Arsenal nie dał żadnych szans Manchesterowi City i zdeklasował obrońców tytułu mistrza Anglii 5:1 w hicie 24. kolejki Premier League! Gospodarze objęli prowadzenie tuż na początku meczu po błędzie defensywy gości, który wykorzystał Odegaard. Goście odpowiedzieli dziesięć minut po zmianie stron za sprawą gola Haalanda, ale później do bramki trafiali już tylko Kanonierzy. Na listę strzelców wpisali się Havertz, Partey, Nwaneri i Lewis-Skelly, dla którego była to debiutancka bramka w angielskiej ekstraklasie.

Lewis-Skelly z debiutanckim golem

Tego meczu Myles Lewis-Skelly nie zapomni już do końca życia. Wychowanek Arsenalu w hitowym starciu przeciwko Manchesterowi City, który śledziły miliony kibiców, przedstawił się całemu piłkarskiemu światu. Wychowanek Arsenalu przeprowadził indywidualny rajd, po którym zdobył bramkę. Dla 18-letniego obrońcy był to debiutancki gol na poziomie Premier League. Anglik został obdarzony przez Mikela Artetę dużym zaufaniem i odpłaca mu się najlepiej jak może.

Lewis-Skelly wyglądał dziś, jak piłkarz, dla którego takie spotkania to chleb powszedni. Był pewny, zdecydowany, a w dodatku wpisał się na listę strzelców. Jego celebracja po golu pokazała, że wiele to dla niego znaczy, ale jeszcze nie do końca to do niego dociera. Była oczywiście też ładną zaczepką w stronę Erlinga Haalanda. Czerwona kartka w meczu z Wolves mogła trochę zachwiać jego pewnością siebie i postawić przy jego nazwisku znaki zapytania. Dzisiejsze spotkanie udowodniło, że 18-latek z akademii w pełni zasługuje na grę kosztem Riccardo Calafioriego, który latem przyszedł do klubu za duże pieniądze.

Kompromitacja defensywy City – odcinek 4578

Powoli trudno zliczyć ile razy obrońcy Manchesteru City podarowali w tym sezonie gola swoim rywalom. Liczba błędów prowadzących do straty bramki jest porażająca i nie przystoi zawodnikom mistrza Anglii. Dziś w roli głównej pokazał się Manuel Akanji. Po błędzie Szwajcara Arsenal zdołał wyjść na prowadzenie tuż na początku meczu i podarł plany Pepa Guardioli na to spotkanie. Później Ortega postanowił wykonać niewytłumaczalne podanie do Kovacicia i tylko komiczne pudło Havertza uchroniło gości od straty bramki.

W drugiej połowie już nie obrońca, a Phil Foden postanowił pomóc rywalom w zdobyciu bramki. Można to poniekąd zrozumieć. City dopiero co zdobyło bramkę wyrównującą, więc wypadało sprawić, by wszystko tego wieczora wróciło do normy. Partey oddał strzał, piłka odbiła się od pleców Stonesa i wylądowała w siatce. Jeszcze nigdy w erze Guardioli defensywa City nie była tak dziurawa i nie kompromitowała się tak często. Aż żal patrzeć.

Potyczka Haalanda z Gabrielem

Gabriel czekał na ten moment od kilku dobrych miesięcy. Kiedy Martin Odegaard zdobył pierwszego gola dla Arsenalu w tym meczu, kamery uchwyciły, jak Brazylijczyk śmieje się w twarz Erlingowi Haalandowi. To oczywiście rewanż za to, że Norweg rzucił piłką w głowę Gabriela w ostatnim meczu na Etihad Stadium. Potyczka obu piłkarzy i komentarze Haalanda po końcowym gwizdku w zeszłorocznym meczu, rozgrzały rywalizację pomiędzy oboma klubami.

Wśród tej całej otoczki widać było, że Arsenal dążył dzisiaj do upokorzenia Manchesteru City. Dzięki słabiutkiej dyspozycji graczy Pepa Guardioli i doskonałemu występowi piłkarzy Kanonierów udało się to zrobić z nawiązką. Trudno wyobrazić sobie lepszy scenariusz dla kibiców The Gunners, niż to, co zobaczyli dziś na Emirates Stadium. To był wieczór, który w północnym Londynie zapamiętają na długo. A rywalizacja Haalanda z Gabrielem pewnie będzie jeszcze miała niejeden epizod.