Manchester United od lat poszukuje napastnika, który będzie rozwiązaniem problemów w ofensywie. W 2023 roku Czerwone Diabły uznały, że takim kimś jest, a przynajmniej ma być, Rasmus Hojlund. Dołączenie Duńczyka do zespołu było naprawdę obiecujące, a jego debiutancki sezon na Old Trafford napawał optymizmem. 22-latek w 43 występach dla Manchesteru United zdobył 16 bramek, dokładając do tego dwie asysty. Czar prysł jednak w obecnej kampanii. Duńczyk nie dość, że przestał zdobywać bramki, to stał się wręcz ciężarem w ataku Czerwonych Diabłów. Pytanie brzmi, co się zmieniło?

Na wstępie warto cofnąć się do 5 sierpnia 2023 roku, czyli dnia, w którym Rasmus Hojlund został zawodnikiem Manchesteru United. Duńczyk trafił na Old Trafford za niespełna 74 miliony euro, co od razu windowało oczekiwania. Dla samego 22-latka były to jednak okoliczności łagodzące, a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie po reakcji znacznej części kibiców czy ekspertów. Zanim Hojlund zdążył zadebiutować, społeczność Manchesteru United podeszła do niego tak, jak do inwestycji na przyszłość. I tak również wyglądały pierwsze mecze Duńczyka w barwach Czerwonych Diabłów. 22-latek pokazywał się do gry, korzystał ze swojej siły i umiejętności zastawiania się w polu karnym, tym samym ciągle walcząc o swoje pierwsze trafienie w Premier League.

Mimo to głosy wśród kibiców czy ekspertów były raczej pozytywne. Wszystko przez to, że po Hojlundzie widać było chęci do gry i zaangażowanie. Duńczyk mimo wszystko nie nadużył kredytu zaufania od kibiców, bo do siatki trafił już w swoim trzecim spotkaniu dla Manchesteru United. Miało to miejsce w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Bayernowi Monachium. Hojlund podpiął wtedy Czerwone Diabły pod tlen, zmieniając wynik na 1:2. Finalnie mecz i tak zakończył się porażką Manchesteru United, ale dla kibiców był to jasny sygnał, że Duńczyk potrafi strzelać.

Imponująca seria

Rasmus w kolejnych miesiącach kontynuował zdobywanie bramek w Lidze Mistrzów. Swój pierwszy dublet ustrzelił w rywalizacji przeciwko Galatasaray, a nieco ponad miesiąc później dołożył kolejny, tym razem w meczu przeciwko Kopenhadze. Obydwa spotkania finalnie zakończyły się porażką Czerwonych Diabłów, ale mimo to kibice doceniali starania Duńczyka. Z czasem jednak fani zaczęli się niecierpliwić, jeśli chodzi o strzelanie goli w Premier League. Hojlund po 14 rozegranych spotkaniach dalej nie miał na swoim koncie ani jednej bramki. Wszystko zmieniło się jednak w pamiętnym meczu z Aston Villą. Manchester United do przerwy przegrywał 0:2, jednak w drugiej połowie odrobił stratę i finalnie zwyciężył 3:2. Decydującą bramkę zdobył nie kto inny, jak Rasmus Hojlund. Duńczyk świetnie odwinął się w polu karnym, nie pozostawiając żadnych szans Emiliano Martinezowi.

Od tamtej pory Duńczyk grał na zdecydowanie wyższym poziomie. Bramki zdobywał w każdym z następnych pięciu spotkań, w których zagrał, co dało mu dokładnie siedem bramek w niecałe dwa miesiące. Serii nie udało mu się kontynuować do końca sezonu, ale mimo to był w stanie dołożyć jeszcze trzy bramki i finalnie zanotować 10 trafień w ligowej kampanii 23/24. Do tego dołożył pięć goli w Lidze Mistrzów i jeden w Pucharze Anglii, co łącznie dało mu 16 bramek w sezonie. Biorąc pod uwagę formę całej drużyny i de facto najgorszy sezon Manchesteru United w historii Premier League, był to wynik co najmniej dobry. Wszystko wskazywało na to, że kolejny sezon będzie tylko i wyłącznie kontynuacją dobrej formy i przede wszystkim okazją do poprawienia strzeleckiego wyniku. Niestety, tak się nie stało.

