Tym, którzy obejrzeli dzisiejsze spotkanie Aston Villi z West Hamem, delikatnie współczujemy, ale jednocześnie podziwiamy. Mecz na Villa Park nie należał do najciekawszych, a to raczej najłagodniejsze określenie, jakiego można użyć. W Birmingham oglądaliśmy dziś bowiem więcej fauli, przepychanek, interwencji sztabów medycznych, analiz VAR i wszystkiego, co nie równa się grze w piłkę nożną. Na szczęście zobaczyliśmy jakieś bramki. Po jednej w każdej połowie. Najpierw na prowadzenie wyszła Aston Villa, a następnie odpowiedział West Ham. Tym samym starcie na Villa Park zakończyło się wynikiem 1:1.  

Co z kontuzją Mingsa?

Tyrone Mings jeszcze miesiąc temu nie krył wzruszenia i ogromnej ulgi, kiedy wyszedł na boisko po niemal dwuletniej przerwie. Defensor Aston Villi przechodził żmudny i pełny trudnych momentów proces rekonwalescencji po kontuzji kolana. Pod koniec ubiegłego roku wrócił, mimo że czasami wydawało mu się, że piłki już nigdy nie kopnie. W pierwszej połowie dzisiejszego meczu wszystkie koszmary, jakie towarzyszyły mu przez ostatnie kilkanaście miesięcy, wróciły. Anglik upadł bowiem na murawę i sygnalizował, że ma problem z kolanem. Mings wyraźnie załamany opuścił boisko, a wszyscy spodziewają się najgorszego. Tu warto się zastanowić, czy rozsądne było wystawienie Mingsa na boisko po raz siódmy w ostatnich 28 dniach.

Piłkarz, który pozostawał poza grą przez tak długi okres, raczej powinien być wprowadzany do gry ostrożniej. Tutaj Mings od razu został wrzucony do gry i rozgrywał mecz za meczem. Dodatkowo kilka dni temu Villa sprzedała innego stopera Diego Carlosa. Jakby tego było mało, to Pau Torres jest kontuzjowany. Wydaje się, że Unai Emery zdawał sobie sprawę, że Mingsa nie można tak eksploatować, ale nie miał wyjścia. Na szczęście obrazki z końcówki meczu, na których Mings uśmiechnięty wraca na ławkę, dodają trochę otuchy. Mimo to na Villa Park nikt nie powinien aż tak igrać ze zdrowiem swojego piłkarza, który był bliski zakończenia swojej kariery.

Debiut Malena

Na Villa Park mogliśmy dziś oglądać piłkarza, który kilka dni temu przyszedł do Aston Villi. W barwach The Villans zadebiutował były piłkarz Borussi Dortmund Donyell Malen. Holender dołączył do drużyny Unaia Emery’ego za 23 miliony euro. Hiszpański szkoleniowiec uznał za priorytet ściągnięcie wszechstronnego piłkarza do ofensywy. Tym bardziej że z klubu odszedł Jaden Philogene, który zasilił szeregi Ipswich Town.

Dzisiejszy mecz Malena nie był wyjątkowy na tyle, by kibice wspominali go przez następne tygodnie. Holender zameldował się na boisku w 65. minucie, zmieniając Leona Bailey’a. Zaliczył kilkanaście kontaktów z piłką, wygrał tylko jeden pojedynek i oddał jeden strzał. Malen z pewnością będzie potrzebował czasu na aklimatyzację i przyzwyczajenie do systemu Emery’ego. Tym bardziej że z Dortmundu nie odchodził jako wielka gwiazda i zawodnik generujący fenomenalne liczby. Fani Villi z pewnością liczą, że pod wodzą Hiszpana zrobi krok do przodu.

West Ham potrzebuje napastnika

West Ham to bardzo ciekawy przypadek. Od kilku lat regularnie wydają duże pieniądze na nowych napastników, a dziwnym trafem żaden nie okazał się snajperem, na którym Młoty mogą opierać swoją ofensywę. Tę płytę odtwarzaliśmy już kilka razy, ale trzeba włączyć ją ponownie. Dzisiejszy mecz dobitnie pokazał, że ekipa z Londynu potrzebuje porządnej „dziewiątki”. Lucas Paqueta grający jako fałszywy napastnik spisał się naprawdę przyzwoicie. Generował zagrożenie i w kilku sytuacjach był blisko zdobycia bramki. Akcje West Hamu często kończyły się jednak brakiem ostatniego podania lub zdecydowania pod bramką rywala.

Trudno powiedzieć, czy lekiem na te problemy jest Jhon Duran. West Ham kilka dni temu złożył ofertę za napastnika Aston Villi, która została odrzucona. Dziś Kolumbijczyk ponownie wszedł na boisko z ławki rezerwowych, ale do siatki nie udało mu się trafić. W biurach dyrektorskich West Hamu jest gorąco. Fani żądają poprawy wyników. Zobaczymy, czy jeszcze tej zimy w klubie pojawi się nowa „dziewiątka”, która pomoże im wypełnić luki w ataku.