Nie da się ukryć, że Steve Cooper nie najlepiej sobie radził, odziedziczając ekipę Leicester City po Enzo Maresce. Były opiekun Swansea czy Nottingham Forest nie potrafił zaszczepić ani jakieś specjalnej filozofii w ofensywie, ani nie sprawił, że drużyna stała na defensywnych podwalinach. Jednak w momencie jego zwolnienia drużyna znajdowała się nad strefą spadkową. Ruud van Nistelrooy, który przybył na King Power Stadium, aby go zastąpić, miał zrobić krok do przodu, znacząco oddalając perspektywę relegacji. Jednak po trzech miesiącach Holendra u sterów sytuacja Lisów jest wręcz katastrofalna.

Pierwsza myśl – byle nie przegrać

Na konferencji prasowej przed czwartkowym spotkaniem z West Hamem Ruud van Nistelrroy oświadczył, że „wie, jaki kontrakt podpisał i do kiedy on obowiązuje”. Holender chciał w ten zasugerować, że nawet w przypadku spadku Leicester City do Championship zamierza wypełnić umowę, pozostając w klubie. Jednak po kolejnym, fatalnym występie jego piłkarzy na Lodnon Stadium być może trzeba będzie mu wybaczyć zmianę zdania, gdy zdecyduje się odejść.

Być może zdanie w tej sprawie wcześniej zmieni zarząd klubu. Ledwie trzy miesiące temu szefowie Lisów parafowali z nim umowę do końca czerwca 2027 roku, wierząc, że 48-latek poradzi sobie lepiej niż wspomniany wyżej Cooper. Aczkolwiek, zamiast wyciągnąć drużynę z kryzysu, Ruud van Nistelrooy przegrał 12 z ostatnich 13 ligowych meczów.

Fakt, zespół z King Power Stadium nie radził sobie zbyt dobrze w pierwszych 12 kolejkach, gdy za sterami zasiadał poprzednik. Co prawda, w momencie, gdy zrezygnowano z Anglika, drużyna znajdowała się nad kreską. Natomiast mogło to nieco tuszować słabą postawę, ponieważ od wówczas 18. Ipswich Town dzielił ich tylko jeden punkt. Tyle że o ile wtedy ewentualne problemy stanowiły co najwyżej pęknięcia, to dziś za kadencji nowego szkoleniowca mówimy już o prawie całkowitym rozpadzie. Piłkarzom brakuje już wiary i woli walki, by jeszcze powalczyć o utrzymanie.

Znowu będziemy musieli się podnieść i spróbujemy to uczynić. Wciąż jesteśmy w walce [o uniknięcie spadku], matematycznie wciąż tam jesteśmy. Będziemy walczyć tak długo, jak to będzie możliwe, Znamy sytuację, znamy naszą pozycję w tabeli, ale wiemy, że w futbolu wszystko może się szybko zmienić”.

Widziałem dzisiaj dwie różne połowy. Pierwszą połowę, w której staraliśmy się nie przegrać, i drugą połowę, w której staraliśmy się wygrać. To jest niestety sytuacja, w której się obecnie znajdujemy. Pewność siebie jest niska i jej brak był widoczny. Dlatego później nastawienie jest takie, aby przede wszystkim nie przegrać. Dzięki Bogu w drugiej połowie zrzucili ten ciężar z głowy i starali się wygrać. Tyle że byliśmy już wtedy w bardzo trudnym położeniu” – mówił van Nistelrooy po końcowym gwizdku przeciwko West Hamowi.

Van Nistelrooy nie jest jedynym winnym tej sytuacji

Mając świeżo w pamięci katastrofalne starcie tydzień wcześniej z Brentfordem u siebie (0:4), Holender na pewno oczekiwał lepszej reakcji ze strony swoich graczy. Więcej sportowej złości, ale i koncentracji zarówno w defensywie, która popełniania koszmarne błędy w kryciu, jak i ofensywie, marnującej dogodne okazje. Przed pierwszym trafieniem ze strony podopiecznych Thomasa Franka Lisy bowiem oddały aż trzy strzały na bramkę Marka Flekkena, a Jamie Vardy zmarnował sytuację sam na sam.

