Wygląda na to, że Marcus Rashford jest blisko odejścia z Manchesteru United. Postępowanie klubu, sygnały od dziennikarzy, a nawet słowa samego Anglika wskazują, że wychowanek Czerwonych Diabłów znalazł się w sytuacji, o jakiej do tej pory nie było jeszcze mowy. Wydaje się jednak, że sprawy zmierzały w tym kierunku już od pewnego czasu.

Artykuły odwołujące się do nie do końca satysfakcjonującego zachowania poza murawą i braku dojrzałości. Brak miejsca w kadrze na derby Manchesteru. Ruben Amorim sugerujący, że o jego wyborze zadecydowały nie tylko względy sportowe, ale i cała „otoczka” dookoła piłkarza. Doniesienia, że klub jest gotowy go sprzedać. I wreszcie rozmowa z Henrym Winterem, podczas której sam zasugerował, że pogodził się z perspektywą odejścia. W ostatnich dniach, nawet pomimo tego, że Manchester United po raz pierwszy od dawna pokonał w derbach City, doniesienia medialne dookoła klubu zdominował jeden temat – Marcus Rashford.

Wygląda na to, że koniec historii Anglika na Old Trafford jest tak blisko, jak nigdy wcześniej. Wielu fanów Premier League zapewne wciąż pamięta nastoletniego wychowanka Czerwonych Diabłów, wchodzącego do drużyny z drzwiami i futryną, zachwycającego cały piłkarski świat. Miał być liderem. Gwiazdą prowadzącą 20-krotnych mistrzów Anglii do odrodzenia. To jednak historia naznaczona pewną dozą rozczarowania. Dziś fani United mogą bowiem oglądać 27-latka, który pod wieloma względami wciąż jest tym nieopierzonym nastolatkiem – zawodnikiem wciąż niegotowym, żeby regularnie dźwigać ciężar spoczywających na nim oczekiwań.

Złe sygnały przed derbami

Turbulentny tydzień z Rashfordem w roli głównej należałoby zacząć od szybkiego przypomnienia jego występu z Viktorią Pilzno. Anglik, choć w 13. kolejce Premier League ustrzelił dublet przeciwko Evertonowi, wychodząc w podstawowym składzie, kolejne dwa ligowe spotkania – z Arsenalem i Nottingham Forest – rozpoczynał z ławki. Oba zakończyły się porażkami, a trener Amorim postanowił dać mu kolejną szansę przy okazji wyjazdu do Czech. Wystawił go od pierwszej minuty, ale skończyło się fatalnym występem, zakończonym zmianą jeszcze przed upływem 60 minut. W momencie jego zmiany United przegrywali, ale po niej zdołali odrobić straty i odwrócić losy spotkania, aby zwyciężyć 2:1.

Po meczu słusznie zwracano uwagę na słabą postawę Rashforda – nieefektywnego, zagubionego, niezdolnego, żeby zrobić różnicę na tle zdecydowanie niżej notowanego rywala. Można było czuć, że notowania wychowanka, nawet pomimo zdobycia trzech bramek pod batutą nowego szkoleniowca, stoją nisko. 56 minut spędzone na murawie stadionu w Pilźnie na pewno mu nie pomogło. Niezadowolenie wyrazili nawet kibice, żegnający go buczeniem.

Minęło trochę ponad 48 godzin, a w dzień derbów z City na łamach Telegraph pojawił się artykuł autorstwa Jamesa Duckera, traktujący – no właśnie – o wątpliwościach dotyczących przyszłości piłkarza. Ducker zwracał w nim uwagę na fakt, że niełatwo jest odnaleźć się w poszukującej tożsamości od lat, miotającej się niekiedy od ściany do ściany drużynie. Przyznawał, że wciąż ustawiany jest na różnych pozycjach w celu odnalezienia odpowiedniej dyspozycji. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że jego publikacja w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o przyczyny zagubienia Rashforda, zwraca uwagę na jeden kluczowy aspekt: mentalność. Pojawiły się nawiązania do życia pozaboiskowego, m.in. styczniowej eskapady do klubu w Belfaście, zakończonej opuszczeniem treningu. Niemniej, większe wrażenie robią wypowiedzi źródeł z klubu, sugerujące, że problem leży również w postawie samego Anglika, opisywanego jako człowieka, do którego bardzo trudno dotrzeć.