Hojlund przestał próbować

Po udanym sezonie przyszedł czas na Mistrzostwa Europy, gdzie zarówno Danii, jak i Rasmusowi, po prostu nie poszło. Po odpadnięciu w 1/8 finału przyszedł czas na okres przygotowawczy Czerwonych Diabłów. W nim Rasmus nie grał zbyt wiele, bo w trakcie nabawił się urazu. Duńczyk zdążył zdobyć bramkę w meczu przeciwko Arsenalowi, ale później kontuzja wykluczyła go z gry na nieco ponad miesiąc. Do gry w Premier League Hojlund wrócił dopiero w 5. kolejce, ale było to zaledwie kilkanaście minut wdrożenia po kontuzji. Po raz pierwszy w wyjściowej jedenastce wybiegł dopiero w 7. kolejce, a już w 8. zdobył swoją pierwszą bramkę w lidze. Nie był to jednak początek niczego dobrego.

Od tamtej pory Duńczyk zdobył zaledwie jedną bramkę w lidze, co łącznie daje mu dwa trafienia po 21 rozegranych spotkaniach. Bardzo słabo prezentuje się również współczynnik xG, jeśli chodzi o występy Rasmusa Hojlunda.

Po 21 rozegranych spotkaniach, współczynnik oczekiwanych bramek 22-latka wynosi zaledwie 2,93, co daje średnio 0.21 xG na mecz. To samo tyczy się współczynnika oddanych strzałów. Jeśli chodzi o Rasmusa Hojlunda, jest on na poziomie 0.8, co oznacza, że Duńczyk nie oddaje średnio nawet jednego strzału na mecz. I nie, nie chodzi tutaj o strzały celne. Dla porównania, Dominic Solanke (napastnik Tottenhamu, czyli ekipie, której również nie idzie za dobrze w tym sezonie), ma łącznie prawie 9 xG, co w przeliczeniu na 90 minut, daje mu 0,5 oczekiwanych goli. Natomiast jeśli chodzi o współczynnik oddanych strzałów, Anglik ma go na poziomie 2.6 na mecz.

Wstydliwa statystyka

Gdy mówimy o obecnej kampanii, nie możemy przejść obojętnie obok statystyki, która w ostatnim czasie obiegła angielskie media. Chodzi oczywiście o mecze Duńczyka bez zdobytej bramki. Hojlund od 16 spotkań nie wpisał się na listę strzelców, mimo tego, że tylko w czterech z nich wbiegał na boisko z ławki. Podczas ostatniego spotkania z Evertonem sami komentatorzy dosadnie stwierdzili, że dla napastnika takiego zespołu, jest to po prostu wstyd.

Co więcej, oceny za te spotkania również mówią same za siebie. Duńczyk ani razu nie przekroczył siódemki, co przy niektórych meczach naprawdę pozostawia wiele do życzenia. Kibice Czerwonych Diabłów powoli tracą cierpliwość, co widać szczególnie w mediach społecznościowych. Zupełnie inny odbiór ma natomiast Joshua Zirkzee, który mimo tego, że łącznie zdobył mniej bramek niż Hojlund w tym sezonie, pozostawia po sobie zupełnie inne wrażenie.

Premier League to za głęboka woda

W przypadku Rasmusa Hojlunda gra w Premier League to zupełnie inna bajka, niż gra w europejskich pucharach. Zarówno w swoim pierwszym sezonie, jak i tym obecnym, Hojlund lepiej radził sobie w europejskich rozgrywkach. W poprzedniej kampanii w samej Lidze Mistrzów zdobył pięć bramek, strzelając dwa dublety przeciwko Galatasaray i Kopenhadze. W obecnym sezonie natomiast przez bardzo długi czas był liderem klasyfikacji strzelców w Lidze Europy. Na ten moment zajmuje on 3. miejsce, z pięcioma bramkami po ośmiu spotkaniach.

Nawet gdy spojrzymy na tę samą statystykę co wcześniej, tylko tym razem w Lidze Europy, możemy odnieść wrażenie, że mówimy o dwóch zupełnie innych zawodnikach. To tylko pokazuje, że Rasmus Hojlund potrafi strzelać, ale być może poziom w Premier League jest dla niego po prostu zbyt wysoki.

Końcówka tego sezonu dla Duńczyka z pewnością będzie kluczowa. Nie wykluczone, że nawet zadecyduje o jego przyszłości na Old Trafford. Ruben Amorim z pewnością będzie poszukiwał nowego napastnika, co oznacza, że przynajmniej jeden z dwójki Hojlund – Zirkzee opuści klub. To oznacza, że jeśli Rasmus widzi swoją przyszłość w barwach Czerwonych Diabłów, musi wziąć się w garść i pokazać wszystkim, że się mylą. W innym razie, jego dni w Teatrze Marzeń właśnie dobiegają końca.