiał mu również Trent Alexander-Arnold. Na dobicie kibiców Spurs, Udogie strzelił bramkę samobójczą w 69. minucie spotkania, która podsumowała fatalny występ obrońcy.

POMOCNICY

RAHEEM STERLING

Próbował szarpać na prawej stronie Arsenalu, ale koniec końców znów schodził z murawy z poczuciem bezsilności. Mikel Arteta zmienił go już po godzinie gry, ale trudno się dziwić Hiszpanowi, jeśli Sterling dał się zapisać w pamięci jedynie niezłą szarzą przed przerwą, gdy ściął z piłką do środka i wystawił piłkę w dobrej sytuacji na strzał z dystansu Declanowi Rice’owi. Poza tym bez uderzenia (nawet niecelnego) na bramkę Deana Hendersona, bez udanego dryblingu, bez celnego dośrodkowania. Niestety, ale to jego standard na Emirates Stadium.

ARCHIE GRAY

Młody Anglik miał jedną z nielicznych okazji w tym sezonie, aby zagrać w linii pomocy. Gray nie miał jednak żadnych szans przeciwko pomocnikom Liverpoolu. Nie był w stanie powstrzymać Dominika Szoboszlaia przy akcji bramkowej na 1:1. Później z łatwością został odepchnięty przez Ryana Gravenercha, który asystował przy bramce Alexisa Mac Allistera. Nic dziwnego, że Ange Postecoglou zmienił Graya na samym początku drugiej połowy.

COLE PALMER

Kolejny cichy i anonimowy występ 22-latka. Bez asysty, a przede wszystkim bez gola, co sprawiło, że posucha bramkowa Palmera trwa już od 17 spotkań. Przypomnijmy, że ostatni raz Anglik trafił do siatki 14 stycznia. Na chwilę obecną nie zapowiada się, aby w końcu się przełamał.

PATRICK DORGU

Dorgu ma spore kłopoty z adaptacją w Premier League i niedzielne popołudnie tylko tę tezę potwierdziło. Nie radził sobie z wysokim pressingiem Bournemouth, czego dowodem była bramka dla gospodarzy, gdy w łatwy sposób oddał piłkę na lewej flance Adamowi Smithowi. W drugiej połowie spóźnił się z doskokiem przed szesnastką do Antoine’a Semenyo, ale Ghańczyk uderzył minimalnie obok bramki gości.

W ofensywie nie za bardzo potrafił w tempo obiec swoich kolegów na skrzydle, przez co jego zaangażowanie w ataki drużyny było praktycznie zerowe. Przed Rúbenem Amorimem jeszcze dużo pracy, aby zimowy nabytek United wyprowadzić na prostą.

NAPASTNICY

JAMIE VARDY

W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy informację o odejściu angielskiego napastnika z Leicester po tym sezonie. Ostatnie spotkania będą pożegnaniem Vardy’ego po 13 latach gry w klubie z King Power Stadium. Niestety ostatni mecz przeciwko Wolverhampton nie należał do udanych dla napastnika. Przez całe spotkanie zanotował zaledwie 2 strzały. Na domiar złego Vardy w 72. minucie nie wykorzystał karnego. Nie najlepszy początek pożegnania legendy klubu….