Tymczasem zespół zagrał tak, że niektórzy fani mogliby się zastanawiać, czy w ogóle im jeszcze zależy. Zwłaszcza przed przerwą po golu Tomáša Součka bywały momenty, w których wydawało się, że prawie zrezygnowali z pogoni i walki o powrót do gry. W aktualnym sezonie West Ham rzadko miał szansę zgarnąć komplet oczek w tak komfortowych warunkach, jak ostatnio. Młoty po raz pierwszy od grudnia 2023 roku wygrały na własnym terytorium, zachowując czyste konto.

Po tak tragicznej serii każdy menedżer znalazłby się na cienkim lodzie. Jednak w przypadku sympatyków Leicester jest jeszcze trochę współczucia dla byłego znakomitego snajpera. Wielu rozumie, że odziedziczył on nieprzygotowaną pod kątem kadrowym drużynę, by móc rywalizować w Premier League.

Zamiast tego ich gniew jest skierowany w większym stopniu na tych, którzy podejmowali decyzje, bezpośrednio prowadzące klub na skraj drugiego spadku w ciągu trzech sezonów. Głównie w kierunku dyrektora ds. sportowych Jona Rudkina i prezesa Khun Topa, którzy odpowiadają za nominacje kolejnych menedżerów i transfery do seniorskiego zespołu.

Nie otrzymał też prawie żadnego wsparcia w styczniowym okienku transferowym. Do kadry dołączył jedynie Woyo Coulibaly z włoskiej Parmy za 3 miliony funtów, podczas gdy Wolves i Ipswich wydały odpowiednio 42,6 milionów i 21,5 miliona (plus wypożyczenia Julio Enciso i Bena Godfreya). Wciąż brakuje odpowiedniej głębi na środku defensywy i na skrzydłach. Brakuje odpowiedniego zmiennika dla wiekowego Vardy’ego, a wobec listopadowej kontuzji Abdula Fatawu również kreatywności i dyktowania tempa w drugiej linii.

Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy wobec tak fatalnej serii w gabinetach rozważa się zwolnienie 45-latka? W ciągu ostatnich kilku kampanii były kluby jak chociażby Leeds United, które dokonały dwóch zmian menedżerów w ciągu jednego sezonu (Javi Garcia za Jessiego Marscha oraz Sam Allardyce za Garcie), ale w bieżących rozgrywkach jeszcze nikt nie zdecydował się na taki ruch.

A gdyby tak udało się przekonać Pottera?

Leicester ma też przed sobą piekielnie trudny terminarz. Chelsea (wyjazd), Manchester United (dom), Manchester City (wyjazd), Newcastle United (dom), Brighton Howe & Albion (wyjazd) i Liverpool (dom). W dodatku koszt usunięcia z menedżerskiego fotela Ruuda miałby negatywny wpływ na wysiłki klubu, aby przestrzegać zasad PSR. Czy taka roszada coś by tutaj zmieniła? Kto byłby dostępny i chętny, by przyjść na tym etapie rozgrywek? Czy potrafiłby dokonać zauważalnej zmiany z tą samą kadrą? Pytań zdecydowanie więcej niż odpowiedzi.

Kaprysem losu jest fakt, że ta ostatnia porażka w stolicy Anglii wydarzyła się przeciwko piłkarzom Grahama Pottera. Były opiekun Mew dwukrotnie stanowił obiekt westchnień ze strony władz klubu. Raz zaraz po zwolnieniu Brendana Rodgersa, kiedy drużyna walczyła o życie w Premier League. Drugi raz zeszłego lata, gdy zaraz po awansie Enzo Maresca zamienił King Power Stadium na Stamford Bridge. Za każdym razem jednak ten niechętnie spoglądał w kierunku oferty Lisów. Dziś po czasie można stwierdzić, że w przeciwieństwie do obecnego szkoleniowca Mistrzów Anglii z 2016 roku Potter zdołał wywrzeć wyraźny wpływ na Młoty.

