Nemanja Matić spotka się dziś przeciwko swojemu byłemu klubowi, z którym świętował między innymi zdobycie Ligi Europy. Serbski pomocnik przed czwartkowym spotkaniem udzielił obszernego wywiadu dla The Athletic. Doświadczony zawodnik porównał między innymi czasy gry w Chelsea i Manchesterze United.

Zawrzało ostatnio na linii Andre Onana – Nemanja Matić. Kameruński golkiper kolokwialnie mówiąc, lekko poddymił mówiąc, że Manchester United jest dużo lepszym klubem niż Lyon. Dłużny tej wypowiedzi nie postanowił zostać pomocnik francuskiej drużyny, Nemanja Matić. Serbski pomocnik w odwecie miał rzucić do golkipera Czerwonych Diabłów, że powinien mówić takich rzeczy, będąc jednocześnie jednym z najgorszych bramkarzy United w XXI wieku.

Doświadczony zawodnik rozegrał w swojej karierze ponad siedemset spotkań, jednak jak sam przyznaje, wciąż czuje się w pełni sił. Dziennikarz, Andy Mitten, przed czwartkowym spotkaniem postanowił dokładnie przepytać byłego gracza Chelsea i United. Oto najciekawsze wypowiedzi 36-latka dla The Athletic.

Nemanja Matić o życiu we Francji…

„Lyon to naprawdę niesamowite miasto. Klub jest świetny, ma bardzo dobrą organizację. Liga też jest naprawdę trudna. Uwierzcie mi, pod względem tempa, naprawdę bardzo przypomina Premier League (…). Francja ma wiele klubów, które z powodzeniem radzą sobie w europejskich pucharach. Cieszę się, że tu trafiłem”.

O najbliższym spotkaniu przeciwko byłemu klubowi…

„Dla nich będzie to naprawdę trudna przeprawa. Chcemy zrobić wszystko, żeby awansować. Wiem, że Liga Europy jest bardzo ważna dla obu klubów. Co prawda chcemy znaleźć się w Lidze Mistrzów, dzięki zajęciu miejsca w pierwszej trójce, jednak pozwoli nam na to również zwycięstwo w Lidze Europy. To będzie wielki mecz. Fani obu drużyn znacznie się różnią. Aby uzyskać takie samo wsparcie jak w Premier League musisz notować dobre wyniki. W Anglii bywało czasem tak, że drużyna spadała z ligi, a i tak otrzymywała oklaski od swoich kibiców”.

O swoich wspomnieniach z czasów gry na Old Trafford:

„Kiedy byłem w tym klubie, wszyscy – zarówno piłkarze, jak i trenerzy robili wszystko, co tylko mogli. W moim pierwszym roku gry dla United, skończyliśmy ligę na drugim miejscu. Potem zajmowaliśmy szóste, trzecie, drugie i szóste miejsce. Dostawaliśmy się do finału Ligi Europy, Superpucharu, Pucharu Anglii. Graliśmy w czterech z pięciu sezonów w Champions League. Co prawda nic nie wygraliśmy, ale graliśmy tam regularnie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten klub po prostu musi wygrywać. Dawaliśmy z siebie wszystko, choć czasem byliśmy krytykowani. Mimo to, nie widziałem żadnych poważnych problemów w klubie.

„Organizacja tam była bardzo dobra, a warunki wręcz idealne. Różnica, którą odczułem w Manchesterze a Chelsea polegała na tym, że w Chelsea wszystko kręciło się wokół wyników. Taki po prostu był duch tego klubu – nawet u człowieka, który kosił trawę. Roman Abramowicz pytał nas tylko o wyniki. W United było zupełnie inaczej. Tutaj jako piłkarz czułeś, że to nie wynik jest najważniejszy. Ten klub bardziej nastawiał się na aspekty komercyjne.

W Chelsea byłem zaangażowany może w dwa zlecenia komercyjne, natomiast na Old Trafford było ich znacznie więcej. Im więcej upływało czasu, tym coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że to nie trofea są w tym klubie najważniejsze. Może się mylę, ale takie było moje odczucie” – mówi Matić.

O wzlotach i upadkach w Manchesterze…

„Jednym z bardzo miłych wspomnień są derby Manchesteru, w których strzeliłem gola, a Pep Guardiola wspomniał potem o mnie kilka razy. Strzeliłem też kiedyś zwycięskiego gola przeciwko Crystal Palace, ale pamiętam też inny mecz z City, kiedy przegrywaliśmy do przerwy 0:2. Tego dnia, planowali oni świętowanie tytułu. W przerwie podszedł do nas Mourinho i powiedział: Słuchajcie, oni są gotowi zrobić imprezę i chcą, żebyśmy byli klaunami. Nie chcemy być klaunami! Czułem część odpowiedzialności, gdy Mou odchodził z klubu. Możesz grać dobrze lub źle, bo to jest sport, ale gdy dobrzy ludzie tracą pracę, czuje się z tym bardzo źle”.

O tym, przeciwko komu grało mu się najtrudniej…

„Yaya Toure. Zdecydowanie. Gość był maszyną. Kiedy po raz drugi przechodziłem do Chelsea w zadebiutowałem w meczu z Manchesterem United na Stamford Bridge. To było kilka minut. Pierwszy mecz w wyjściowym składzie przypadł na spotkanie z City. Yaya był wówczas najlepszym zawodnikiem w Premier League. Był silny, zaskakująco szybki, miał niesamowitą technikę. Wyszedłem na boisko i stwierdziłem, że miał około dwóch metrów wzrostu”.

Na temat swojej przyszłości…

„Pracuję nad uprawnieniami trenerskimi. Ukończyłem kurs UEFA B w Serbii. Teraz chce licencję A w Anglii. W przyszłości chciałbym zarządzać i myślę, że mam ku temu odpowiednie predyspozycje” – zakończył Serb.

Artykuł przetłumaczony ze strony The Athletic.