Słuchając konferencji prasowych, których udziela Enzo Maresca, można dojść do wniosku, że Włoch raczej nie poradziłby sobie w NBA. A już na pewno nie w słynnej taktyce „seven seconds or less” wymyślonej przez Mike D’Antoniego, by w pełni wykorzystać potencjał Phoenix Suns, zbudowanych wokół swojego gwiazdorów, Steve’a Nasha oraz Shawna Mariona. Dla 45-latka tam wszystko toczyłoby się za szybko i za wściekle. Zdecydowanie woli wolniejsze tempo, większą liczbę podań i cierpliwy atak pozycyjny. Tylko co, jeśli principia, w których pokłada swój pomysł na futbol, przestają nagle działać. Nieobecność Nicolasa Jacksona obnażyła braki kadrowe Chelsea, a zachowanie ich menedżera przypomina otchłań, w jaką wpadł w poprzednim sezonie na King Power Stadium.

„Czy możemy grać z wami co tydzień?”

Kiedy w zeszłym tygodniu Chelsea przyjmowała kolejne ciosy na The Amex, spoglądając na Enzo Mareskę, nie dało się nie przywołać postaci Grahama Pottera. W październiku 2022 roku Anglik, podobnie jak włoski menedżer, również musiał przełknąć gorycz porażki trzema bramkami w nadmorskiej miejscowości. Jednak o ile jego drużyna zdołała oddać celny strzał, ba, nawet trafić do siatki (1:4), o tyle ta obecnego szkoleniowca The Blues nawet nie zmusiła do jednej interwencji Barta Verbruggena (0:3). To pierwszy mecz Chelsea w Premier League bez uderzenia w światło bramki od września 2021 roku i potyczki przeciwko Manchesterowi City jeszcze za czasów Thomasa Tuchela.

W pierwszej jedenastce Maresca wystawił dwóch zawodników, którzy uczestniczyli w tym blamażu The Blues za Pottera. Trevoh Chalobah i Marc Cucurella zapewne doskonale pamiętali poprzednią deklasację z Mewami, w barwach których grał jeszcze wówczas Moises Caicedo, Dziś Kolumbijczyk zamiast braw, otrzymał gwizdy ze strony fanów gospodarzy (a po meczu również od gości). Te drwiny były spotęgowane faktem, że ledwie kilka dni wcześniej Brighton wyrzuciło londyńską ekipę z Pucharu Anglii. Gdy piłkarze schodzili z murawy do szatni po końcowym gwizdku, kibice śpiewali do graczy ze Stamford Bridge „Czy możemy grać z wami co tydzień?”.

Były opiekun Östersunds FK po porażce z klubem, w którym spędził pięć lat, wpadł w istną spiralę złych wyników, z której nie był się w stanie odkręcić. Chelsea przegrała aż 10 z następnych 21 spotkań na wszystkich frontach, wygrywając po drodze tylko sześciokrotnie. Mimo pięcioletniego kontraktu po niecałych siedmiu miesiącach został zwolniony i tymczasowo zastąpiony Frankiem Lampardem. Trudno przypuszczać, żeby pozycja Włocha była jakkolwiek zagrożona na ten moment. Jonathan Goldstein – jeden ze współwłaścicieli Chelsea – w rozmowie dla Bloomberg TV stwierdził jasno, że Maresca „świetnie sobie radzi i na 100% dokończy obecny sezon”.

Aczkolwiek, 45-letni trener pokazuje światu podobną niezdolność do odwrócenia złej karty, gdy drużyna wpada w kryzys. The Blues nie wygrali na wyjeździe od 8 grudnia, kiedy to zwyciężyli z będącą w ogromnych kadrowych problemach ekipą Ange’a Postecoglou (4:3). W ostatnich dziesięciu kolejkach zespół zdobył jedynie dziewięć oczek, triumfując tylko dwa razy – z Wolverhampton (3:1) oraz West Hamem (2:1). Duch zespołu widoczny w pierwszej części sezonu gdzieś zniknął. Zamiast wzajemnego wspierania się i pobudzania, częściej widoczne są nerwowe gestykulacje, złość i frustracja. Jak ta Cole’a Plamera bezradnie rozkładającego ręce na The Amex.