Możesz z nim odbyć, jak się wydaje, bardzo produktywną rozmowę, a następnego dnia wygląda, jakby słowa wleciały jednym uchem, a wyleciały drugim”­ – twierdziło jedno z nich.

Wiem, że zgodnie z aktem urodzenia ma 27 lat, ale pod innymi względami bliżej mu do 18-latka, trzeba go odpowiednio wspierać” – mówiło kolejne.

Te słowa budowały obraz piłkarza dość problematycznego, tylko pogłębiając coraz bardziej popularne wśród fanów Czerwonych Diabłów wrażenie, że marzenia o drzemiącej w nim kolejnej wielkiej gwieździe wyszkolonej w Carrington należy wsadzić między bajki. Sezon zaczął słabo, niespecjalnie odnajdował się w układance Amorima, do tego jeszcze takie sygnały zza kulis. A potem nadeszła przedmeczowa gorączka. I znów nazwisko „Rashford” zaczęto odmieniać przez wszystkie przypadki.

Garnacho? Zrozumiałe. Rashford? Enigma

Jak się okazało, Marcus Rashford i Alejandro Garnacho nie znaleźli się w kadrze zabranej przez Manchester United na Etihad. Co więcej, nie było to podyktowane urazami. Amorim otwarcie poinformował, że to on podjął decyzję, a obaj piłkarze pod jego okiem trenowali w dniu meczu. W przypadku Argentyńczyka łatwo połączyć kropki: w dniach poprzedzających mecz z City pojawiło się sporo plotek mówiących, że to on (lub też jego brat) stanowi jedno ze źródeł przecieków składów meczowych Czerwonych Diabłów, krążących po sieci przed spotkaniami. Sprawa starszego z tej dwójki wyglądała bardziej enigmatycznie. Fakt, że jeszcze tego samego dnia ukazał się artykuł sugerujący nie do końca profesjonalne podejście, pozwalał jednak połączyć pewne kropki. Zwłaszcza w zestawieniu ze słowami trenera.

Oceniamy wszystko. Postawę na treningach, podczas meczów, relacje z kolegami z drużyny, to jak są zmotywowani do osiągnięcia więcej. Gdy dokonujemy analizy, dokonując wyborów personalnych, bierzemy pod uwagę wszystkie aspekty. To po prostu mój wybór, prosta sprawa”tłumaczył.

Tok rozumowania Portugalczyka i artykuł Duckera zdawały się składać w pewną logiczną całość. A jeśli przypomnimy sobie, jak wyglądały relacje Rashforda z poprzednimi trenerami, możemy zauważyć, że to nie pierwszy raz, gdy pojawiają się wątpliwości dotyczące jego skupienia na obowiązkach. Dodatkowo szkoleniowiec nie znalazł się pod wielką presją z powodu swojego wyboru. Wszak udało się wygrać pomimo nieobecności dwóch ważnych jeszcze do niedawna graczy.

Amorim jak trzech poprzedników

Już w październiku 2021 roku Ole Gunnar Solskjær sugerował, że jego ówczesny podopieczny powinien „skupić się na futbolu” i go „priorytetyzować”. W tej samej wypowiedzi odnosił się również do jego działań pozaboiskowych, mając na myśli m.in. godną docenienia działalność charytatywną, ale w ten sposób mógł też próbować „przykryć” wiadomość wysłaną skrzydłowemu.

Następca Norwega, Ralf Rangnick, stawiał na wychowanka dużo rzadziej od Solskjæra. Anglik często zaczynał u niego mecze na ławce. Pojawiały się informacje, że nie jest zadowolony ze współpracy z tymczasowym menedżerem, ale ten im zaprzeczał, stwierdzając nawet, że jeśli czuje się źle, to może odejść. Z kolei pytany o małą liczbę minut Rashforda, przekonywał, że potrzebuje odbudowy pewności siebie. I stwierdził:

Jedyne, co możemy zrobić, to regularnie z nim rozmawiać i tłumaczyć, czego oczekujemy i co powinien zrobić. Resztę musi zrobić sam”.