Zaraz po dołączeniu do nowej drużyny zorganizował indywidualne spotkania twarzą w twarz ze wszystkimi zawodnikami seniorskiej kadry. Sprawił, że młodsi gracze w większym wymiarze poczuli się częścią zespołu – na przykład 19-letni Oliver Scarles na stałe wskoczył do wyjściowej jedenastki na lewe wahadło. A jego jasny i klarowny przekaz dotyczący zwłaszcza gry w defensywie sprawił, że po raz pierwszy od listopada West Ham zaliczył dwa czyste konta z rzędu w Premier League (1:0 z Arsenalem2:0 z Leicester). Ani razu Młoty również nie straciły w ligowym starciu trzech bramek, co za Julena Lopeteguiego zdarzyło się aż ośmiokrotnie.

Kiedy Van Nistelrooy przybył do East Midlands, starał się prowadzić podobną politykę. Angażował niektórych zawodników z drużyny U21 w treningi swojego pierwszego zespołu. Włączył nawet 15-letniego Jeremy’ego Mongę do meczowego składu w przegranym w kontrowersyjnych okolicznościach meczu Pucharu Anglii na Old Trafford. Jego komunikacja także pozostawała jasna i bezpośrednia. On sam wydaje się wciąż wzbudzać respekt w szatni, chociaż po występie na London Stadium można nieco kwestionować tę opinię.

Najgorsza ofensywa Premier League

Natomiast główną różnicą między nimi jest pragmatyzm bardziej doświadczonego trenersko kolegi po fachu. Potter szukał właściwych ustawień w swoim systemem, decydując się ostatecznie na wariant 5-3-2 z Jarrodem Bowenem i Mohamedem Kudusem w roli napastników. Ta formuła wypaliła w ostatnim czasie. W momencie jego zatrudnienia West Ham miał dziewięć punktów przewagi nad Lisami, a dziś to już 16 oczek.

A jaką formułę wypracował Van Nistelrooy przez ten czas? 48-latek na swojej powitalnej konferencji prasowej twierdził, że nie należy do grona piłkarskich romantyków, na siłę trzymających się jednej filozofii futbolu. Mimo to Holender wydaje się całkowicie oddany dobrze mu znanemu systemowi z pracy w PSV Eindhoven, który przyniósł mu dwa trofea w kampanii 2022/23 – 3-2-2-3, będąc w posiadaniu piłki, i 4-4-2 w fazie defensywnej.

Tyle że w swojej ojczyźnie mógł polegać z przodu na takich graczach jak Jarrad Branthwaite, Ibrahim Sangaré, Cody Gakpo, Noni Madueke, Johan Bakayoko czy Xavi Simons. Tutaj zwyczajnie ciężko znaleźć jednego piłkarza porównywalnego talentem do tej szóstki.

Zespół krwawi na obu końcach boiska. Leicester pozostają czerwoną latarnią ligi, jeśli chodzi o liczbę oddanych strzałów (9,15) i strzałów celnych na mecz (3,08). Nawet Southampton ma oba wskaźniki wyższe (odpowiednio 9,54 oraz 3,12). Do spółki z Ipswich Town Lisy mają najniższą liczbę oczekiwanych trafień na 90 minut równą tylko 0,93. Dla porównania Wolves plasujące się na bezpiecznej 17. lokacie może się pochwalić wynikiem 1,13. Ekipa Ruuda również zamyka stawkę w lidze, jeśli chodzi o uderzenia po stałych fragmentach gry – w 26 kolejkach oddały ich jedynie 56, gdy znajdujący się bezpośrednio nad nimi w tej klasyfikacji Święci oddali aż 10 więcej.

W ostatnich tygodniach ustanowili również nowy, niechlubny rekord Premier League, ponosząc sześć kolejnych porażek na własnym terenie bez zdobytej bramki. Do sieci trafili zaledwie czterokrotnie w ostatnich 11 seriach gier. Wynik iście przerażający. Van Nistelrooy oparł zespół na jeszcze niższym posiadaniu piłki niż Coopera, wciąż nadmiernie polegając głównie na niskim bloku i kontratakach, które swoją drogą i tak są cholernie nieskuteczne. Lisy stanowią ewenement w skali ligi, ponieważ pozostają jedyną ekipą bez zdobytej bramki z szybkiego ataku w obecnym sezonie (w liczbie strzałów z kontry też plasują się na ostatnim miejscu).

