Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 10. kolejki Premier League.
EMILLIANO MARTINEZ
Argentyńczyk przepuścił w sobotnim spotkaniu aż cztery bramki i mówiąc wprost, nie pomógł drużynie w osiągnięciu dobrego rezultatu w pojedynku z Tottenhamem. Były gole, przy których 32-latek nie miał za dużo do powiedzenia, bo piłka zmierzała właściwie do pustej bramki, jednak chociażby przy bramce na 2:1 powinniśmy oczekiwać od niego lepszej postawy. Finalnie Dominic Solanke ograł bramkarza The Villans jak dziecko i zmylił go prostą podcinką. Można mieć też wątpliwości przy strzale Jamesa Maddisona z rzutu wolnego. Tutaj trzeba oczywiście oddać Anglikowi świetne uderzenie, jednak Argentyńczyk z niewiadomych przyczyn ruszył do tej piłki w zwolnionym tempie.
KYLE WALKER
Doświadczony Anglik wrócił do podstawowego składu po czteromeczowej pauzie i wyglądał, jakby jeszcze nie był w rytmie. Antoine Semenyo i Milos Kerkez szaleli na jego stronie i nie potrafił sobie z nimi poradzić. Węgier obiegł go przy obu trafieniach dla Bournemouth. Zaskakująco słabe zawody 34-latka.
KONSTANTINOS MAVROPANOS
Grek rozegrał słabe spotkanie, właściwie jak cała obrona West Hamu, jednak dodatkowo zawalił przy pierwszej bramce dla Nottingham Forest. Ruszył wyraźnie spóźniony do kompletnie osamotnionego na lewej flance Alexa Moreno. Kiedy już dobiegł do 31-latka, to dał się ograć jak dziecko. Hiszpan odprowadził piłkę do końcowej linii boiska, a później perfekcyjnie dograł na głowę niezawodnego ostatnio Chrisa Wooda. Oprócz tego w grze Mavropanosa było sporo niedokładności i przegranych pojedynków. W oczy rzucały się zwłaszcza nieudane dalekie zagrania, na sześć prób tylko dwa trafiły do adresata.
JEAN-CLAIR TODIBO
O ile w pierwszych minutach wyglądał na spokojnego, o tyle czym dalej w las, tym tylko gorzej. To on sprokurował pierwszą bramkę dla Forest, bo jego próba przecięcia dośrodkowania ze strony Alexa Moreno okazała się kompletnie nieudana, co pozostawiło Chrisa Wooda w polu karnym samemu sobie. Jego faul w drugiej połowie tuż na skraju pola karnego dał stały fragment gospodarzom, co ci skrzętnie zamienili na drugie trafienie. Przy trzecim golu z kolei postanowił zabawić się w Leo Messiego, próbując lekką podcinką przelobować Ole Ainę. To zagranie wyszło mu równie skutecznie jak wspomniane przecięcie wrzutki, a były gracz Chelsea przejął piłkę i uderzył z dystansu, ustalając wynik meczu na 0:3 z perspektywy Młotów.
PAU TORRES
Nie ma co robić z niego głównego winowajcy porażki 1:4 na terenie Tottenhamu, bo jeśli coś zawodziło w defensywie, to raczej było to dzieło „ogółu”. Cztery stracone bramki to jednak poważny kamyczek do ogródka. A kolejnym, naprawdę poważnym, jest nieodpowiedzialne podanie na własnej połowie, które skończyło się odbiorem piłki przez Koguty i szybkim atakiem zakończonym golem na 2:1 dla londyńczyków. Aston Villa nie potrafiła się już potem podnieść.
KALVIN PHILLIPS
Ipswich zmierzało po pierwsze zwycięstwo po awansie do Premier League, ale plany pokrzyżowała im czerwona kartka dla Phillipsa. Wypożyczony z Manchesteru City pomocnik obejrzał drugą żółtą kartkę za nieodpowiedzialne wejście nakładką na krawędzi pola karnego rywali. Taki atak, w takim miejscu, ze świadomością, że masz na koncie już jedno „żółtko”? Tak doświadczony zawodnik powinien jednak lepiej przekalkulować. Zwłaszcza że skończyło się stratą prowadzenia.
EDSON ALVAREZ
Ciężko jest logicznie wytłumaczyć postawę Meksykanina na City Ground. Najpierw nawet nie spróbował skoczyć do główki z Chrisem Woodem przy pierwszej bramce gospodarzy, gdy błąd popełnił Todibo, pozwalając snajperowi swobodnie złożyć się do strzału. Pod koniec pierwszej połowy natomiast postanowił uciąć wszelkie nadzieje fanów West Hamu choćby na remis. Bezsensownie wjechał „saniami” w Anthony’ego Elangę, zasłużenie wylatując z boiska (wcześniej miał już bowiem żółtą kartkę na koncie). To jego druga czerwień w tym sezonie (podobny wyczyn zaliczył w spotkaniu z Liverpoolem) i wydaje się, że Julen Lopetegui na dłuższy okres powinien odsunąć go od wyjściowego składu.
ALEXIS MAC ALLISTER
Liverpool odniósł ważne zwycięstwo z Brighton, ale Alexis Mac Allister na pewno nie może być zadowolony ze swojego występu. Argentyńczyk wyglądał bardzo mizernie podczas starcia ze swoją byłą drużyną. Niejednokrotnie brakowało dokładności w jego zagraniach. Nie potrafił stworzyć zagrożenia pod bramką rywali lub chociaż zapoczątkować bramkową szansę dla The Reds. Doczepić można się również do jego gry w defensywie. W 45. minucie gry został ukarany żółtą kartką. Trener Arne Slot widział jego słabą dyspozycję i ściągnął go na ławkę rezerwowych po nieco ponad godzinie gry. Później ekipa z Merseyside zdołała jeszcze odwrócić losy meczu.
LEANDRO TROSSARD
Belg kompletnie nie mógł się odnaleźć w starciu z Newcastle United. Reprezentant Czerwonych Diabłów długimi fragmentami był całkowicie nieobecny, a w chwilach, gdy w końcu udawało mu się dojść do głosu najczęściej dopuszczał się niewymuszonych strat. Bardzo łatwo tracił futbolówkę i nie potrafił wywrzeć pozytywnego wpływu na grę ekipy z czerwonej części północnego Londynu.
ERLING HAALAND
Norweg nie przyzwyczaił nas do pojawienia się w antyjedenastkach kolejki, ale ostatnio zdarza mu się to coraz częściej. Tym razem nie mieliśmy wyboru i po prostu musieliśmy go tutaj umieścić. Napastnik panujących wciąż mistrzów Anglii nie radził sobie z kryciem Marcosa Senesiego. Kiedy jednak w końcu udało mu się urwać defensorom Bournemouth, zmarnował świetną okazję na wyrównanie w ostatnich minutach meczu. Zdecydowanie nie był to udany występ króla strzelców minionej kampanii angielskiej ekstraklasy.
GABRIEL MARTINELLI
Brazylijczyk został „schowany do kieszeni” przez Tino Livramento. Skrzydłowy wicemistrzów Anglii zupełnie mógł sobie poradzić z kryciem młodego bocznego obrońcy Newcastle United. Zawodnik The Gunners odstawał od niego zarówno na tle szybkościowym, jak i fizycznym. Martinelli wielokrotnie tracił piłkę, gdy niepotrzebnie wdawał się w drybling lub niecelnie podawał do swoich kolegów. Fani Kanonierów mogą być bardzo sfrustrowani jego dyspozycją w minionej serii gier.