Pomimo wielkiego zaufania ze strony Erika ten Haga, niemal w całości opierającego pomysł na grę w ofensywie właśnie na Rashfordzie, ten podpadał kilkukrotnie również podczas jego kadencji. Przed meczem z Wolverhampton, w debiutanckim sezonie Holendra, trener posadził go na ławce po spóźnieniu na zbiórkę. Jak potem przyznał sam zawodnik, stawił się 45 sekund za późno. W przerwie jednak trener wpuścił go z ławki, a ten odpłacił się, zapewniając drużynie wygraną 1:0. Okazało się, że taki znak ostrzegawczy nie podziałał całkowicie skutecznie.

W październiku 2023 roku, po derbowej przegranej 0:3 z City na Old Trafford, Anglik wybrał się do klubu, aby świętować ze znajomymi swoje urodziny. Oczywiście taka decyzja szybko wywołała niemałe zamieszanie. Do sprawy odniósł się również Ten Hag.

Wiem o tym, rozmawiałem z nim. To nieakceptowalne. Powiedziałem mu o tym, a on przeprosił. Dla nas to sprawa wewnętrzna. Jest bardzo zmotywowany, żeby się odkuć” – tłumaczył na konferencji prasowej kilka dni później.

Nie minęły jednak nawet trzy miesiące, a gwiazdora znów przyłapano w klubie – tym razem podczas nocnej imprezy w Belfaście. Według doniesień The Athletic, spędzał tam czas w nocy ze środy na czwartek i z czwartku na piątek. W piątek z kolei Ten Hag poinformował, że podopieczny nie brał udziału w treningu, gdyż zgłosił niedyspozycję. Rashforda zabrakło w kadrze meczowej na kolejny mecz – w Pucharze Anglii z Newport County.

Czy więc Amorim dołączył do grona kilku kolejnych szkoleniowców, którzy mieli zarzuty co do jego skupienia na futbolu? Można się tylko domyślać, ale biorąc pod uwagę, że nie byłby to pierwszy taki przypadek, istnieje możliwość, by uznać to za prawdopodobny scenariusz.

Rashford na poziomie Bowena?

Ostatecznie jednak kluczową sprawą jest postawa na boisku. A ta w tym przypadku również pozostawia sporo do życzenia. Oczywiście, można zwrócić uwagę, że Marcus Rashford to najskuteczniejszy zawodnik, jakiego miał Manchester United w erze postfergusonowskiej. Sęk jednak w tym, że kibice dalej czekają, aż stanie się prawdziwym liderem. Bo choć pokazywał, że go na to stać, nigdy nie był w stanie utrzymać takiej dyspozycji na dłużej.

Ci, którzy wierzą w 27-latka, najczęściej odwołują się do jego najlepszych sezonów: 2019/20 i 2022/23, gdy wykręcał najlepszy wynik strzelecki w lidze – po 17 goli. W tym drugim osiągnął nawet granicę 30 trafień na wszystkich frontach. Jeśli jednak przyjrzymy się obu z nich bliżej, to zwrócimy uwagę na kluczową prawidłowość: w obu przypadkach Anglik mocno poprawiał bilans strzelecki krótkim, bardzo udanym okresem.

2019/20: 17 goli w lidze (22 na wszystkich frontach) | z tego 11 (16) od 20.10. do 11.01.

2022/23: 17 goli w lidze (30 na wszystkich frontach) | z tego 10 (17) od 21.12. do 26.02.
Peakiem Rashforda były zrywy, a nie długie okresy, gdy potrafił naprawdę pociągnąć drużynę, jak prawdziwi piłkarze klasy światowej. Jego zwyczajowe statystyki to coś, co u graczy z najwyższej półki kojarzy się wręcz z małym kryzysem. Wychowanek United strzela średnio 11,4 gola na pełen sezon gry w Premier League (nie uwzględniamy debiutanckiej i aktualnej kampanii, gdyż obie są niepełne). Nie jest to liczba powalająca na kolana. Jeśli pominiemy jeszcze wspomniane wcześniej kampanie z okresami „zrywów”, to jego średni dorobek bramkowy w lidze będzie wynosił niewiele ponad siedem goli na rok – to jest stabilny poziom Anglika. Tylko w czterech z ośmiu pełnych sezonów w angielskiej ekstraklasie wykręcił dwucyfrową liczbę trafień.

