Piłkarze Arsenalu po przegranym meczu z Newcastle United, który zakończył ich udział w rozgrywkach Pucharu Ligi, udali się na krótki obóz do Dubaju. W ostatnich latach wypady Arsenalu na Bliski Wschód były dla piłkarzy okazją do ciężkiej pracy, integracji i scalania grupy, która następnie dzielnie walczyła o najwyższe cele w kluczowych miesiącach sezonu. Niestety, w tym roku będzie inaczej. W środę klub z północnego Londynu oficjalnie poinformował, że Kai Havertz doznał urazu zerwania ścięgna uda podczas jednego z treningów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dla Mikela Artety to ogromny cios. Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że Hiszpan i władze Arsenalu od długiego czasu igrały z losem do tego stopnia, że kryzys, w którym znajdują się dziś The Gunners, był do przewidzenia.

Kontuzja Bukayo Saki w grudniowym meczu z Crystal Palace, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy, była ogromną stratą dla Arsenalu. Wszyscy dokładnie zdają sobie sprawę, jak wybitnym graczem jest Anglik i jak ogromny ma wpływ na grę Arsenalu. Arteta stracił swojego lidera i człowieka, na którym zawsze mógł polegać. Czasami nawet korzystał z tego za bardzo. To nie był jednak pojedynczy cios, ale pierwszy element domina, które powoli zaczynało się przewracać. Następnie kontuzji kolana wykluczającej go z gry na dobrych kilka miesięcy, doznał Gabriel Jesus. Arteta czuł, że zimą trzeba będzie sprowadzić nowego piłkarza do linii ataku. Ten jednak nie przyszedł, a kolejne złe wiadomości owszem.

Urazu we wcześniej wspomnianym meczu z Newcastle United nabawił się bowiem Gabriel Martinelli. Brazylijczyk ma być nieobecny przez kilka tygodni. Najgorsza wiadomość dotarła jednak w środę. Arsenal oficjalnie poinformował, że Kai Havertz doznał kontuzji, która kończy jego udział w kampanii 2024/25. Tym samym Arsenal znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Ta jednak jest efektem ich świadomych decyzji. By nie kupować napastnika w zeszłym sezonie, tego lata i nawet tej zimy. By menedżer Kanonierów zaskakująco mało rotował składem, bardzo często nadmiernie eksploatując swoje gwiazdy. I wreszcie, by wierzyć, że Kai Havertz jest niezniszczalny i jego ciało przetrwa wszystko. No jak widać, nie przetrwa.

Wiara w Havertza

Mikel Arteta uwierzył w Kaia Havertza, od kiedy ten pierwszego dnia pojawił się w Arsenalu. Mimo wielu głosów sprzeciwu z zewnątrz Hiszpan wierzył w to, że będzie umieć z Niemca wycisnąć maksa. Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że to się do końca nie udało. Czego jednak nie można odmówić, to stwierdzenia, że Havertz stał się dla systemu Hiszpana fundamentalną częścią i jednym z najważniejszych piłkarzy. Uniwersalność i doskonała adaptacja do powierzonych zadań imponowała Artecie, ale jednocześnie sprawiła, że często Niemiec grał ponad swoje siły.

— „To zawodnik, który chętnie zrobi wszystko, o co go poprosisz. Zajmuje odpowiednie pozycje, jest agresywny i dużo biega podczas meczów. Jego ciało wchłania wszystko.” To słowa Artety na temat Kaia Havertza. To wszystko bardzo ładnie brzmi, tylko w tym tygodniu okazało się, że nawet jego ciało ma jakieś limity. Niemiec w ostatnich tygodniach wyglądał na przemęczonego, ale wiedział, że nie może zawieść swojego trenera oraz drużyny, która goni Liverpool w walce o tytuł. Granica została jednak przekroczona i teraz Arsenal ma problem.