Naprawdę ciężko znaleźć ich dobry mecz w ofensywie poza starciem z Tottenhamem (2:1) i pucharową potyczką z Queens Park Rangers (6:2). Nawet w przypadku premierowej wygranej z West Hamem u siebie (3:1) należy uczciwie przyznać, że był to zbieg szczęśliwych okoliczności. Młoty oddały 31 strzałów, kreując xG na poziomie 3,1.

Nie jesteście godni nosić tych barw

Jak podawał wówczas Opta Analyst, żadna drużyna w ostatnich siedmiu sezonach nie oddała większej ilości uderzeń, jednocześnie schodząc z murawy na tarczy. Cuda pomiędzy słupkami wyczyniał Mads Hermansen, który wybronił siedem uderzeń. Danny Ings trafił po drodze w słupek. Strzał Crysencio Summerville’a został wybity z linii bramkowej, a VAR anulował gola Tomáša Součka, co podkreśla czuwające tamtego wieczoru wsparcie z niebios.

Gra w defensywie również pozostaje w opłakanym stanie, zachowując ledwie jedne czyste konto przez cały sezon (1:0 z Bournemouth, przy czym Wisienki i tak wykreowały 2,1 xG). Od kiedy Ruud przejął zespół, ten stracił w ciągu 13 kolejek aż 32 bramki – najwięcej spośród wszystkich ekip w Premier League. Ich rywale kreują średnio 1,92 xG na mecz, co jest trzecim wynikiem od końca, oddając 16,58 uderzeń – tutaj lepsi są tylko od Soton, Brentford i West Hamu. Tragicznie bronią stałe fragmenty, będąc przedostatnim, jeśli chodzi o strzały (4,54) i xG (0,45) przeciwników ze stojącej piłki.

Tylko jak te liczby mają wyglądać choćby odrobinę lepiej, jak dopuszczają do 34,5 kontaktów z piłką we własnej szesnastce na 90 minut – mniej jedynie od piłkarzy Thomasa Franka (35,54) i Ivana Juricia (35,62). Nic dziwnego, że aż 72,16% uderzeń lecących na bramkę Hermansena pochodzi z obszaru pola karnego – czwarty wynik od końca w lidze.

Wspomniane problemy w tyłach dały dobitnie o sobie znać przy okazji wysokiej porażki z Brentford. Mecz przeciwko Pszczołom po niezłym otwarciu przerodził się w litanię podstawowych błędów w obronie. Przy pierwszej bramce linia defensywna stała wręcz nieruchomo, gdy zza ich pleców wyskoczył Yoane Wissa, wykorzystując techniczną wrzutkę od Mikkela Damsgaarda. Przy drugiej na raz dał się wzwieść Victor Kristiansen, dzięki czemu Bryan Mbeumo mógł zejść na swoją silniejszą lewą nogę.

Z kolei przy trzeciej Christian Nørgaard bez problemu mógł wbiec w wolną przestrzeń przy okazji rzutu wolnego. Po czwartej bramce tego ponurego wieczoru dla Leicester Hermansen i Boubakary Soumare po sprzeczce musieli zostać rozdzieleni przez kolegów z drużyny i sędziego. Po ostatnim gwizdku, gdy część kibiców krzyczała z trybun „Nie jesteście godni nosić tych barw” nikt już chyba nie miał wątpliwości, że tej ekipie brakuje jakości do rywalizacji w najlepszej krajowej lidze świata.

Skąd ta niechęć do zmian, panie Van Nistelrooy?

