Za niecałe dwa miesiące zakończy się 33. sezon Premier League i 126. najwyższej futbolowej dywizji w Anglii. 25 maja po końcowym gwizdku jedni będą fetować mistrzowski tytuł (jak Liverpool), drudzy awans do europejskich pucharów (jak Nottingham Forest), a jeszcze inni bezpieczne utrzymanie w elicie (jak Wolverhampton). Jednak w tym roku do tej drugiej kategorii może trafić rekordowa liczba zespołów. Istnieje scenariusz, w którym w rozgrywkach pod egidą UEFA zagra aż 11 angielskich zespołów.
W zeszłym sezonie sprawa nie wyglądała na skomplikowaną, bowiem najlepsza szóstka standardowo zakwalifikowała się do zrewolucjonizowanych europejskich rozgrywek. Pierwsza czwórka (Manchester City, Arsenal, Liverpool i Aston Villa) dostała się do Ligi Mistrzów, a ekipa z piątego miejsca (Tottenham) otrzymała prawo gry w Lidze Europy. Z kolei szósta lokata (Chelsea) gwarantowała udział w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy.
Należy tutaj wspomnieć, że Anglia miała jeszcze jedno miejsce premiujące grą w Lidze Europy za zwycięstwo w Pucharze Anglii. Gdyby trofeum zgarnął Manchester City, wtedy Chelsea znalazłaby się w LE, a siódme Newcastle United weszłoby do play-offów LKE. Tyle że w finałowym starciu na Wembley z tarczą zszedł Manchester United prowadzony jeszcze przez Erika ten Haga, który zasłużenie wygrał 2:1 w derbowym starciu. Tym samym Czerwone Diabły zakwalifikowały się do drugich co do ważności europejskich rozgrywek mimo dopiero ósmej lokaty w lidze.
🔴 🏆MAN UTD HAVE WON THE FA CUP! 🏆 🔴
It's a thirteenth FA Cup triumph for the Red Devils ✨
FT: Man Utd 2-1 Man City #BBCFootball #BBCFACup pic.twitter.com/3IkIyL4G9l
— BBC Sport (@BBCSport) May 25, 2024
Obecnie sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej. Choć taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny, to istnieje maleńka szansa, że w przyszłym sezonie ujrzymy na Starym Kontynencie nie siedem, a aż 11 angielskich zespołów! Najwyżej sklasyfikowana ekipa z dolnej połówki tabeli Premier League może sobie zagwarantować udział w pucharach, nie triumfując w żadnych z krajowych oraz europejskich rozgrywek, co byłoby nie lada historycznym osiągnięciem.
Anglia będzie beneficjentem tzw. współczynnika EPS
Zacznijmy od podstaw. Tradycyjnie kluby, który zajęły miejsca w pierwszej czwórce najlepszej krajowej ligi świata, dostają z automatu wejściówkę do wprowadzonej od tego sezonu fazy ligowej Ligi Mistrzów. Piąta drużyna wchodzi do Ligi Europy, podobnie jak zdobywca Pucharu Anglii, a triumfator Carabao Cup ma zagwarantowane miejsce w Lidze Konferencji Europy. To daje łącznie siedem drużyn.
Jeśli zwycięzcy krajowych pucharów zakwalifikowali się już do rozgrywek UEFA dzięki wysokiej lokacie w lidze, wówczas kolejne miejsca otrzymują zespoły z miejsc numer sześć i siedem, co zostało przedstawione wyżej odnośnie do kampanii 2023/24. Liverpool wygrał wówczas Puchar Ligi, ale wszedł do LM, więc miejsce otrzymała szósta ekipa z Premier League.
Ze względu na niedawną reformę Ligi Mistrzów, w której zwiększono liczbę zespołów z 32 do 36, dwie krajowe ligi co roku są nagradzane dodatkowym miejscem tzw. European Performance Spot (EPS). W aktualnych rozgrywkach beneficjentami tego rozwiązania są niemiecka Bundesliga oraz włoska Serie A, gdyż to one znalazły się na szczycie wspomnianego rankingu. To otworzyło możliwość rywalizacji w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na Starym Kontynencie Borussii Dortmund oraz Bolognii FC. Ekipa z Signal Iduna Park za chwilę zagra w ćwierćfinale z FC Barceloną. Natomiast drużyna z regionu Emilia-Romania zakończyła swój udział po ośmiu kolejkach.