W tym momencie jedynymi ofensywnymi piłkarzami dostępnymi dla Mikela Artety są Ethan Nwaneri, Raheem Sterling i Leandro Trossard. Trzech różnych piłkarzy, z których żaden nie jest absolutnym gwarantem jakości. Arsenal będzie teraz potrzebował dużej kreatywności, a menedżer zespołu znów będzie wracał myślami, do okienka transferowego. Bo to właśnie tam można było sprawić, że panująca sytuacja w klubie, nie będzie tak bolesna.

Niespełnione potrzeby

Kontuzje Bukayo Saki i Gabriela Jesusa spowodowały, że Arsenalowi nagle zaczęło brakować opcji w linii ataku. Będąc świadomy wagi tych strat, Mikel Arteta chciał, by klub zimą sprowadził nowego napastnika. Hiszpan do spółki z zarządem klubu zgadzali się jednak, że w styczniowym oknie transferowym trudno będzie kupić jakościowego piłkarza, który z miejsca wpasuje się do stylu gry drużyny. Nie oznacza to jednak, że Kanonierzy nie próbowali. Wyrażali zainteresowanie Benjminem Šeško z RB Lipsk, ale temat staną w miejscu. Pod koniec miesiąca Arsenal złożył za to oficjalną ofertę za Olliego Watkinsa. Villa sprzedając wcześniej Jhona Durána do Al Nassr, nie zgodziła się na sprzedaż napastnika za 40 milionów funtów.

Wiadome było, że zimą ciężko dokonywać transferów, tym bardziej zawodników, którzy mają uznany status w swoich klubach. Inną bajką jest natomiast letnie okienko transferowe. To właśnie wtedy Arsenal popełnił duży błąd, nie kupując napastnika. A przecież od kilku miesięcy mówi się o zainteresowaniu Šeško czy też Nico Williamsem z Athleticu Bilbao. Władze klubu do spółki z Artetą nie zdecydowały się jednak wzmacniać ataku. Skupienie znów poszło na obronę (Calafiori) oraz linię pomocy (Mikel Merino).

Można teraz się zastanawiać, czy gdyby Ollie Watkins był młodszy, to Arsenal zdecydowałby się wyłożyć więcej pieniędzy i ściągnąć Anglika już zimą. Na Emirates starają się jednak rozsądnie wydawać pieniądze, więc Arteta i władze postanowiły, że impulsywny transfer jest mniej opłacalny niż perspektywiczny, którego można dokonać latem. Zdanie wielu fanów jest jednak inne. Narasta frustracja i rezygnacja, widząc, jak bardzo maleją szansę na dogonienie Liverpoolu. Tym bardziej że tak fatalnej sytuacji można było uniknąć.

Tylko na nich można polegać

Teraz Arsenal będzie sobie musiał radzić ze Sterlingiem, Nwanerim i Trossardem. Bukayo Saka ma wrócić do gry w drugiej połowie marca. Podobnie Gabriel Martinelli. Saka poleciał z zespołem do Dubaju, gdzie kontynuował swoją rehabilitację. Mimo to Arteta będzie jeszcze musiał na niego poczekać. Dostępni piłkarze ofensywni Kanonierów nie oferują podobnego poziomu jak wcześniej wspomniana dwójka. Co ciekawe już raz w tym sezonie — przeciwko Gironie w Lidze Mistrzów — grali razem w takim zestawieniu, gdzie to Trossard był fałszywą dziewiątką.

Nwaneri to jeszcze bardzo młody piłkarz, który już kilka razy w tym sezonie pokazał swój ogromny potencjał. Czy będzie w stanie udźwignąć spoczywającą na nim presję i odpowiedzialność pod nieobecność kolegów z ataku? Z pewnością kilka najbliższych spotkań będzie dla niego dobrą lekcją i doświadczeniem, które może tak młodego piłkarza przerosnąć, ale też z drugiej strony zbudować.