Pod koniec listopada popularność na X-ie zdobyło zresztą porównanie statystyk Anglika innego skrzydłowego, Jarroda Bowena. Jeśli zestawimy ich liczby ligowe od początku sezonu 2020/21 (pierwszego spędzonego przez Bowena w całości w West Hamie), to… otrzymamy bardzo podobne liczby. Podkreślmy jeszcze raz – w porównaniu z graczem Młotów, które w międzyczasie kończyły nawet na 14. lokacie! I rzuty karne również nie zaburzają tego porównania – obaj w rzeczonym okresie wykorzystali po dwa.

Zestawienie to jest wymowne z jeszcze jednego powodu. Skrzydłowy The Irons zarabia dwukrotnie mniej od zawodnika Czerwonych Diabłów. Portal Capology podaje podstawową pensję Bowena jako 150 tysięcy funtów. Rashforda – 300. No i tu dochodzimy do istotnego pytania – czy ten drugi rzeczywiście jest wart takich pieniędzy.

Raz na trzy lata, przez około dwa-trzy miesiące – jak najbardziej. W szerszej perspektywie można mieć jednak uzasadnione wątpliwości. To gracz zrywów, krótkich, dobrych okresów, pokazujących pełnię jego ogromnego potencjału. Nie jest jednak w stanie prezentować go stale. Od końcówki kampanii 2022/23 można kojarzyć jego częstsze oblicze – gracza nieregularnego, apatycznego, niezaangażowanego w działania defensywne, bardzo czułego na krytykę, a przy okazji nieskutecznego i frustrującego – przynajmniej w porównaniu do Rashforda „w sztosie”, potrafiącego wejść na fenomenalny poziom nawet pomimo gry z trapiącą go kontuzją.

Gotów na nowe wyzwania”

Pojawia się kolejne zasadne pytanie: czy w obliczu planów przebudowy zespołu, resetu jego mentalności i wprowadzenia nowej filozofii, Marcus Rashford nie jest przypadkiem jednym z pierwszych nazwisk, które powinny opuścić Manchester United? Spina się to pod kilkoma względami.

To zawodnik grający na Old Trafford od niemal dekady. Gracz utożsamiany z latami chudymi, frustrującymi kibiców. Jedno z ogniw łączących kilka zawodzących ekip różnych trenerów. A rzeczywista, prawdziwa przebudowa, powinna opierać się właśnie na wymianie kluczowych ogniw, a nie ich „obudowy”. Tylko tak można wpłynąć na całość drużyny. Zresztą, biorąc pod uwagę pozaboiskowe historie dotyczące Anglika, może mieć to pozytywny wpływ dla standardów mentalnych.

Mamy też podejście czysto biznesowe. Możliwości United na rynku transferowym mocno ograniczają zasady PSR, dotyczące dopuszczalnych strat. Gracz nieuzasadniający swojej szalenie wysokiej pensji stanowi poważne obciążenie budżetu. INEOS ciął już wydatki, redukując zatrudnienie pracowników „szeregowych”, podziękował też za współpracę Sir Alexowi Fergusonowi, który pełnił funkcję ambasadora. Jeżeli ich gwiazda szybko nie zmieni swojej sytuacji, to niedługo może znaleźć się na liście priorytetowych pensji do zredukowania, o ile już na niej nie widnieje. Dodatkowo przecież sprzedaż wychowanka zapisana zostanie w księgach jako czysty zysk, więc finansowo to podwójnie kusząca perspektywa. Plotki o tym, że temat oddania go do innego klubu jest poważnie brany pod uwagę, najprawdopodobniej nie biorą się znikąd.

No i oczywiście mamy też stanowisko samego piłkarza. Ten, kilka dni po wygranych derbach z City, w rozmowie z Henrym Winterem zdawał się sugerować, że poważnie rozmyśla nad opuszczeniem Old Trafford.

Osobiście uważam, że jestem gotowy na nowe wyzwanie i kolejne kroki. Gdy odejdę, nie odbędzie się to w złej atmosferze. Nie będę mówił o Manchesterze United nic złego. Taki po prostu jestem. Jeśli będę wiedział, że sytuacja wygląda źle, nie będę jej pogarszał. Widziałem, jak odchodzili inni piłkarze i nie chcę być taki, jak oni. Odchodząc, przygotuję pożegnanie i to będzie na tyle” – mówił.

