Jest 12 sierpnia 1974 roku. Ówczesny prezes Liverpoolu, John Smith, zwołuje niespodziewaną konferencję prasową. Podczas niej ogłasza, że siedzący obok niego Bill Shankly, wieloletni menedżer The Reds, decyduje się odejść na emeryturę. W dobie świata bez internetu, Twittera i nowoczesnych serwisów informacyjnych, młody korespondent BBC – Tony Wilson, od razu po konferencji udaje się wraz z kamerzystą do centrum miasta, w okolice dworca kolejowego Lime Street oraz St. George’s Hall. Kolejni zrozpaczeni i zszokowani przechodnie dowiadują się o rezygnacji legendarnego szkoleniowca od dziennikarza, który nagrywa ich reakcje. Niespełna pięćdziesiąt lat później ich dzieci i wnuki poczuły dokładnie to samo, gdy Jürgen Klopp ogłosił, że z końcem poprzedniego sezonu zakończy swoją przygodę na Anfield. Jego miejsce zajął Arne Slot, namaszczony przez poprzednika podczas pożegnania na Anfield poprzez wymyśloną przez niego przyśpiewkę.
Mr. Liverpool
Bill Shankly został szkoleniowcem Liverpoolu, gdy ten od pięciu lat znajdował się w drugiej klasie rozgrywkowej. The Reds nie byli jednak klubem na dorobku i już wtedy mieli na koncie aż pięć tytułów. Szkocki trener wprowadził drużynę z Merseyside do elity i w piętnaście lat zmienił zaniedbany, podupadły klub w klejnot angielskiego futbolu. Popularny Shanks zastał zarośnięte Melwood, a zostawił ośrodek treningowy z prawdziwego zdarzenia. Wymienił przeciętnych zawodników na znalezione w innych drużynach z Wysp perły. Obudował ich utalentowanymi wychowankami i zdobył pierwsze od lat trofea. To za jego kadencji You’ll never walk alone zostało hymnem klubu. To on zdecydował, że The Reds będą grali w całkowicie czerwonych strojach. Krwisty kolor miał wzbudzać popłoch w szeregach przeciwnika i wkrótce okazało się, że w nowym komplecie strojów liverpoolczycy grają lepiej. Pod wodzą Szkota Liverpool trzykrotnie wygrał ligowy tytuł. Zdobył też pierwsze europejskie trofeum – Puchar UEFA oraz włożył do gabloty pierwszy w swojej historii Puchar Anglii. Najważniejsza w ocenie szkoleniowca była jednak więź z kibicami. Ideą Shankly’ego był Liverpool jako największy zespół w Anglii, z fanatycznymi kibicami na The Kop, którzy braliby czynny udział w sukcesach i byli nierozerwalną częścią tożsamości klubu. W Boot Roomie – schowku na korki nieopodal szatni Anfield omawiał taktykę, przeciwników, transfery i plany na przyszłość ze swoimi asystentami, Bobem Paisleyem, Johnem Faganem i Reubenem Bennettem. To oni później zastąpili go w roli najważniejszej osoby na Anfield. Tym wszystkim Szkot zasłużył sobie na pomnik przed Anfield i do dziś jest wspominany jako budowniczy Liverpoolu, jaki znamy dziś.
