Benjamin Mendy stara się odzyskać 11 milionów funtów zaległych wynagrodzeń od swojego byłego klubu. Francuz twierdzi, że niesłusznie potraktowano go po zawieszeniu w związku z zarzutami o przestępstwa seksualne. Ostatecznie został z nich oczyszczony.

Podczas rozprawy przed trybunałem pracy, o której informowaliśmy już wcześniej, Mendy ujawnił, że kilku jego kolegów z drużyny, w tym kapitan, uczestniczyli w imprezach. Organizował je sam zainteresowany w czasie lockdownów związanych z pandemią. Piłkarz twierdzi, że wszyscy spożywali alkohol i mieli „luźne relacje z kobietami”. Mendy argumentuje, że choć jego zachowanie nie było właściwe, Manchester City niesprawiedliwie ukarał akurat jego. Klub zawiesił mu wówczas wypłaty wynagrodzenia. Podczas gdy inni piłkarze, którzy brali udział w podobnych imprezach, nie zostali w żaden sposób ukarani finansowo.

„Różnica między mną a innymi zawodnikami Manchesteru City polega na tym, że to mnie fałszywie oskarżono o gwałt i publicznie upokorzono. Raheem Sterling, Bernardo Silva i Riyad Mahrez pożyczyli mi pieniądze, aby pomóc w opłaceniu moich kosztów prawnych i utrzymaniu rodziny”.

Mendy dołączył do Manchester City z AS Monaco w 2017 roku za 52 miliony funtów, wygrywając trzy tytuły Premier League.

„W żadnym momencie Manchester City nie przeprosił mnie ani nie przyznał, jak ich działania niemal kosztowały mnie wszystko” – zakończył Mendy.

Obecnie 30-latek grający dla Lorient w Ligue 2 złożył sprawę przeciwko Manchesterowi City. Stwierdził, że doszło do nieautoryzowanych potrąceń z jego wynagrodzeń. Jego kontrakt obejmował bonusy w wysokości 900 000 funtów za rozegranie 60% meczów. Dodatkowo milion funtów za awans City do Ligi Mistrzów oraz roczną kwotę 1,2 miliona funtów z tytułu praw do wizerunku.

Manchester City argumentował, że po jego zawieszeniu przez FA i warunkach zwolnienia za kaucją nie mieli obowiązku kontynuowania wypłat. Benjamin Mendy nie mógł wówczas pełnić swoich obowiązków jako piłkarz.