Wygląda więc na to, że naprawdę dopuszcza możliwość odejścia z klubu. Jak dokładnie interpretować jego słowa? Czy to szczere przyznanie, że nie warto kontynuować wypalającej się relacji i sygnał, że jeśli zarząd postanowi się z nim rozstać, nie będzie stawał okoniem? A może delikatna groźba, stanowiąca ostrzeżenie: „jeśli sytuacja się nie zmieni, to poszukam szczęścia gdzie indziej”? Każdy może ocenić to sam. Niewykluczone jednak, że te słowa niespecjalnie przypadły do gustu przełożonym, bo zgodnie z ostatnimi doniesieniami, Rashford nie znalazł się w grupie zawodników jadących na ćwierćfinał Pucharu Ligi, w którym Manchester United zmierzy się z Tottenhamem. Należy jednak zaznaczyć, że rozmowa z Winterem (zgodnie z deklaracją samego dziennikarza) była ustalona z tygodniowym wyprzedzeniem. Sam fakt udzielenia wywiadu nie stanowił więc reakcji na odsunięcie od składu w derbach.

Problematyczne rozstanie?

Jak rozstrzygnie się ta sytuacja? Mocno prawdopodobne wydaje się rozstanie. Amorim przekonuje jednak, że nie skreśla podopiecznego, że chce pomóc mu się odbudować. „Odbudowa Rashforda” to jednak zadanie stawiane przed każdym kolejnym menedżerem United. I biorąc pod uwagę fakt, że każdy z nich staje przed nim ponownie, można uznać je za mission impossible.

Zakończenie tego mariażu jednak nie będzie oczywiste. Wszak trzeba znaleźć chętnego na kupno piłkarza, który od połowy marca strzelił zaledwie siedem goli i od dziewięciu miesięcy nie ma nawet miejsca w reprezentacji. A przecież nikt nie odda go za półdarmo. Do tego pozostaje też kwestia jego wysokiego uposażenia. Znalezienie chętnego może więc stanowić wyzwanie. Latem pojawiały się doniesienia o zainteresowaniu Paris Saint-Germain, ale zdementował je pracujący przy klubie z Old Trafford dziennikarz The Athletic, Laurie Whitwell. Wygląda więc na to, że skrzydłowy Czerwonych Diabłów nie ma wielu adoratorów – co zresztą nie musi dziwić.

Rozstanie na aktualnym etapie będzie pełne żalu. Wielu fanów pamięta przecież magiczne wejście, jakim Marcus Rashford rozkochał w sobie Manchester United. Dublet w debiucie z Midtjylland. Kolejne dwa gole w następnym meczu z Arsenalem. Świetne trafienie w pierwszych derbach Manchesteru po założeniu siatki Martinowi Demichelisowi.

Na późniejszym etapie mieliśmy m.in. rzut karny w Paryżu czy gola w zwycięskim finale Pucharu Ligi. Takie momenty sprawią, że Anglik zostanie zapamiętany na zawsze, ale – no właśnie – to tylko momenty. To świetny człowiek, można wręcz powiedzieć, że filantrop. Piłkarz o wielkim talencie, ale chyba nigdy go w pełni nie wykorzystał, przez lata dzieląc fanów United. Jego krytycy i zwolennicy długo nie mogli znaleźć wspólnego języka, a prawda zapewne leżała gdzieś po środku. Krytyka często mogła być zbyt ostra i przesadzona. Z kolei obrońcy Anglika stracili poczucie czasu i wciąż widzieli w nim młodziutkiego, rozwijającego się nastolatka, wymagającego wsparcia. Tymczasem bliżej mu już do 30-tki, niż do lat nastoletnich.

Marcus Rashford chyba nigdy tak naprawdę nie dojrzał do tego, by stać się liderem, którego w trudnym czasie potrzebował Manchester United. Można wręcz zastanawiać się, czy jest w czymkolwiek lepszy, niż trzy-cztery sezony temu. W pewnym momencie zatrzymał się w rozwoju, trafił na trudny do przebicia szklany sufit. Może, aby udało się w końcu to zrobić, konieczna jest zmiana otoczenia?

W razie rozstania może być smutno, może pojawić się żal. Ale powodów do załamania nie będzie. Z każdym kolejnym upływającym rokiem szanse na to, że ta relacja da lepsze efekty, znacząco maleje. I chyba nawet nowe władze i trener zadają sobie to samo pytanie, co coraz większa część kibiców. Ile można jeszcze czekać?