He made the people happy ♥
On this day in 1959, the great Bill Shankly was appointed Reds manager. pic.twitter.com/hbhzTyZD3J
— Liverpool FC (@LFC) December 1, 2023
The Normal One
Brzmi znajomo? W październiku 2015 roku Jürgen Klopp zastąpił zwolnionego Brendana Rodgersa na stanowisku szkoleniowca Liverpoolu. Niemiecki szkoleniowiec trafił do angielskiego giganta, który w swojej gablocie posiadał 18 mistrzostw kraju i 5 najważniejszych europejskich trofeów. Klopp zastał jednak klub w fazie rozkładu. Skład był pełen przepłaconych ligowych średniaków. Przestarzałe Anfield odbiegało od stadionów reszty czołówki, a ośrodek treningowy w Melwood nie mógł sprostać nowoczesnym standardom. Uśpiony gigant czekał już 25 lat na ligowy tytuł, a fani, mimo że wciąż tworzący wyjątkową atmosferę na trybunach, byli pogrążeni w rozpaczy. Coraz mniej osób w Merseyside wierzyło, że klub da radę wrócić do czasów świetności. Niemiec w swojej pierwszej konferencji prasowej nakazał wątpiącym, by zaczęli wierzyć i obiecał wymarzone mistrzostwo Premier League w ciągu pięciu najbliższych lat. Niemiec dotrzymał obietnicy. Podobnie jak Shankly, wymienił słabe ogniwa składu na nieoszlifowane diamenty, które następnie zmienił w topowych zawodników globu. Odbudował akademię i wygrał upragnioną Premier League oraz Ligę Mistrzów. Za jego kadencji zbudowano nowy ośrodek treningowy, a Anfield stało się nowoczesną areną ze znacznie większą liczbą miejsc. Dla fanów The Reds najważniejsza była jednak relacja, jaką zbudował z nimi Niemiec. Kibice pokochali szkoleniowca z wzajemnością, a „The Normal One” oddał im i reszcie klubu całego siebie. Fani na trybunach obserwowali boiskowy heavy metal. Klopp za to po sukcesach mógł oglądać opanowane przez szaleństwo miasto w czerwonych barwach z poziomu klubowego autobusu. Biorąc to wszystko pod uwagę, porównania Niemca do szkockiej legendy są naturalne.
"It's not important what people think when you come in, it's much more important what people think when you leave." – Jürgen Klopp ❤️ pic.twitter.com/JCp1lmsV7I
— Liverpool FC (@LFC) May 20, 2024
Najlepszy w historii
Jednak ani Shankly, ani Klopp, nie nosili miana najbardziej utytułowanego szkoleniowca w historii The Reds. To wspomniany wcześniej Bob Paisley, który doradzał Shanksowi w Boot Romie stworzył najlepszą drużynę, jaka występowała na murawie Anfield. Paisley był związany z Liverpoolem całe życie i przeszedł wyjątkową drogę po szczeblach kariery. Zaczynał jako zawodnik, a po zakończeniu kariery został fizjoterapeutą. Później był trenerem rezerw, aż awansował na asystenta Shankly’ego. Ostatecznie zastąpił legendę odchodzącą na emeryturę i przerósł najśmielsze oczekiwania kibiców, mimo że początkowo nie chciał zajmować wyższego stanowiska. W przeciwieństwie do żywiołowego i emocjonalnego poprzednika, Paisley był bardziej zrównoważony i chłodny. Jeszcze jako asystent został mózgiem taktycznym sztabu trenerskiego i jako samodzielny menedżer wniósł drużynę na niespotykany wcześniej poziom. W trakcie dziewięciu sezonów Paisley doprowadził Liverpool do sześciu ligowych tytułów, trzech Pucharów Mistrzów i Pucharu UEFA. W sumie Anglik wygrał aż 20 ligowych trofeów. Pod tym względem w przeliczeniu na jeden sezon lepszy w historii angielskiej piłki okazał się dopiero Pep Guardiola. Angielski trener zdominował angielskie podwórko i europejskie salony, a drużyna pod jego wodzą grała najbardziej ekscytującą piłkę na świecie. To dzięki niemu The Reds stali się najbardziej utytułowanym klubem na mapie brytyjskiego futbolu.