Maresca może się już skoncentrować na lidze i LKE

Maresca przez cały sezon tonował nastroje wśród społeczności Chelsea, nawet gdy jego drużyna dzięki serii pięciu zwycięstw z rzędu – 2:1 z Leicester, 3:0 z Aston Villą, 5:1 z Southampton, 4:3 z Tottenhamem2:1 z Brentford – wskoczyła na jakiś czas na fotel wicelidera. Natomiast jedno to umieć przewidzieć upadek, a drugą, znacznie istotniejszą rzeczą, pozostaje jego zatrzymanie. Były asystent Pepa Guardioli na pewno nie zyskał sympatii po opadnięciu z najstarszych rozgrywek na świecie, przegrywając z ekipą, która w poprzedni weekend zaliczyła 0:7 na City Ground. Zwłaszcza dodając na konferencji prasowej, że to ułatwi zespołowi skoncentrować się na Premier League i Lidze Konferencji Europy.

Biorąc pod uwagę, że piłkarze ostatnio wyglądali na zmęczonych i dalekich od optymalnej dyspozycji, uniknięcie przepchanego od natłoku spotkań kalendarza może rzeczywiście pomóc 45-latkowi w zapewnieniu sobie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Tyle że teraz presja ze strony zarządu i fanów niemiłosiernie wzrosła.

Jeśli Chelsea ostatecznie znajdzie się poza miejscami w LM i bez trofeum, jak to miało miejsce za czasów Mauricio Pochettino, to zaczną padać trudne pytania, czy zmiana w ławce trenerskiej przyniosła oczekiwany efekt. Na dziś Maresca uzbierał więcej punktów niż Poch (43 do 36 po 26 kolejkach). Natomiast trzeba pamiętać, że w ostatnich 15 meczach za Argentyńczyka Chelsea przegrała tylko raz, zdobywając 32 oczka z 45 możliwych.

Jednak to nie oczekiwania wyniku w ostatnich tygodniach spędzają lub spędzały sen z powiek Enzo. Wychowanek włoskiego Cagliari określił trenowanie Chelsea w czasie okienka transferowego jako „katastrofę”, wskazując na niepewność towarzyszącą ruchom pomiędzy klubami. Zimą też nikt nie wzmocnił linii ataku, która wymagała nowych twarzy. Taktyka The Blues mocno zależała od Nicolasa Jacksona, a jego nieobecność obnażyła konstrukcję kadry przygotowaną przez duet Boehly–Eghbali i ich dyrektorów.

To katastrofa. Rozumiem, że oceniają Cię na podstawie wyników. To jest biznes, w którym oceniasz rezultaty na boisku. Jestem zadowolony z naszych występów, ponieważ tworzymy sytuacje i trzymamy się naszego systemu gry. Chciałbym wygrać więcej meczów, ale jest OK. Poza boiskiem to jednak katastrofa z powodu wielu plotek i [transferowego] szaleństwa, które nam nie pomagają”.

Nie dotyczy to tylko nas, dotyczy każdego klubu i każdego menedżera. W tej chwili, kiedykolwiek pojawiają się informacje o jakimkolwiek zawodniku, nie jest łatwo, ponieważ nawet jeśli myślisz, że zawodnik może się na nas skupić, na końcu jest tylko człowiekiem. Nie jest w 100% skupiony. Ale musimy się dostosować, ponieważ tak to wygląda” – mówił Maresca w połowie stycznia.

João Félix? Najistotniejszy element układanki Włocha

Jedynym zmiennikiem jeden do jeden wobec kontuzji Senegalczyka jest niedoświadczony Marc Guiu – 19-latek, który zagrał w tym sezonie 70 minut w lidze i nieco więcej w LKE. To znaczy był, bo na początku lutego wypadł z powodu kontuzji i nie wydaje się, by prędko wrócił. David Datro Fofana w styczniu wrócił do klubu z wypożyczenia do tureckiego Göztepe, ale uczyniono to, aby kontuzję kolana leczył u klubowych lekarzy, bo poza grą pozostanie do końca sezonu. Deivid Washington, kolejny wynalazek dyrektora sportowego, właśnie spakował walizki i poleciał do São Paulo. Rok 2025 spędzi w koszulce Santosu, z którego przyszedł za 16 milionów funtów.