🏴 England need 1 more win (or 2 draws), in any of the 3 leagues, to be mathematically sure of a bonus Champions League ticket next season.
🇪🇸 Spain also very close after Bilbao eliminated Roma in a direct match-up. Some really weird results need to happen for Spain to miss out. pic.twitter.com/0wseawZlVt
— Nils Mackay (@NilsMackay) March 14, 2025
Obecnie wydaje się niemal pewne, że Premier League i La Liga wyprzedzą pozostałe europejskie ligi, zgarniając po jednym dodatkowym miejscu w Lidze Mistrzów. Matematycznie angielskim klubom brakuje już tylko jednej wygranej lub dwóch remisów, by na 100% wprowadzić piąty zespół. Przewaga nad trzecią Serie A wynosi na ten moment aż 4,3 punktów w klasyfikacji EPS.
Jednak UEFA formalnie przydziela miejsca na tej podstawie dopiero w czerwcu po zakończeniu krajowych rozgrywek (z wyłączeniem lig, w których grają systemem wiosna-jesień jak na przykład norweska Eliteserien) i rozegraniu wszystkich europejskich finałów. Na potrzeby artykułu założymy, że Anglia ma już tę gwarancję. Najlepsza czwórka kwalifikuje się z tradycyjnej ścieżki, a piąty klub wchodzi do Ligi Mistrzów dzięki dodatkowemu miejscu. Aczkolwiek, jeśli Aston Villa lub Arsenal wygrałyby te rozgrywki, przy okazji wypadając z pierwszej piątki, to dostaną osobny bilet do następnej edycji jako obrońcy trofeum.

Szanse na osiągnięcie konkretnej fazy Ligi Mistrzów (dotarcie do półfinału lub finału) lub zdobycia trofeum przez ćwierćfinalistów obecnej edycji. Źródło: Sky Sports.
Premier League z pucharowym hat-trickiem?
To daje już potencjalnie sześciu przedstawicieli. A to nie koniec, bo tych ekip może być nawet siedem. Jeśli Tottenham Hotspur albo Manchester United wygra Ligę Europy (a Ange Potecoglou zawsze zgarnia jakieś trofeum w swoim drugim sezonie), to również oni zagrają w fazie ligowej LM 2025/26. Ani Koguty, ani Czerwone Diabły nie mają już raczej żadnych szans na finisz w TOP 5. Ba, według wyliczeń Opta Stats podopieczni Rúbena Amorima mają obecnie ledwie 8,3% szans na znalezienie się w górnej części tabeli, a Spurs tylko 2,5%!

Szanse na osiągnięcie konkretnej fazy Ligi Europy (dotarcie do półfinału lub finału) lub zdobycia trofeum przez ćwierćfinalistów obecnej edycji. Źródło: Sky Sports.
Potencjalnie siedem ekip w Lidze Mistrzów plus dwie kolejne w Lidze Europy plus jedna w Lidze Konferencji Europy. Daje to łącznie 10. Brakuje jeszcze jednej, więc jak to może się stać, aby w pucharach wystąpiłoby aż 11? Tutaj sprawy stają się jeszcze bardziej skomplikowane.
Warto spojrzeć na krajowe rozgrywki. Aby kwalifikacja do europejskich pucharów mogła „rozciągnąć się” do 11. lokaty, która obecnie okupują piłkarze Crystal Palace (swoją drogą Orły nigdy nie zagrały w Europie), Newcastle United, jako triumfator Pucharu Ligi, musiałoby finiszować na pozycji gwarantującej europejską przygodę w Premier League. Oczywiście, jest to jak najbardziej wykonalne. Jednak należy tutaj przypiąć gwiazdkę, że Sroki (obecnie szóste) mają ledwie cztery punkty przewagi nad 10. Bournemouth. Wisienki tracą tylko pięć oczek do czwartej Chelsea, co pokazuje, jak ściśnięta jest w tym roku stawka.

