Kiedy w październiku ubiegłego roku Thomas Tuchel został ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji Anglii, przed niemieckim trenerem postawiono jasny i wyraźny cel. Kontrakt byłego menedżera Chelsea obejmuje tylko jeden cykl turniejowy, dlatego Tuchela interesuje wyłącznie triumf w Mistrzostwach Świata w 2026 roku. Angielska kadra po udanych latach pod wodzą Southgate’a, które nie przyniosły jednak zdobycia żadnego trofeum, potrzebowała prawdziwego zwycięzcy, który wreszcie zapełni gablotę.
Mimo że od ogłoszenia minęło już kilka dobrych miesięcy, dopiero w ubiegły poniedziałek Thomas Tuchel po raz pierwszy mógł przywitać swoich podopiecznych na zgrupowaniu i poprowadzić sesję treningową. Wszystko przez to, że Niemiec oficjalnie rozpoczął pracę w federacji od 1 stycznia 2025 roku. W ubiegłym roku, mimo że już było wiadome, że zostaje nowym selekcjonerem, nie prowadził drużyny w jesiennych meczach Ligi Narodów. Patrząc na to, jak mało czasu pozostało do Mistrzostw Świata, dla wielu ta decyzja była niezrozumiała. Tuchel poświęcił więc oficjalnie trzy miesiące, by jak najlepiej przygotować się do swojego pierwszego zgrupowania i rozpocząć nowy etap w swojej trenerskiej przygodzie.
Budowanie bazy zawodników
Pierwszym i najważniejszym elementem budowy reprezentacyjnej drużyny przez nowego selekcjonera jest stworzenie jak największej bazy zawodników. To z tej szerokiej listy następnie wybierani są gracze, którzy w danym momencie najbardziej zasługują na przyjazd na zgrupowanie. Praca w Chelsea w przeszłości z pewnością znacznie wpłynęła na znajomość Tuchela rozgrywek Premier League oraz angielskich zawodników. Według informacji angielskich dziennikarzy Niemiec stworzył wstępną listę 55 zawodników, których obserwuje i bierze pod uwagę w przypadku wysyłania powołań.
Dla Tuchela niezwykle istotny był kontakt do piłkarzy. Niemiec regularnie dzwonił do zawodników, których bierze pod uwagę w kontekście powołań. Nowa era w kadrze oznacza dla wielu czystą kartę. Nawet dla zawodników, którzy pod wodzą Southgate’a nie byli brani pod uwagę lub nie chcieli grać w reprezentacji. Idealnym przykładem jest obrońca Arsenalu Ben White, który zdaniem Tuchela wyraził chęć powrotu do reprezentacji.
– „Ben chciałby wrócić do drużyny. Myślę, że na teraz jest trochę za wcześnie, biorąc pod uwagę powagę kontuzji, której doznał. Jesteśmy zaszczyceni, że możemy z nim rozmawiać, zachwyceni, że wrócił na ławkę po kontuzji. Teraz chodzi tylko o zdobycie minut oraz rytmu. Najważniejsze jednak, że on chce wrócić do kadry” – mówił w jednym z wywiadów Tuchel.
A first training session as #ThreeLions head coach 🏴 pic.twitter.com/ngxD7GRgJl
— England (@England) March 17, 2025
Regularne telefony
Regularne rozmowy z piłkarzami nie były tylko okazją do przedstawienia się, ale też sygnałem, że są obserwowani i mają szansę myśleć o reprezentowaniu kraju na międzynarodowych arenach. Po zakończonym meczu Crystal Palace z Ipswich Town, które odbyło się na początku marca, Dean Henderson zdradził, że Tuchel wysłał do niego przed meczem wiadomość, że będzie na stadionie i życzył mu powodzenia. Podobny przekaz otrzymali jego koledzy z zespołu: Adam Wharton, Marc Guéhi i Eberechi Eze. Jordan Pickford również zdradził, że rozmawiał przez „FaceTime” z nowym selekcjonerem. Nowa twarz w reprezentacji Dan Burn dodał, że Tuchel wysłał do niego wiadomość o 22 i przy okazji humorystycznie zrugał go, że ten nie jest jeszcze w łóżku.
– „Skontaktował się z bardzo wieloma zawodnikami, to naprawdę imponujące. To tylko potwierdza, jak bardzo mu zależy” – mówił dziennikarzom dyrektor FA Mark Bullingham. Tuchel przez wielu jest krytykowany, że nie stara się wystarczająco, że nie ma go na meczach i z reguły więcej czasu spędza w Niemczech. Bullingham jednak temu stanowczo zaprzecza. – „Wywarł naprawdę silny wpływ. Naprawdę od razu wziął się do roboty, widzieliście go na meczach. Zintegrował również niewielką liczbę swoich współpracowników, których sprowadził ze sobą do SGP (St George’s Park, siedziba reprezentacji Anglii), dużo tam przebywał i spędzał czas z pracownikami federacji.”
Tuchel oprócz regularnego kontaktowania się z piłkarzami oraz analizowaniem ich gry, starał się oglądać ich na żywo. Część opinii publicznej na Wyspach otwarcie go jednak krytykowała, że nie uczęszcza na wystarczająco dużą liczbę spotkań. Niemiec ma jednak na ten temat inny pogląd. Tuchel w ostatnich 9 tygodniach oglądał łącznie 25 spotkań na żywo.
Lepiej jeden mecz na żywo czy trzy w telewizji?