Patrząc szerzej, Mykhailo Mudryk został zawieszony z powodu pozytywnego wyniku testu antydopingowego, gdyż w organizmie Ukraińca wykryto meldonium. Z perspektywy klubu, który wydał na niego ogromne pieniądze, to niezwykle kompromitujące. W styczniu wypożyczono również João Félixa do AC Milan, co poddaje w sporą wątpliwość sens definitywnego transferu Portugalczyka latem. Christopher Nkunku, który dostał szanse w obu meczach na The Amex, spisuje się bardzo słabo. Francuz nie radzi sobie ani jako snajper, ani jako „fałszywa dziewiątka”. W piątkowy wieczór na The Amex były napastnik RB Lipsk poza celnymi podaniami nie dołożył ani jednej liczby. Ani jednego strzału, dośrodkowania, udanego dryblingu czy przechwytu

Enzo Maresca kilka razy podkreślał, że konsultował latem z zarządem transfer Félixa. Twierdził, że nie był to typowy „transfer klubu”. Dlatego nurtujące jest pytanie, dlaczego nie skłonił swoich przełożonych do jakiś konkretnych ruchów zimą wobec odejść i urazu Jacksona? Oczywiście, można przywołać argument, że wyłożenie sporej gotówki na zawodnika, który nie da gwarancji poprawy jakości z przodu, nie wyglądałoby najlepiej pod względem wizerunkowym dla Chelsea.

Być może bardziej opłaca się nie nadwyrężać letniego budżetu, aby uzyskać wątpliwe, krótkoterminowe korzyści. Choć spoglądając na Manchester City, gdy przychodzi śnieg i mróz, też można udać się na obfite zakupy. Zresztą Chelsea dwa lata temu, w ostatni dzień zimowego okna, dopięła transfer Enzo Fernándeza. Taki Wout Weghtorst na pół roku nie byłby aż taki zły…

The Blues wydają się sami sobie utrudniać życie. Skład jest szczuplejszy, a utrzymanie miejsce dającego kwalifikację do Ligi Mistrzów będzie trudniejsze. Poza grą pozostają również Wesley Fofana czy Roméo Lavia, którzy razem odpowiadali za to, jak bezradna pod bramką Roberta Sáncheza okazała się Aston Villa na Stamford Bridge. Co z Kiernanem Dewsbury-Hallem, który przyszedł za swoim szkoleniowcem z Leicester? Anglik kosztował blisko 30 milionów funtów, a mimo to rozegrał jedno spotkanie w lidze od pierwszej minuty.

Wymiana ciosów? Broń Boże!

Wszystkie te zarzuty, słuszne czy może odrobinę mniej, bledną przy tym chyba najistotniejszym. Głównym problemem obecnego kryzysu Chelsea wydaje się system gry, jaki narzucił włoski menedżer. Enzo znany jest z tego, że jest takim piłkarskim szachistą, preferującym nade wszystko spokój i wolne tempo, zamiast efektownych i szybkich kontrataków. Wielokrotnie podkreślał, że nie chce, aby mecze z udziałem jego podopiecznych zamieniały się w spotkania rodem z NBA z wysokim tempem gry i mnóstwem oddanych strzałów z obu stron.

Są mecze, a szczególnie (ten), w których, gdybyśmy grali w koszykówkę, zostalibyśmy doszczętnie zniszczeni, ponieważ Newcastle jest w takiej grze bardzo silne. Problem polega na tym, że jeśli atakujesz szybko [na sporym ryzyku], to równie szybko możesz stracić bramkę po kontrze przeciwnika. A to nie jest nasz pomysł, to nie jest nasz futbol” – powiedział Maresca po zwycięstwie 2:1 nad drużyną Eddiego Howe’a na własnym terenie w październiku.

To nadmierne upieranie się przy kontroli boiskowych wydarzeń i neutralizacji ewentualnego chaosu często objawia się ostentacyjnym oklaskiwaniem przez Włocha swoich graczy, gdy ci zamiast ruszyć do kontry, oddają piłkę do tyłu i zwalniają grę. Częściowo na prośbę samego 45-latka, ale również poprzez coraz częstsze nastawienie się rywali na bronienie niskim blokiem. Przy kontuzjach Jacksona i Noniego Madueke brakuje przeszywających podań za linię defensywy do wybiegających na wolne pole Senegalczyka i Anglika.

