Kiedy Ruud van Nistelrooy przejmował Leicester City, wielu fanów i obserwatorów łączyły spore nadzieje z osobą holenderskiego trenera. W końcu przychodził chwilę po bardzo udanym okresie czterech spotkań za sterami Manchesteru United, a wcześniej wsławił się mistrzostwem Holandii z PSV Eindhoven. Naturalnie pojawiały się też głosy sceptyczne, ale chyba nawet największe z nich nie zakładały, że z Lisami za kadencji 48-latka będzie aż tak źle. 

Przez 14 godzin można zrobić naprawdę wiele rzeczy. To przecież ponad połowa dnia. Tymczasem dla Leicester to za mało, by zdobyć chociaż jedną bramkę w meczach Premier League. The Foxes ostatni raz trafili do siatki rywali 26 stycznia tego roku, gdy pokonali Tottenham 2:1. Od tamtego czasu notują serię 9 przegranych z rzędu i są o krok od powrotu do Championship. Co najmocniej wpłynęło na tak wielki marazm na King Power Stadium w ostatnich tygodniach? Okazuje się, że składowych jest sporo…

Rzucili biały ręcznik

Samo zdobywanie bramek nie jest jedynym problemem ofensywy sensacyjnych mistrzów Anglii z sezonu 2015/2016. Nie wynika to bowiem z ich nieskuteczności w kluczowych momentach, ale bardzo słabej gry właściwie wszystkich zawodników linii ataku. Zupełnie nie potrafią generować zagrożenia pod polem karnym rywali. Brakuje indywidualnych przebłysków, prób dryblingu, a ataki pozycyjne szybko kończą się niewymuszonymi stratami. Współczynnik xG (oczekiwane bramki) na poziomie 3,60 po ostatnich 760 minutach ligowego, idealnie to potwierdza.

W ostatnim meczu z Newcastle United podopieczni Van Nistelrooya byli całkowitym tłem dla zespołu Srok, który wysokie zwycięstwo 3:0 zapewnił sobie już w pierwszej połowie. Po zawodnikach z King Power Stadium widać było, że są już pogodzeni ze swoim losem i brakuje im odrobiny zapału, by poderwać się do heroicznej walki o ligowy byt. Przydałyby się jednak chociaż pozory takiego zachowania, by móc z honorem powrócić na zaplecze elity, ponieważ na ten moment trudno mówić o tym, by Lisy spadały z twarzą.

—  „Nigdy, ale to przenigdy, nie widziałem takiego marazmu. Nigdy nie widziałem, żeby jakaś grupa rzuciła ręcznik. Wszyscy wiemy, że spadli, oni wiedzą, że spadli, ale trzeba być profesjonalistą. Płacą ci tysiące funtów za bieganie dookoła i niedokonywanie prób odbioru piłki!?” —  stwierdził były piłkarz Leicester, a obecnie ekspert telewizyjny Matt Piper, cytowany przez portal BBC Sport.

Znacie ten moment, gdy w filmie „Rocky IV” Apollo Creed jest niemiłosiernie okładany przez zdecydowanie sprawniejszego i silniejszego Ivana Drago? W narożniku Creeda był wówczas obecny sam Rocky Balboa, który przed walką obiecał, że nie rzuci białego ręcznika do ringu, nawet gdy jego wielki przyjaciel będzie w największych możliwych tarapatach. Włoski Ogier po kolejnej genialnej kombinacji Drago już chwycił za ręcznik, ale uderzenie radzieckiego pięściarza było szybsze. Ostatecznie zabiło ono Creeda. Wydaje się, że w przypadku Leicester rzucenie białego ręcznika nastąpiło zdecydowanie wcześniej niż decydujący cios podczas walki o utrzymanie.

Wielkie fale przegranych

Van Nistelrooy przejął drużynę z rąk Steve’a Coopera, gdy ta plasowała się jeszcze na 16. miejscu w ligowej tabeli. Była więc bezpieczna — nad strefą spadkową. Holenderski szkoleniowiec zdołał utrzymać Leicester na niezagrożonych spadkiem lokatach jedynie przez 6 spotkań.

Sam początek jego pobytu w klubie był naprawdę udany. Najpierw odniósł pewną wygraną nad West Hamem United 3:1 i zdobył bardzo cenny komplet punktów, a w kolejnym meczu wywalczył oczko po remisie z Brighton & Hove Albion. Następnie nadeszła jednak fala przegranych —  najpierw 7 z rzędu i obecnie 8, które całkowicie zniszczyły więcej niż matematyczne szanse na utrzymanie w elicie.