Szanse na mistrzostwo, TOP 4, TOP 5, górną połowę tabeli i relegacją wśród wszystkich ekip Premier League w obecnym sezonie (stan na 31 marca 2025 r.). Źródło: Sky Sports.
Jak wspomniałem wyżej, zwycięzca Pucharu Anglii kwalifikuje się do Ligi Europy. Tyle że, jeśli drużyna, która wzniesie to trofeum 17 maja na Wembley, również zapewniłaby sobie puchary poprzez ligę np. Manchester City lub Nottingham Forest, to miejsca gwarantujące grę w LE i LKE znów przesuwają się o jeden w dół.
Tutaj jest jeszcze alternatywny scenariusz. Wobec weekendowych porażek Fulham, Brighton i Bournemouth, gdyby po FA Cup sięgneli gracze Crystal Palace, to aby 11. ekipa mogła zagrać w pucharach, piłkarze Olivera Glasnera musieliby wyprzedzić dwa z tych trzech zespołów w tabeli, zajmując 7. lokatę. Jeśli Orły wygrałyby zaległy mecz z ekipą Eddiego Howe’a, to strata do The Cottagers zmalałaby tylko do trzech oczek. A warto wspomnieć, że na ostatnie pięć spotkań odnieśli cztery wiktorie.
Aston Villa z Ligą Mistrzów, Palace z Pucharem Anglii?
Wreszcie, aby klub z dolnej części tabeli miał przyjemność zagrać w jesienne, czwartkowe wieczory, Chelsea musiałaby sięgnąć po Ligę Konferencji Europy w majowym finale we Wrocławiu, równocześnie spadając poza miejsca premiowane pucharami w lidze. The Blues są w tym pucharze zdecydowanym faworytem (triumf tutaj daje automatyczny awans do LE), a ich ostatnia forma w Premier League sugeruje, że scenariusz, w którym osuwają się jeszcze bardziej w tabeli, jest całkiem możliwy.

Szanse na osiągnięcie konkretnej fazy Ligi Konferencji Europy (dotarcie do półfinału lub finału) lub zdobycia trofeum przez ćwierćfinalistów obecnej edycji. Chelsea jest zdecydowanym faworytem tych rozgrywek. Źródło: Sky Sports.
To wszystko musiałoby się wydarzyć do początku czerwca, zanim UEFA zastosuje system EPS. Wszystkie europejskie trofea w rękach angielskich zespołów. Siedem ekip w Lidze Mistrzów, trzy w Lidze Europy i jedna w Lidze Konferencji Europy, co daje aż 11 angielskich ekip w pucharach. To w niewiarygodny sposób pokazałoby siłę, jaką Premier League ma nie tylko w finansach na tle pozostałych lig TOP 5, ale również na boisku.
Zróbmy w tym miejscu małe podsumowanie.
- Liverpool wygrywa swój 20. tytuł mistrzowski na koniec sezonu.
- Manchester City, Arsenal, Nottingham Forest i Newcastle United zamykają pierwszą piątkę. W ten sposób dołączają do The Reds w Lidze Mistrzów (Sroki dzięki miejscu z rankingu EPS).
- Brighton Howe & Albion kończy sezon na szóstym miejscu, awansując do Ligi Europy.
- Pierwsza opcja:
- Crystal Palace udaje się znaleźć na siódmej lokacie, wygrywając przy okazji Puchar Anglii.
- Druga opcja:
- Bournemouth/Fulham/Crystal Palace udaje się znaleźć na siódmej lokacie, a Manchester City/Nottingham Forest wygrywa Puchar Anglii.
- Chelsea dojeżdża na ósmym miejscu, jednocześnie wnosząc trofeum za wygranie Ligi Konferencji Europy, zapewniając sobie awans do LE.
- Aston Villa zajmuje powiedzmy dziewiątą lokatę, ale triumfuje w obecnej edycji Ligi Mistrzów i wraca do rozgrywek jako obrońca tytułu.