Takie podejście stanowi największą różnicę pomiędzy obecnym trenerem The Pride of London a Pochettino. Za kadencji poprzednika, Chelsea należała do najczęściej kontratakujących drużyn w Premier League. Pod względem liczby bezpośrednich ataków zajęła 3. lokatę w lidze (95), plasując się tylko za plecami Manchesteru United (105) i Liverpoolu (99). Szkoda, że poszło to aż tak w drugą stronę, bo choćby w potyczkach przeciwko Świętym czy Wilkom zespół dawał sygnały, że wciąż ma gen Pocha. Wiedzieli, jak skutecznie i prędko rozszarpać szyki nacierającego przeciwnika. Spójrzcie sami na poniższym wideo na gole ze strony Palmera i Sancho (odpowiednio na 4:1 i 5:1).

Często zdarzało się, że przeciwnik nacierał na nich, a oni mieli jedną lub dwie bramki przewagi, a potem byli w stanie szaleć, tak jak w Southampton i Wolves. W tym byli dobrzy, ale wydaje się, że zmierzają w zupełnie innym kierunku. Jedna rzecz przyszła mi na myśl, gdy Liam mówił wcześniej o Maresce i jak powiedział: «To nie jest szczególnie sposób, w jaki chcę grać». Jest najwyraźniej młodym trenerem, który chce grać w znacznie wolniejszy, bardziej kontrolowany sposób” – mówił w ostatnim podcaście The Athletic FC, dziennikarz Oliver Key.

Maresca powinien wziąć przykład z Brendana Rodgersa

Jeśli weźmiemy pod lupę pierwsze 16 serii gier PL (do meczu z Brentford), to posiadanie piłki przez Chelsea wynosiło średnio 56,7%. Od tego czasu ten wskaźnik skoczył do poziomu 60,8%, co jest znaczącą różnicą. Podobnie jak liczba podań (wyższa o ponad 40 podań na mecz), ale na przykład liczba podań w szesnastkę pozostała mniej więcej stała (26,1 do 25,8).

Może to być częściowo konsekwencją coraz głębszej obrony przeciwników Chelsea i umożliwienia im posiadania piłki przez dłuższy okres. Ale tak jak w przypadku spadku liczby kontrataków, współgra to z wyrażonym przez byłego asystenta Pepa Guardioli czy Manuela Pellegriniego pragnieniem wolniejszego, bardziej cierpliwego podejścia w ataku pozycyjnym.

Liczba wykreowanych trafień z kontrataków Chelsea (średnia ruchoma obejmująca 10 ostatnich spotkań) od czasów Thomasa Tuchela. Widać wyraźny wzrost za kadencji Pochettino i stopniowy spadek za czasów Mareski. Źródło: The Athletic.

Spoglądając dalej w liczby, liczba goli oczekiwanych bez rzutów karnych (z ang. non-penalty xG) Chelsea nieznacznie spadła w tym samym okresie, z poziomu 2,0 na 90 minut do 1,8. Bardziej znacząca jest jednak jakość oddawanych uderzeń. Od spotkania z podopiecznymi Thomasa Franka, The Blues strzelił aż sześć bramek mniej, niż sugerowałaby to jakość ich szans (9 bramek przy 15 xG według danych FBRef). W pierwszych miesiącach aktualnego sezonu osiągnęli o ponad dwa gole więcej pod tym względem (37 przy 34,2 xG). Mówiąc wprost, zespół przeszedł od bycia bardziej skutecznym, niż pokazywał matematyczny model, do statusu syna marnotrawnego w ostatniej tercji boiska.

Wystarczy spojrzeć na sytuacje kreowane przez Cole’a Palmera. Wychowanek Obywateli w ciągu pierwszych 13 kolejek zaliczył na swoim koncie 6 asyst, mimo że jego współczynnik oczekiwanych asyst (xA) równy były zaledwie 2,43. Jednak w następnych 12 spotkaniach nie zanotował ani jednego ostatniego podania, choć jego xA wyniosło w tym okresie aż 4,15. Choć oczekiwane wartości różnych statystyk zazwyczaj w dłuższym czasie dążą do wyrównania z tymi rzeczywistymi, to obrazuje, że ekipa z zachodniego Londynu ma problem z wykończeniem w ostatnim czasie.