Bob Paisley was the first coach to win three #UCL titles. Explore his legacy at Liverpool: https://t.co/Fabuy01Pri pic.twitter.com/ahGI59Uh0a
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) February 14, 2016
Nowy Bob Paisley
Mimo niewątpliwego sukcesu, jaki Klopp osiągnął na Anfield, trudno nie odczuwać niedosytu po zakończeniu jego przygody z Liverpoolem. Każdy fan w momencie zatrudnienia Niemca brałby mistrzostwo i Ligę Mistrzów w ciemno. Tym bardziej w pakiecie z każdym innym możliwym trofeum. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, nie można uciec od gdybania. The Reds byli bowiem wielokrotnie blisko ponownych sukcesów. Zarówno w europejskim czempionacie, jak i na boiskach Premier League, dwukrotnie zabrakło im najmniej, jak tylko możliwe – jednego punktu lub zwycięstwa w finale. Jednak podobnie jak Shankly, Niemiec odbudował pogrążony w przeciętności klub i zbudował podwaliny pod dalsze sukcesy. Arne Slot przejął zespół w kompletnie innym miejscu i odziedziczył narzędzia potrzebne do odniesienia sukcesu w dłuższej perspektywie. Holender jest podobny do Kloppa w wielu aspektach i w Feyenoordzie zbudował wyjątkową więź z kibicami. Jego podejście do futbolu jest jednak inne, o czym wspominają jego byli podopieczni. Nowy szkoleniowiec nie jest zapewne tak dobrym motywatorem, jak The Normal One, ale posiada wiele nowoczesnych idei dotyczących taktyki i przede wszystkim ogromne pokłady energii, której na finiszu zabrakło jego legendarnemu poprzednikowi.
Przed rozpoczęciem obecnego sezonu, w oryginalnej wersji tekstu, która ukazała się na łamach przewodnika kibica Liverpoolu przygotowanego przez naszego redaktora, Karola Kołdeja, życzyłem fanom The Reds, by Arne Slot został nowym Bobem Paisleyem. Osiem miesięcy później mogę z ogromną przyjemnością przeredagować ten wpis i opublikować go ponownie w momencie, w którym The Reds brakuje jednego ligowego zwycięstwa do przypieczętowania ligowego tytułu. Choć Holender zastał po poprzedniku piłkarzy światowej klasy, to mimo wszystko od jego zatrudnienia jedynym transferem do klubu był Federico Chiesa, który często nie łapie się nawet do składu meczowego. Latem eksperci BBC typowali układ top4 w obecnej kampanii i nikt nie przewidział, że The Reds mogą wygrać Premier League. Ba, zaledwie 2 z 30 spodziewało się, że Liverpool skończy na drugim miejscu w tabeli. Nikt nie obstawiał, że drużyna z Merseyside będzie w stanie walczyć o najwyższe cele, a Arne Slot zdobędzie najważniejszy łup już w pierwszym sezonie.

Źródło: BBC
Slot, czyli ekscytująca przyszłość
Liverpool mógł wygrać jeszcze więcej, bo ostatecznie przegrał finał Carabao Cup przeciwko Newcastle i odpadł z Ligi Mistrzów w serii jedenastek przeciwko PSG. To nie zmienia jednak faktu, że mistrzostwo Premier League jest w Liverpoolu absolutnie najważniejszym celem. Holender już w pierwszym sezonie ściągnął z siebie całą presję, która towarzyszyła Kloppowi do pierwszego wielkiego tryumfu i wciąż ciąży na Mikelu Artecie. To ona paraliżowała Pepa Guardiolę po kolejnych porażkach w Lidze Mistrzów, aż do finału w Stambule przeciwko Interowi. Arne Slot w teorii już nic nie musi, a jego kadencja dopiero się zaczęła. Były trener Feyenoordu, w przeciwieństwie do Kloppa, zapowiada jednak, że latem dokona wzmocnień, które sprawią, że Liverpool zawalczy na każdym możliwym froncie. Niemiec zapewne powiedziałby, że zwycięskiego składu się nie zmienia, a drużyna dopiero co wygrała tytuł. Holender za to podkreśla, że The Reds są klubem, który powinien dominować europejski futbol i wygrywać co roku. Jak Liverpool Boba Paisleya.
Po ostatnim meczu poprzedniego sezonu kibice zgodnie stwierdzili, że drugiego takiego jak Klopp już nie będzie. Tak samo jednak wypowiadali się ich dziadkowie pięćdziesiąt lat wcześniej, gdy klub opuszczał Shankly. Co z najlepszym trenerem w historii klubu? Choć na takie słowa może być jeszcze za wcześnie, to pomiędzy Slotem a legendarnym szkoleniowcem można znaleźć wiele podobieństw. Z tego względu ponownie pozostaje życzyć fanom The Reds, by Arne Slot w istocie został nowym Bobem Paisleyem.