Jest jeszcze Raheem Sterling. O występach Anglika w Arsenalu trudno powiedzieć coś dobrego. Sprowadzony ostatniego dnia letniego okna transferowego, od początku był traktowany jak dodatek, a nie pierwsza opcja. Do tej pory wystąpił w 19 spotkaniach, w których zdobył ledwie jedną bramkę. W najbliższych starciach Kanonierzy będą potrzebowali jego najlepszej wersji, a nie piłkarza przypominającego emeryta.

Złe zarządzanie kadrą? 

Mówiąc o tym, że obecnego kryzysu Arsenalu dało się uniknąć, trzeba też zwrócić uwagę na problem zarządzania kadrą przez Mikela Artetę. Hiszpan podczas swojej kadencji na Emirates Stadium dał się poznać, jako menedżer nieskory do częstych zmian w składzie. Dodatkowo ściśle polegający na swoich liderach. To niestety czasami potrafić przynieść negatywne konsekwencje. Głównie zwracano uwagę na sytuację Bukayo Saki. Anglik w ostatnich trzech sezonach wystąpił w 88.5% wszystkich minut w spotkaniach Arsenalu. Często kończąc mecze, gdy wynik jest już przesądzony.

Niestety nie tylko Saka był nadmiernie eksploatowany. Od kiedy Kai Havertz dołączył do Arsenalu, zaliczył więcej występów (85) niż każdy inny piłkarz w zespole. Dodatkowo tylko William Saliba, Gabriel Magalhães, David Raya i Declan Rice rozegrali w tym czasie więcej minut. Niemiec jest fundamentem dla systemu Artety. Menedżer ceni jego umiejętności gry bez piłki i adaptację do różnych ról na boisku. Brak jakościowego zmiennika przyniósł jednak teraz negatywne konsekwencje.

Do tego dochodzi niechęć Mikela Artety do wykorzystywania maksymalnej liczby zmian. Dość powiedzieć, że tylko menedżerowie trzech zespołów w tym sezonie Premier League przeprowadzają średnio mniej zmian w meczu niż Arsenal (3.6). Co więcej, gdy Hiszpan da już szansę zmiennikom, ci nie mają dużo czasu, by się wykazać. Średnia 17 minut również plasuje Arsenal na czwartym miejscu w tej statystyce. „Lepsi” są tylko Fulham, Brentford i Ipswich Town.

Odnaleźć się w trudnej sytuacji

Teraz dla Arsenalu najważniejsze jest, by jak najlepiej odnaleźć się w panującym kryzysie. Nie oni jedyni zmagają się z dużą liczbą urazów, patrz Tottenham. Odpadnięcie z Pucharu Ligi, a wcześniej Pucharu Anglii umacniają jednak argumenty przeciwników projektu Mikela Artety. Prawda jest jednak taka, że wciąż to Arsenal pozostaje najmocniejszym konkurentem Liverpoolu do zdobycia tytułu mistrzowskiego.

Podniesienie jakiegokolwiek pucharu w tym sezonie, z obecnymi problemy, wydaje się trudne. Jeśli jednak zdrowi piłkarze będą w stanie pokazać, że ich również stać na poprowadzenie drużyny do wygranej, to ten sezon nie musi być stracony. Arsenal jest sam sobie winien sytuacji, w której się znalazł. Kanonierzy chcąc naprawić swoje błędy, muszą spojrzeć, jak zrobiono to na Anfield. The Reds przez kilka lat ignorowali potrzebę pozyskania klasowego pomocnika. W końcu ściągnęli jednak MacAllistera, Gravenbercha i Szoboszlai, co teraz pozwala im walczyć o tytuł mistrzowski.

Ostatnie tygodnie, a zwłaszcza kontuzja Kaia Havertza z pewnością utwierdziły Mikela Artetę w przekonaniu, że to czas przestać podejmować ryzyko. Przy całej sympatii do Havertza, fani Arsenalu i wszyscy związani z klubem nie zaakceptują scenariusza, w którym latem na Emirates Stadium nie przyjdzie klasowy napastnik. Czas przestać grać z losem w warcaby i liczyć, że Saka, Havertz i Martinelli będą niezniszczalni. Ten sezon dobitnie to pokazał.