Dla holenderskiego menedżera również trochę blado wpada porównanie z poprzednikiem. Cooper punktował na poziomie 0,83 punktu na mecz, Van Nistelrooy jedynie 0,5. Za kadencji Anglika zespół strzelał 1,3 bramki na 90 minut, tracąc 1,9 bramki. Za Ruuda do bramki wpada średnio jedynie 0,71 gola, podczas gdy ekipa Lisów traci 2,4 goli. Również liczba oczekiwanych trafień jest niższa – z 1,03 spadło do 0,92. Na korzyść byłego szkoleniowca PSV można zapisać tylko wyższą liczbę udanych podań (374,4 do 332,7). Miała być poprawa, a tymczasem nie działa zupełnie nic.

Nie można mu odmówić, że nie podejmował żadnych prób, aby odwrócić ten stan rzeczy. Szukał zbalansowanego duetu środkowych obrońców.  Jednak ani Wout Faes, ani Conor Coady, ani Jannik Vestergaard, ani Caleb Okoli nie grzeszą solidnością. Zwłaszcza postawa Duńczyka, który latem podpisał nowy kontrakt na prośbę Mareski, woła o pomstę do nieba. Po każdym straconym golu wrzeszczy na kolegów, nigdy nie widząc winy w swojej postawie. Choć koordynacja Faesa też pozostawia wiele do życzenia…

Aczkolwiek, trudno nie odnieść wrażenia, że van Nistelrooy wciąż wierzy w podstawowy skład. Dokonał 23 zmian w wyjściowej jedenastce (licząc z kolejki na kolejkę), co daje 13. wynik w lidze. Po drodze pojawiały się też wątpliwe decyzje jak przesunięcie do roli rezerwowego wypożyczonego z Brighton Howe & Albion Facundo Buonanotte – jednego z najbardziej kreatywnych graczy w kadrze.

Patrząc na serię negatywnych wyników, jego niechęć do zmiany systemu gry również wydaje się dziwna. Ruud van Nistelrooy może nie ma zbyt bogatego doświadczenia, bowiem pracował tylko w Eindhoven i przez kilka spotkań jako tymczasowy opiekun Czerwonych Diabłów. Natomiast musi zdać sobie sprawę z jednej rzeczy – jeśli nic nie zmieni, to jak mają się odmienić osiągane rezultaty przez jego zespół?

W tym momencie on i Leicester mają naprawdę niewiele do stracenia, po prostu próbując. Nikt w historii Premier League nie utrzymał się, mając zaledwie 17 punktów po 27 kolejkach. Holender jako pierwszy menedżer w angielskiej elicie przegrał sześć razy z rzędu u siebie bez zdobycia choćby jednej bramki. Od kiedy przejął zespół, tylko Southampton punktuje gorzej (5 oczek Świętych do 7 Lisów). Gorzej już być chyba nie może…

Spadek to czas trudnych decyzji

Na King Power Stadium przychodzi czas decyzji, bo choć może tli się jeszcze iskierka nadziei, nawet pomijając piekielny terminarz Lisy i tak ponownie lecą do Championship. Czy to Ruud powinien dalej prowadzić drużynę i walczyć o powrót do elity? Czy on sam tego chce, mimo zapowiedzi medialnych, że tak jest? Jak przeprowadzić przebudowę składu? Kogo sprzedać i jaką cenę ustalić? Czy to czas, by rozbudowywać stadion? Uda się zapełnić 40-tysięczny obiekt starciami ze Swansea, Millwall czy Watfordem?

Najbliższe sześć kolejek dla Leicester City to gigantyczne wyzwanie, bowiem Lisy mają najcięższy terminarz w lidze. Źródło: Premier League.

Ostatnio widziałem wpis jednego z fanów Leicester, że być może 48-latek ma rękę na pulsie, gdyby Manchester United zdecydował się zwolnić Rúbena Amorima. Gdyby tak się stało, jestem przekonany, że w mgnieniu oka spakuje walizki i wyjedzie z East Midlands. Jednak do tego czasu Van Nistelrooy z pewnością musi zacząć eksperymentować z tymi, których chce (lub klub chce) zatrzymać, a co najważniejsze, z tymi, którzy mają chęci, by walczyć o kolejną promocję.