- Manchester United lub Tottenham zwyciężają w Lidze Europy, stając się siódmą angielską ekipą w LM. Dodatkowo jakimś cudem meldują się w górnej części tabeli kosztem Fulham/Bournemouth/Fulham i Bournemouth.

Pierwszy scenariusz, w którym 11. miejsce na koniec sezonu Premier League dałoby grę w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy (Puchar Anglii w rękach Palace). Źródło danych: The Athletic.

Drugi scenariusz, w którym 11. miejsce na koniec sezonu Premier League dałoby grę w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy (Puchar Anglii w rekach Man City/Forest). Źródło danych: The Athletic.
Tak więc, dopóki potencjalni zwycięzcy rozgrywek europejskich – Aston Villa, Manchester United / Tottenham Hotspur oraz Chelsea – będą poza miejscami gwarantującymi bezpośredni awans do pucharów z ligi, to 11. pozycja w tabeli Premier League da miejsce w Lidze Konferencji Europy. Oczywiście, potencjalnych zmiennych jest wiele, bo chociażby finalne pozycje Brighton, Fulham i Bournemouth można dowolnie zamieniać.
Aczkolwiek, jeśli spójrzmy głębiej w prawdopodobieństwo, nie wygląda to tak różowo. Choć matematycy Opty dają Chelsea na wygranie LKE są dosyć wysokie (52,3%), to w przypadku Spurs i LE oraz Aston Villi i LM już raczej małe lub znikome (odpowiednio 17,1% i 3%). Szanse na taki potrójny angielski triumf w europejskich pucharach to zaledwie 0,25%.
The Blues mają 6,5% na zakończenie zmagań w Premier League na 8. pozycji, podczas gdy Koguty tylko 2,7% na wejście do górnej połówki tabeli. To tylko pomniejsza przytoczony tutaj procent. Jest jeszcze kilka innych zmiennych, ponieważ Palace przejechali się po Fulham (3:0), meldując się na Wembley. Z kolei Manchester City może zarówno wygrać FA Cup, jak i awansować do Ligi Mistrzów (podobnie jak The Villans).

Tabela Premier League od pierwszego Liverpoolu do 14. Tottenhamu (stan na dzień 31 marca 2025 r.). Źródło: Premier League.
Słabsi też już mogli powalczyć w Europie
Dlatego szanse na przytoczony wyżej scenariusz są iście iluzoryczne. Jeśli jakiś sympatyk Brentford liczy na historyczny awans do Europy, to raczej będzie go czekać spore rozczarowanie. Owszem, ekipy z niższych rejonów tabeli grywały w rozgrywkach pucharowych na Starym Kontynencie, ale wcześniej ułatwiały im to przepisy.
Przez wiele lat ranking UEFA Respect Fair Play, który klasyfikuje federacje na podstawie występów klubów i reprezentacji w rozgrywkach krajowych i międzynarodowych UEFA, dawał prawo gry w Europie. Opiera się on na takich kryteriach jak liczba żółtych i czerwonych kartek, ofensywna gra, szacunek wobec przeciwnika oraz sędziego czy zachowanie przedstawicieli klubu i fanów. Trzy najwyżej sklasyfikowane narodowe związki piłkarskie otrzymywały dodatkowe miejsce w pierwszej rundzie eliminacji do Pucharu UEFA / Ligi Europy.
W taki sposób Ipswich Town pomimo spadku z ligi zagrało w sezonie 2002/03 w ówczesnym Pucharze UEFA, odpadając w drugiej rundzie ze Slovanem Liberec (wówczas nie było fazy grupowej tylko drabinka pucharowa), pomimo spadku sezon wcześniej do Championship. Również dzięki współczynnikowi Fair Play kwalifikował się Manchester City, grając w Europie w trakcie kampanii 2003/04 i 2008/09.