Przeniosło mnie to z powrotem do czasów, gdy Brendan Rodgers był w Liverpoolu. Przybył tam jako wyznawca powolnej, cierpliwej, opartej na posiadaniu piłki. Pokładał niezwykłą wiarę w sposobie, w jaki grała jego Swansea. Nie chciał chaosu, nie chciał szybkiej piłki – chciał podawać tak długo, aż zabierze przeciwnikom wszelką chęć do życia. Wtedy nagle zdał sobie sprawę: «mam (Luisa) Suáreza, mam bardzo młodego (Raheema) Sterlinga, mam (Philippe) Coutinho i (Daniela) Sturridge’a». W pewien sposób odszedł wówczas od swoich przekonań, chcąc wykorzystać mocne strony swojej drużyny”.

„Dla mnie mocne strony tej młodej drużyny (Chelsea) są dość podobne; masz tam zawodników, którzy są tak dobrzy w kontrataku. Tylko Maresca wydaje się osłabiać te mocne strony. Może to krok wstecz, aby zrobić trzy kroki naprzód. A może wszyscy będziemy patrzeć na to za rok i mówić: «Wow, miał rację, że to rozmontował i odbudował na tych zasadach». Natomiast w tej chwili wygląda na to, że trochę neutralizują swoje mocne strony i koncentrują się na rzeczach, w których młoda, sklecona naprędce drużyna nie jest specjalnie dobra” – dodaje Key.

Biorąc pod uwagę historię, to Chelsea broni fatalnie

The Blues też nie stanowią czołówki ligi pod względem defensywnym. Liczba oczekiwanych bramek przeciwko Chelsea minimalnie zmalała z prawie 1,5 w pierwszych 16 kolejkach do 1,4 w późniejszym okresie. Biorąc pod lupę cały sezon, wychodzi 1,45 xG na mecz. Choć to wynik lepszy poprzednika (1,52 xGA) porównywalny z obecnym ekipy Pepa Guardioli (1,4), to daje im to dopiero 11. miejsce. Dla porównania prowadzący Arsenal ten współczynnik ma równy 0,86, a Liverpool 0,92.

Średnie xG przeciwników dla poszczególnych drużyn w sezonie 2024/25 Premier League. Źródło danych: The Analyst. Wykres przygotowany przez autora tekstu.

Aczkolwiek, ich przeciwnicy stali się ostatnimi czasy bardziej skuteczni. Do meczu z Brentford stracili 19 bramek z xG rywali wynoszącego 23,6. Tymczasem od tego czasu wpuścili 13 goli, przy oczekiwanych trafieniach rywali na poziomie 12,9. Ledwie cztery czyste konta chwały też nie przynoszą, podobnie jak średnie xG na strzał rywali wynoszące aż 0,13 i niższe jedynie od obu ekip z Manchesteru.

Musimy przyznać, że biorąc pod uwagę historię Chelsea, ekipa pod batutą Mauricio Pochettino była słaba w obronie. Ciągły chaos i nieustrukturyzowana natura zespołu były tego dużą częścią. Popełnili wiele błędów. Byli zdezorganizowani, gdy próbowali bronić się przed drużynami, które ich kontratakowały. Obrona poprawiła się w tym roku pod wodzą Mareski, ale jeśli chodzi o ich średnią oczekiwaną liczbę goli straconych (xGA) w tym sezonie, są mniej więcej w środku tabeli Premier League”.

„Historycznie nie są więc słabi w defensywie według współczesnych standardów Chelsea, ale wciąż nie są wystarczająco dobrzy w tym aspekcie, aby nadrabiać te braki inną cechą niż klinicznym wykończeniem. Dlatego ich margines błędu skurczył się prawie do zera i przydarzyło się im całkiem sporo remisów i porażek. Taka seria po prostu wygląda źle i podważa dynamikę, którą Maresca, jak się wydawało, zbudował dotychczas” – podkreślał we wspomnianym podcaście inny z dziennikarzy The Athletic, pracujący przy Chelsea, Liam Twomey.