Obecność Tuchela na stadionach podczas meczów Premier League wywołała w Anglii sporą burzę. Niemcowi zarzucano, że za rzadko ogląda na żywo swoich piłkarzy. Można tylko przypuszczać, że duża część negatywnych opinii pochodzi od osób, które od początku są wrogo nastawione do osoby Niemca na stanowisku selekcjonera reprezentacji Anglii. Były menedżer Chelsea pojawiał się regularnie na meczach, a kolejne ogląda także w telewizji. Tuchel na stałe mieszka w Londynie, ale kiedy ma chwilę, odwiedza swoją rodzinę w Niemczech. Tam również wykonuje jednak swoje obowiązki, oglądając spotkania.
– „W weekendy, kiedy gra Premier League i nie jestem na stadionie, oglądam co najmniej pięć meczów na szerokokątnym ekranie. Mogę obejrzeć wtedy więcej meczów, niż kiedy idę na stadion, ponieważ jeśli idę na stadion w sobotę, nie widzę meczu przed i po. Wszyscy mówią mi, że łatwiej jest oglądać mecze w domu, niż na żywo na stadionie. Daje ci to szansę na oglądanie szerokokątne, daje ci szansę na oglądanie pod kątem taktycznym, daje ci szansę na łatwe obejrzenie do trzech meczów dziennie, czego nie mogę zrobić, jeśli podróżuję przez Londyn i jadę do Brighton” – mówił Tuchel, odpowiadając na krytykę.
Część opiniotwórców na Wyspach celowo pomija chyba fakt, że obecnie trenerzy mają dostęp do najlepszych platform i mogą spokojnie obejrzeć kilka meczów w ciągu jednego dnia lub skupić się tylko na akcjach pojedynczego zawodnika. Tuchel z pewnością pojawiał się na stadionie najczęściej jak mógł. Kiedy jednak nie był obecny, nie unikał wykonywania swoich obowiązków. A właśnie taką narrację na siłę chce sprzedać część ekspertów piłkarskich oraz angielskich kibiców.
Stara gwardia czy świeża krew?
Kiedy temat oglądania meczów i telefonów do piłkarzy zszedł wreszcie na boczny tor, przyszedł czas na pierwsze powołania. Tuchel, jak można było się spodziewać, będzie chciał zaskoczyć. Tak też się stało. Niemiec zdecydował się na przywrócenie do kadry Marcusa Rashforda, ale też Jordana Hendersona. Kiedy obecny gracz Ajaksu Amsterdam nie znalazł się w ubiegłym roku na wstępnej liście graczy na Mistrzostwa Europy, wydawało się, że jego kariera reprezentacyjna dobiegła końca. Tuchel widocznie chce ją ponownie obudzić do życia.
W kadrze znalazło się też miejsce dla dwóch debiutantów. Pierwszym został Dan Burn, który w niedzielę przyczynił się do zdobycia przez Newcastle United pierwszego trofeum od 56 lat. Burn otrzymał swoje pierwsze powołanie w wieku 31 lat. Niemiecki selekcjoner niedowierzał, że nikt wcześniej nie chciał skorzystać z usług tego doświadczonego obrońcy z Blyth. Drugim świeżakiem został Myles Lewis-Skelly. Wychowanek Arsenalu pokazał w tym sezonie, że potrafi świetnie sobie radzić na poziomie Premier League, mimo młodego wieku. Zdaniem angielskich dziennikarzy Tuchel wahał się, czy to powołanie do seniorskiej kadry nie jest zbyt pochopną decyzją. Mała liczba dostępnych opcji przekonała jednak Niemca, by zaprosić 18-latka do SGP.
Our latest #ThreeLions call-ups 🆕🦁 pic.twitter.com/35Y1orcfvg
— England (@England) March 17, 2025
Powołanie Jordana Hendersona jasno wskazuje natomiast, że Tuchel będzie chciał opierać zespół na doświadczonych piłkarzach. Takich, którzy wiele wniosą na boisku, ale przede wszystkim także poza nim. Selekcja Hendersona, ale też Burna pokazuje, że Niemiec widział w tym elemencie spory deficyt. Był on zresztą widoczny zwłaszcza na Mistrzostwach Europy w Niemczech, gdzie Southgate zabrał bardzo młodą drużynę. Ta nie radziła sobie z krytyką i nieprzychylnymi opiniami o ich występach, jakie masowo płynęły z Wysp.
Niech przemówi boisko
Tuchel ma za sobą naprawdę pracowite miesiące. Mimo że wielu chce, by było zupełnie inaczej. Niemiec miał sporo czasu, by przygotować się do swojego pierwszego zgrupowania. Sam wielokrotnie w wywiadach mówił, że brakuje mu już zapachu trawy na boisku. Będzie musiał teraz odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Z ograniczonym czasem, małą ilością treningów i maksymalnym nastawieniem na wynik. Tuchel jak najszybciej musi zacząć wyciskać z cytryny o nazwie „reprezentacja Anglii” jak najwięcej soku.
Dotąd poświęcał czas na budowanie bazy zawodników, poznawanie ich oraz kształtowanie relacji. Niemiec zadomowił się już na St George’s Park, a w lutym odwiedził nawet księcia Williama na zamku w Windsorze. Jak widać, Tuchel nie próżnował i starał się jak najskuteczniej wkupić w angielską kulturę piłkarską. Były trener Chelsea chce stać się człowiekiem, który przyniesie Anglii pierwszy sukces od 1966 roku. Na razie musiał walczyć z dziennikarzami, kibicami, którzy zarzucali mu, że nie jeździ na mecze i nie chce śpiewać hymnu.
Teraz może już w pełni skupić się na boisku. Pierwszym testem będzie piątkowy mecz z Albanią, który zostanie rozegrany na Wembley. Czas na prawdziwe granie. Misja Mistrzostwa Świata w 2026 roku oficjalnie się rozpoczyna. Czas pokaże, czy zakończy się ona zgodnie z wizją Tuchela — Harrym Kanem unoszącym tytuł Mistrza Świata na stadionie MetLife Stadium w Nowym Jorku.