Aktualny bilans Ruuda w Leicester to: 2 zwycięstwa, 3 remisy i 15 porażek.  Oczywiście, w takim przypadku trudno szukać jakichkolwiek sensownych wymówek, ale akurat przykład Leicester pozwala na znalezienie pewnych usprawiedliwień dla trenera pochodzącego z Kraju Wiatraków.

Vardym i Ayew już nie zawojujesz świata

Jeżeli twoimi najskuteczniejszymi zawodnikami są 38-letni Jamie Vardy (zaledwie 8 bramek) oraz 34-letni Jordan Ayew (5 trafień), to trudno liczyć na coś więcej, niż rozpaczliwa walka o ligowy byt. Dodatkowo letnie transfery (Oliver Skipp, Bilal El Khannouss czy Caleb Okoli) zupełnie nie pokładają pokładanych w nich przedsezonowych oczekiwań. Kadra The Foxes zupełnie nie pozwala realnie myśleć o dłuższym zakotwiczeniu w Premier League. I nawet w przypadku klubu, który kilka lat temu z Wesa Morgana, Christiana Fuchsa i Roberta Hutha zrobił defensywę na miarę mistrzów Anglii, tak duży brak piłkarskiej jakości to po prostu za duży ciężar do przezwyciężenia.

Właściwie jedynym pozytywem jest duet bramkarzy Mads Hermansen i Jakub Stolarczyk. Polak udanie zastąpił duńskiego golkipera podczas jego kontuzji. Młodzieżowy reprezentant Biało-Czerwonych zanotował, chociażby wyśmienity występ podczas wygranej konfrontacji z Tottenhamem. Hermansen po powrocie do pełni zdrowia od razu przejął miejsce w wyjściowym składzie i wielokrotnie chronił Lisy przed o wiele większymi blamażami. Wydaje się, że obecnie jest jednym z faworytów do utrzymania się na poziomie Premier League po spadku swojego obecnego pracodawcy.

W kilku fragmentach sezonu mogła podobać się decyzyjność, przebojowość i młodzieńczy dryg Facundo Bounanotte, ale Argentyńczyk dość szybko dostosował się do gry większości swoich partnerów i zdecydowanie przestał już wywierać pozytywny wpływ na ofensywne poczynania 1-krotnych mistrzów Anglii. Podobnie gorsze fragmenty z lepszymi mocno przeplatali James Justin oraz Wilfried Ndidi.

Problem jest głębszy i potrzeba dużych zmian

Do końca sezonu Lisom pozostało już tylko 7 spotkań. Co ciekawe, zmierzą się w nich z trzema najniżej sklasyfikowanymi zespołami całej stawki. Wydaje się, że jedynie bardzo dobre rezultaty w tych konfrontacjach byłyby w stanie skłonić zarząd do pozostawienia Van Nistelrooya na stanowisku menedżera pierwszego zespołu. Już teraz rozglądać mają się za potencjalnym następcą.  W gronie kandydatów wymienia się między innymi 40-letniego Liama Roseniora, który obecnie jest związany z francuskim RC Strasbourg Alsace i uchodzi za spory trenerski talent.

Zmiana trenera nie będzie jednak jedynym wyzwaniem Leicester po zakończeniu tego sezonu. Ich kadra potrzebuje zdecydowanego ulepszenia, odświeżenia oraz poważnego odmłodzenia. Zapewne kolejnym kłopotem okaże się ograbienie z jedynych pozytywów przez ekipy z elity podczas najbliższego letniego okienka transferowego. W ich miejsce również będzie potrzebne sprowadzenie piłkarzy, którzy z miejsca zagwarantują walkę o awans do elity. Trudno bowiem wyobrażać sobie, by Lisy nie starały się o kolejny szybki powrót do Premier League.

Na pewno zmiany powinny być też bardziej długoplanowe, bo krótkowzroczność może spowodować, że z The Foxes zrobi się kolejny klub „jo-jo”, który ciągle balansuje na granicy PL z Championship. Chociaż patrząc na obecną grę i perspektywy Lisów trudno stwierdzić, czy nawet to nie będzie dla nich naprawdę bardzo dużym osiągnięciem…