Te niepokojące statystyczne trendy znacznie zmniejszyły przewagę Chelsea i zniwelowały pole do popełnienia jakiegokolwiek błędu. A tych niestety trochę się nazbierało. The Blues plasują się na drugiej lokacie od końca, jeśli chodzi o liczbę błędów prowadzących do strzałów (30) – gorzej radzi sobie jedynie Southampton (39). Są też na trzecim miejscu pod względem liczby błędów prowadzących bezpośrednio do utraty bramki (11) i ex aequo z Brighton na drugim pod względem liczby rzutów karnych wywalczonych przez rywali. Oczywiście, pod tym względem na pierwszy plan wysuwa się postać Roberta Sáncheza, który razem z Arijantem Muriciem z Ipswich Town (po 5 błędów) przewodzi w tej kategorii ligowej stawce.

Maresca sam musi dojść do pewnych wniosków

Wahania w jakości wykończenia i częstotliwość kosztownych błędów są spodziewane w ciągu całego sezonu. Nikt nie gra jak od linijki według statystycznych modeli i to normalne, że forma może nieco falować, podobnie jak szczęście pod swoją bramką, jak i tą przeciwnika. Możliwe, że Chelsea po prostu przechodzi przez okres, w którym wszystkie gwiazdy na niebie ustawiają się przeciwko nim. Słabszy moment, która prędzej czy później dopada każdą ekipę w Premier League. The Blues wciąż potrafią zachwycić jak w meczu z Wolves, gdy wszystko układa się po ich myśli. Napotykane niepowodzenia są częścią procesu nauki zwłaszcza dla tak młodych wilczków, jakimi opiekuje się Enzo Maresca.

Jednak w przypadku włoskiego menedżera istnieje obawa, że powtarza się ten sam schemat, co w przypadku Leicester City. Zimą, gdy drużyna ekspresem mknęła we wrota elity, nagle przyszedł kryzys, nad którym Maresca kompletnie nie potrafił zapanować. W pewnym momencie Lisy co rusz wypadały, a to wskakiwały na miejsca premiowane awansem. Wydaje się, że w przypadku klubu ze Stamford Bridge może być podobne, a brak Ligi Mistrzów będzie bardzo bolesny wobec świetnej postawy na półmetku rozgrywek.

Kontuzja, jakiej nabawił się Nicolas Jackson sprawia, że prawdopodobnie do kwietnia, gdy ma wrócić, nie ujrzymy innej twarzy Chelsea. A ta pozostaje bardzo sztywna. Boczni defensorzy schodząc do środka zamiast czasem pójść na obieg, powodują tłok w drugiej linii. Skrzydłowi są odizolowani od reszty, co wpływa na słabą dynamikę ataku.

Pomyśl o golu, którego strzelili Newcastle na Stamford Bridge we wcześniejszej fazie tego sezonu. Precyzyjne, długie zagranie od Palmera do Neto, który następnie pobiegł i wyłożył piłkę do pustej bramki Jacksonowi. Myślę, że to było sześć-siedem sekund od jednego końca boiska do drugiego. To jednak nie jest wizja Chelsea według Enzo i tego, jak powinni grać. Właściwie po tym meczu po raz pierwszy wspomniał, że «nie chcemy grać w koszykówkę». Ale z pewnością istnieje argument, że gra w ten sposób w pełni wykorzystuje linię ataku The Blues” – wskazuje w rozmowie z Ayo Akinwolere, Liam Twomey.

Czy 45-latek wciąż na siłę będzie implementował taktykę miliona podań i usypiania przeciwnika? Ostatnie wyniki pokazują, że te leki na sen serwowane rywalom to zwykłe placebo. W dodatku łącząc to z niepewną i niemrawą defensywą, przed The Blues maluje się bardzo trudna końcówka sezonu. Pewną zmianę podejścia widać było na Villa Park, ale tylko przez pierwszą połowę.

Maresca ma karty w swoim ręku, ma też wsparcie ze strony zarządu. Tyle że to on sam musi dojść do odpowiednich wniosków. Rodgersowi w Liverpoolu się udało.