Za pierwszym razem ich przygodę w drugiej rundzie kończyła Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski (dzięki bramce na wyjeździe Sebastiana Mili, bowiem w dwumeczu padł wynik 1:1), a za drugim niemiecki Hamburger SV na etapie ćwierćfinału. The Tractor Boys i Obywatele pozostają jedynymi drużynami, które awansowały do rozgrywek europejskich w ten sposób po zajęciu dziewiątego lub niższego miejsca w Premier League. Dziś to już jednak niemożliwe, bo przepustkę do Europy zamieniono na nagrodę pieniężną.
🇵🇱 Sebastian Mila i jego bomba w meczu Manchester City – Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski (1:1). 06.11.2003❗️
⚽️ Strzelcy bramek: Anelka (5'), Mila (65').
Mija dokładnie 21 lat od tego pięknego piłkarskiego wydarzenia. 👇 pic.twitter.com/ZCML8KWoB7
— Ekstraklasowe Przemyślenia (@EPrzemyslenia) November 6, 2024
Jednak są też inne przypadki. Millwall zagrało w Pucharze UEFA rok później niż ekipa z Portman Road, dzięki dotarciu do finału Pucharu Anglii. Zważywszy na fakt, że Manchester United Sir Alexa Fergusona (z którym przegrali na Millennium Stadium w Cardiff 0:3) wywalczył sobie Ligę Mistrzów poprzez trzecie miejsce w lidze, miejsce w drugich europejskich rozgrywkach przeszło na londyńskiego spadkowicza z Premier League. The Lions musieli już w pierwszej rundzie uznać wyższość węgierskiego Ferencváros. Natomiast wtedy miejsca przechodziły na drużyny z krajowych pucharów, a nie jak obecnie na kolejne zespoły w tabeli Premier League.
Najnowszym przykładem pozostaje europejska kampania Wigan Athletic – niespodziewanego zwycięzcy Pucharu Anglii w sezonie 2012/13 za kadencji Roberto Martíneza. Podobnie jak Wisła Kraków u nas niedawno, wygrywając najważniejszy krajowy puchar i jednocześnie spadając z najwyższej klasy rozgrywkowej, w następnym sezonie ekipa The Latics zagrali w Lidze Europy. Polegli jednak już na zmaganiach w grupie, gdzie ich rywalami były ekipy Rubina Kazań, NK Maribor i SV Zulte Waregem, zajmując ostatnie miejsce.
11 ekip z Premier League w pucharach to jedynie piękny sen
Dwa lata wcześniej w tej samej sytuacji co Wigan, znalazł się zespół Birmingham City, triumfując w Pucharze Ligi i lecąc do Championship. Popularnym The Blues do awansu do fazy pucharowej brakło tylko jednego punktu, przegrywając rywalizację ze Sportingiem Braga oraz Club Brugge. Od czasu powstania Premier League w 1992 roku 22 kluby, które zajęły ostatecznie w lidze miejsce dziewiąte lub niższe, a nawet rywalizowały w Championship, z różnych względów zagrały w europejskich pucharach. Oczywiście większość poprzez końcowy triumf lub uczestnictwo w finale Carabao Cup czy Pucharu Anglii.
How Wigan Athletic won the 2013 FA Cup 🏆
[THREAD] pic.twitter.com/ZDQdWyHKGf
— Emirates FA Cup (@EmiratesFACup) November 23, 2021
Aczkolwiek, skoro takie Birmingham City czy Wigan Athletic jakimś cudem udało się zaliczyć mniej lub bardziej udaną przygodę na Starym Kontynencie, dlaczego by nie wierzyć, że 11. ekipa Premier League też nie może tego dokonać? Nawet jeśli żartobliwie można stwierdzić, że ta szansa w praktyce jest równa „mniej niż zero”. Ujrzeć na własne oczy tyle angielskich klubów w Europie to miód na serce każdego fana najlepszej krajowej ligi świata.
Myślę, że takie Brentford czy Fulham spokojnie mogłoby o taki ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy powalczyć, skoro na tym etapie grają aż dwa polskie zespoły. A umówmy się, jakkolwiek dobrego sezonu nie miałby Jesús Imaz, Yoane Wissa czy Bryan Mbeumo to wciąż zawodnicy przynajmniej o klasę lepsi.